Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11


Głucha cisza goszcząca w książęcej duszy znalazła ujście w jednej z komnat, kiedy to otulała jego ciało swoim kretesem, niemal jak wąż boa swoją niedoszłą ofiarę. Zupełnie nieprzenikniona i obca, a zarazem znajoma, bo ostatnimi czasy tylko ona mu towarzyszyła. Zawsze wtedy, kiedy tworzył lub pragnął uciec od całego zgiełku i zamieszania, jakim był pałac i wszyscy jego mieszkańcy. Bez wyjątku. Przeważnie wtedy chował się w najwyższej wieży, w najdalej położonym skrzydle zamku, do której nikt nie wchodził przez wzgląd na jej haniebną historię. To właśnie tam kilkadziesiąt lat temu, przodkowie księcia Yoongi'ego, a dokładniej jego dziadek, będący może w jego wieku, oraz wcześniejsze pokolenia królów, trzymało tam swoje nałożnice - potocznie nazywane kochankami czy służebnicami. 

Oczywiście nie był to nikt inny, jak młodziutkie chłopki  z podległych wiosek, które zostały przez przyszłych monarchów upatrzone, jako potencjalna, przyszła ofiara. Prawda jednak była taka, że pomimo kłamstw, jakimi były raczone ich rodziny, dziewczęta te były trzymane niczym w spartańskich warunkach. Nie miały zupełnie dostępu do świata zewnętrznego, a co za tym idzie nie dość, że nie brały udziału w życiu królestwa, tak samo nie mogły opuszczać swojej przymusowej komnaty, o zamku nie wspominając. Posiłki jadały samotnie, a dla zabicia czasu albo malowały (przeważnie po szarych murach, tworząc na nich swego rodzaju muzeum czy kapsułę czasu), czytały czy też po prostu szyły. Żyły w kompletnej ciszy i w tajemnicy przed resztą wielkiego świata, chociaż cały zamek aż huczał od plotek. Że każdego wieczoru, władca osobiście chadzał do tej konkretnej komnaty, odizolowanej od wszystkich, zamiast poprosić straże żeby przyprowadziły konkubinę do niego. Powód dla którego był prosty. Wolał nie narażać się na gniew swoich teściów, którzy zapewne zostaliby poinformowani przez jego małżonkę, kiedy tylko zobaczyłaby to co czai się w myślach króla. A co za tym szło, władca na pewno nie dostałby już obiecanego mu posagu. Co skutkowałoby mniejszymi funduszami, schowanych w państwowym skarbcu.

To właśnie tam, w tej przeklętej komnacie, gdzie nawet sam diabeł się nie zapuszczał, przyszli monarchowie oddawali się cielesnym uniesieniom. Krzyki kochanek wydobywały się z ich zdzieranych gardeł, a krew znajdowała ujście na białym prześcieradle przy coraz to mocniejszych pchnięciach. Tak samo jak słone łzy, które  tak niewinne skapywały z zaczerwienionych i opuchniętych od uderzeń policzków. Natomiast na nadgarstkach i kostkach malowały się zielono-fioletowe siniaki, które miały oznaczać przynależność do brutalnego władcy. Były synonimem przedmiotowości, z jaką te dziewczyny były traktowane, ich upokorzenie oraz "bezgraniczne" posłuszeństwo wobec tego zwyrodnialca, który je krzywdził. Którego nienawidziły całym sercem i któremu życzyły jak najgorzej. Chciały umrzeć, byleby tylko nie patrzeć na jego poczerwieniałą twarz, ozdobioną kryształowym potem i by nie słuchać jego jęków zachwytu, kiedy dochodził obficie w ich wnętrach. Nie chciały czuć jego silnych dłoni o twardej skórze, ani wdychać jego obrzydliwego zapachu, który na myśl przywodził jedynie zapach samego diabła, a do gardła podchodziła żółć. Miały po prostu dość. Chciały odejść w zapomnienie i zaznać spokoju, jednak za każdym razem ON krzyżował im plany. Robił to każdego wieczoru, przychodząc do ich komnaty.

Komnaty, okrzykniętej mianem strachu. Mianem głodnych żądz oraz płynącej czerwieni. Natomiast jej męczenniczki były nazywane harpiami. Podłymi i brutalnymi stworzeniami, tak mylnie przytoczonymi przez królewską służbę, słyszącą jedynie gorzki szloch zaraz po wyjściu monarchy z przeklętej wieży. 

I to właśnie w tej wieży przebywał aktualnie przyszły pretendent do tronu. Niczego nieświadomy tkwił tutaj, a jego ciało spoczywało bezwiednie na wysłużonym łożu, przykryte jakimś podziurawionym kocem, jakby faktycznie miał by go chronić przed zimnem. Lecz warto zaznaczyć, że nie był tutaj sam. Towarzyszył mu ktoś, kto znał go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że Yoongi aby uciec od natłoku myśli, chował się tutaj żeby mieć względny spokój zarówno ciała, jak i duszy. Ktoś, kto znał jego największe sekrety i bardzo dobrze wiedział, jak je wykorzystać, aby dostać, to czego chciał. 

Obserwował go. Obserwował go pilnie, do czasu aż papierowe powieki uniosły się delikatnie, a ich właściciel zamruczał otępiony nagłym bólem głowy. Zupełnie nie skojarzył miejsca, w którym jest, a migoczące światło pochodni, wiszącej na ścianie, niekoniecznie mu w tym pomagało. Cały świat mu wirował, a zwłaszcza kolorowe ściany, przedstawiające ból i cierpienie wszystkich, kobiet związanych z tym miejscem. Powoli zaczynał czuć mdłości, które raczej nie zwiastowały nic dobrego. Nie pamiętał niczego od momentu opuszczenia murów sali balowej oraz uśmiechniętego, rudowłosego mężczyzny, który mu przy tym towarzyszył. Jednak za nic w świecie nie kojarzył jego imienia. Zamiast tego doskonale kojarzył wówczas wszech otaczającą go ciemność i tą lekkość, jakby leżał na puchatej chmurce, leniwie płynącej po nieboskłonie. 

- Obudziłeś się? I jak? Lepiej się czujesz? - troskliwy głos otulił go słodkim tembrem niczym jedwabny szal smukłą szyję. głos, który był dla niego, jak świeża rosa o poranku. Najwspanialszy, najbardziej oczekiwany, życiodajny. On sam w sobie sprawiał, że Yoongi uśmiechał się delikatnie. Tak subtelnie, że nawet Afrodyta mogłaby być zazdrosna o jego nieskazitelną, a zarazem delikatną i niemal dziewczęcą urodę. 

- Tak - skinął delikatnie głową, zaraz podnosząc się do siadu i przecierając, do tej pory przymrużone oczy. Rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu, przypominając sobie w nim dawno kryjówkę z dzieciństwa. A zarazem miejsce tortur niewinnych kobiet, które kiedyś nakrył tutaj z dziadkiem, podczas jednej z zabaw w chowanego z Jeonggukiem. I raczej nigdy już tego nie wyprze z pamięci. Tak samo chyba nigdy nie wybaczy najstarszemu z Minów tego, czego się dopuścił. - faktycznie już mi lepiej. Pewnie to było z przemęczenia - westchnął, wstając i niemal od razu wtulając się w szeroką klatkę piersiową Jeona, który wynurzył się z przerażającego cienia. - nie wiesz może gdzie jest mój rudowłosy towarzysz? Niestety nie pamiętam, jak miał na imię, za to wiem, że chyba o czymś rozmawialiśmy. 

Ponownie westchnął, tym razem z rozczarowania, mocniej ściskając marynarkę wyższego. Zupełnie tego nie rozumiał, ale przy tym wysokim, chociaż młodszym, brunecie czuł się wyjątkowo bezpiecznie. Jakby wiedział, że Jeongguk nigdy nie zrobi mu krzywdy, a mało tego, będzie z nim na dobre i na złe, pomimo wszelkich trudności. Zaś ta myśl wywołała na jego twarzy uśmiech szerszy niż miał obecnie. I tak zatracony w tym wszystkim zupełnie nie zauważył, jak wcześniej wspomniany mężczyzna, zaciska swoje dłonie w zazdrosnym uścisku, a rysy jego twarzy stężały wywołaną złością. 

Yoongi nawet nie przyswoił faktu, że został brutalnie złapany pod udami i pchnięty na łóżko albo przynajmniej to co z niego zostało. Zaś jego usta niemal od razu zostały zaatakowane zaborczymi pocałunkami, tak samo jak chude nadgarstki schwytane w silny uścisk. Zostały skrępowane razem z nim całym, spiętym teraz do granic możliwości, bo zdecydowanie nie spodziewał się takiego zachowania ze strony ukochanego. Bardziej liczył, skoro już mieli chwilę intymności tylko dla siebie, na czułe pocałunki przeplatane ze słodkimi obietnicami o ich wieczności. A nie na napierający na niego strach. Czuł się jak zwierzę w klatce. Był w potrzasku, bo nawet jeśli próbował się wyrwać, górujący nad nim przyjaciel był silniejszy. I to zdecydowanie.

- A teraz powtarzaj za mną - warknął srogo, próbując opuścić aksamitne spodnie, szarpiącego się monarchy. - Min Yoongi należy do Jeona Jeongguka, a nie do jakiegoś rudego chłystka.

- Nie! Zostaw mnie! Ja nie chcę! puść! 

- POWTÓRZ! - ryknął groźnie, napierając swoim rosłym ciałem na to zdecydowanie mniejsze i słabsze, chcąc "ukarać" je za nieposłuszeństwo i wyimaginowaną zdradę.

Tej nocy gorzkie łzy ponownie zmoczyły zużytą poduszkę wysłużonego łoża, a szkarłatna krew z błękitnej krwi, splamiła pożółkły, wiekowy materiał, kiedyś służący za prześcieradło. Natomiast krzyki ze zdartego gardła po raz kolejny rozniosły się po labiryncie zamkowych korytarzy, skrzętnie omijając salę balową, która w najlepsze byłą pochłonięta w zabawie. Jakby to co w obecnej chwili miało miejsce, w ogóle nie miało racji bytu. Jakby przyszły król Yoongi właśnie w tej chwili nie zostałby zbrukany, przez jedną z najważniejszych osób w jego życiu, bo przecież:

Jeon mnie kocha. Przecież on nie zrobiłby mi krzywdy, prawda?

a/n: 1272 słowa, jak na razie tylko tyle wam mogę dać, skarby :( i know, wyszłam z wprawy, ale już nie mogłam się doczekać aż to udostępnię!!!! i przepraszam, że zrobiła się z tego taka telenowela ze współpracą Polsatu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro