Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

▲▼ ROZDZIAŁ 11 ▼▲

   Lubiła gorzki smak kawy o poranku. To była jej codzienna rutyna, nim szła do pracy. Naprawdę niewiele jej brakowało do bycia człowiekiem. Trzymając kubek oburącz podereptała do pokoju, w którym spał Dipper. Drzwi były uchylone i zaskrzypiały cicho, kiedy otworzyła je szerzej. Spał na brzuchu z twarzą wtuloną w poduszkę; nie wiedziała dlaczego uśmiechnęła się na ten widok. Nie miała też pojęcia dlaczego podeszła bliżej. Musiała się dobrze przyjrzeć, aby dostrzec na plecach chłopaka symbole podobne do tych, które widziała przy ich pierwszym spotkaniu. Były jakby wyryte na jego skórze; z trudem powstrzymała się od dotkniecia ich. Trójkąt z okiem? - Zdziwiła się. - Znam go - przypomniała sobie. - To o nim wczoraj mówił? - Marszcząc brwi, przeniosła wzrok na twarz bruneta. Wyglądał tak spokojnie... - Może lepiej go o to nie pytać - uznała, wychodząc z pokoju. Na blacie w kuchni zostawiła mu wiadomość, że wychodzi. Aby żyć tu, wśród ludzi, musiała mieć jakąś pracę. Oczywiście, że mogłaby opuścić ten wymiar i znaleźć sobie taki, w którym nikt jej nie znajdzie. Ale co to byłoby za życie? Teraz przynajmniej dzieje się coś ciekawego. Uśmiechnęła się pod nosem, a jej myśli powędrowały w kierunku Pines'a.

   - Znalazłem cię. - Odwróciła się, ale za sobą zobaczyła jedynie psa. - Tęskniłaś, moja Pani? - Po chwili spowiła go czarna mgła, z której wyszedł nie kto inny jak Fene.

   - Dawno się nie widzieliśmy - zakpiła. Nie miała ochoty się z nim teraz bawić. - Czego chcesz? - Posłała mu pełne pogardy spojrzenie.

   - Czego chcę? - Powtórzył, jakby zdziwiony. - A jak myślisz? Porzuciłaś mnie. - Warknął, co spotkało się z głośnym westchnięciem ze strony demonicy.

   - Jaki ty jesteś żałosny - przewróciła oczami. - Bywa! - Rozłożyła ręce. - C'est la vie, mój drogi - puściła mu oczko.

   - Nie pogrywaj ze mną. - Ostrzegł, ukazując swoje zaostrzone, śnieżnobiałe zęby.

   - Bo co? - Wciąż patrzyła na niego z wyższością. - Nie zapominaj, że jestem od ciebie silniejsza. - Przypomniała.

   - Kiedyś byłaś - poprawił ją. - Osłabłaś, czuję to - zmarszczył nos. Ona natomiast szybkim ruchem przybiła go do ściany budynku, mocno wbijając paznokcie w jego szyję. Nie będzie podważał jej potęgi, nie pozwoli sobie na to.

   - Uważaj na słowa Fene, bo przysięgam, że nie ręczę za siebie. - Głos czarnowłosej wręcz ociekał jadem. Ten jednak niezbyt przejął się jej groźbą i odepchnął ją na tyle mocno, że z trudem złapała równowagę. To było coś nowego.

   - Dalej uważasz, że jesteś silniejsza? - Powoli ruszył w jej stronę.

   - Niezły ruch - przyznała z uśmiechem. - Ale zapomniałeś - wyprostowała się; nie odniosła żadnych obrażeń - że to moją moc nosisz w sobie - oczy Natalii błysnęły złowieszczym, fioletowym blaskiem i po chwili chłopak leżał na ziemi, zwijając się z bólu. - Mogę ci ją odebrać w każdej chwili - nie mógł oddychać. - To JA cię stworzyłam, więc i JA mogę cię zniszczyć. - Wysyczała, kucając obok niego. - Nigdy ze mną nie wygrasz. - Dodała, patrząc jak w oczach zbierają mu się łzy, a ciało ogarniają konwulsje. - Więc ciesz się, że pozwalam ci żyć - ból ustał. Patrzył z nienawiścią w miejsce, w którym przed chwilą stała. Upokorzyła go. Zakasłał i gdy odsunął rękę od ust, zobaczył krew. Przewrócił się na plecy, zamykając oczy.

   - Twoja moc, co? - Wykrztusił, uśmiechając się lekko. - W takim razie uczynię ją moją i cię zabiję - stwierdził. - Co ty na to? - Zaśmiał się, ale po chwili zaczął kasłać. Zobaczymy kto wygra - dokończył w myślach.

   Dlaczego mnie nie zabiłaś? - Zastanawiał się, obserwując jak idzie do baru. - Dlaczego pozwoliłaś mi żyć? - Zmarszczył brwi. - Dlaczego teraz, uciekasz i chowasz się po kątach jak szczur, zamiast się ze mną zmierzyć? - To był kolejny powód, dla którego nienawidził czarnowłosej. Bo przestała być sobą. Zmiękła. Zczłowieczała. Nie mógł już na nią patrzeć, więc zniknął.

△▽

   Dippera tymczasem obudził głośny dźwięk dzwonka; ktoś do niego dzwonił. Na ślepo odnalazł telefon i przeciągnął zieloną słuchawkę.

   - Mabel? - Powiedział zaspanym głosem, przecierając oczy. - Co się dzieje? - Ziewnął.

   - To ja powinnam o to pytać! - Odsunął słuchawkę od ucha; była stanowczo za głośno. - Miałeś dzwonić codziennie, a nie odzywasz się od dwóch dni! - Gdyby mogła to pewnie zdzieliłaby go w łeb za to.

   - Sister, uspokój się - przewrócił się na plecy. - Nic mi przecież nie jest - przysłonił oczy ręką.

   - Martwię się o ciebie - zeszła z tonu.

   - Wiem - przyznał. - Ale nie jestem jeszcze aż tak głupi - dodał.

   - Dalej jesteś w Kalifornii?

   - Tak - zastanawiał się, która jest godzina.

   - Może przyjadę do ciebie? - Zaproponowała.

   - Nie - podniósł się, w myślach już układając najczarniejsze scenariusze. - I tak niedługo stąd wyjeżdżam - przypomniał.

   - Dipper, wszystko w porządku? - Za dobrze go znała. Nawet przez telefon mogła łatwo odgadnąć, kiedy kłamie.

   - Tak. W jak najlepszym - odparł. Jak już wszystko dobrze się skończy to jej opowie. Narazie nie powinna się zamartwiać.

   - Powiedzmy, że ci wierzę - westchnęła.

   - Obiecuję, że zadzwonię później - uśmiechnął się.

   - No mam nadzieję - zakpiła. - Trzymaj się.

   - Cześć - rozłączył się. Kochał swoją bliźniaczkę, ale czasami doprowadzała go do szału. Wstał z łóżka i przeciągając się poszedł do kuchni. Omiótł żółtawą karteczkę wzrokiem, uznając, że w sumie może się przejść do baru. Przynajmniej nie będzie musiał sam sobie robić kawy.

   Po drodze zastanawiał się co zrobić z tym demonem. Był niemal pewny, że sobie nie poradzi. Ale obiecaj jej. Swoją drogą, wciąż twierdził, że coś przed nim ukrywa. Postanowił jednak dać sobie z tym spokój. Na chwilę przynajmniej. Wszystko, co wiesz, jest kłamstwem - przemknęło mu przez myśl. Prychnął prześmiewczo.

   Usiadł przy ladzie, czekając aż się pojawi. Przywitała go ciepłym uśmiechem, a on odwzajemnił gest.

   - Dzień dobry - powiedziała. Przeżył maleńkie deja vu w tym momencie.

   - Dzień dobry - odparł.

   - Długo tu siedzisz? - Spytała, w międzyczasie szykując mu kawę.

   - Przed chwilą przyszedłem - przyznał. - Dzięki - mruknął, gdy postawiła przed nim filiżankę.

   - No dobra - oparła się o blat - mów co cię gryzie?

   - Brak informacji - nie powie jej przecież, że się boi. - Liczyłem, że uda mi się znaleźć jakiś jego słaby punkt, ale-

   - Dość już - uciszyła go. - Jutro mam wolne - oznajmiła, a ten spojrzał na nią ze zdziwieniem. - Możemy razem czegoś poszukać - zaproponowała.

   - To... W sumie dobry pomysł - czuł, że mają coraz mniej czasu. Nie rozumiał tylko, na co czeka Fene? Dlaczego nie zaatakuje ich od razu? Za tym wszystkim na pewno kryło się coś więcej. Pytanie tylko co?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro