rozdział 18
Kolejny zwykły, nudny dzień. Właśnie kończę moją pracę w kawiarni. Dzisiaj było w miarę spokojnie, nikt nie krzyczał i się nie dąsał. Hmm pomyślmy dlaczego. O tak wiem! Zdziry Kim nie było w pracy to pewnie dla tego. Dostałam dzisiaj podwyżkę od szefa. Jupi! Kupię sobie nowe buty. Muszę wyciągnąć Maxa na zakupy, a może poprosiłabym Louisa. W końcu on też jest facetem. Dziwne się czuję, bo nie wiem do końca jak to między nami jest. Już miałam zamykać kawiarnię, kiedy ktoś zapytał w szybę. Podeszłam i zobaczyłam przemoczonego Louisa. Wpuściłam go do środka. Od razu namiętnie pocałował mnie w usta i posadził na ladzie nie przerywając pocałunku. Uwielbiam to uczucie, kiedy on to robi. Mam całe te pieprzone motylki w brzuchu, a w głowie mi szumi. Po paru pięknych chwilach oderwał się ode mnie zdyszany.
- No cześć. - odezwałam się pierwsza. - Lubię kiedy mnie tak witasz.
Uśmiechnęłam się i pstryknęłam go w nos. On tak uroczo zmarszczył brwi. Jeszcze raz mnie pocałował. Złapał mnie za biodra i postanowił na posadzce.
- Zamykaj szybko, bo mam zamiar gdzieś cię zabrać. - powiedział i złapał moją rękę.
Zamknęłam i wsiadłam do jego samochodu. Lou położył rękę na moim kolanie i zaczął nią kręcić małe kółeczka. Strzepnęłam ją. Jednak ona wróciła na swoje miejsce. I tak to wyglądało przez całą drogę. Ja ją odtrącałam a on śmiał się w najlepsze. Podczas drogi przestało padać i zrobiło się słonecznie. Dotarliśmy nad jakiś ogromny zalew pełen ludzi.
- Co będziemy robić? - zapytałam ciekawa.
- Zobaczysz. - uśmiechnął się tajemniczo.
Weszliśmy po drabinie na górę i tam był mały domek z którego ciągnęły się liny wysoko nad zalewem. Louis chyba myślał, że będę się bała, ale ja uwielbiam wysokość i różne ekstremalne rzeczy. Przytuliłam się do niego i czule pocałowałam. On splótł nasze palce. Pracownicy zaczęli zapinać nasze uprzęże i sprawdzać wszystko. Poczułam adrenalinę w moim ciele.
- Ale będzie fajnie. - usłyszałam najcudowniejszy szept przy moim uchu.
I zaczęliśmy jechać. Najpierw powoli, a potem coraz bliżej wody. Całą drogę krzyczałam i śmiałam się razem z Lou. Kiedy zatrzymaliśmy się na drugim końcu dalej byłam szczęśliwa.
- Dziękuję. Było super. - powiedziałam do mojego towarzysza.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. - pocałował mnie w czoło.
Całą drogę powrotną rozmawialiśmy o głupotach i dużo się śmialiśmy.
- Lou?
- Tak kochanie.
- A poszedłbyś ze mną jutro na zakupy?
-Z miłą chęcią.
Podjechaliśmy pod dom. Nie chciałam zostać sama.
- Zostaniesz na noc? - zapytałam cichutko. - Ale nie, że ten teges, tylko tak po prostu spać.
Byłam mega zawstydzona, a na moich policzkach pierwszy raz od niepamiętnych czasów pojawiły się dwie czerwone plamki.
Louis pogładził mnie po policzku.
- Jesteś piękna. - szepnął w moje wargi i delikatnie pocałował. - Oczywiście, że z tobą zostanę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro