✡17✡
Siedząc na skruszonym, zimnym chodniku zastanawiałem się, co właściwie łączy mnie z Sungoh'em. Nie byłem pewien, czy robię to wszystko z miłości, a może z czystej wariacji...Tak, przez brak Taehyunga w moim życiu, kompletnie ześwirowałem. Myślałem tak jeszcze chwilę, kiedy obraz przed moimi oczyma stał się zupełnie czarny. Podskoczyłem, i odwróciłem się gwałtownie w stronę "napastnika". Poczułem niebywałą ulgę, a już po chwili, delikatnego całusa na schłodzonym policzku. Wstałem na równe nogi i splotłem nasze palce w jedną, silną więź. Uśmiechnąłem się słabo w stronę chłopaka, a ten mocniej ścisnął moją rękę. Wtedy przypomniał mi się nasz pierwszy pocałunek, pierwsza randka, pierwsza wspólna noc i aż zachciało mi się płakać. Do tej pory nie mogłem zdać sobie tej cholernej sprawy z tego, że już od ponad roku jestem w nieszczęśliwym związku. Ja po prostu...ja go nie kocham. Wszystko co kiedyś miało miejsce, było pod wpływem emocji i chwili. Nic tutaj nie było szczere, jednak ja jak zahipnotyzowany, wciąż podążałem za nim.
Poszliśmy do jednej z pobliskich kawiarni, gdzie zawsze spędzaliśmy razem czas po pracy. Jak zwykle zamówiliśmy ciasto marchewkowe na spółkę i koktajl mleczno-truskawkowy. Szatyn przez cały tam pobyt wyglądał na mocno podekscytowanego, jednak ja byłem nader znudzony. Gdy skończyliśmy krótką gadkę i deser, opuściliśmy lokal i ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę parku. Na dworze robiło się coraz chłodniej, a wraz z większym mrokiem ubywało ludzi.
Sungoh w pewnej chwili się zatrzymał, jednak nie patrzył na mnie, a na gwiazdy. Wziął głęboki oddech i w końcu stanął przede mną. Chciał coś powiedzieć, ale za bardzo się jąkał, a jego palce zaczęły zmieniać się w supły. W pewnym momencie spojrzał na mnie bardzo poważnie, a mnie przeszły dziwne dreszcze. Chłopak nagle ukląkł na jedno kolano i wyciągnął z tylnej kieszeni spodni...pierścionek. W moich oczach zebrały się strumienie łez, a ręce momentalnie zaczęły się trząść. W mojej głowie zebrało się tysiące myśli, jednak nie dałem rady tego uporządkować. On wyszeptał tylko te kilka, tak wiele znaczących słów, a ja nie mogłem się poruszyć, zakryłem twarz dłonią, pozwalając, aby z moich ust wydobyło się parę marnych szlochów.
-T-tak...-powiedziałem, krztusząc się przez łzy i ślinę. Bo, czy tak naprawdę tego chciałem? Po prostu bałem się tej głupiej samotności.
Znowu mnie długo nie było:(( jejku, chcę bardzo to skończyć, ale mam ostatnio bardzo dużo problemów...Niestety wiąże się to z tym, iż pewnie przez najbliższy czas nie będę mogła napisać tych kilku ostatnich rozdziałów, a na dodatek nie jestem pewna kiedy wrócę.
Trzymajcie się!!! <3!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro