rozdział 2
Głupi, głupi budzik. Czemu to jest takie głośne? Ughr, muszę wstać, ale ja nie chcę. O cholera jest 7:40.
Yep ... dwadzieścia minut na zebranie mojej pięknej dupy i dojazd na drugi koniec miasta. Jerry mnie zabije.
-Charlie znowu się spóźniłas, mam ci dziewczyno zegarek kupić?-ten dzień zapowiada się bardzo ciekawie. Od samego rana przyjemności ...
- Szefie przepraszam no ... zaspałam, ale to już ostatni raz- powiedziałam skruszona.
- Oj Charlotte co ja mam z tobą zrobić? Masz szczęście, że Cię lubię. Ale słoneczko ostatni raz ci podaruje i nie potrące pensji. - uśmiechnął się i zabawnie pogroził mi palcem- Za karę zamykasz, ok?
- No zgoda.-podbiegłam i przytuliłam Jerry'ego.-Jesteś najlepszy.
Szybko podbiegłam na zaplecze i założyłam fartuszek, po drodze spotkałam jeszcze Kim, jak ja tej plastikowej zołzy nie cierpię. Stanęłam za ladą i obsługiwałam klientów, nic specjalnego. Byłam grzeczna, tylko raz trochę zwyzywałam Kimberly, no ale cóż... Nareszcie koniec pracy. Jeszcze tylko posprzątalam stoliki i zamknęłam lokal. Wyszłam przed klub i czekałam na Maxa. Pojawił się chwilę później, obok siebie prowadził jakaś drobną blondynkę. Jak zawsze świetnie wyglądał. Mój Maxie, nie wiem co bym bez niego zrobiła. Pomógł mi, wtedy kiedy najbardziej go potrzebowałam. Podeszli do mnie. Max już od dłuższej chwili się na mnie patrzył i suszył zęby w moim kierunku, kiedy byli już blisko nie wytrzymałam i wpadłam chłopakowi w jego szerokie ramiona.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro