Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nico #20

••••Nico••••

Szedł chodnikiem przez park. Ręce trzymał w kieszeniach bluzy. Garbił się i rozglądał po mijanych ławeczkach. Will namówił go na to spotkanie.

Będzie fajnie - mówił - polubią cię - obiecywał.

Ale Nico nie był tego taki pewien. Will postanowił, że Lou, Cecil i Dakota powinni go poznać.

Nie. Poprostu nie.

Brunet nie lubił poznawać nowych ludzi, ale po dłuższym zastanowieniu i wysłuchaniu błagań Willa, zgodził się. Z drugiej strony i tak nie miał nic do stracenia. Jego nie znielubią bardziej. Martwił się raczej o swojego chłopaka. Mogli się od niego odwrócić, ale skoro blondyn im ufał, to czemu nie?

A Will tak ładnie o to prosił. Młodszy nie potrafił mu odmówić. Blondyn tak pięknie się wtedy do niego uśmiechnął. Ostatnio częściej się uśmiechał. W przeciwieństwie do Nica... jego ojciec ożenił się z Persefoną. Wcześniej miał nadzieję, że może jeszcze się pokłócą albo... cokolwiek! Że Hazel nie będzie musiała tam mieszkać.

Chłopak wreszcie zobaczył blondyna stojącego na przeciwko ławki. Na ławce siedział Cecil i Dakota, a Lou stała obok Willa, mówiąc o czymś i żywo gestykulując.

Kiedy Włoch podszedł do nich Lou i Cecil zamarli, a Dakota tylko na niego popatrzył.

- Już jesteś! - ucieszył się niebieskooki.

- Co on tu robi? - zapytała Lou, patrząc na Willa - Miałeś nam przedstawić swoją dziewczynę. Po co on tutaj?

Dakota powstrzymywał śmiech, Will zmieszał się i próbował tłumaczyć, a Nico patrząc na to prawie się uśmiechnął. Prawie.

- Sam przecież powiedziałeś, Will, powiedziałeś "chcę żebyście poznali kogoś kto... " i nie skończyłeś, ale ja i tak wiem, że chodzi o twoją dziewczynę, więc... - Lou nie skończyła, bo przerwał jej Dakota. Chłopak śmiał się, trzymając się za brzuch, a Nico tylko patrzył i czekał, aż Will im powie.

- T-ty im nie... nie powiedziałeś im! Ja nie mogę! Najlepsza komedia jaką oglądałem! Dziewczyna, ta jasne - chłopak śmiał się jak jeszcze nigdy.

- Dobra, już pomijając tego... idiotę, który pewnie znowu upił się oranżadą - Dziewczyna wskazała na Dakotę - i tego emosa, to o co tu chodzi. Kiedy ona tu przyjdzie? Chcę ją już poznać.

Kąciki ust Nica delikatnie uniosły się do góry.

- W pewnym sensie on już tu jest...

- Gdzie?! Zaraz... on?

- To jest Nico di Angelo, mój chłopak - Will popchnął Nica delikatnie w stronę Lou, a ta, otworzyła usta ze zdziwienia i wpatrywała się w niego swoimi zielonymi oczami - już go znacie, ale... No cóż chyba jednak nikt z was nie zna go zbyt dobrze.

Cecil zerwał się z ławki.

- Czyli, że ja... ja uderzyłem twojego... o mój Boże, Will przepraszam!

- Nie przepraszaj mnie tylko jego.

Nica ta sytuacja bawiła coraz bardziej. Aż do teraz.

- Wybacz! Nie wiedziałem. - zamnknął bruneta w uścisku, aż temu zabrakło powietrza.

- N-nie... dotykaj... mnie... - wykrztusił chłopak, a Markowitz go puścił.

- Williamie Solace! Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że jesteś homo? Mi. Największej yaoistce w szkole! - Will nie bardzo wiedział co to jest yaoistka, ale wiedział jedno. Że kiedy Lou jest wkurzona lepiej wiać.

- Bałem się jak zareagujecie... - Nico zbliżył się odrobinkę do blondyna i złapał go za rękę. Chciał to zrobić tak, żeby nikt nie widział, ale czarnowłosa dostrzegła ten gest. - ...No bo w końcu nie za bardzo lubicie Nica i...

- Czyś ty oszalał! Ja nic do niego nie miałam. A potem powiedział, że uderzył mojego najlepszego przyjaciela!

- Ejjjjjjjjjjjj - Cecilowi i Dakocie nie spodobało się ostatnie zdanie.

- No dobra jednego z najlepszych. A tak poza tym, to - odeszła kilka kroków do tyłu i spojrzała na nich krytycznie - ślicznie razem wyglądacie! Jak ja mogłam wcześniej tego nie zauważyć? Oh... to dla tego tak dziwnie na ciebie patrzył... to urocze.

Will widział jak dziwna staje się ta sytuacja w oczach jego chłopaka. I znał Nica na tyle dobrze żeby wiedzieć, że brunet najchętniej zaszyłby się teraz w swoim pokoju. Chłopak objął go lekko w pasie na co Lou pisnęła. Jak dobrze, że w parku praktycznie nikogo teraz nie było.

- Will, moglibyśmy już... No wiesz... iść? - zapytał ze zdenerwowaniem Nico. Co było co najmniej dziwne. Chłopak zazwyczaj nie był nieśmiały. Ale Will przecież nie mógł wiedzieć, jak przerażająca w oczach Nica była Lou. Właściwie to w oczach większości wszechświata była straszna...

Blondyn spojrzał niepewnie na swoich przyjaciół.

Czy będą źli jak już pójdę?

Dakota uśmiechnął się dwuznacznie i poruszył brwiami, a Lou wyszczerzyła zęby w drapieżnym uśmiechu.

- Idźcie, idźcie - Powiedział Dakota.

- Ale pod jednym warunkiem - dodała Lou - gdziekolwiek idziecie, będziecie się miziać ile wlezie.

- Lou!

- I chcę mieć z tego zdjęcia! - zawołała, oddalając się i ciągnąć za sobą chłopców. Will i Nico zostali sami.

••••

Po tym... czymś... cokolwiek to było chłopcy poszli do domu Nica. Jego rodzice wyjechali na trochę na coś co Persefona nazywała "mini miesiącem miodowym". Mini, bo miał trwać tydzień.

Był już wieczór i postanowili obejrzeć jakiś film. Will usiadł na kanapie w salonie, podczas gdy Nico poszedł się przebrać. Kiedy wrócił, miał na sobie dresy i podkoszulek, a przy długie włosy miał związane w malutką kitkę. Według Willa było to śliczne.

- Gapisz się - stwierdził brunet siadając na kanapie.

- Tak. Bo jest na co popatrzeć. - odparł beztrosko drugi. Młodszy tylko prychnął i chyba się zarumienił. Było ciemno, więc Will nie był pewien.

Okryli się kocem i oglądali jakieś romansidło. Trochę nie w ich stylu, ale mieli do wyboru albo to, albo dokument o rodzajach gleb występujących w Ameryce... woleli pomęczyć się z tym pierwszym. Ale film był nie ważny. Obaj skupiali się tylko na tym, że są tam razem. Że na ten moment nie muszą martwić się niczym poważnym... a przynajmniej nie tak poważnym jak na co dzień.

Niedługo Nico oparł się o pierś Solace'a i objął go, a Will otoczył go ramieniem. Chłopak stał się ostatnio jakiś taki... bardziej przytulaśny. Kleił się do blondyna, a ten cieszył się z tego za każdym razem.

Chwilę później młodszy już przysypiał.

- Will - powiedział zaspanym głosem - ti amo...

- Ja też cię kocham, mój Książę Ciemności. - Will nie znał włoskiego, ale te słowa Nico powtarzał już któryś raz. Solace w końcu musiał się dowiedzieć co one oznaczają.

Drobny brunecik uśmiechnął się blado, a później zasnął. Will uznał, że nie warto już wracać do domu.

Blondyn nie spał jeszcze długo. Głaskał Nica po tych jego cudownie czarnych włosach i bawił się jego kitką. Wpatrywał się w jego spokojną twarz. Twarz jaką można było u niego zobaczyć tylko kiedy spał. Taką spokojną i niewinną. Will zasnął, trzymając w ramionach swojego Nica.

Około północy obudziło go uderzenie w brzuch. Otworzył oczy i zobaczył to, co spodziewał się zobaczyć wcześniej, czy później.

Nico zwinięty w kłębek, leżący obok niego na kanapie i płaczący. Chłopak co chwilę wiercił się i kopał. Na jego spokojnej twarzy błyszczały łzy.

Jak zwykle miał koszmar. I Will jak zwykle musiał go uspokoić. Złapał go delikatnie w pasie i posadził sobie na kolanach. Przytulił, głaszcząc go po plecach, a on ściskał w palcach jego koszulkę.

Po kilku minutach uspokoił się, ale nie pocieszało to Willa. Za każdym razem kiedy mieli okazję nocować gdzieś razem, to Nico miał złe sny. Raz wyznał mu nawet, że miewa je codziennie, ale później nie pamięta o czym były. Pamięta tylko tyle, że budzi się oblany zimnym potem i ze łzami na twarzy.

Reszta nocy upłynęła spokojnie. Willowi śniło się, że bierze ślub z osobą śpiącą teraz spokojnie obok niego.

To był bardzo przyjemny sen...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro