▲▼ ROZDZIAŁ 7 ▼▲
Nazywał ją swoją Panią. Już wtedy miał mentalność psa - zaśmiała się, choć tak naprawdę wcale nie było jej do śmiechu. Wspomnienia związane z Fene przewijały się w jej głowie, zupełnie tak jakby ktoś celowo wcisnął przycisk 'replay'.
- Nauczę cię korzystać z twoich nowych zdolności - oznajmiła, prowadząc go za rękę. Ludzie ich nie widzieli. - I będziesz mógł robić, co tylko zechcesz - obiecała. Dopóki nie zacznie mnie to denerwować - dodała w myślach, a on patrzył na nią z podziwem. Miał jasne oczy i ciemne, przydługie włosy.
- I będę mógł się zemścić? - Zapytał z nadzieją.
- Ależ oczywiście - uśmiechnęła się, na co chłopczyk podskoczył wesoło. Wyglądali jak matka z dzieckiem. - Czego najpierw chciałbyś się nauczyć? Czytania w myślach? Teleportacji? Telekinezy? Zmieniać kształt? - Wymieniała. Postanowiła zacząć od rzeczy prostych i najbardziej przydatnych. Z wiekiem sam zacznie się rozwijać i nie będzie już potrzebował, aby ta trzymała go za rączkę.
- Wszystkiego! - Wykrzyknął. Normalna kobieta pomyślałaby, że to urocze, więc Natalia zaśmiała się w odpowiedzi.
Był całkiem bystry i szybko się uczył, co na dobrą sprawę podobało się czarnowłosej. Chyba nie dałaby sobie z nim rady, gdyby było inaczej i wykończyłaby go przy pierwszej lepszej okazji. Nie należała do cierpliwych istot. Nim się obejrzała, chłopak podrósł i zaczął patrzeć na nią kompletnie inaczej niż do tej pory. Ona jednak się nie zorientowała. Nie do momentu, gdy ten postanowił pokazać jej swoje uczucia.
- Jaki ty jesteś niekompetenty! - Ryknęła. - Żałuję, że zmarnowałam na ciebie tyle energii. - Odwróciła się, ale on złapał ją za rękę, a następnie złączył ich usta w pocałunku.
- Przepraszam moja Pani - zwiesił głowę. - Obiecuję, że już więcej nie pożałujesz - jego oczy błyszczały dziką rządzą. To był znak, że powinna coś z tym zrobić. Posłała mu gniewne spojrzenie i już miała zamiar go odepchnąć, a następnie dodać jeszcze kilka nieprzychylnych uwag, ale Fene ponownie wpił się w usta fioletowookiej. Pozwoliła mu na to, popełniając tym samym błąd.
Przewracała się z boku na bok, nie mogąc zmróżyć oka. Technicznie, nie potrzebowała snu. Ale to było przyjemne zajęcie, więc je praktykowała. Jednak wspomnienia z dawnych lat tym razem postanowiły odebrać jej tą możliwość. Nie powinien był czuć się tak pewnie w moim towarzystwie - doszła do wnisoku. Jednak musiała przyznać przed sobą, że fajnie było, gdy nazywał ją "Panią". Nigdy nie należała do tych najpotężniejszych, a on dodatkowo podnosił jej samoocenę. Być może dlatego trzymała go przy sobie? Bo odezwał się w niej jakiś kompleks niższości? W tamtych czasach była nieco narwana, impulsywna i uważała się za niemalże bóstwo. Dopiero gdy pewien świrnięty trójkąt, zaproponował jej współpracę, trochę się opamiętała. A teraz... Teraz to już w ogóle była kimś innym. Zmieniła się diametralnie.
Podniosła się i usiadła na krawędzi łóżka, wzdychając. Czarne loki opadły na jej twarz, kompletnie ją zasłaniając. Nie były zbyt długie, sięgały ledwie do łopatek. Były za to niesamowicie gęste i mocne. Miała na sobie jakąś starą, luźną koszulkę w spranym kolorze, która zsunęła się lekko, odsłaniając jej ramię. Powoli wstała i podreptała do kuchni, chcąc zrobić sobie jakąś herbatę. To był jej ulubiony napój. Kątem oka zauważyła, że drzwi do pokoju, w którym śpi Dipper są lekko uchylone, a on sam siedział na łóżku z laptopem na kolanach. Zapukała grzecznie, a następnie otworzyła je szerzej.
- Też nie możesz spać? - Oparła się o framugę.
- Nie chce mi się - odparł, nie patrząc na nią. - A ty? - Spytał jakby od niechcenia.
- Nie mogę zasnąć - wyjaśniła. - Chcesz herbaty?
- Poproszę - mruknął, cały czas stukając w klawiaturę. Jak tylko wróciła, odłożył urządzenie na bok, przesuwając się i biorąc od niej jeden kubek. - Dzięki.
- Drobiazg - usiadła obok.
- Szukałem czegoś na jego temat - dmuchnął. - Ale nic nie znalazłem. Nic kompletnie - westchnął.
Nic dziwnego. To ja go stworzyłam - odpowiedziała mu w myślach. - To pewnie dlatego.
- I co teraz? - Spytała, mając nadzieję, że Pines opracował już jakiś plan działania, ale ten wzruszył ramionami.
- Poszukam jeszcze, a jeśli niczego nie znajdę, to trudno - mówił to z dziwnym spokojem.
- Jesteś pewny siebie, co? - Uśmiechnęła się; lubiła takich ludzi. Niestety z tym często wiązała się głupota. Ale brunet wyglądał na inteligentnego chłopaka.
- Powiedzmy, że miałem do czynienia z czymś o wiele gorszym i potężniejszym - stwierdził, uśmiechając się smutno pod nosem. Pomyślał o Cyferce, to jasne, tyle że jego obraz jakoś szybko się rozmył i został zastąpiony przez jasnowłosą dziewczynę z cudnym uśmiechem na ustach.
- Coś się stało? - Wydał jej się być przygnębiony.
- Nie - pokręcił lekko głową, po czym podniósł wzrok i spojrzał na fioletowooką badawczo. - Boisz się? - To pytanie ją zatkało. Co miała mu odpowiedzieć? Że sama nie wie? Że gdyby nie osłabła, to sama by sobie z nim poradziła?
- Być może - wzruszyła ramionami, spoglądając do kubka. - Możemy nie wyjść z tego ży-
- Nie martw się - położył rękę na kolanie dziewczyny. - Nie pozwolę, żeby cię skrzywdził - zapowiedział.
- Dziękuję - poczuła, że robi jej się jakoś tak miło. - Postaram się nie sprawiać kłopotów - uznała, że powinna to powiedzieć.
- Niby jak miałabyś mi sprawiać kłopoty? - Zaśmiał się. Sam już nie wiedział, czy wierzyć czarnowłosej, czy nie.
- No ty masz te swoje moce, a ja... - Gestykulowała ręką, zupełnie tak, jakby zabrakło jej słów.
- Ale nie lubię ich używać - przyznał. - Przypominają mi o kimś, o kim chcę zapomnieć - objaśnił.
- Znam to - westchnęła. Ich oczy spotkały się na krótką chwilę, odnajdując między sobą nić porozumienia. Po chwili oboje parsknęli śmiechem, nie wiedzieć czemu.
- Myślałem, że nie znajdę tu nic interesującego - powiedział.
- A tu proszę, natrafiłeś na dziewczynę uciekającą przed demonem - zaśmiała się. - Wybacz, że cię w to wciągnęłam - naprawdę było jej głupio.
- Weź przestań, tego właśnie szukałem, przygody - musiała przyznać, że miał całkiem uroczy uśmiech.
- Więc ci się udało - rozłożyła ręce. - Gdzie pojedziesz jak już rozwiążemy mój problem? - Poczuła nagłą chęć dowiedzenia się o nim wszystkiego.
- Obiecałem komuś, że wpadnę do Phoenix, więc to będzie kolejny punkt mojej wycieczki - oznajmił. - A ty? Co zrobisz? - Spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Może też gdzieś wyjadę? - Spytała, spoglądając w sufit. - Już chyba za długo siedzę w tym mieście - mruknęła. - Ale nie wiem - przeniosła swój wzrok z powrotem na Dippera. - Pomyślę nad tym później - stwierdziła ostatecznie.
Było koło trzeciej, gdy razem odpłynęli i zasnęli obok siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro