1. Pierwsze spotkanie
Sójka przemierzała cicho las brzozowy. Była noc, chłodne powietrze mierzwiło jej sierść i zachęcało do dalszego marszu. Jej długie, białe futro poprzecinane jasno szarymi pręgami przebłyskiwało co chwilę między paprociami. Może i teraz łatwo ją było dostrzec, ale zimą była jedną z najlepszych łowczyń. Bursztynowe oczy młodej kotki zabłysły na widok młodej myszy, gryzącej ziarenko w trawie. Zwierzątko cicho chrupało, gdy Sójka gotowała się do skoku.
- Ehm – usłyszała nagłe chrząknięcie, a ostrzeżona mysz uciekła do norki.
Kotka rozejrzała się lekko zdenerwowana. Kto wystraszył jej zwierzynę?
- Sójko!
Odwróciła głowę. Za nią, na wysokim kamieniu siedział jakiś kocur. Brązowe futro poprzecinane było gwiazdami. Postać lśniła jak nie z tego świata. „To musi być sen" – pomyślała kocica gorączkowo.
- Nie bój się – miauknął kocur. – Mam dla ciebie wiadomość od klanu Gwiazdy.
Klanu Gwiazdy? Sójka słyszała o zmarłych kotach, które ukazują znaki mieszkańcom klanów. Jako kociak sama w nich wierzyła, a Sasza nie zabraniała jej o nich mówić. Ale ona nigdy nie otrzymała żadnego znaku. Była samotniczką! To przecież niemożliwe.
- Słuchaj mnie uważnie! – usłyszała głos. Kocur patrzył na nią wyczekująco. – Musi się spełnić nowa przepowiednia! Żaden kot z okolicy nie przetrwa tego co zwiastuje przyszłość, jeśli nie dasz rady! W porze nowiu musisz spotkać się z trzema innymi kotami. Kotami z klanów. Musicie wysłuchać co ma wam do powiedzenia północ, inaczej klany nie przetrwają.
- Ale co ja mam z nimi wspólnego – jęknęła przestraszona kotka. No, ten sen zapamięta raczej jako koszmar.
- Dowiesz się w swoim czasie...
- Ale...!
- Sójko! Sójko wstawaj!
Kotka otworzyła oczy. Znajdowała się w naprędce skleconym legowisku, przy granicy z klanem Rzeki. Za drewnianymi przegrodami przechadzały się konie, a zezłoszczona Sasza patrzyła na nią z wyrzutem.
- Czemu nie dasz mi się wyspać! Podskakujesz jak dziki królik.
- Wybacz, to był tylko sen... - od miauknęła Sójka, podnosząc się i otrzepując futro z liści.
- Idę do klanu Rzeki na spotkanie z Jastrzębim Mrozem i Ćmim Skrzydłem. Wrócę pewnie po południu lub wieczorem. Idź zapolować, tylko postaraj się nie przekroczyć granic klanów.
Sasza odwróciła się i pobiegła w dół rzeki zostawiając przeciągającą się Sójkę, przy legowisku. Kotka nie chciała myśleć o swojej wizji. Na pewno zjadła wczoraj coś nieświeżego i stąd takie niemądre sny. Przecież nie mogłaby uratować wszystkich klanów, nawet do żadnego nie należy!
Próbując ostatecznie przegnać słowa zmarłego kocura ze swoich myśli, kocica postanowiła, że wedle polecenia Saszy, uda się na polowanie. Zbiegając czuła wiatr w swoim długim futrze i cieszyła się wolnością, niesioną przez pęd powietrza. Przeskakiwała między skałami. „Szkoda, że nie ma tu więcej takich skalnych półek" pomyślała, „Może potem namówię Saszę na wyprawę w góry".
W pewnym momencie Sójka za strzygła uszami. Wyczuła zapach królika, a po chwili zauważyła jego brązowe futerko w kępie trawy. Nie wydając szmeru kotka podkradła się do stworzonka. Już miała skoczyć i zatopić zęby w zwierzęciu, gdy przypadkowo nastąpiła na gałązkę, która pękła z suchym trzaskiem.
Królik natychmiast uniósł uszy i spojrzał wprost na wściekłą kotkę. Po chwili ledwie pył po nim został wśród traw. Sójka pognała za swoją zwierzyną przeklinając w duchu suchą gałązkę i własną nieostrożność. Wiedziała, że ma małe szanse na dogonienie zwierzyny, ale mimo to nadal podążała za migającym wśród skał ogonkiem.
Biegnąc, kotka zapomniała o granicach zapachowych. Jako samotniczka niewiele sobie z nich robiła więc nie zauważając ich wkroczyła nieświadomie na terytorium klanu Rzeki. Podążała dalej za królikiem zbiegała coraz niżej nad rzekę. Obok niej rozciągał się wąwóz, poszarpane zbocza opadały ku rzece poniżej. Jednak Sójka nie sądziła, żeby ofiara postanowiła rzucić się z urwiska więc nie zaprzątając sobie nim głowy kierowała się nadal za nim, w zawrotnym pędzie mijając drzewa i skały.
Nagle zwierzę wykonało zwrot i wskoczyło do swojej norki. Biała kocica przystanęła o kilka długości ogona od krawędzi.
- A niech to lisie łajno! – syknęła, przekonując się, że jej śniadaniu udało się wymknąć.
Nagle usłyszała głuche warknięcie. W tym samym momencie nabrała powietrza w płuca i zdała sobie sprawę, że przekroczyła granicę. Musiała natknąć się na jakiś patrol!
- Co tu robisz? – syknął ktoś, a po chwili dwa koty wyszły z zarośli, warcząc i sycząc.
Kocur był ciemno szary, a jego długie futro stroszyło się z gniewu. Kotka obok, wyglądała na jego siostrę, była smuklejsza, a jej futro było srebrne. Choć również sprawiała wrażenie zdenerwowanej, przyglądała się Sójce również z zaciekawieniem. Przechylając głowę wyglądała jakby próbowała sobie coś przypomnieć.
- A kim wy jesteście? – syknęła kotka, znowu trochę się cofając.
- Ja jestem Burzowe Futro, a to jest Pierzasty Ogon – warknął kocur. – Należymy do klanu Rzeki, a ty znajdujesz się w tej chwili na naszym terytorium. Natychmiast musisz stąd odejść!
- No cóż. Nie wybierałam, gdzie biegnie królik – parsknęła, wyciągając pazury. Wyglądało na to, że nie zamierzają jej tak po prostu puścić. – Odejdę, gdy już coś upoluję.
Sójka nie lubiła jak ktoś jej rozkazywał. Zgadzała się na to tylko w stosunku do Saszy. Jednak ten szary kocur ją denerwował. Nie zamierzała pozwolić mu ją przegonić zbyt łatwo.
- Mamy obowiązek cię stąd przegonić! – miauknął, po czym wyciągając pazury zaczął zbliżać się do kotki.
Choć samotniczka uczyła się trochę walczyć, to nie mogła liczyć się z wyszkolonym wojownikiem. Zrobiła nieco przestraszona krok do tyłu i jej łapa poślizgnęła się na luźnej skale. Cofając się wcześniej zbliżyła się niebezpiecznie do krawędzi, a teraz jej łapy z chrzęstem zjechały z urwiska i Sójka opadła ciężko w dół urwiska.
Jedną z ostatnich rzeczy jakie usłyszała zanim wpadła do wody, był krzyk Pierzastego Ogona:
- Nie! To o niej ci mówiłam!
Potem uderzyła w nią zimna fala, a kocicę ogarnęła ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro