rozdział 10
Razem z Maxem opuszczałam szpital.Lekarz koniecznie kazał mi skonsultować się z psychologiem, bo ponoć sama sobie z moimi problemami nie poradzę.Pff co on tam wie, tyle czasu dawałam radę to i teraz dam, a tak poza tym to nie mam nawet pieniędzy na sesję.
Mój przyjaciel wrócił się jeszcze do sali po telefon, który tam zostawił. Czekałam na niego. W oddali dostrzegam sylwetkę Louisa. Czułam do niego nienawiść, ale w sumie nie wiedział o tym, że jego słowa zraniły mnie bardziej niż powinny. Ruszyłam w jego kierunku, żeby nie stać na środku parkingu jak ostatni debil. Był wyraźnie zaskoczony moim zachowaniem.
- Jak się czujesz? - zapytałam rozpoczynając rozmowę.
Widocznie chciał powiedzieć coś chamskiego, ale w ostatniej chwili ugryzl się w język.
- Może być. - odparł przybierając poze klasycznego dupka.
Ughr... skoro już nigdy go nie spotkam to chce być miła, no ale skoro on nie chce to pogadamy inaczej. Już miałam go zwyzywać kiedy obok nas pojawiła się jakaś starsza, na oko pięćdziesięcioletnia pani. Podeszła do Lou i przytuliła go. Nagle jej głowa zwróciła się w moją stronę.
- O Louis, nic nie mówiłeś, że masz taką śliczną dziewczynę. - odezwała się kobieta całkowicie zaskakując nas obydwoje. Miałam ochotę wybuchnąć niepochamowanym śmiechem, ale jej poważna mina powstrzymała mnie.
- Może zaprosisz dziewczynę do nas do domu, ja i dziewczynki bardzo chciałbyśmy ją poznać.
Louis już miał zaprzeczyć, kiedy odezwałam się, bo stwierdziłam, że będzie to idealna okazja do odegrania się.
- Z miłą chęcią skorzystam. - odpowiedziałam, a wzrok Lou wywiercał we mnie dziurę...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro