2
Park Jimin był najmłodszy z trójki rodzeństwa, które stało ze sobą w kolejce o tron, w całym Wschodnim Królestwie.
Nie dość, że najmłodszy to jeszcze najdrobniejszy.
Już od wczesnych lat swojego życia był porównywany do swoich starszych braci, którym dużo lepiej szła nauka, walka czy jazda konna. Nie działało nawet wytłumaczenie opiekunów, że każde dziecko rozwija się we własnym tempie. Dla Króla było to nie do pomyślenia aby jeden z jego potomków, był w kolokwialnym wyrażeniu - do niczego.
To była hańba! Ujma na honorze Rodziny Królewskiej! I może gdyby nie dziedziczenie władzy przez najstarszego z rodu, to zapewne w bratobójczej walce Jimin zginąłby jako pierwszy. Nie dość, że jest drobnej postury, to jeszcze nie potrafiłby podnieść ręki na własne rodzeństwo. Mało tego! Park Jimin, jest osobnikiem, który nie skrzywdziłby nawet muchy, więc logicznym było, że stronił on od wszystkiego co było związane z wojskiem i militaryzacją swojej ojczyzny.
I właśnie to spędzało Królowi sen z powiek każdej nocy. Kochał wszystkich swoich synów i chciał ich wychować jak najlepiej; aby byli męscy i świadomi obowiązków jakie na nich będą czekać. Nie chciałby być świadkiem jak jego królestwo chyli się ku upadowi, przez niewłaściwe rządy; dlatego też szkolił swoich potomków już od najmłodszych lat.
Jednak najmłodszy z nich nie spełniał do tego kryteriów. Był spokojny i zbyt ugodowy jak na władcę, a to źle wróżyło dla królestwa. Istniało ryzyko, że lud zbuntuje się przeciwko władzy, co będzie skutkowało wojną domową, a to natomiast osłabi pozycje państwa i stanie się ono idealnym kandydatem do ataku.
A do tego dopuścić nie mógł. Nie chciał, nie mógł, pozwolić aby jego bezpieczny azyl, który nota bene stworzył dla siebie i swojej rodziny miał zostać zburzony jak domek z kart przy silniejszym podmuchu wiatru.
Ale Park Jimin mimo wszystko chciał spełnić oczekiwania ojca wobec jego osoby. Starał się mimo wszystko, zawsze zostawał po treningach aby jeszcze poćwiczyć, noce spędzał w królewskiej bibliotece, tylko po to aby nadrobić materiał z zakresu ekonomii, historii czy języka angielskiego lub francuskiego, który był mu niezbędny, bowiem potrzebny mu był podczas importu oraz eksportu różnych towarów, a nawet na wieczorkach towarzyskich, by zrozumieć poezję pisaną przez znamienitych artystów lub jego nadwornych kolegów.
Lecz król tego nie widział. Nawet nie chciał widzieć starań swojego najmłodszego syna. Był w pełni przekonany, że ten jest ofiarą losu i nic w życiu nie osiągnie. Zupełnie ignorował fakt iż Jimin był utalentowany artystycznie; malował, pisał, a nawet komponował i tańczył. Był perłą Rodziny Królewskiej podczas różnych bankietów; ulubieńcem gości i swojej matki, która zapraszała go na każde spotkanie z przyjaciółkami, byle tylko ten coś zagrał na stojącym, na samym środku sali koncertowej, lakierowanym, czarnym fortepianie.
Królewny z pobliskich jak i dalszych królestw składały wizyty tylko ze względu na najmłodszego z rodu Park'ów, bowiem był on idealnym kandydatem na męża: młody, przystojny, wykształcony, elokwentny, a co najważniejsze inteligentny i dało się z nim porozmawiać na wiele niezobowiązujących tematów.
Wszystko jednak miało ulec drastycznej zmianie, której nikt się nie spodziewał.
***
Było ciepłe popołudnie, kiedy to szaro-włosy przechadzał się wolnym tempem po królewskim ogrodzie. Aktualnie myślał nad kontynuacją swojego wiersza, jednak przez zastój weny, był przytłoczony swoją niemocą twórczą. Na nic zdawały mu się rady jego przyjaciół, które twierdziły, że najlepiej się pisze po alkoholu. Nonsens, gdyż wtedy bardziej rozwiązywał się język, a myśli gmatwały.
Zdecydowanie lepszym wyborem był spokojny spacer, dzięki któremu można było przemyśleć kilka spraw. Co ten też postanowił uczynić. Pochłonęła go natura, której przyglądał się z zapartym tchem, tworząc w głowie liczne metafory, rymy żeńskie i męskie oraz barwne epitety, które urzekłyby niejednego poetę.
Jego zachwyt jednak nie trwał długo, ponieważ zaraz podbiegł do niego posłaniec królewski, który w ramach rozkazu, kazał Jimin'owi wstawić się na audiencję u jego Królewskiej Mości w trybie natychmiastowym.
***
Szedł, a w zasadzie to biegł, po marmurowych schodach, by jak najszybciej wstawić się w sali tronowej. Wezwanie od jego ojca bardzo go zaskoczyło, albowiem rzadko kiedy chciał z nim porozmawiać sam na sam, bez braci i bez głupich komentarzy odnośnie jego delikatnej natury. Był szczerze zaniepokojony tą sytuacją. Nie wiedział czego się spodziewać, ani tym bardziej jak miałby na to wszystko zareagować. Nigdy się jeszcze nie zdarzyło aby miał wstawić się natychmiast na audiencji.
I to właśnie dlatego biegł, ponieważ wiedział, że może to być coś nie cierpiącego zwłoki.
Zapukał dokładnie trzy razy w duże, wykonane z olchy, drzwi do sali tronowej i poczekał na zgodę na wejście. Mimo iż był u siebie, to wiedział, że musi wykrzesać z siebie choć trochę kultury osobistej, dlatego też nie mógł pozwolić sobie aby wejść do Króla od tak, bo miał taki kaprys. Nie czekał jednak długo, bo zaraz usłyszał donośny głos swojego ojca, który nakazał mu wejść, a potężne wrota otworzyły się przed nim za sprawą dwóch strażników stojących po drugiej stronie.
Niepewnym krokiem wszedł do środka, by następnie ukłonić się przed obliczem władcy. już po samej jego minie, która była nietęga, mógł stwierdzić, że sprawa była poważna. W innej sytuacji nie zostałby tu wezwany, no ale właśnie jedno pytanie krążyło mu po głowie.
Mianowicie, dlaczego to właśnie on został wezwany?
- Czy coś się stało Ojcze, że kazałeś mi przybyć niezwłocznie? - drżący głos zdradzał jego niepokój, nie wspominając już o nadmiernie pocących się rękach, czy też przeczuciu, że coś się wydarzy, które narastało w jego wnętrzu.
Wiedział, że coś się wydarzy, ale nie miał pojęcia co. Jednak ojca nie miał zamiaru o to pytać, ponieważ jego negatywna aura była wyczuwalna aż z kilometra, jak nie więcej.
- Owszem, mój synu. Otóż dowiedziałem się, że władca naszego sąsiedniego królestwa zmarł i zostawił po sobie niezwykle piękną żonę oraz syna w wieku zbliżonym do twojego. Niestety, ale za niedługo kończy nam się pakt o nieagresji, a ja wolałbym sobie oszczędzić wojny. Dlatego też postanowiłem jednego z was wysłać do nich aby rozeznać się w terenie, a przede wszystkim sprawić aby piękna królowa oddała swe serce innemu mężczyźnie. I postanowiłem, że tym mężczyzną będziesz ty, mój drogi. Albowiem twoich dwóch braci odmówiło, a jako, że tylko ty mi zostałeś, to musisz wypełnić ten królewski obowiązek i wykonać ten rozkaz. Mam nadzieję, że rozumiesz?
Zapewne gdyby spojrzenie mogło zabijać, Jimin nawet nie zwróciłby uwagi, że zamordowałby swojego ojca i zostałby okrzyknięty zdrajcą narodu. Nie chciał się żenić, a przynajmniej nie w tak młodym wieku. Miał jeszcze tyle życia przed sobą, chciał je wykorzystać najlepiej jak mógł. Chciał pisać, komponować, a nawet wyjechać i pozwiedzać odległe krainy, które pewnie podziałałyby kojąco na jego nadszarpnięte przez ojca poczucie wartości, a nawet może zainspirowałyby go do opisania ich dla potomnych.
Jednak to wszystko miało ulec zmianie, przez jeden kaprys osoby, która nigdy nie chciała dla niego dobrze. Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mógł odmówić. Chciał się rozpłakać z bezsilności jaka go ogarnęła; chciał rzucać zastawą za zdewastowanie jego planów na przyszłość, ale stał w miejscu ze spuszczoną głową i starając się powstrzymać drżenie głosu, wyszeptał:
- Tak, ojcze. Zrobię wszystko, co w mojej mocy.
***
Wyczerpany podróżą chciał jak najszybciej udać się do przypisanej mu komnaty. Niestety, ale musiał jeszcze porozmawiać z przedstawicielami władzy ustawodawczej w tym królestwie, a także poznać swoją przyszłą małżonkę. Jimin wyobrażał ją sobie jako starszą panią, w podeszłym nawet wieku, z siwymi włosami upiętymi w ciasny kok z nieprzyjemnym grymasem na twarzy. Zupełnie tak jak jego guwernantka.
Więc jakim zdziwieniem było, kiedy to w progu zobaczył niezwykle atrakcyjną kobietę, z włosami sięgającymi do pasa, w kolorze kruczej czerni, o cerze białej niczym alabaster i ustach w kolorze intensywnej czerwieni, na których gościł sympatyczny, ale nieco smutny uśmiech.
- Wybacz mi moje najście, o pani, aczkolwiek przybywam w wasze progi jak przedstawiciel Wschodniego Królestwa, zaprzyjaźnionego z waszym. Dlatego też pozwól mi przy sobie trwać i być na każde twe życzenie - szaro - włosy skłonił się nisko, a następnie ujął delikatną dłoń monarchini w swoją, by złożyć na niej motyli pocałunek.
Nie zdziwiło go jednak smutne spojrzenie, uciekające od niego na każdym kroku oraz wyrwanie ręki z jego uścisku. Rozumiał, że królowa czuje się nieswojo, on sam tak się czuł.
Lecz to wszystko uległo diametralnej zmianie, z chwilą gdy do komnaty wszedł ktoś jeszcze. Ktoś o wiele piękniejszy od siedzącej nieopodal kobiety; ktoś kto był osobistym ideałem Jimin'a; ktoś o którym najmłodszy z rodu Park'ów mógł pisać ballady, sonety i wiersze, a i tak by było mu mało.
Nie mógł oderwać wzroku od tej filigranowej figury, cery białej jak śnieg, włosach czarnych jak hebani ustach czerwonych jak krew. Miał wrażenie, że przy jakimś bliższym kontakcie fizycznym, to ciałko stłukłoby się jakby było wykonane z najwyższej jakości chińskiej porcelany. Już po pierwszym skrzyżowaniu spojrzeń, wiedział że chce ochraniać tego chłopaka, który teraz przeszywał jego sylwetkę na wskroś swoimi inteligentnymi oczyma. Albowiem Min Yoongi odziedziczył urodę po swojej matce. A nawet ją w tym przerósł, bo jeszcze nikt nie wywarł na Jimin'ie takiego wrażenia.
Jeszcze nikt nie sprawił, że od samego patrzenia na ta osobę miękły mu kolana, a jego serce niekontrolowanie przyśpieszało swój rytm.
Nie mógł jednak dać nic po sobie poznać, ponieważ wiedział że nie może pozwolić sobie na bliższe kontakty ze swoim przyszłym pasierbem. Nie po to tu przyjechał, dlatego też przybrał na twarz swój najsympatyczniejszy uśmiech i wyciągając do niego swoją dłoń, powiedział:
- Witaj, Yoongi. Od dzisiaj będę twoim nowym ojcem.
a/n: Heloł, to ja! Mam dobre wieści, od czerwca wracam do intensywniejszego pisania, bikoz w mojej szkole już nie będą tak cisnąć... Chyba :")
Wattpad to chuj... Uciął mi 2/3 tekstu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro