Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

▲▼ ROZDZIAŁ 10 ▼▲

   - Wybacz, że kazałem ci tak długo czekać - brzmiał strasznie beznamiętnie. Bez trudu odgadła, że coś go gryzie.

   - Nic się nie stało - odparła. - Niedawno skończyłam zmianę - oznajmiła, podnosząc się. - Jak poszło? - Poprawiła koszulkę.

   - Strata czasu - westchnął, uciekając od niej wzrokiem. Trochę się wahał, czy aby na pewno ją o to spytać. - Niczego nie znalazłem - kątem oka obserwował reakcję dziewczyny.

   - Naprawdę? - Wyglądała na zszokowaną, mimo iż doskonale wiedziała, że tak to się skończy.

   - Wygląda na to, że nikt inny nie miał z nim do czynienia - westchnął, delikatnie wzruszając ramionami. - Poza tobą - dodał. Przeszły ją ciarki, chyba czuła, że zaraz nastąpi coś nieprzyjemnego.

   - Czyli nic nie wiemy - mruknęła zawiedziona.

   - Natalia - podniosła wzrok, patrząc na niego. - Muszę o to zapytać - czuł, że głos mu jakby drży. Naprawdę chciał wierzyć, że fioletowooka mówi prawdę. - Na pewno niczego przede mną nie ukrywasz? - Wydusił wreszcie; to było sto razy bardziej trudniejsze niż przypuszczał.

   - Co? - Ciężko było jej udawać oburzoną. - Nie ufasz mi? - Spytała zaskoczona.

   - Pytam - zamknął oczy, biorąc głęboki wdech - bo nie mamy żadnego punktu zaczepienia - wyjaśnił. - Może, nie wiem, nie chcesz mi o czymś powiedzieć? - Machnął rękoma.

   - Naprawdę tak myślisz? - Głos czarnowłosej brzmiał tak, jakby naprawdę zabolał ją fakt, iż Pines podważa jej wiarygodność, podczas gdy ona tylko czekała, aż wszystko wyjdzie na jaw. - Tutaj chodzi o moje życie! - Pisnęła; zaskakujące było to, jak dobrze potrafiła grać.

   - Wiem, ale-

   - Nie ma żadnego ale Dipper. - Przerwała mu. - Powiedziałam ci wszystko, co wiedziałam. Nie rozumiem, jak możesz myśleć, że cię okłamałam. - Oznajmiła, odwracając się i szybkim krokiem ruszając przed siebie.

   - Cholera. - Syknął pod nosem, ruszając za nią.

   Co. Ty. Kurwa. Robisz? - Zapytała samą siebie. - Jak możesz tak perfidnie kłamać mu w żywe oczy? - Była sobą rozczarowana. - Nie powinnaś, nie możesz tak robić, Natalia! - Już niemal biegła.

   - Ale ty się uczuciowa zrobiłaś - usłyszała czyjś prześmiewczy głos w głowie. - Dawniej by cię to bawiło - dodał.

   - Spieprzaj. - Odwarknęła.

   - Jesteś żałosna. - Stwierdził. - Przyznaj - mruknął - tak naprawdę się go bałaś, prawda? - Rozbrzmiewał w jej umyśle jak echo. - Bałaś się, że Fene pewnego dnia cię przewyższy, mam rację? - Prychnął. - Oczywiście, że mam! - Nie mogła go w żaden sposób uciszyć. - Trzęsłaś się jak galareta, na samą myśl o tym, że może stać się silnieszy i wtedy po prostu cię zmiażdży. - Wysyczał.

   - Zamknij się! - Krzyknęła na głos, biegnąc na oślep przed siebie. Goniący ją brunet wołał jej imię, ale ta go nie słyszała.

   - Zabij tego idiotę i wróć do Fene - polecił głos. - Może ci wybaczy... - Wyszeptał.

   - Nigdy. - Syknęła.

   - Więc zgiń z jego rąk jak zwykły człowiek. - Aż głowa ją zabolała. - Nawet sobie nie wobrażasz, jak bardzo cię teraz nienawidzi.

   - Zamknij się! - Wrzasnęła, zatrzaskując drzwi za sobą. Panikowała, pierwszy doświadczyła czegoś takiego. Z kim ja do cholery jasnej rozmawiałam? - Wplotła palce we włosy, dysząc ciężko. - Fene, tylko on mógł zrobić coś takiego. - Stwierdziła, gdy już trochę ochłonęła. Odskoczyła od wejścia, gdy ktoś zapukał.

   - Wpuścisz mnie, czy mam spać pod drzwiami za to co powiedziałem? - Ulżyło jej, gdy usłyszała głos Pines'a; kompletnie o nim zapomniała. Natychmiast otworzyła drzwi. - Prze-

   Nie dokończył, bo fioletowooka rzuciła mu się na szyję, mocno ściskając materiał jego koszulki w dłoniach. Nie zastanawiała się nad tym, co robi.

   - Coś się stało? - Spytał, obejmując ją delikatnie.

   - Chyba wariuję ze strachu - odparła, nie puszczając chłopaka. Zaczynała rozumieć, dlaczego ludzie to robią; bliskość kogoś innego pozwala się uspokoić. O ile rzecz jasna, ma się obok odpowiednią osobę.

   - Yhym, nie tylko ty - szepnął. Czuł się dobrze trzymając dziewczynę w ramionach. Zupełnie tak, jakby wypełniała pustkę. - Już dobrze - pogłaskał ją po głowie.

   - Zaczynam słyszeć głosy - odsunęła się od niego i nicość znów wróciła. Wpatrywała się w podłogę, lekko marszcząc brwi. - To pewnie on - przyznała. - Robi to specjalnie - podniosła wzrok. - Chce doprowadzić mnie na skraj załamania! - Wyrzuciła ręce do góry. - A to tylko mnie bardziej wkurza - mruknęła.

   - Spokojnie - złapał ją za rękę ku jej zaskoczeniu. - Wiem jak się czujesz - ujrzała smutek w jego oczach. - Ja dziś widziałem ducha - parsknął.

   - Nie stójmy w drzwiach - wymamrotała, ciągnąc go w głąb domu.

   - To wszystko jest...

   - Nieźle pokręcone, co? - Dokończyła, opadając na kanapę, tuż obok bruneta.

   - Ta - przyznał. - Sam już nie wiem, czy dalej chcę takich przygód - mruknął.

   - Dlaczego? - Przekręciła lekko głowę, patrząc na niego z zaciekawieniem.

   - Bo chyba... Chyba się w tym wszystkim pogubiłem - odparł. Czy na pewno powinien jej się zwierzać z takich rzeczy? - Zakochałem się w dziewczynie, która wolała demona - tu leży pies pogrzebany, przemknęło Natalii przez myśl. - A dziś widziałem ją przed biblioteką - westchnął, odchylając głowę poza oparcie. - A właściwie to jej ducha - sprostował. - Chyba - wymamrotał pod nosem.

   - Ona... Nie żyje, tak? - Spytała nieco nie pewnie. Teraz przynajmniej już wiedziała skąd u niego taka depresyjna aura. I awersja do demonów.

   - To jego wina. - Syknął.

   - Jesteś pewien? - Dopiero po chwili zorientowała się, że powinna przemyśleć to pytanie.

   - Tak. - Odparł stanowczo. Grymas złości po chwili jednak zniknął z jego twarzy. - Nie - poprawił się. - Oh, sam już nie wiem - schował twarz w dłoniach. - Ona go kochała, ale on niemal zniszczył mi życie - wyjaśnił.

   - Dlatego go nienawidzisz? - Zrobiło jej się go... Żal.

   - Tak. Za to co zrobił mojej rodzinie - powiedział. - Ale potem... Potem zrozumiałem, że widziałem w nim wroga tylko dlatego, że był z nią.

   - Chora zazdrość - wtrąciła, zastanawiając się, czy Fene też był kiedykolwiek o nią zazdrosny.

   - Chyba tak - stwierdził. W sumie miała rację.

   - Ludzkie życie jest skomplikowane - oznajmiła, wzdychając ciężko. - Demony mają prościej. One tylko sieją chaos i zniszczenie - kąciki jej ust uniosły się lekko. - Nie muszą się o nic martwić - nie wiedziała, czy bawi ją to dlatego, że to prawda, czy dlatego, że te słowa padły z ust istoty, która od pierwszego dnia swojego istnienia zaliczana jest w poczet demonów.

   - Tak - spojrzał na nią. Zrobiło mu się jakoś lepiej, gdy zobaczył jej uśmiechniętą twarz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro