Will #7
Will przeciągną się nie otwierając jeszcze oczu. Była sobota rano. Will poczuł coś ciężkiego na swoim łóżku. Otworzył oczy. Obok niego siedział jego ojciec i patrzył na niego zmieszany. Blondyn z przyzwyczajenia cofną się, ale zapomniał, że siedzi na łóżku. I spadł z niego. Cofną się jeszcze trochę kiedy tata się podniósł i podszedł do niego. Chłopak zasłonił się rękoma i czekał na cios. Ale ten nie nadszedł. Ojciec stał nad nim wyciągając do niego rękę.
Will nie wiedział co zrobić. Niepewnie ujął dłoń ojca, który pomógł mu wstać. Tata zbliżył się do niego o krok, a Will wycofał się pod ścianę. Ojciec spojrzał na niego że smutkiem i poszedł do wyjścia z pokoju.
- Przepraszam- szepnął i wyszedł. Chłopak nie wiedział co o tym myśli.
••••Niedziela wieczór, Nico••••
- Ale na pewno nie zostaniesz jeszcze chwilę? - pytał po raz setny Jason
- Nie mogę.
- Na pewno?
- Nie
- Reyna zrób coś...
- On musi kiedyś wrócić do domu. Nie martw się. Odprowadzę go. I nie, ty nie możesz go odprowadzić bo znowu się będziesz denerwował, a Nico zabronił ci go narazie uśmiercać...
- Chodź już. Chcę to mieć za sobą... - burkną Nico. Nie przypominał już tej osoby, którą był zaledwie wczoraj. Powroty zawsze były dla niego trudne.
Reyna nigdy go nie pocieszała. I to w niej lubił. Nie marnowała powietrza na puste słowa. Ona poprostu była teraz z Niciem. Wspierała go samą swoją obecnością.
Robiło się już ciemno kiedy zaszli przed dom Nica. Reyna odwróciła się do niego. Spojrzała mu prosto w oczy, posyłając spojrzenie mówiące ,,dasz sobie radę". Uścisnęła go mocno i poszła w swoją stronę. Nico przeszedł przez podjazd i zatrzymał się przed drzwiami. Wziął głęboki oddech. Zapukał.
Drzwi otworzyły się, a za nimi stał ojciec Nica patrząc na niego zimnym wzrokiem.
- Musimy pogadać- powiedział i wpuścił go do środka. Nico odrazu skierował się w stronę schodów, ale ojciec zagrodził mu drogę.
Chłopakowi prawie udało się go ominąć. Prawie.
Kiedy był już za nim ten złapał go za szyję i przypadł do ściany tak, że Nico ledwo mógł stać na palcach. Zaczął się szarpać, ale ojciec trzymał go żelazną ręką, a jemu samemu coraz bardziej brakowało tlenu. Walczył rozpaczliwie o malutki oddech. Ale go nie dostał. Oparł z sił, przestał się szamotać, a wtedy ojciec zbliżył do niego swoją twarz i spojrzał mu w oczy.
- Poznałem kobietę. Ona i jej córka przyjadą jutro. Jeżeli powiesz im chociaż słowo o tym co się tu działo pożałujesz. Zrozumiano? - Nico przez chwilę nie odpowiedział. Nie mógł. Ojciec trochę poluźnił chwyt na jego szyi - Pytam czy zrozumiano?
- T-takh - zdołał wychrypieć Nico. Był przerażony. Przez siedem lat przyzwyczaił się do bólu, ale to... nie był na to gotowy.
Ojciec puścił go, a on upadł na podłogę. Zaczął się krztusić i kaszleć łapczywie wciągając powietrze do płuc.
- Już zapomniałem jak brzmi twój głos, synu - stwierdził jak gdyby nigdy nic - A jutro nie idziesz do szkoły. Oprowadzisz swoją nową siostrę po okolicy, a później wszyscy wspólnie zjemy obiad, bądź gotowy na dziesiątą. Wtedy przyjadą i postaraj się jakoś wyglądać - powiedział i zniknął w pokoju.
Nico cudem wczołgał się po schodach do pokoju. Ale bał się spać. Położył się dopiero nad ranem.
••••Will••••
Cały weekend było dziwnie. Ojciec Willa ani razu nie upił się. A to było rzadkością w tym domu. Will zrozumiał, że ojciec żałuje, ale nie potrafił wybaczyć mu ot tak sobie. Wiedział, że jeszcze długo nie zapomni o miesiącach bólu i strachu. Ucieczki trwającej niewyobrażalnie długo. Ucieczki przed czymś co zawsze miało nadejść. Prędzej czy później. A Will zastanawiał się ile ojciec wytrzyma bez alkoholu... kiedy znów pokarze prawdziwą twarz.
W poniedziałek Will zabrał ze sobą do szkoły kurtkę Nica. Chciał mu ją oddać i przeprosić za to co się stało. Chociaż szukał bruneta to nie mógł go znaleźć cały dzień. Zaczął się martwić. Cały dzień był zamyślony. Nie zwracał uwagi na swoich przyjaciół ( Drew,Octawiana i Dakotę ). Nikt nie zauważył, że coś jest nie tak. Oprócz Dakoty. Will tylko jego lubił tak szczerze. Octawian i Drew nigdy się nim nie przejmowali.
Martwił się cały dzień. Gdy wracał ze szkoły zobaczył, coś czego nie chciałby zobaczyć. Nico przytulał dziewczynę...
••••Nico••••
Nico siedział w salonie. Denerwował się okropnie. Jeszcze raz poszedł do łazienki zobaczyć czy siniaki na szyi nie są widoczne spod kołnierza bluzy. Jego ojciec z kolei jak zwykle był nienaturalnie spokojny. Specjalnie dziś ubrał garnitur, w którym Nico nie widział go od bardzo dawna.
Nareszcie ktoś zapukał do drzwi. Ojciec już szedł by otworzyć, a Nico ustawił się za nim (odpowiednio poza zasięgiem jego dłoni). Kiedy drzwi otworzyły się chłopak zobaczył wysoką piękną kobietę o jasnych włosach i niebieskich oczach, a za nią stała dziewczyna mniej więcej w wieku Nica. Miała ciemną skórę czekoladowo brązowe, kręcone włosy i połyskujące złotem oczy.
Chwilę później wszyscy byli już w salonie żeby móc się poznać. Persefona (tak miała na imię kobieta) odrazu polubiła Nica. Ten starał się być miły. Później dorośli kazali rodzeństwu iść do pokoju Nica.
Nico usiadł na swoim łóżku, a nowa siostra usiadła obok.
- Jestem Hazel. - dziewczyna wyciągnęła do niego rękę. Nico spojrzał na nią i przyjął jej dłoń.
- Nico
- Nie jesteś zbyt rozmowny, co?
- Nie marnuję tlenu na pogaduszki chyba że muszę, albo kogoś lubię.
- A mnie lubisz, czy musisz być dla mnie miły- zapytała z uśmiechem
- Jeszcze cię nie znam... Ale narazie jesteś...całkiem spoko
Po kilkuminutowej rozmowie Hazel zapytała
- To oprowadzisz mnie po okolicy, tak?
- Mhm. Chcesz już iść?
- Chętnie.
Wyszli na zewnątrz. Słońce świeciło podkreślając wesołe iskierki w oczach dziewczyny. Ta opowiadała różne historie i sama się z nich śmiała. A i Nico czasami się uśmiechną. Właśnie kończył opowiadać dziewczynie o polanie na którą ją zabierze, ale Hazel mu przerwała.
- Nico? Oficjalnie oświadczam, że już cię kocham. Jesteś wspaniałą osobą. - powiedziała i przytuliła go mocno. Nico syknął z bólu, siniaki na szyi zabolały go. Hazel gwałtownie go puściła przy okazji odwijając część kołnierza. Brunet szybko go podciągną, ale było zapóźno. Hazel zobaczyła siniaki.
- K-kto ci to zrobił.
Nico nie zdążył odpowiedzieć, bo zobaczył Willa.
- Um. Hej Nico. Chciałem cię przeprosić za to co się stało, ja nie wiedziałem... - Nico zacisnął pięści.
- Nie mów o TYM przy niej, Solace - warkną
- Dobrze. Rozumiem. Chciałem ci tylko oddać kurtkę. Proszę.
- Dzięki... - mruknął Nico, a Will odwrócił się i odszedł
Brunet włożył kurtkę i zapiął się. Teraz przynajmniej nie musiał martwić się siniakami.
Szli chwilę w milczeniu kiedy Nico usłyszał krzyki.
- Tak mnie okłamał!
- Jackson! Zamknij się!
- Ale to prawda!
Nico obejrzał się i przyspieszył kroku.
- Tylko nie oni...
Hazel też się odwróciła.
- Znasz ich?
- Nie. Chodź szybciej.- chłopak złapał ją za rękę i zaczął biec.
Z oddali rozległo się:
- Hej, a to nie Nico?
- Nico zaczekaj!
- Jason! Goń!
Jason zaczął biec w stronę rodzeństwa, a że był szybszy i bardziej wysportowany to szybko ich dogonił.
Zrobił to co robił zawsze. Złapał Nica w talii i przerzucił go sobie przez ramię.
Nico zwisał z jego ramion głową w dół, nawet nie próbował się wyrywać. Jego ręce zwisały żałośnie z pleców przyjaciela tak, jakby ten niósł zwłoki, a nie żywego człowieka. Hazel szła za nimi nie wiedząc co robić.
- Idziemy na pizzę. Idziesz z nami?
- A mam wybór?
- Wiesz że nie.
- To nie idę.
- Nie idziesz. Zaniosę cię.
- Poprostu mnie dobij. Proooooszę.
Jason postawił go na ziemi dopiero kiedy dotarli do Percy'ego i jakiegoś chłopaka, którego Nico nie znał.
- Nico, to jest Frank. Frank to jest Nico. A to jest... Nico, kto to jest?
- Jestem Hazel, siostra Nica- powiedziała Hazel wpatrując się we Franka, a wysoki i barczysty brunet o skośnych oczach, zarumienił się patrząc na nią.
- To są Percy i Jason. Przekleństwa mojego życia.
- Przyjaciele. Chciał powiedzieć przyjaciele - odezwał się Percy
- Nienawidzę was...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro