Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10


Przyjemne dla ucha dźwięki fortepianu i harfy, wygrywające "Sonatę Księżycową" roznosiły się po sali balowej, otulając sobą wszystkich zgromadzonych gości, niczym najmilszy w dotyku szal. Muskały nagą skórę dobrze urodzonych kobiet oraz modelowały, i tak już ułożone na żel, wąsy dostojnych mężów. Zupełnie jak niewidoczny dla oczu Anioł Stróż, który pilnował nas zarówno za dnia, jak i w czarną noc. Zupełnie taką jak ta. Dzisiejszego wieczoru nie liczył się głód na świecie czy zbyt duża populacja w południowej prowincji Chin. Nikomu głowy nie zaprzątał też fakt, że gdzieś w równolegle położonej rzeczywistości toczy się wojna, w której nie tylko giną wykwalifikowani żołnierze, ale i zwykli cywile. Kobiety z dziećmi, starsze małżeństwa, a wszelkie narodowe pamiątki, jak i sama tożsamość były brutalnie niszczone. Ludzie żyli w ciągłym strachu, a ich wola przeżycia była silniejsza niż kiedykolwiek. Gdyby tylko mieli możliwość, bez zastanowienia oddaliby pod ostrzał najlepszego przyjaciela, aby tylko samemu nie ponieść śmierci. Ewentualnie sami postanowiliby zabić.

Lecz nie interesowało to tych wszystkich ludzi przebywających na terenie zamku. W tej chwili była to sprawa innego państwa, jak i organizacji pozarządowych, które chciały zażegnać konflikt poprzez mediację lub arbitraż. Aktualnie wszyscy tutaj zebrani, cieszyli się, że mogą uczestniczyć w tym szczególnym oraz szczęśliwym dniu dla tego królestwa. Bo to właśnie dzisiejszego wieczoru, książę Park Jimin podpisał dokumenty, oznaczające rozejm między jego ojczyzną, a królestwem Kim. Zaś co za tym szło, już w sposób formalny zgodził się na zawarcie małżeństwa z dużo starszą od siebie kobietą, jak i zadeklarował się na "zaopiekowanie się" nią oraz jej synem. Obiecał zostać dobrym władcą i godnie reprezentować ów mocarstwo, tak jak do tej pory robił to świętej pamięci król Kim. Park miał nawet sposób na poprawę wymiany handlowej z Indiami, w zamian za import niezbędnych dla ich gospodarki surowców naturalnych. Co oczywiście wiązało się z zawarciem sojuszu, którego oba państwa potrzebowały. Może nie teraz, ale w (nie)dalekiej przyszłości, kto wie?

- Zdrowie młodej pary! - radosny krzyk gubernatora, rozniósł się echem wśród gości, a brzęk uderzających o siebie kieliszków, tworzył swoistą symfonię, która teraz mogła oznaczać tylko jedno. Nowy początek. - niech im się wiedzie jak najlepiej! I żeby nasze królestwo już na zawsze pozostało tak szczęśliwe, jak w tej chwili! A nawet jeszcze szczęśliwsze! 

Radosne okrzyki uniosły się ku górze, kiedy to usta dwojga władców w końcu po raz pierwszy znalazły do siebie drogę. I tylko oni wiedzieli, że to wszystko jest grą, która zdecydowanie nie jest warta świeczki. Ponieważ oboje kochali kogoś zupełnie innego. Lecz nie mogli się do tego przyznać. Nie tutaj i nie teraz, kiedy wszystko zaczęło zmierzać w dobrym kierunku. Oboje musieli się wyrzec tego uczucia, pomimo tego że było to wbrew ich wszystkim ideałom.  Postanowili zacisnąć zęby i grać, niczym marionetki. Odegrać swoją rolę w teatrze życia, aby potem w spokoju odejść, ku swojej uciesze. Ale najpierw musiał odbyć się ślub, aby wszystko już sformalizować. Zarówno w świetle prawa, jak i w obliczu Boga.

Bo tak będzie lepiej. Dla nas wszystkich. 

A w szczególności dla pewnego czarnowłosego chłopca, który jest zbyt delikatny, a przede wszystkim jeszcze nie jest na tyle dojrzały, żeby objąć urząd króla i zobaczyć jak okropne potrafi być dorosłe życie.

xxx

- Jestem z ciebie taka dumna synu! - pani Park promieniała ze szczęścia w chwili, w której dane jej było przytulić swojego najmłodszego, a zarazem najukochańszego syna. Bo to chyba nic dziwnego, że ta, jak każda inna matka, stęskniła się za swoim kochanym potomkiem. Chciała wiedzieć czy ten jest szczęśliwy, ubiera się stosownie do pogody i czy je odpowiednio. Normalny odruch, który posiada w sobie każda normalna matka. Drugim takim odruchem była też niechęć do swojej przyszłej synowej, ale jednak Pani Park, była przychylnie nastawiona. Wierzyła w to, że czarnowłosa kobieta stojąca przed nią, uszczęśliwi jej pociechę, tak, jak ona nie była w stanie tego zrobić. 

Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo się myli.

- Oj mamo, zawstydzasz mnie - Jimin zaśmiał się dźwięcznie po raz pierwszy od dłuższego czasu. Cieszył się z przyjazdu swojej ukochanej rodzicielki, która teraz niemal go zgniatała w uścisku. Tęsknił, zupełnie tak jak ona. Ale to przymuszone odcięcie pępowiny, jak widać było konieczne i wyszło im to na dobre. Bo dzięki temu zrozumieli, że ich więź, jako rodzic - dziecko, stała się jeszcze silniejsza. Niemal nierozerwalna. Czego Królowa Kim im osobiście zazdrościła, bo pomimo faktu, że ze swoim jedynym synem była mocno zżyta, to i tak ta relacja wypadała słabo przy rodzinie Park. A na tę myśl aż poczuła ukłucie w sercu, ponieważ w końcu zdała sobie sprawę z faktu, że zaniedbała swojego potomka. 

Już nie spędzała z nim tak dużo czasu, jak kiedyś, czyli w czasach kiedy jej mąż jeszcze żył. Bo tuz po jego śmierci odcięła się zupełnie od świata zewnętrznego. W tym od swojego małego królewicza, który wtedy pragnął większej ilości uwagi. Była egoistką i to ona przyczyniła się do jego słabego samopoczucia. Nie zapytała się go czy nie będzie przeszkadzał mu w zamku zupełnie obcy mężczyzna, który od teraz będzie zastępował mu ojca. Nie postawiła się na jego miejscu, kiedy ten dowiedział się, że jego matka ponownie wychodzi za mąż, a on nie obejmie stanowiska króla. I obstawiała, że nawet gdyby teraz chciałaby mu to wszystko wytłumaczyć, że cała ta sytuacja, która wynikła, miała wyjść mu na dobre - ten najpewniej by w to nie uwierzył.

- Moja droga - najmłodszy z rodziny Park podszedł do młodej królowej, by już po chwili pochwycić jej rękę. Był tak samo zdenerwowany oraz zestresowany tą sytuacją jak ona sama, a zdradzał to jego kciuk, "czule" muskający jej drobną dłoń. - chciałbym ci kogoś przedstawić - kontynuował, prowadząc ją w stronę wysokiego młodzieńca, który dołączył do jego rodzicielki. - to jest mój najlepszy przyjaciel, Kim TaeHyung. Przyjechał tutaj w zastępstwie za mojego ojca, któremu um... coś wypadło. Mam nadzieję, że się polubicie. 

- bardzo mi miło panią poznać - Kim uśmiechnął się czarująco, zaraz potem kłaniając się nisko. Pochwycił w swoją dłoń, tę należąca do młodej królowej, a następnie złożył na niej delikatny pocałunek. Był niezwykle szarmancki i kulturalny, jak przystało na dobrze urodzonego mężczyznę, co w dużej mierze dużo mówiło o człowieku. A królowa Hyun-ah już od pierwszej chwili była nim oczarowana, ale i nieco zawstydzona tą bezpośredniością, co zdradzał złośliwy rumieniec, na jej uśmiechniętej twarzy.

- Mnie również - dygnęła dostojnie, posyłając w jego stronę przyjazny uśmiech. Uśmiech, który zapoczątkował tę relację oraz rozmowę, w której wszyscy czuli się tak swobodnie, że...

Że nie usłyszeli pełnego rozpaczy "zostaw" oraz odgłosu tłuczonego szkła... 


a/n:  balansując miedzy jeżdżeniem na uniwerek, robieniem notatek na zajęcia, a pracą, przybywam do was z rozdziałem... czy dobrym? to już podlega waszej ocenie ;) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro