Rozdział 5
Gdy słońce zdążyło już zajść, a niebo rozjaśniło się od gwiazd, młody generał wreszcie dotarł do nadzwyczaj perfekcyjnej kryjówki. Przyszła władczyni bez problemu zasnęła, wsparta o lekko nagrzany mur, a niesfornego kosmyki niedbale opadały jej na policzek. Przez granat sukni i krucze włosy zdawała się niemal tonąć w ciemności. Oczy młodego generała wydawały się na moment zalśnić. Ostrożnie stawiając kroki, zbliżył się ku niej.
- No proszę. – odrzekł z lekkim rozbawieniem, patrząc jak mimowolnie tuli się do kamieni.
Kolejno schylił się, delikatnie unosząc ją ku górze. Dziewczyna natomiast zdawała się spać wieczystym snem. Bezszelestnie udał się w kierunku schodów. Znalazł się na korytarzu, a następnie skręcił w lewo, wtem stając w miejscu, aby uniknąć zderzenia. Krótkowłosa pokojówka, właśnie kierująca się na spoczynek, ospale podniosła oczy ku górze, następnie z niedowierzaniem mierząc go wzrokiem. Rozbudziwszy się, statecznie przyłożyła palec do ust, drugą dłonią dając mu sygnał, aby podążył za nią. Po chwili wszyscy znaleźli się w królewskiej sypialni.
- Powoli, odłóż ją. – wyszeptała, ledwo słyszalnie.
Bez słowa wykonał jej polecenie. Nieprzytomna przyszła władczyni momentalnie runęła na pościel, gubiąc całą swoją grację.
- Zajmę się resztą. - oznajmiła Megumy.
Skinął głową.
- Powiadomię straż, że się znalazła. – mruknął cicho, przymykając drzwi.
Dziewczyna stopniowo zbliżyła się do Anastasii, wolno zaczynając ją przebierać. "Dawno nie widziałam, aby spała tak dobrze. Zwykle budzi się w nocy." - stwierdziła chwilę później, dokładnie przykrywając ją kołdrą. Wtedy dostrzegła na jej twarzy łagodny uśmiech. "Musiało wydarzyć się coś naprawdę dobrego."- zachichotała, czując ciepło na sercu.
Z samego rana przyszła władczyni obudziła się we własnym pokoju, za nic w świecie nie mogąc sobie przypomnieć, jak do niego dotarła.
- Zabawne. - odparła sama do siebie.
Następnie sennie przecierając oczy, podniosła się z łóżka. Dawniej zawsze kończyła w ten sposób w lato, mimowolnie przysypiając na ogrodowej huśtawce, podczas wyczekiwania na gwiazdy. „Ktoś chyba musiał zanieść mnie do łóżka." – mruknęła, przeciągając się i odchylając zasłony, dla rozbudzenia, łapiąc ospałe promienie słońca. „Co takiego właściwie wczoraj robiłam?" – zaczęła się głowić, wyglądając przez okno. Liście rosnącej w pałacowym ogrodzie magnolii porudziały, a znajdująca się tuż pod nią wcześniej napomniana huśtawka, niedbale kołysała się na wietrze. Ana z trudem powstrzymała ziewnięcie. „Alex zawsze mnie odnosił." – uśmiechnęła się, w tym samym momencie dostrzegając niebieskookiego generała, rozsiadającego się na jej dawnym obiekcie zabaw. Natychmiastowo wyprostowała dotychczas oparte na parapecie łokcie, podnosząc się. „Ten jak zwykle robi co chce. Jeśli ją urwie..." – zagotowała się, prześwidrowując go na wylot. Nieoczekiwanie blondyn popatrzył wprost w jej kierunku, a kiedy ją dostrzegł, uśmiechnął się szyderczo, po czym wskazał dłonią na więdnącą trawę, znajdującą się tuż przed nim. Zielonooka posłusznie przerzuciła wzrok, dostrzegając zarys napisu z gałęzi.
- W-Y-G-R-A-Ł-E-M. – przeczytała, wprawiając się w zakłopotanie.
Nagle jej oczy rozszerzyły się, a usta lekko rozwarły. W panice, w mgnieniu oka zasłoniła szybę, z zażenowaniem padając na podłogę. Wszystko jej się przypomniało. „Tak nieodpowiedzialne..." - wymruczała. "Jak mogłam pozwolić sobie na takie zapomnienie?" - zacisnęła pięści klęcząc, czując spoczywający na sobie ogrom poniżenia. W końcu wzięła głęboki, spokojny oddech, ostatecznie przewalając się na prawy bok. Z irytacją zdmuchnęła opadające na twarz kosmyki. „To się więcej nie powtórzy." – stwierdziła stanowczo, podciągając się ku szafie. „Nigdy więcej amnezji." - skwitowała z zażenowaniem, kończąc się szykować. Następnie otworzyła drzwi, z zamiarem wybrania się na śniadanie, ku swojemu zaskoczeniu stając twarzą w twarz z Fellinsem.
- Moje uszanowanie. – skłonił się, dokładniej ukazując swoją siwiznę.
- Dzień dobry. – odparła, z lekką dezorientacją.
- Przyszedłem w związku z odnalezioną zeszłego dnia wiadomością. – objaśnił, poprawiając binokle.
- Oczywiście. – skwitowała uprzejmie, zamykając za sobą pokój. - Proszę, przejdźmy w dogodniejsze miejsce. Jadł już Pan? – zagaiła, z pewną nadzieją.
- Coś tam skubnąłem, ale chętnie skorzystam, jeśli Wasza Wysokość oferuje. – oznajmił, z wdzięcznością.
Po chwili oboje zasiadali już przy pałacowym stole.
- Kontynuując. - odparł staruszek, właśnie kończąc posiłek - Wysłałem już odpowiednie zawiadomienie do ministra obrony. Teraz pozostało jedynie czekać, aż nadejdzie jakaś odpowiedź. – dodał, wycierając twarz serwetką.
- Owszem. – przytaknęła dziewczyna, z pewnym niezadowoleniem. - A jak idzie przeszukiwanie akwenu? – spytała, dopijając herbatę.
- Ach, wczorajsze zamieszanie spowodowało mały problem w organizacji. Gdzieś za pół godziny technicy powinni wypłynąć. – oznajmił.
- Potrzebujemy konkretów. - stwierdziła chłodno, złączając dłonie.
- Cóż możemy poradzić? - westchnął.
Wówczas Anastasia natychmiastowo się podniosła.
- Popłynę z nimi. - obwieściła, zasuwając krzesło.
Generalnego Inspektora przeszedł wyraźny dreszcz.
- Wasza Wysokość nie może! Nie, nie, to zdecydowanie... - oburzył się, również zamierzając wstać.
- Czyżbym się przesłyszała? – fuknęła, obracając się, a jej spojrzenie przybrało lodowaty wyraz.
- Ach... – burknął, powstrzymując się.
- Tak myślałam. - odrzekła beznamiętnie, oddalając się.
Mężczyzna odprowadził ją wzrokiem. Jej akwamarynowa suknia szybko zniknęła za zakrętem. Siwowłosy ciężko westchnął, obracając się w kierunku rzędu okien, obejmujących w swym zasięgu taflę jeziora. "Wciąż pamiętam, gdy jako szkrab wleciała do wody. Ileżeśmy się wtedy strachu najedli. Aj." - westchnął, ostatecznie podnosząc się.
- Zdecydowanie, czas to okrutne zjawisko. - stęknął, przypominając sobie jej roześmianą, różaną, dziecięcą twarz. Wtem rozległ się huk.
- GDZIE?! - wysapał nagle Wored, który właśnie gwałtownie wtoczył się do pomieszczenia.
- Ależ co? - zapytał z dezorientacją Fellins.
- GDZIE? - powtórzył się minister, z trudem łapiąc oddech.
- Kto, co? - zakręcił wąsa, nadal nie mogąc zrozumieć swojego towarzysza.
- A idź. - machnął ręką ciemnowłosy. – Sam ją znajdę. – skwitował, z wolna wyczłapując z pomieszczenia.
Tymczasem na zewnątrz wszyscy uwijali się niczym w mrowisku.
- Tutaj! Tutaj te wiosła! - nawoływał gromko jeden z techników, stojąc na skraju akwenu.
- Tak jest! - dwaj żołnierze znacznie przyspieszyli kroku.
- Rany. - westchnął ciężko, poprawiając okulary.
"Jak tak dalej pójdzie, słońce zdąży schować się za chmurami i będzie trudno cokolwiek zobaczyć." - syknął.
- Nie ociągać się, tempo! - zaklaskała w dłonie kobieta o masywnej posturze, najwidoczniej kierująca całą akcją.
"Istny harmider." – skwitowała, dystyngowanie krocząc w ich kierunku kruczowłosa. "Zawsze mnie zastanawia, jakim cudem Wored wybiera tak trudnych pracowników." – mruknęła sama do siebie.
- Pakować się do łodzi! - rozkazała nurkom przełożona.
- Tak jest! - wykrzyknęli, natychmiastowo się obracając, lecz ów zamiar przerwał im widok Anastasii, elegancko rozsiadającej się w ich przybytku.
- Na co czekacie? – skwitowała, dostrzegając ich zawahanie.
- Księżniczko. - zwróciła się do niej kobieta, klękając na kolano.
- Wstań Ur. Wiesz, że to niedobre dla twoich stawów. - zwróciła się do niej, pomijając formalności.
- Dziękuję. – odparła, z ulgą.
- Popłynę dzisiaj z wami. Zamierzam osobiście nadzorować tę sprawę. – oznajmiła bez większego wzruszenia.
- Oczywiście. – uśmiechnęła się kierowniczka, paląc się do działania. - Na co czekacie gamonie, do łodzi! - trąciła jednego z mężczyzn w plecy, który niedbale zrobił kilka kroków wprzód, omal nie potykając się o własne nogi.
- A ty dokąd się wybierasz? - fuknął nagle ktoś zza zebranych z wyraźnym poirytowaniem.
- Hę? A kim ty... - obróciła się na pięcie Ur, której budowa dodawała wiele respektu.
- Jak się dowiedziałeś, że tu będę? – prychnęła, z rezygnacją zielonooka.
- Jesteś dość przewidywalna. – oznajmił ostentacyjnie Reed, wymijając zebranych i siadając naprzeciw niej.
- Słucham? – oburzyła się.
- Chyba będę musiał wiosłować, skoro ty tego nie robisz. - zignorował ją, chwytając za drewniany przyrząd.
- Nie o to pytałam! - zirytowała się.
Przyglądająca się całemu zajściu Ur, bezwiednie wzruszyła ramionami.
- Jeden czy dwaj pasażerowie w tę, czy we w tę, bez różnicy. Przestańcie tak stać jak słupy soli i wsiadajcie w końcu. – stwierdziła, posyłając nurkom kopniaka na zachętę.
Tamci natomiast z dużymi wątpliwościami wgramolili się do środka, również chwytając za wiosła. Po chwili cała czwórka znacznie oddaliła się od brzegu. Czarnowłosa z uwagą rozglądała się dokoła, szukając czegokolwiek niepokojącego. Jezioro nie było zbyt obszerne, jednak z pewnością nie należało do najmniejszych.
- Stop. - nakazała w pewnym momencie, zatrzymując załogę - Zanurkujcie tutaj. - skwitowała, opierając się o brzeg łodzi.
- Tak jest. – przytaknęli najemnicy, niemal od razu wskakując do wody.
Rozległ się głośny chlupot, a następnie oboje zniknęli w odmętach. Anastasia ze znużeniem przymknęła oczy.
- A więc? - zapytał ze znudzeniem Carlos, wyraźnie ją obserwując.
- Co? – mruknęła, wysilając się na dozę cierpliwości.
- Jak śpi się na kamieniach? - zagaił zadziornie, odkładając wiosło.
- Bardzo zabawne. – skwitowała, otwierając oczy i mierząc go wzrokiem. - Swoją drogą wczorajsze podchody z Woredem, słaba zagrywka. – fuknęła, wychylając się ku wodzie.
- Tak czy siak, skuteczna. Chociaż przyznaję, nie spodziewałem się znaleźć cię na wieży. – skwitował, odwracając spojrzenie.
- Och. Podobno jestem przewidywalna i łatwo mnie przejrzeć. – odrzekła z satysfakcją, sunąc dłonią po tafli.
Nie słysząc odpowiedzi, uniosła głowę ku górze, napotykając lisi uśmiech.
- Szybko się uczysz. – stwierdził, oddając piłeczkę.
Na jego twarzy pojawił się spokój, a myśli odbiegły gdzieś w zamyśleniu. Blond włosy, rozwiały się delikatnie na wietrze, a długie, jak na mężczyznę rzęsy podkreślały odbijające się w oczach niebo. Ten stateczny widok, zdawał się hipnotyzować wszystko wokół, w sposób tak irytujący, że przyszła władczyni, nie była w stanie go znieść.
- Długo zamierzasz tu zagościć? – spytała, rysując kółko na wodzie.
- Słucham? – odparł, wyrywając się z wewnętrznej oazy
- Tu nie ma pól do walki z pionkami do rozstawiania. Nie ma pan tu w co grać. Sortowanie dokumentów to niezbyt wdzięczne zajęcie dla dopiero co upieczonego generała. Nie lepiej wyjechać gdzieś w teren? – stwierdziła, przechodząc do oblężenia.
- Naprawdę? Mówi to kobieta, której całe życie osobiste rozwleka się wokoło wojskowej makulatury. Jeśli Waszą Wysokość to interesuje, bardzo mi tu wygodnie, a i rozrywek nie brak. – oznajmił, obracając się ku niej.
- Cóż za pocieszenie. – odparła, również wykonując tę czynność.
Z jego ust wydobyło się ciche prychnięcie.
- Nie uda ci się mnie pozbyć. – stwierdził z dozą satysfakcji.
- O tym się jeszcze przekonamy. – skwitowała, dołączając do gry.
- Trafił swój na swego, co? - fuknął.
- Lepiej bym tego nie ujęła. – mruknęła chłodno, unosząc kąciki ust ku górze.
- To może być początek wspaniałej przygody. - zaszydził.
- Jest pan moim żołnierzem? – zapytała, na pewien sposób niewinnie.
- Na to wygląda. – bezwiednie wzruszył dłonią.
- W takim razie będzie pan grał, jak mu zagram. – odrzekła, słodko.
- Albo i nie. – odgryzł się.
Słysząc to zdanie, na jej twarzy pojawił się uśmiech nieskrywanej satysfakcji.
- Wyjaśnijmy tę kwestię raz, a dobrze. - oznajmiła, przyciągając go za kołnierz - Gdybym chciała, już byłby pan martwy. – dodała.
- A więc tego nie chcesz? – fuknął, szepcząc jej do ucha.
Wówczas Anastasia poczuła, że została złapana w sidła. Z całej siły odepchnęła młodego generała, ciskając nim niemal na sam kraniec pływającego przybytku.
- Woah! - wykrzyknął wówczas nurek, który właśnie zamierzał się wdrapać na łódź i omal nie oberwał targniętym pociskiem.
Carlos momentalnie wyprostował się, jakby nic się nie stało, wyraźnie nie odnosząc żadnych obrażeń. Wydawał się wręcz promieniować zadowoleniem. Przyszła następczyni tronu natomiast wyglądała na lekko nieobecną. Tak czy siak, powrót technika zdawał się być kompletnie niezauważony przez tę dwójkę.
Wtem wokół rozległ się rozpaczliwy krzyk, przerywając beztroskę ówczesnej chwili. Słysząc go, Ana i Reed gwałtownie poderwali się na nogi, powodując niebezpieczne zachybotanie łodzi. Nurek, dotychczas z dozą dezorientacji obserwujący ich poczynania, zaczął być przez coś silnie wciągany pod wodę. Ze wszystkich sił machał rękoma, próbując złapać się czegokolwiek. Widząc to, młody generał zrzucił z siebie marynarkę i nie czekając, wskoczył do wody. Ana natomiast rzuciła się do barierki. W wyniku kotłaniny nie była wstanie niczego dostrzec. Sama chciała pod wpływem impulsu rzucić się na ratunek, jednak zważywszy na rozmiar sukni oraz ciężkość materiału, gdy ten nasiąknie, wiedziała, że nie byłaby przydatnym wsparciem. Pozostawało jej tylko czekać. "Szybciej, szybciej. No dalej." - denerwowała się, zaciskając dłonie na drewnianej ściance, próbując wypatrzeć cokolwiek w głębinie.
Tymczasem niebieskooki niemal błyskawicznie zorientował się, w czym tkwi problem. Technik był wciągany przez swojego współpracownika, który zwijał się z bólu, niemal przy samym dnie. Zdawało się, że chwycił go ostry skurcz, więc starał się złapać jakiejkolwiek deski ratunku. Carlos nie tracąc czasu wyrwał kostkę pierwszego nurka z uścisku, kolejno wraz z jego pomocą unosząc towarzysza ku górze. Kiedy wypłynęli nad taflę, Ana pomogła wdrapać im się do środka. Nieszczęsny mężczyzna zwijał się z bólu, aż do czasu dobicia do brzegu.
- Ur, zabierzcie go do nadwornego medyka. - rozkazała niemal natychmiast następczyni tronu, gdy tylko stanęła na ziemi.
Kobieta dynamicznie skinęła głową, zaraz podejmując odpowiednie kroki. Sekundę później najemnik był już niesiony w stronę lekarskiego gabinetu.
- Miał szczęście. Gdyby popłynęli we dwójkę, raczej źle by się to skończyło. - ocenił Reed, odgarniając włosy.
- Możliwe. - przyznała mu rację, kolejno mierząc go wzrokiem. – Wyglądasz gorzej niż zmokła kura. Chodź. – oznajmiła, następnie zachęcając go gestem dłoni.
Carlos z trudem powstrzymując się od komentarza, posłusznie podążył za nią. Po chwili oboje znaleźli się pod drzwiami pokoju szefa straży. Dziewczyna już wyciągnęła rękę, aby zapukać, gdy została powstrzymana uściskiem na nadgarstku. Z irytacją spojrzała na towarzysza.
- Lepiej ja to zrobię. - odparł, posyłając jej znaczące spojrzenie.
"Przecież zrobiłam to przypadkiem." - prychnęła, kładąc ręce na biodra.
Ignorując ją, młody generał wyraźnie zastukał w drewnianą framugę.
- Już idę! - odkrzyknął Rafael, po chwili otwierając drzwi, przy tym jakby lekko przykucając.
- Widzisz? Został mu odruch obronny. – wytknął z pewnym rozbawieniem blondyn.
- Ile razy jeszcze mam przepraszać? - westchnęła, rumieniąc się.
- Och, Wasza Wysokość! Jak miło panienkę widzieć. - oznajmił mężczyzna w kwiecie wieku, kłaniając się - Czym zawdzięczam te odwiedziny? - dodał.
- Chciałam zapytać, czy nie ma pan może zapasowego umundurowania. - odrzekła.
Odpowiedział jej pytającym spojrzeniem, po chwili mierząc wzrokiem Reeda i pozostawioną przez niego kałużę.
- Ach, naturalnie, naturalnie. Zaraz znajdę je w magazynie. Do tego momentu zaczekajcie proszę tutaj. - stwierdził, gorliwie kierując ich do środka.
Jego pokój nie był zbyt duży. W porównaniu do sali obrazowej wydawał się być wręcz klitką, jednak budził swego rodzaju przyjemną atmosferę. Na pojedynczym oknie, po prawej od wejścia, stało kilka doniczek z kwiatami, z kolei tuż pod znajdowało się wiktoriańskie biurko, a na przeciw pomarańczowa kanapa z towarzyszącym jej starym, dębowym regałem.
- Lata temu oferowałam mu o wiele dogodniejsze pomieszczenie, ale zaparł się z sentymentu, aby tu zostać. - westchnęła sama do siebie dziewczyna, wyraźnie prześwidrowując ściany.
- I kto to mówi. - skwitował kpiąco, przysiadając Reed.
- Przestań się tak wiercić, bez przerwy kapie z ciebie woda. - zganiła go.
- O, ręcznik. – odparł, zbywając ją.
- Nie tykaj, co nie twoje! - obruszyła się, wyrywając mu go z rąk.
- W takim razie, wezmę to co moje. - odrzekł, chwytając ją za dłoń i przyciągając ją ku sobie.
- Huh?! - wykrzyknęła, otwierając szerzej oczy.
- Tylko żartuję. - wzruszył ramionami, fortelem odbierając jej miękką tkaninę, a następnie zakręcając nią dokoła.
Wirując niczym bąk, Anastasia z trudem powstrzymała się od wpadnięcia na parapet, rękoma próbując wychwycić równowagę. Omal nie upadłszy na podłogę, ostatecznie oparła się o staromodne biurko. "Ty tasmański kundlu..." – zagotowała się, próbując pozbyć się zawrotów głowy.
- Wydajesz się czuć dzisiaj o wiele lepiej, mam rację? - skwitował, kończąc wycierać głowę.
- Nie wiem, o co... - zaczęła równocześnie podnosząc spojrzenie – Pfff. – zasłoniła dłoń ustami, wyraźnie mając problem z dokończeniem wypowiedzi.
Dostrzegając jej reakcję, młody generał rozejrzał się z dezorientacją na boki. Przyszła władczyni z trudem powstrzymując się od śmiechu, bacznie badała jego aktualnie, do złudzenia przypominającą lwią grzywę, fryzurę.
- Daj to. – mruknęła z pewną litością, podchodząc do niego i przejmując ręcznik.
Następnie delikatnie przetarła mu włosy. Na twarzy Reeda zdawał się wypisać wyraz zdziwienia.
- Lepiej. - oceniła za moment, dla dokończenia całości ostrożnie rozczesując je palcami.
- A więc jednak jesteś zdolna do ludzkich uczuć. – odrzekł z uwagą, opierając się o róg kanapy.
Wtedy puchaty przedmiot znów wylądował na jego twarzy.
- Nie zrozum mnie źle. Nie mam w zwyczaju być w polubownych stosunkach z podwładnymi. - stwierdziła, a jej wzrok znów stał się chłodny.
- Mam! Przepraszam, że Wasza Wysokość musiała czekać tak długo. Ostatniego czasu, jakoś wszystko się gubi w tym naszym schowku. - oznajmił wkraczający do pomieszczenia szef straży.
- W takim razie będę musiała chyba na to spojrzeć. – odrzekła znacząco, wychodząc.
Obaj z uwagą odprowadzili ją wzrokiem.
- Mogę? - skwitował Carlos, wstając.
- Co? Ach, tak. - odparł mężczyzna, podając mu zapasowe umundurowanie.
- Dziękuję. - uśmiechnął się uprzejmie, również się ulatniając.
W taki oto sposób mężczyzna w kwiecie wieku ponownie został sam.
- Nareszcie. Cisza i spokój. - rozciągnął się, z ulgą rzucając się na pufę.
Umościł się wygodnie, po czym z niezadowoleniem zmrużył oczy. "Coś tak mokro." - mruknął, dłonią macając kanapę. Nagle natrafiając na coś puchatego.
- O MATKO BOSKA, TARANTULA! - wydarł się, podskakując, przypadkowo przygrzmocając nosem w parapet naprzeciwko.
Nastała ciemność.
- Proszę. - odrzekła z rezygnacją przyszła następczyni tronu, słysząc odgłos pukania.
Od ponad dwóch godzin borykała się z dokumentami potwierdzającymi przyjęcie nowych broni testowych do armii.
- Co mu zrobiłaś? - spytał, wychylając się zza drzwi młody generał.
- Komu? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, nadal niemrawo wpatrując się w zapiski.
- Rudolfowi. - wtrącił się Scolett.
W tym momencie poczuł, jak Anastasia zabija go spojrzeniem.
- Do rzeczy. Jestem zajęta. - skwitowała, czując iż zaraz dostanie migreny.
- Ale co? - zgłupiał brunet.
- Będziecie tu teraz tak stać, grać idiotów i mi przeszkadzać? - prychnęła.
- Brzmi kusząco. - stwierdził Reed.
Ana poczuła, że zaraz coś ją trafi.
- Wynoście się. – oznajmiła dystyngowanie, powracając do wypełniania papierów.
- Już, już, spokojnie. To tylko momencik, zwykła ciekawość. - zaczął gorączkować się okularnik.
- Swoja drogą, dzisiaj już odesłałem tę dokumentację, ale na wszelki wypadek zostawiłem ci pustą kopię na biurku. - skwitował blondyn.
Przyszła władczyni, zdawała się na moment zastygnąć, kolejno głośno przełykając ślinę.
- WYNOCHA STĄD! – wyraźnie się wściekła, gwałtownie ciskając w ich kierunku pióro.
Drzwi zamknęły się niemal natychmiast. Usłyszeli natomiast gromki huk, potwierdzający jej celność.
- Było blisko. - przetarł czoło Scolett.
- Jeszcze dwie minuty i jutro składałbym ci kwiaty na pogrzebie. - zadrwił generał.
-Co?! Dlaczego mi?! - obruszył się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro