Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(3) Jak się poznaliście? cz.2

Isaac:

Chodzisz z swoją przyjaciółką po centrum handlowym już od trzech godzin. Ciągnie ciebie dosłownie do każdego sklepu jaki jest po drodze. W końcu zgodziła się wejść do kawiarni. Po paru minutach wyszłyście. Ty cała uradowana, że masz w końcu swoją kawę, a ona, że nie musi słuchać twojego marudzenia. Nagle ktoś na ciebie wpadł. Przewróciłaś się wylewając prawie cały napój na siebie. Spojrzałaś kto na ciebie wpadł. Był to chłopak o stalowo szarych oczach. Wściekła wstałaś i zaczęłaś się wydzierać na niego.

-Hej [Y.N.], spokojnie- złapała ciebie za ramię przyjaciółka.- I tak miałyśmy już się zbierać. W domu zrobie ci kawę.

Spojrzałaś na nią i przytaknęłaś. Pozbierałyście torby i odwracając się zaczęłyście odchodzić.

-Nie chciałem!- usłyszałaś za sobą chyba jego głos.- Ja naprawdę nie chciałem!

Odwróciłaś się do niego przodem i posłałaś jedno ze swoich morderczych spojrzeń. Chłopak natychmiast się zamknął i westchnął.

Brett:

Twój samochód zepsuł się dzisiaj kolejny raz w tym tygodniu. Czyli jakiś dwunasty raz. Z całego serca nienawidzisz tego samochodu, ale musisz nim jeździć. Dostałaś go na urodziny i żeby nie zasmucić cioci... no cóż. Lecz dzisiaj twoja cierpliwość się skończyła. Dojechałaś do mechanika i kazałaś jak najszybciej go naprawić. Kiedy weszłaś na warsztat żaby znaleźć mechanika zobaczyłaś bruneta kłócącego się z facetem od aut. Oparłaś się o ścianę i ze śmiechem zaczęłaś się przyglądać. Nagle mechanik zamachnął się pięścią i prawie przywalił brunetowi. No właśnie, prawie. W ostatniej chwili podbiegłaś i złapałaś go za ramię.

-Nie wiem pan, że nie ładnie jest bić klientów- powiedziałaś złośliwie, a facet wyrwał dłoń z twojego uścisku.- Źle to świadczy o panie i o tym całym...- rozejrzałaś się wymownie-... bałaganie- dodałaś złośliwie się uśmiechając.

On prychnął i odszedł na twoje szczęście do twojego auta. Zabrał się za sprawdzanie.

-Dzięki, ale nie musiałaś- odezwał się chłopak za tobą, o którym zapomniałaś.

-Nie lubię przemocy- odwróciłaś się do niego przodem.- Jestem [T.I.]- powiedziałaś wyciągając dłoń w jego kierunku z uśmiechem.- A ty?

-Brett- powiedział i uścisnął twoją dłoń.- I jeszcze raz dzięki, ale...

-Ale nie musiałam- dokończyłaś za niego przewracając oczami.- Wiem.

Theo:

Stałaś pod nową szkołą i się rozglądałaś. Wzrokiem szukałaś swojego starego przyjaciela- Stilesa. Miał przyjść po ciebie jakieś dwie minuty temu. Po kilku minutach zdecydowałaś się jednak na niego nie czekać i biorąc głęboki wdech ruszyłaś przed siebie pewnym krokiem. Spokojnie, zachowuj się naturalnie, tak jak zawsze- powiedziałaś w myślach i otworzyłaś drzwi jednym ruchem. Od razu wszystkie osoby na korytarzu spojrzały na ciebie. O dziwo nie czułaś się zawstydzona, wręcz przeciwnie. Pewna siebie. Ruszyłaś przed siebie z wysoko postawioną głową. Każdy usuwał ci się z drogi. Podeszłaś do swojej szafki i zaczęłaś męczyć się z otworzeniem jej.

-Może pomóc?- usłyszałaś za sobą, na co zdezorientowana odwróciłaś się.

-Jakbyś mógł- powiedziałaś cicho. Może twoja postawa i zachowanie tego nie pokazuje, ale jesteś strasznie nieśmiała.

Chłopak podszedł i po kilku minutach otworzył ci szafkę. Uśmiechnęłaś się w podziękowaniu i wyciągnęłaś potrzebne książki. Czując jednak czyiś wzrok na sobie odwróciłaś się. Za tobą stał ten chłopak, który ci pomógł.

-Dziękuje, ale już nie potrzebuje pomocy- powiedziałaś stanowczo, ale naprawdę dużo to ciebie kosztowało.

-Chce tylko wiedzieć jak masz na imię, tylko tyle- wzruszył ramionami.

-[T.Y.]!- usłyszałaś za sobą krzyk, więc się odwróciłaś.

W twoją stronę szedł Stiles, a obok niego jakiś brunet. Uśmiechnęłaś się na widok przyjaciela i zamykając szafkę poszłaś w jego stronę.

-Jestem Theo!- usłyszałaś za sobą krzyk bruneta, na co się zaśmiałaś pod nosem.

Derek:

Kłóciłaś się z jakąś pielęgniarką na korytarzu. Nikt nie chce ci powiedzieć co jest z twoim braciszkiem. Siedzisz tu już od dwóch dni. Trzy godziny temu przeszedł ciężką operacje. Kobieta powiedziała żebyś usiadła i uspokoiła się. Jednak ty wiedziałaś, że to jest tylko ich gra. Przechodziłaś przez to samo trzy lata i pięć lat temu. Trzy, bo twoja mama umarła, a pięć, bo twoje rodzeństwo. Masz jeszcze ojca, ale nie widziałaś go od dziesięciu lat. Po paru minutach kłótni z pielęgniarką dałaś spokój i usiadłaś na krześle. Złapałaś się za głowę, a łokcie oparłaś na kolanach. Po chwili ktoś usiadł obok ciebie. Mając nadzieje, że to ktoś z personelu spojrzałaś w tą stronę. Siedział tam jakiś facet. Jedyne co rzuciło ci się w oczy to był zarost. Z westchnieniem odwróciłaś głowę i spojrzałaś w ścianę.

-Panna Rose?- usłyszałaś nad sobą.

Natychmiast zerwałaś się na nogi i spojrzałaś na lekarze. Wyciągnął dłoń. Trzymał w niej misia. Podał ci go ze słowami ,,Przykro mi''. Zdławiłaś w sobie łzy i ze spokojem usiadłaś na krześle. Los nauczył ciebie panować nad emocjami. Po chwili do tego co obok mnie siedział również podszedł lekarz i chyba też przekazał okropną nowinę. Usiadł na krześle i chyba się załamał.

-Czy ty też uważasz, że cały świat jednego dnia postanowił kopnąć cie porządnie w cztery litery?- spytałaś odwracając głowę w jego stronę.

-I to nie raz- spojrzał na ciebie.

-Ta... do kitu- skwitowałaś.

-Do kitu- powtórzył po tobie.- Derek- wyciągnął rękę w twoją stronę.

-[T.I.]- powiedziałaś i ją uścisnęłaś.

Rozmawialiście jeszcze chwilę, ale lekarz przyszedł i powiedział żebyś wypełniła papiery, bo jesteś jego jedynym opiekunem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro