Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

▲▼ ROZDZIAŁ 18 ▼▲

   Wylądowali jedno na drugim w jakimś dziwnym miejscu. Pines podświadomie asekurował dziewczynę przed upadkiem. Uderzenie nie było mocne i nie wywołało żadnego bólu. Na całe szczęście, bo tylko tego teraz mu brakowało.

   - Gdzie - podniósł się na łokciach - my jesteśmy? - Rozejrzał się wokół. Krajobraz był iście paskudny i wręcz przygnębiający. Wszystko miało kolor szarości, względnie czerni. Znajdowali się jakby na drodze, a raczej po prostu na pasie ubitej ziemi. Po obu stronach rozpościerał się gęsty las, a drzewa uginały się tak, jakby za chwilę miały zamiar się złamać. Panowała tu przerażająca cisza, nie było nawet wiatru.

   - W Dolinie Cieni - szepnęła, wstając z chłopaka i siadając obok. - Lepiej się stąd nie ruszajmy - zaproponowała. - Nie mam pojęcia co tu żyje - omiotła wzrokiem okolicę. Brunet, choć miał ogromną ochotę odejść stąd jak najszybciej, zostawiając ją gdzieś za sobą, nie zrobił tego. Tak było bezpieczniej. - Dipper - zaczęła półszeptem - przepraszam cię - nie patrzyła na niego.

   - Nie. - Zaprotestował. - Nie chcę tego słuchać. - Oznajmił. - Wymyślmy jakiś plan i pozbądźmy się wreszcie tego twojego tworu. - Zerwał ździebełko trawy i zaczął się nim bawić. Miał żal do siebie o to, że jest taki naiwny. No i bolał go fakt, że go okłamała. Naprawdę chciał wierzyć w to, że może jej ufać. Chciał wierzyć, że wyjdzie z tego coś więcej.

   - Proszę cię, wysłuchaj mnie - błagała.

   - Okłamałaś mnie - przypomniał. - Już nie ważne, że jesteś demonem - przyznał. - Ale jak mogłaś nie powiedzieć mi, że go stworzyłaś? - Zapytał z wyrzutem. - Wiedziałem, że nie powinienem był ci ufać - odwrócił głowę. - Wszystkie demony są takie same. - Skwitował, wyrzucając porwaną roślinkę.

   - Ty też nim prawie jesteś - powiedziała.

   - Nie. Jestem. Demonem. - Wycedził przez zęby. - Nie chciałem tego. - Powtórzył.

   - Wiesz co? Też nie jesteś święty. - Oznajmiła. - Próbowałeś usunąć mi pamięć. - Posłała mu nieco gniewne spojrzenie.

   - Bo nie chcę, żeby ktokolwiek o tym wiedział. - Wyjaśnił. - Poza tym, gdy się domyśliłaś, to nie kłamałem ci w żywe oczy. - I tu miał rację. - A ty to robiłaś. Nawet jak cię spytałem, czy niczego przede mną nie ukrywasz. - Poczuła się okropnie. Jednak powiedzenie, że prawda w oczy kole się sprawdza.

   - Przepraszam cię - mruknęła. - Nie masz pojęcia jak mi głupio z tego powodu - mówiła. Tym razem postanowił posłuchać tego, co ma do powiedzenia. W gruncie rzeczy ciekawiło go, dlaczego to zrobiła. - Przez ten cały czas czułam się koszmarnie z tym, że cię okłamuję, naprawdę - widział żal w jej oczach i odniósł wrażenie, że jest szczery.

   - Więc dlaczego? Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - Zapytał z bólem.

   - Wystraszyłam się - przyznała. Sama nie wiedziała czy naprawdę tak było. Gubiła się już w tym wszystkim. - Potrzebowałam pomocy. Nie jestem już tak silna jak kiedyś - wpatrywała się w ziemię, nerwowo bawiąc się palcami. - Nie wiem jak mam go pokonać - powiedziała. - Właściwie, to nie chcę tego robić - poprawiła się. - Zwyczajnie nie potrafię go zabić - zrozumiała, że naprawdę jest żałosna. I słaba. - Dlatego chciałam żebyś mi pomógł - popatrzyła na niego. Widział łzy w jej oczach i nagle poczuł się źle z tym, że tak się na nią wścieka. - Bo wiedziałam, że sama nie dam sobie rady - z chęcią cofnęłaby czas, gdyby tylko mogła. - Tamtego dnia, gdy chodziliśmy razem po mieście - uśmiechnęła się delikatnie na to wspomnienie. - Chciałam ci powiedzieć, naprawdę - głos zaczął jej się łamać. - Ale tak dobrze się z tobą bawiłam, że nie chciałam tego niszczyć - tym razem mówiła całą prawdę. - A potem te zwidy - pokręciła głową. - Przepraszam cię. Za wszystko - miała nadzieję, że chłopak jej wybaczy i za chwilę zamknie ją w swoich ramionach, a ona znów będzie mogła poczuć to cudowne ciepło. - Wiem, że nienawidzisz demonów, ale proszę, daj mi drugą szansę - posłała mu błagalne spojrzenie. - Ja naprawdę nie jestem taka jak myślisz - jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.

   Słuchał jej uważnie, analizując każde słowo. Wszystko brzmiało niewiarygodnie prawdziwie. Chciał wierzyć, że tak jest, ale nie mógł. Zmarszczył brwi, uporczywie myśląc nad tym wszystkim. W istocie, Natalia nie była taka zła i polubił ją. Co więcej, przez chwilę miał wrażenie, że być może zaczynał coś do niej czuć. Nie. Wiedział, że zaczyna coś do niej czuć. I nawet teraz, gdy już poznał całą prawdę, nie potrafił zabić tych nowonarodzonych nadziei. Popatrzył na nią; chciał ją do siebie przytulić, ale powstrzymał się. Nie może jej od tak znów zaufać. Co jeśli wciąż go oszukuje? Miał nadzieję, że nie.

   - Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? - Bolało go serce, gdy zadawał to pytanie.

   - Musisz mi uwierzyć - miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze. - Ja nigdy nie chciałam być demonem - była zaskoczona swoimi słowami, podobnie jak dwudziestoośmiolatek.

   - Jak to? - Nie rozumiał o co chodzi dziewczynie. - Przecież mówiłaś-

   - Wiem, co mówiłam. - Przerwała mu, przymykając oczy. - Zawsze wam zazdrościłam - przyznała, a na jej ustach pojawił się smutny uśmiech. - Kiedy tak na was patrzyłam i widziałam, jak uśmiechnięci wracacie do domów po ciężkiej pracy. Z jaką miłością na siebie patrzycie, jak wiele uczuć jesteście w stanie wyrazić... Bolało mnie to - oznajmiła. - Chciałam wiedzieć czym jest dom, rodzina, miłość - spojrzała na zasnute szarością niebo. - Chciałam być taka jak wy - przeniosła wzrok na Dippera. - Jako demon nie mam praktycznie niczego, a ludzie mają wszystko - powiedziała. Zrobiło mu się żal fioletowookiej. Nie miał o tym pojęcia. - Zrozumiałam to mając Fene przy sobie - wyjaśniła.

   - Jak to się w ogóle stało? - Uspokoił się nieco.

   - To było wieki temu - westchnęła. - Znalazłam go w uliczce, gdy był jeszcze dzieckiem. Wyglądał strasznie - przed oczami pojawił jej się obraz biednego chłopca. - Wtedy lubiłam bawić się ludźmi i oferować im to, czego pragnęli, aby później znów to odebrać  - przyznała. - Chyba robiłam to z zazdrości, sama już nie wiem - czuła ulgę opowiadając mu o tym. - Powiedziałam mu, że dam mu siłę, dzięki której będzie mógł się zemścić na tych, którzy go tak skrzywdzili - każde słowo wypowiadała ostrożnie, mając świadomość tego, że brunet nie spojrzy na to przychylnie. - Zaczęłam go uczyć. Był we mnie wpatrzony jak w obrazek. Byłam dla niego niczym bogini - poczuła to przyjemne uczucie wyższości, które wtedy jej towarzyszyło. - Podobało mi się to - oznajmiła. - Ale nim się spostrzegłam, Fene zaczął tracić swoje człowieczeństwo - dodała z wyraźnym smutkiem. - Kochał mnie - powiedziała nagle. Pines poczuł, że to mu się nie podoba. - A ja... Ja nie byłam w stanie odwzajemnić jego uczuć - wbiła wzrok w ziemię. - On... Stał się taki zimny - mówiła. - To nie było to, czego chciałam - westchęła, przymykając oczy. - Kiedy to zrozumiałam, postanowiłam zwyczajnie odejść i zostawić go - wyjaśniła. - W pewnym momencie nawet zrobiło mi się go szkoda i czułam się źle z tym, że doprowadziłam go do takiego stanu - przyznała. - Nie chciałam go zabijać, bo... Bo sama nie wiem dlaczego - pokręciła głową. - Chyba już wtedy byłam na to za słaba - parsknęła.

   Po tych słowach nastąpiło to, na co miała nadzieję - Dipper objął ją delikatnie, szeptając coś do ucha. Odwzajemniła gest, chowając twarz z zagłębieniu w jego szyi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro