Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

grafika: ( https://unsplash.com/photos/xTfFmsXxEfA )

Dziewczyna poddenerwowanym krokiem dreptała w kółko po swoim pokoju. Był już środek nocy, a za oknami panował całkowity mrok. Anastasia jednak nie była w stanie ani na chwilę zmrużyć oka, bowiem ilekroć to robiła, do jej głowy powracały te same natarczywe myśli, które od rozmowy z Woredem nie dawały jej spokoju. W końcu z irytacją, pod wpływem emocji, przedostała się z powrotem do miejsca, o które tak dzielnie jak dotąd toczyła spór. Kiedy uchyliła drzwi od tajnego korytarza, jej serce od razu zabiło mocniej. Sala obrazowa nie była dużą komnatą. Posiadała raczej przeciętne rozmiary, a na jej ścianach widniały nieznaczne zdobienia, mające na celu ożywienie wnętrza. Jednak o tej porze światło księżyca padało przez szyby wprost na kryształy z żyrandola, tworząc promienie, które migotały niczym gwiazdy spadające z nieba. Z zafascynowaniem ruszyła w ich kierunku dłonią, upewniając się, iż rzeczywiście są tylko odbiciem. W pewnym momencie jej wzrok padł na jeden z wielu obrazów, które od zamierzchłych czasów widniały na tych ścianach. Na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.

- Pamiętam. - szepnęła, czule sunąc dłonią po ramce.

"Pamiętam twoje historie, Alex." - dodała, zagłębiając się w melancholii.

Nie aż tak dawno, bo przecież dzieciństwo nie jest czasem zamierzchłym, a czymś, co ciągle żyje w naszych sercach, na dywanie w sali obrazowej leżała dwójka szkrabów. Podobnie jak tej nocy ona, przyglądająca się wszystkiemu, co znajdowało się dokoła.

- A ten? - spytała z entuzjazmem dziewczynka, która jeszcze przed sekundą śmiała się od ucha do ucha.

- Ten? - odparł chłopczyk, wskazując na wielkie dzieło znajdujące się na wprost nich.

- Tak! Opowiedz coś o nim, proszę. - zaszczebiotała.

Słysząc to jej towarzysz wyraźnie wbił spojrzenie, w ogromny, kilku wieczny portret rodziny królewskiej, znajdującej się przed ich twarzami. Dokładnie analizując wszystkie ujęte na nim postacie. W końcu wydał z siebie prychnięcie, a następnie chrząknął, przybierając bardziej basowy ton głosu.

- Jak można zauważyć, dzieło to ukazuje czasy zamierzchłe, w których to jeszcze na świat przychodziły kreatury, obecnie znajdujące się na wyginięciu. Wystarczy tylko przyjrzeć się detalom. Jak widzimy, wszyscy ujęci na malunku posiadają wyraźnie zarysowane szczęki i brwi, do złudzenia przypominające twarz pewnego jaszczurczego ministra. Z pewnością dzieło to miało na celu upamiętnienie ginącego gatunku, którego na nasze nieszczęście jeden osobnik ostał się w naszej erze. - zakończył, na co dziewczynka silniej zacisnęła wargi.

- Gdyby Wored cię usłyszał... - przeturlała się w jedną i drugą, próbując powstrzymać wydzierający się z niej chichot.

- Sugerujesz, że wcale nie przypomina on gada? - stwierdził, wytężając wzrok - Patrz, ci ludzie na płótnie naprawdę wyglądają jak jego krewni i nie wiem jak ty, ale ja dostrzegam uderzające podobieństwo, między nimi, a tą jaszczurką na obrazie obok. - skwitował z pełną powagą.

- No, oczy mają jednakowe. - przyznała, wypychając policzki.

- A widzisz? Gdyby nie ta jego czupryna, wyglądałby tak samo. - odrzekł, kładąc rękę pod głowę. - Jakby nie patrzeć, włosy i tak mu w końcu wypadną. - wzruszył ramionami.

- Ale wtedy to będzie twoje zmartwienie, gdy wstąpisz do wojska i stanie się twoim przełożonym. – przypomniała z rozbawieniem.

- Mówisz tak, jakbyś ty miała go nigdy więcej nie spotkać. To twój chrzestny, nie mój. Nie zapominaj. - oburzył się.

- Oj tam. - zaśmiała się, szturchając go.

W tym momencie do pomieszczenia, wpadł pobłysk nocnego światła, wyraźnie oświetlając kolejny z malunków.

- A ten? Ten? - zapytała, z uśmiechem na twarzy.

- Tutaj masz pawia. - stwierdził, ziewając.

- One zawsze mają takie duże pióra? - spytała z fascynacją.

- Nigdy nie widziałaś pawia? - zapytał.

- A ty widziałeś? - odparła ze zdziwieniem.

- No tak, ostatnio podczas spaceru po ogrodach. – oznajmił, krzyżują palce.

- Naprawdę?! My mamy pawia? - niemal podskoczyła w miejscu, łapiąc go za ramiona.

Dziewczynka świdrując bruneta na wylot, wpatrywała się w jego zielone oczy, z wyraźną nadzieją. Chłopak zacisnął usta, w końcu nie wytrzymując.

- Wybacz. - roześmiał się, z trudem łapiąc powietrze.

Otarłszy napływające do oczu łzy, widząc jej naburmuszoną minę, delikatnie złapał ją za dłoń.

- To co? Ten może być następny? - spytał, wskazując nią kolejne dzieło.

Przywołane wspomnienia spowodowały, że serce księżniczki zabiło mocniej. Anastasia, tak jak dziecko, którym niegdyś była, z błyszczącymi oczami wpatrywała się w XII-wieczne dzieło. „Gdyby tylko cię wtedy usłyszał..." – uśmiechnęła się, tłumiąc żal. "Zawsze miałeś bujną wyobraźnię." - westchnęła z tęsknotą, lecz w tym momencie, ku jej zaskoczeniu, usłyszała brzdęk kluczy, dobiegający z drugiej strony drzwi. Nie tracąc ani chwili, pod wpływem impulsu skryła się za dębowym regałem. Kiedy tylko to zrobiła, klamka od pomieszczenia poruszyła się, a do środka weszła jakaś postać. Widać było, iż w ręku niesie dość duże pudło, wypełnione różnorakimi przedmiotami. Dziewczyna dostrzegając to gwałtownie wstrzymała oddech. Osoba, którą widziała zdawała się nie być nikim jej znanym. Jednak dopiero, gdy podeszła nieco bliżej, była wstanie dojrzeć jej twarz. Był to młody mężczyzna, blondyn, o niemal błękitnych oczach. Zdawał się być dość zmęczony, gdyż z lekkim rozkojarzeniem rozglądał się po pomieszczeniu. Dziewczyna ostrożnie, na wszelki wypadek, odpięła od swej pończochy broń, a następnie zdecydowała się wydostać z ukrycia. Jednak, kiedy postawiła pierwszy krok, oczy mężczyzny oprzytomniały, a jego miecz, wycelował dokładnie w jej kierunku. W pomieszczeniu rozległ się odgłos upadających przedmiotów. Z trudem, gdyż za pomocą średniej wielkości sztyletu, przyjęła ona uderzenie, kolejno starając się podhaczyć przeciwnika. Ten najwidoczniej przewidziawszy jej ruch, zaczął zmuszać dziewczynę do defensywy. Szczęk broni z każdą minutą stawał się coraz gwałtowniejszy. Anastasia ze zgrozą zrozumiała, że znajduje się na spalonej pozycji. Wbrew pozorom blondyn posiadał ogromną siłę, a z każdym kolejnym zatrzymanym przez nią ciosem, popychał ją w kierunku brzegu pomieszczenia. W końcu przyparwszy dziewczynę do ściany, przycisnął jej broń do gardła.

- Kim jesteś i czego tu szukasz? – zapytał z mrożącą krew w żyłach powagą.

Dziewczyna z poddenerwowaniem przełknęła ślinę. Znajdowała się w potrzasku. Szukając wzrokiem jakiejś możliwości wykaraskania się z tego potrzasku, ku swojemu zaskoczeniu, dojrzała na jego piersi odznakę generalską. Jej kąciki ust z satysfakcją uniosły się ku górze.

- Huh? Czyż w taki sposób śmie się pan zwracać do rodziny królewskiej? – odrzekła, z lekkim pobłażaniem.

Mężczyzna, jednak zdawał się nie wziąć tych słów na poważnie.

- Rodziny królewskiej? Nie bredź. Jak dostałaś się tu bez klucza? - prychnął.

Wówczas Anastasia powoli podniosła głowę ku górze, palcami odsuwając miecz i napotykając jego zdeterminowany wzrok.

- Odsuń się, jeśli ci życie miłe. - stwierdziła, gwałtownie chwytając ostrze i jednocześnie rozcinając swoją dłoń.

Wówczas wiatr, który zawiał na zewnątrz, poruszył firanami ukazując mu swego przeciwnika w pełnym świetle. Kruczoczarne włosy dziewczyny lśniły niczym kosmos, przepasany deszczem meteorytów, natomiast czerwień sukni silnie kontrastowała z jej zielonymi tęczówkami. Wciąż nie spuszczała z niego spojrzenia, a z jej dłoni cienką strużką skapywała krew. Widząc, to mężczyzna natychmiastowo wypuścił z uścisku miecz i z uniżeniem ukląkł na kolano, opuszczając głowę.

- Wybacz Wasza Wysokość, nie rozpoznałem cię w tej ciemności. Pokornie błagam o przebaczenie. - oznajmił, czując na swoim karku chłodny, pogardliwy wzrok.

- Możesz powstać. - skwitowała, puszczając ostrze, które z trzaskiem upadło na ziemię. - Lepiej je wyczyść. Nie najlepiej by się dla Ciebie skończyło, gdyby ktoś zobaczył na nim krew. - dodała, przysiadając na rubinowym fotelu.

Generał wstał, a jego spojrzenie mimowolnie utkwiło na jej ręce, którą aktualnie zgrabnie oparła o przedramię siedzenia.

- Martwisz się, czy nikomu nie powiem? - spytała jakby z pogardą, spoglądając ku oknu - Zostawię to dla siebie. Tym razem, lecz tylko z tego względu, iż obojga z nas nie powinno tu być. - mruknęła.

- Dziękuję, jednak... - nie zdążył dokończyć.

- Nie ma sensu zawracać sobie tym głowy. - odparła, choć blondyn zdawał się nie być zadowolony z tej okrężnej odpowiedzi.

Na chwilę zapanowała ponura cisza.

- A więc? Co pan tutaj robi? - spytała Anastasia, lekko rozdrażniona całym zajściem.

- Dostałem polecenie przeniesienia się tutaj z zarządu dzisiejszej nocy. Możliwe, że informacje zostały źle dostarczone. – stwierdził spokojnie.

- Przeniesienia? - zmrużyła oczy.

- W związku z projektem Rady Wojskowej, oczywiście. - wyjaśnił, a atmosfera wokół uległa nagłemu zagęszczeniu.

Nawet tykanie zegara stało się cięższe.

- Pomysł ten nie ma królewskiej zgody na realizację. - oznajmiła lodowatym tonem.

- Dzisiaj wieczorem zostały dopełnione wszelkie formalności. Decyzja... - zaczął.

- Czyż nie zrozumiał Pan? - odrzekła, z pewnym gniewem podrywając się z fotela. - Projekt nie zostanie wcielony w życie. Proszę zabrać stąd te rzeczy i wychodząc zamknąć pokój. - skwitowała, kierując się do drzwi, a następnie bez słowa, znikając w odmętach korytarza.

"A więc Wored i Fellins śmieli mi się przeciwstawić?" - prychnęła, sunąc w stronę swojej komnaty.

Z samego rana, gdy słońce ledwo wychyliło się zza horyzontu, Anastasia była już gotowa do działania. Z lekko nieobecnym wzrokiem siedziała przy porannej herbacie, wygrzewając się w ostatnich letnich promieniach słońca. W ogrodzie o tej porze panował całkowity spokój. Służba, co prawda w teorii krzątająca się wszędzie od samego rana, zdawała się tego dnia pozostawać w łóżkach. Ona natomiast nie zagłębiała się w snach, a we wspomnieniach, chcąc przypomnieć sobie jak najwięcej, co łączyło ją z najdroższą osobą w jej życiu.

W porze, gdy wszystko dookoła kwitnie, a świat na nowo budzi się do życia, na huśtawce bujała się roześmiana od ucha do ucha dziewczynka. Jej długie czarne włosy powiewały na wietrze, roztaczając wokoło zapierającą dech atmosferę. Za każdym razem radośnie próbowała podbić się wyżej, lecz w pewnym momencie posłyszała kroki. Obróciła głowę, a na jej twarzy zagościł szczery uśmiech, taki, który potrafi pochwycić każde serce.

- Alex! - krzyknęła, wyskakując z siedzenia i rzucając się chłopakowi na szyję.

- Woah! - wykrzyknął brunet, omal nie wywracając się, równocześnie ujmując ją w objęcia.

Ona natomiast zaśmiała się, tak uroczo, że gdyby drzewa i kwiaty mogły się rumienić, wszystkie byłyby już czerwone.

- Wróciłeś! - cieszyła się, wciąż nie wypuszczając go z uścisku.

- Spokojnie, bo zaraz mnie udusisz. - zażartował zielonooki.

- Stęskniłam się za tobą. - odparła z lekkim zatroskaniem.

- Ja za tobą też, Ana. - skwitował, a dziewczynka delikatnie odsunęła się od niego.

- Jak ci idzie w akademii? - spytała, jakby nagle gubiąc swoją śmiałość.

- Oczywiście daję wszystkim łupnia. Nikt nie może mnie pokonać. - odparł z dumą chłopak, na co jego towarzyszka gromko się roześmiała.

- Tak, tak, z pewnością. Ale nie podskakuj starszym za bardzo, dobrze? Nie chcę pewnego dnia musieć okładać twoich ran lodem. - stwierdziła.

- Przecież wiesz, że tylko żartuję. - odparł, głaszcząc ją po głowie. - Nigdy nie zrobiłbym czegoś, co mogłoby cię zmartwić. - dodał.

"Wiecznie się o Ciebie martwiłam." – mruknęła, a na jej twarzy zagościł dawny, melancholijny uśmiech. Przyszła władczyni z wolna dopiła herbatę, a następnie spojrzała w stronę magnolii, na której nadal wisiała stara, dziecięca huśtawka. Kiedy tak wyglądała, zawiał silny, pierwszy jesienny wiatr, rozwiewając niesforne kosmyki jej włosów. Odruchowo zagarnęła je za ucho, tym samym orientując się, iż nie ma jednego kolczyka "Huh?" - zamrugała ze zdziwieniem oczami, upewniając się, że posiada drugi z pary. "Chyba musiał mi spaść podczas wczorajszej potyczki." - westchnęła, zasuwając krzesło i z powrotem udając się w stronę pałacu. Czuła, że zapowiada się długi, pracowity dzień. Jednak, gdy z rozmachem otworzyła drzwi od sali obrazowej, ku swojemu zaskoczeniu ujrzała blondwłosego generała, popijającego poranną kawę przy biurku.

- Biurko? - ledwo to wypowiedziawszy stanęła, jak zamurowana.

Ze zgrozą dostrzegła, iż pomieszczenie przeszło gruntowny remont. Z rogów poznikały rośliny, a na ich miejscu pojawiły się liczne szuflady. Kanapy, zostały przeniesione tuż przed mebel, który przed chwilą pierwszy przykuł jej uwagę. Zrobiła krok do przodu spoglądając na ściany, po czym poczuła, jakby coś ją trafiło. Po obrazie, który oglądała zeszłego wieczoru nie było już śladu. Zresztą nie tylko po nim. Nerwowym, lecz stanowczym krokiem, zaczęła chodzić od ściany do ściany, zauważając coraz więcej brakujących elementów. Młody generał natomiast cały czas uważnie wodził za nią wzrokiem. W końcu dziewczyna z irytacją skierowała się do biurka i uderzyła dłonią w jego fasadę.

- Jakim prawem? - spytała oschle, a z jej tonu dało się wyczuć kipiącą złość.

Mężczyzna natomiast beznamiętnie zaczerpnął jeszcze jednego łyka napoju i odstawił filiżankę na spodek.

- Gdybyś raczyła wczoraj wysłuchać mojej wypowiedzi do końca wiedziałabyś, że projekt zostanie przeprowadzony bez względu na twoją opinię. - oznajmił, na co następczyni tronu zagotowała się krew w żyłach.

- A więc rada śmie mi się przeciwstawiać? - odparła bardziej sama do siebie, zaciskając pięść. - Przekaż im, że z pewnością tego tak nie zostawię. - stwierdziła, odwracając się i powoli zaczynając sunąć ku drzwiom. - Chcę widzieć ich wszystkich jeszcze dzisiaj na... - nie dokończyła, bowiem poczuła na swoim prawym nadgarstku uścisk, który ją zatrzymał.

Ze zdziwieniem popatrzyła na młodego generała. Ten natomiast przybliżył się, unosząc jej rękę ku górze. Delikatnie ściągnął z niej rękawiczkę, z kamienną twarzą spoglądając na przecięcie, które próbowała za jej pomocą ukryć.

- Co ty...?! - wykrzyknęła, na co on posłał jej pełne dezaprobaty spojrzenie.

- To zdecydowanie nie jest powierzchowna rana. - syknął.

Anastasia natomiast gwałtownym ruchem wyszarpnęła się z jego uścisku.

- Moje ciało, moja sprawa. Zresztą, jak śmiesz...?! - ponownie nie skończyła, gdyż przerwało jej nagłe skrzypnięcie drzwi.

- Och, a więc poznałaś już generała Reeda? - skwitował przybyły.

- Wasza Wysokość. - skłonił się blondyn.

- Ojcze. - odrzekła dystyngowanie Ana, ze zdezorientowaniem obracając się w jego kierunku.

- Widzę, że zmiany postępują. Bardzo dobrze. - odparł król, rozglądając się.

- Zgodnie z rozkazem Waszej Wysokości. - stwierdził.

Ciało dziewczyny zdało się zamarznąć w bezruchu.

- Zgodnie z twoim rozkazem? - powtórzyła, nie wierząc własnym uszom.

- Tak, moim. Przyznaję, że dobrze wypełniasz powierzone przeze mnie obowiązki, jednak odrzucenie tego projektu byłoby błędem. – skwitował beznamiętnie, uważnie badając nad wyraz puste ściany. - Wiem, co chcesz mi teraz powiedzieć i jakie są tego przyczyny. - mruknął.

"Więc, dlaczego?" – przełknęła ślinę, nie odważywszy się jednak zabrać głosu.

- Twoje uczucia związane z tym pomieszczeniem cię gubią. Zadręczasz się myślami. Powinnaś wreszcie zapomnieć i przestać doszukiwać się śladów przeszłości w każdym kącie. Czego byś nie zrobiła, to wszystko prędzej czy później przeminie. – oznajmił bez najmniejszego wzruszenia. - Zresztą powinnaś dążyć do ciągłego rozwoju kraju, a nie go hamować. – zakończył ostro, przypatrując się jej twarzy.

Z trudem podjęła się jego uciążliwego spojrzenia.

- Zrozumiałam. - stwierdziła oschle.

- Dobrze. – odparł z zadowoleniem, nadal bystrze tropiąc wszystko wokoło.

Wtem rzucił mu się w oczy pewien szczegół.

- Rękawiczka? - skwitował, ze zdziwieniem spoglądając na mężczyznę, który jak dotąd bacznie trzymał ją za swoimi plecami.

Następnie przerzucił wzrok na córkę.

- Jeszcze nie doszły mnie słuchy, aby ta panna była skora komukolwiek oddać choć chusteczkę. – odrzekł z zaintrygowaniem.

- Huh? - Anastasia z dezorientacją zamrugała oczami.

Zaraz jednak zrozumiała, o co chodziło.

- Nie, to..! - zaczęła.

- Wygląda pan na porządnego człowieka. Rada dużo mi o panu mówiła. Gratuluję osiągnięcia awansu na tak zaszczytne stanowisko w jakże młodym wieku. - stwierdził.

- Dziękuje. - odparł z uwagą blondyn.

- Naprawdę doceniam pańskie dokonania, dlatego mam jeszcze jedną propozycję. Chciałbym, aby został pan osobistym żołnierzem mojej córki. – dodał, od razu przechodząc do rzeczy.

- Słucham? - wzdrygnęła się Ana.

- Od dłuższego czasu poszukuje kogoś odpowiedniego na to stanowisko. Pańska stała obecność w zamku jedynie dodatkowo zachęca mnie do wystosowania ku panu owej gorliwej prośby. - oznajmił.

- Z przyjemnością to uczynię, jeśli to życzenie Waszej Wysokości. – stwierdził.

Król natomiast z zadowoleniem skinął głową. Przyszła władczyni z osłupieniem obserwowała rozgrywającą się przed jej oczami scenę.

- W takim razie chyba już tu nic po mnie. Anastasio, bądź tak dobra i ustal dziś z panem Scolettem szczegóły funkcjonowania biura. - zakończył, opuszczając pomieszczenie.

Kiedy tylko to zrobił, dziewczyna momentalnie zmierzyła swojego nowego ochroniarza morderczym spojrzeniem. Całe pomieszczenie zdawało się emanować zabójczą aurą.

- Oddawaj. - skwitowała, wyciągając dłoń po rękawiczkę.

Reed posłusznie oddał jej przyczynę zamieszania. Ona natomiast starając się nie wybuchnąć zaczęła kierować się do wyjścia.

- Czekaj. - zatrzymał ją.

- O co chodzi?! - zbulwersowała się.

- Chcę jedynie rzucić okiem na ranę. - mruknął.

- Powiedziałam ci już, że to nie twoje zmartwienie. - prychnęła.

- Zdaje się, że teraz już moje. - odparł z sarkastycznym uśmiechem.

- Pozwalasz sobie na zbyt wiele. - zgromiła go, powracając do swojego chłodnego usposobienia.

Przez jej głowę aktualnie przelatywały miliony pomysłów na tortury, którymi w tym momencie miała ochotę uraczyć dopiero co poznanego jegomościa. Nie pamiętała, kiedy ostatnio ktoś zdobył się, aby być tak bezczelnym w jej kierunku. W ostatnim momencie przystanęła w drzwiach.

- Moim żołnierzem, co? - fuknęła. - Ciekawe. - dodała znikając za zakrętem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro