rozdział 27
Dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarz *,*
《KŁANIA SIĘ NISKO》
Obudziłam się rano w progu drzwi, z głową Louisa na moim brzuchu. Powinnam mieć ogromnego kaca i nie pamiętać nic, jednak tak dobrze niestety nie było. Pamiętałam wszystko.
Nie, pieprzone łzy. Zostańcie na swoim miejscu, jednak i tą walkę przegrałam. Wygramoliłam się spod ciała Louisa i ruszyłam w kierunku kuchni. Chciałam sobie zrobić płatki, ale kiedy próbowałam zalać je mlekiem to spadło mi i rozlało się po podłodze. Brawo. To też potrafię spieprzyć. Oparłam się o lodówkę i płakałam. Znowu.
- Słoneczko, ej nie płacz. - to Louis, powiedział to tak niepewnie, jakby się bał.
- Spierdalaj. - powiedziałam.
- Wytłumaczę ci to wszystko, a potem jeśli będziesz dalej tego chciała to wyjdę. - powiedział smutny.
- Nic od ciebie nie chcę, możesz wyjść już teraz .- wstałam, otarłam łzy i zaczęłam go wypychać za drzwi.
Byłam już blisko drzwi, kiedy chłopak otrząsnął się i nie dał mi się wywalić z mieszkania.
- Wypierdalaj, słyszysz. Już! Nie chcę Cię tu, nienawidzę cię, idź i nie wracaj. - krzyczałam a łzy tworzyły delikatne dróżki na moich policzkach. - No na co czekasz?
Ku mojemu zdziwieniu chłopak ruszył w kierunku drzwi, a jego duża ręka odnalazła klamkę. Kiedy już otwierał drzwi ostatni raz spojrzał na mnie.
- Nie mogę, nie chcę ... - podbiegł w moją stronę i przytulił. Rozpłakał się, tak to nawet ja nie płakałam. Trzymał mnie tak kurczowo, że to aż bolało. Też chciałam się w niego wtulić, jednak po prostu nie mogłam.
- No dalej. - powiedział chłopak jakby widząc moje wahanie. Przytuliłam go, a głowę schowałam w jego szyi.
Złapał mnie za tyłek i podniósł tak, że nogami oplatałam jego biodra. Poddałam się temu, ponieważ nie miałam już siły stawiać oporu, a poza tym to było tak cholernie dobre.
Szedł powoli, prowadząc nas w kierunku kuchni. Posadził mnie na blacie i stanął pomiędzy moimi nogami. Złapał mnie za rękę i patrzył w moje oczy.
- Przepraszam za wczoraj. - powiedział. - To wca...
- Przepraszasz mnie? - zaśmiałam się szyderczo.
- Daj mi to wytłumaczyć. I chociaż raz siedź cicho. - powiedział głosem zachrypniętym od płaczu.
- No na pew. ..- jednak nie dane mi było skończyć, ponieważ przerwał mi pocałunkiem. W tej małej pieszczocie było tyle emocji, miłości, że kompletnie poddałam się jego miękkim wargom.
Po chwili dotarło do mnie to co robię i z trudem to przerwałam.
- Ta dziewczyna z wczoraj to Crissy, faktycznie kiedyś byliśmy razem, ale to było na długo przed tobą, nigdy bym cię nie skrzywdził ani nie bawił się tobą. - popatrzył mi w oczy- Ona była we mnie zakochana, jednak ja nigdy nie czułem tego co ona, związałem się z nią, bo myślałem, że miłość przyjdzie z czasem, jednak teraz wiem, że ona czekała na ciebie. Całe moje serce jest twoje. Nie potrafię bez ciebie żyć . Nie wiem czemu ona tam wczoraj była ,nie zapraszałem jej. A tym bardziej nigdy cię z nią nie zdradziłem. Kochanie nie potrafiłbym być z kimś innym niż ja. Wierzysz mi?- zapytał zagubiony.
- Nawet jeśli ci wierzę to co to zmieni, to i tak nie ma sensu. - odpowiedziałam ostro.
- Co nie ma sensu? - zapytał zdezorientowany.
- My. - powiedziałam prosto.
Popatrzył na mnie przerażony tymi zranionymi oczyma.
Wyszedł trzaskając drzwiami.
A moje serce rozpadło się na kawałki drugi raz podczas kilkunastu godzin.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro