Will #18
••••Will••••
Will był zdenerwowany. Dziś po lekcjach miał razem z Jasonem i Niciem pojechać do Reyny. Tak. Will miał nareszcie ją poznać i tak szczerze to trochę się tego bał.
Po weekendzie musiał w miarę możliwości unikać swoich przyjaciół (Dakoty, Lou Ellen i Cecila Markowitza, których poznał niedawno). Musiał, ponieważ siniak dalej nie zniknął z jego twarzy przez co wszyscy dziwnie na niego patrzyli. Niestety w końcu musiał z nimi porozmawiać. Na przedostatniej przerwie kiedy szedł przez placyk przed szkołą złapali go...
- Will! Przestań uciekać! Chodź tutaj!
- Lou, nie mam teraz czasu! - odkrzyknął blondyn i przyspieszył kroku.
- Will! Will! Will! Will! William! Willie! Willuś! Willuniu! Choooooooodź tuuuuuuuu! Albo nie przestanę się drzeć! - chłopak nie mógł walczyć z taką argumentacją tym bardziej że większość uczniów patrzyła teraz to na Lou to na niego. Podszedł do swojej czarnowłosej przyjaciółki i Cecila stojącego obok.
- Hej, Cecil. Cześć Lou. Czy teraz mogę już iść?
- Nie. Teraz powiesz nam, co odbyło się na twojej twarzy?
- Eeeeee... nic.
- A ja i tak wiem kto to zrobił. Mam teorię!
- O nie... - kiedy Lou miała teorię trzeba było się bać.
- Otóż... - Dziewczyna ściszyła głos i przyciągnęła bliżej Cecila i Willa - Jestem pewna, że to ten emos z 1b. - Lou skinęła głową w stronę Nica. Brunet szedł zgarbiony z kapturem na głowie i kilkoma podręcznikami w rękach. Szedł w stronę furtki więc musiał przejść obok Willa i jego przyjaciół.
- C-co? Nie! Dlaczego tak myślisz? A zresztą zmieńmy temat...
- Widzisz, Cecil, mówiłam, że tak zareaguje. Teraz to już wiem na pewno, że to on. A poza tym - zwróciła się do Willa - jeśli nie on to kto? Ostatnio dziwnie się na ciebie gapił. To było przerażające. O! Albo podchodził do ciebie i już miał coś mówić, ale w ostatniej chwili rezygnował.
W tym momencie Nico akurat przechodził obok nich. Pech chciał, że ktoś popchnął Nica. Chłopak przewrócił się, wpadając na Willa i obaj wylądowali na ziemi. A to nie spodobało się ani Cecilowi, ani Lou.
Cecil pomógł wstać Willowi. A Nico jak gdyby nigdy nic pozbierał swoje podręczniki i wstał.
- Co, emosie, znowu chciałeś go uderzyć? Co ty do niego masz? Poprostu się odczep. - Lou Ellen musiała go zaczepić. Świetnie.
- Po pierwsze: nie jestem emo. Po drugie: nie wiem o co ci chodzi, a po trzecie: nic do was nie mam.
- Więc niby kto jak nie ty. Will lepiej nam powiedz inaczej zacznę szukać odpowiedzi sama - Nico spojrzał na Willa przepraszająco. Blondyn zastanawiał się co on kombinuje...
- A nawet jeśli to zrobiłem to co z tego?- zaczął pogardliwym tonem - Pewnie sobie na to zasłu...- Nico nie zdążył dokończyć, bo Cecil złapał go za kołnierz kurtki i zbliżył się do niego.
- Jak ty możesz coś takiego robić? Jesteś takim samym potworem jak ci wszyscy ludzie którzy znęcają się nad tobą. - Cecil rzucił nim o ziemię i zaczął go kopać, a Lou go dopingowała. Will próbował odciągnąć Cecila od bruneta skulonego na ziemi. Nie miał na to już siły. Na szczęście wtedy podbiegł Dakota i pomógł Willowi.
- O co wam poszło? Bo nie sądzę, żebyście tak poprostu pobili sobie dzieciaka. - Dakota pozbierał podręczniki, które znowu wypadły Nicowi i chciał pomóc mu wstać, ale ten odtrącił jego rękę. Kiwnął głową kiedy Dakota podał mu książki. Spojrzał na blondyna tym swoim spojrzeniem "Nic mi nie jest. Nie martw się". Jak Will nienawidził tego spojrzenia. Brunet odwrócił się i szedł dalej do furtki, a Will patrzył na niego. W tym samym czasie Lou tłumaczyła Dakocie co się stało.
- Nico, zaczekaj! - Blondyn pobiegł w stronę Nica. Lou i Cecil przestali mówić i popatrzyli na Willa jak na wariata. Chcieli za nam iść, ale Dakota zagrodził im drogę.
- Nico! Dlaczego to zrobiłeś? Co ty sobie wyobrażasz?! - Młodszy spuścił wzrok. Z jego rozciętej wargi leciała krew.
- Znasz przecież Lou. Powinieneś wiedzieć, że zaczęłaby węszyć gdybym nie przyznał jej racji. A ja... poprostu wiem jak to jest kiedy ludzie zadają niewygodne pytania. I jeszcze jedno. Nie bądź na nich zły. Zrobili to dla ciebie. - chłopak odwrócił się na pięcie i odszedł.
Dlaczego ludzie tyle dla mnie robią? Czemu uważają, że jestem tego warty?
Will wpatrywał się w plecy odchodzącego Nica. Dlaczego ludzie tak go traktowali? Przecież Nico był wspaniałym człowiekiem. Nie było tego po nim widać. Chudy, blady, niski, hamski, często uczestniczący w bójkach, nie zwracający na siebie uwagi nastolatek z depresją. Tak Will myślał o nim zanim go poznał. Teraz to się zmieniło. Kiedy lepiej poznało się Nica wiedziało się, że jest on poprostu skrzywdzonym nastolatkiem nie potrafiącym odnaleźć się w społeczeństwie. A mimo to pomagał. Starał się jak mógł, żeby tylko oszczędzić smutku innym. Odtrącił swoją siostrę, żeby nie stało jej się nic złego, dał się pobić, żeby Will nie musiał odpowiadać na pytania dotyczące siniaka na twarzy, chociaż w szkole był bity, to nigdy na nikogo nie skarżył. Kiedyś, kiedy Will zapytał dlaczego nie mówi nic nauczycielom to on odpowiedział: "Nimi wszystkimi coś kieruje. Widocznie mają jakieś powody, żeby to robić. A jeśli będzie im lepiej kiedy sobie na mnie odreagują, to nie mam nic przeciwko". On się na to zgadzał. Żeby innym było lepiej. I nie obchodziło go, że go to boli. Przez to wszyscy traktowali go jeszcze gorzej, ale on się tym nie przejmował. Żył dalej. Śmiał się. Płakał. Miał przyjaciół. Miał złote serce. Co z tego, że było ono ukryte pod stertą czarnych ciuchów i mgiełki niezadowolenia ze wszystkiego.
A Will?
Co on miał? Co zrobił dla innych? Chłopak nie wiedział, czy miałby odwagę żeby zrobić cokolwiek z tego co Nico. Co poświęcił dla dobra innych. Czy Will byłby w stanie dać się pobić dla Nica? Czy był dobrym człowiekiem? Czy...
Rozmyślania przerwał mu Dakota. Chłopak położył mu rękę na ramieniu.
- Will musimy pogadać - powiedział bardzo poważnym tonem - Czy to co mówiła Lou to prawda?
- Co? Nie! Jasne, że nie. On nigdy nic by mi nie zrobił. Przecież wiesz...
- To dlaczego powiedział Lou, że to on?
- On... On... - Will nigdy tak się nie cieszył słysząc dzwonek na lekcje - Muszę już iść - powiedział i odbiegł zanim Dakota zdążył zareagować.
••••
Reszta dnia minęła spokojnie. Will skończył już lekcje i siedział teraz w samochodzie z Jasonem i Niciem, jadąc do Reyny. Jason kierował, Nico siedział od strony pasażera, a Will na tylnym siedzeniu. Brunet odrazu wcisnął w uszy słuchawki i nie odzywał się do reszty. Jason nawet nie próbował nawiązać rozmowy i całkowicie skupiał się na drodze.
Po około pół godzinie dojechali. Zatrzymali się pod średniej wielkości blokiem i weszli na klatkę schodową. Pierwsze zaskoczenie - Jason miał klucze. Wdrapali się na drugie piętro, a Nico zapukał do drzwi.
Otworzyła dosyć wysoka dziewczyna o czarnych, krótkich włosach z niebieskimi pasemkami. Ubrana była w czarne dresy i czarny podkoszulek, a na nogach miała różowe, puchate papucie. Było w niej coś znajomego.
Czy to jest właśnie Reyna?
- Oto przybył mój mały braciszek! I jego jeszcze mniejszy kolega! I blondynek... który jeszcze nie wie w co się wpakował. Wchodzicie. Reyna zaraz przyjdzie. - powiedziała dziewczyna.
- Cześć, Thalia! Jak tam u ciebie?
- Ja mam lepsze pytanie. Kogo moja dziewczyna i ty zamierzacie dziś torturo... - Jason dał jej kuksańca w żebra - przepytywać. Miałam na myśli przepytywać.
Wszyscy weszli do mieszkania, a Will denerwował się jeszcze bardziej niż na początku...
Przepraszam, że w zeszłym tygodniu nie było rozdziału, aleeeee miałam tak mało czasu ;-;
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro