Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

▲▼ ROZDZIAŁ 8 ▼▲

   Z szerokim uśmiechem na ustach przyglądał się jak wychodzą z domu. Bawiło go, że Natalia myśli, iż nie wie gdzie ich szukać. Ona naprawdę mnie nie docenia - prychnął. Kiedyś dążył do tego, aby być tak potężny jak czarnowłosa, ale teraz przewyższa ją kilkakrotnie. Zwłaszcza, że jej moc została uśpiona. Miał ją za skończoną idiotkę i był zdania, że powinna paść przed nim na kolana i błagać o wybaczenie. A wtedy on zacząłby ją traktować tak, jak ona niegdyś jego. W mgnieniu oka uśmiech zamienił się w grymas złości; z chęcią by się teraz na nich rzucił, ale był ciekaw co kombinują.

   - Jesteś zbyt uczuciowy Fene - wymamrotała; głos demonicy przyprawiał go o gęsią skórkę. - Ale co się dziwić - westchnęła - W końcu byłeś kiedyś człowiekiem - kochała mu to wypominać, bo wiedziała, że nienawidzi tej części siebie. - Najwidoczniej coś jeszcze w tobie zostało - zmierzyła go od góry do dołu. Był przystojny, nie ma co się oszukiwać. Prawdopodobnie mógłby uwieść każdą dziewczynę, której by się pokzał. Wysoki szatyn o jasnych - niemalże złotych - oczach. Jego twarz nie specjalnie się wyrożniała; nie miał odstających kości policzkowych, czy kwadratowej szczęki, ale było w nim coś takiego, że nie sposób było odwrócić od niego wzrok. Fioletowooka jednak nie poddała się temu "urokowi" ani na chwilę.

   - Wcale nie. - Przyłapał się na tym, że zaciska pięści, więc szybko je rozluźnił, nie chcąc aby to zobaczyła.

   - Jak to nie? - Spojrzała na niego ze zdumieniem. - Przecież - podeszła bliżej - mnie kochasz, czyż nie? - Posłała mu zalotne spojrzenie, chwytając jego podbródek. Poczuł, że robi mu się gorąco.

   - Tak - szepnął, już wyciągając ręce aby ją do siebie przyciągnąć, a następnie zatopić swoje chłodne usta w jej, ale ona odepchnęła go.

   - Właśnie. - Wyraz twarzy Natalii zmienił się w ułamku sekundy. - Dlatego nie możemy już dłużej razem pracować - oznajmiła beznamiętnie. Nagle poczuł się strasznie mały, jakby znów był tamtym biednym, brudnym chłopczykiem.

   - Co? - Głos mu zadrżał, a źrenice rozszerzyły się. Miał nadzieję, że się przesłyszał.

   - Jesteś taki głupiutki i naiwny - uśmiechnęła się. - Naprawdę myślałeś, że wiecznie będę cię niańczyć? - Zakpiła. Poczuł, że ktoś z całym impetem wbija mu nóż prosto w serce. To była ona. - Nigdy cię nie potrzebowałam - parsknęła. Kolejny cios, jeszcze mocniejszy. - Stworzyłam cię, bo zwyczajnie mi się nudziło. Byłeś moją zabawką - te słowa dotarły do niego z lekkim opoźnieniem, niosąc ze sobą trzecie ostrze, chyba największe. Patrzył na nią zrozpaczony; znów został oszukany i porzucony. - Żegnaj Fene - machnęła ręką.

   - Ale ja cię kocham! - Krzyknął ze łzami w oczach, prawą ręką ściskając materiał koszulki na prawej piersi. - Pani...

   - Kochasz mnie? - Obrociła się twarzą do niego, po czym wybuchnęła donośnym śmiechem. - Fene, nie bądź głupi - zakpiła. Cała ta sytuacja niesamowicie ją bawiła.

   - Ale przecież mieliśmy... - Niczego już nie rozumiał. Myślał, że odwzajemnia jego uczucia. Przecież tyle lat byli razem... Co zrobił źle, że teraz ona go odrzuca?

   - My? - Prychnęła. - Nigdy nie było żadnych nas! - Oznajmiła. - Dałam ci niesamowitą moc i nauczyłam cię z niej korzystać. Powinieneś się cieszyć, że zwróciłam na ciebie uwagę. - Wysyczała. - Beze mnie byłbyś już dawno martwy. - Jej oczy, te cudne oczy, które tak bardzo kochał, płonęły nienawiśćią. Nienawiścią skierowaną do niego.

   - Ale-

   - Oh daj spokój - przewróciła oczami. - Ciesz się, że pozwalam ci dalej żyć - machnęła na niego ręką, po czym odwróciła się na pięcie i zniknęła, zostawiając go za sobą.

   Skrzywił się na to wspomnienie. Mimo wszystko, to wciąż były dla niego świeże rany. Zapewne dlatego, że nie pozwolił im się zagoić i cały czas je rozdrapywał. Ruszył za nimi, zmieniając psią formę na ludzką. Żadne z nich nie wyczuło jego obecności, więc nie mieli pojęcia, że ich śledzi.

   - Chyba nie za bardzo przepadasz za tym miejscem, co? - Spytała, widząc niezbyt zadowoloną minę Dippera.

   - To nie tak, że nie przepadam - jęknął. - Po prostu nie czuję się jakoś specjalnie związany z tym miejscem - trzymając ręce w kieszeniach bluzy, podniósł głowę. - Mój prawdziwy dom jest... Gdzieś indziej - na niebie widać było kilka małych chmurek.

   To tak jak mój - odparła mu w myślach. - Chociaż... Czy ja go kiedyś miałam? - Zastanowiła się. Większość swojego czasu spędziła tutaj, w ziemskim wymiarze, ale czy może nazwać to domem? - Co to w ogóle jest dom? - Od tego powinna zacząć. Tacy jak ona nie mają domu, istnieją gdzieś poza czasem i przestrzenią, więc dlaczego się w ogóle nad tym zastanawia? Czy to dlatego, że im zazdrości? Że chciałaby poczuć jak to jest? Czyżby upadła aż tak nisko?

   - Rozumiem - odpowiedziała. - Mogę o coś spytać? - Przystanęła.

   - Jasne - nie musiała prosić o pozwolenie.

   - Mówiłeś, że już kiedyś miałeś do czynienia z demonami, tak? - Zmarszczyła lekko brwi.

   - Z jednym. Wyjątkowo paskudny typ - wymamrotał, przewracając oczami.

   - Jak to się skończyło? - Popatrzył na nią, zastanawiając się, co ma jej odpowiedzieć.

   Myślałem, że udało nam się go zniszczyć, ale on wrócił - odparł w myślach. - Przyprowadził ze sobą kogoś, kogo pokochałem, ale ona i tak wolała jego, nie ważne co bym zrobił. - Czuł, że wzbiera w nim złość. - Zrobił jej pranie mózgu, a na koniec sprawił, że umarła. Szczęście w nieszczęściu, on też. - Uśmiechnął się pogardliwie tam w środku. Jeśli ich teraz obserwują, to ma nadzieję, że Bill wie co o nim myśli.

   - Źle dla niego skoro tu jestem - zaśmiał się ostatecznie. Natalia uśmiechnęła się w odpowiedzi.

   - To widzimy się potem - oznajmiła, otwierając drzwi baru.

   - Uważaj na siebie - miał nadzieję, że nic jej się nie stanie pod jego nieobecność.

   - Ty też - po tych słowach zniknęła w środku, a on ruszył do biblioteki z nadzieją, że jednak znajdzie coś na temat Fene. Jak to mówią, nadzieja matką głupich.

   Tymczasem demon podążał za Pines'em niczym cień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro