Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Dawno, dawno temu w odległym i mało znanym królestwie, leżącym pomiędzy granicami większych i silniejszych mocarstw, w okresie niezwykle mroźniej i śnieżnej zimy - po królewskim ogrodzie przechadzała się powoli tutejsza monarchini. Kroczyła dumnym i dostojnym krokiem po wyznaczonych alejkach, a fałdy jej aksamitnej sukni w kolorze głębokiej czerni plątały się między jej nogami, sprawiając wrażenie jakby jej właścicielka płynęła w powietrzu.

Młoda i piękna królowa starała się w ten sposób odciągnąć jakoś narastające ją myśli o poczęciu wymarzonego dziecka. Chciała spełnić swą powinność i dać mocarstwu godnego i prawowitego następce, lecz ciągła nieobecność jej małżonka coraz bardziej ją przytłaczała. Ciągła tęsknota za królem wprawiała ją w melancholijny nastrój, dlatego też chciała mieć jakąś jego cząstkę zawsze przy sobie, właśnie w postaci takiej małej, żyjącej dzięki nim, istoty.

Rozmyślając tak nad swoją obecną i nieco smutną sytuacją, opuszkami palców badała delikatną strukturę łodyżek, rosnącego w tamtym miejscu, krzewu róży. Nikt nie okrył go żadną płachtą, co sprawiło że biedny  w każdej chwili mógł zamarznąć. Nie przeszkadzało to jednak głowie tego królestwa, która chcąc zobaczyć w jak zaawansowanym stopniu zamrożenia jest roślina - drasnęła się kolcem w palec.

Szkarłatna ciecz znalazła ujście na białym puchu, pozostawiając po sobie czerwone plamy. Całość prezentowała się niezwykle malowniczo z aksamitną suknią koloru hebanowej czerni, a królowa nie dała rady stłumić  w sobie westchnięcia zachwytu, jaki wywołał ten widok.

I właśnie wtedy nawiedziła ją pewna myśl:

Chciałabym mieć dziecko o cerze białej jak śnieg, ustach czerwonych jak krew i włosach czarnych jak heban.

***

 Dwa lata później 

Królewscy grajkowie zajęli swoje miejsca na każdej możliwej wieży zamkowej aby podzielić się z mieszkańcami królestwa tą radosną nowiną. Trąbki poszły w ruch, wygrywając wesołą i skoczną melodię, sprawiając że już każdy wiedział co się wydarzyło. Otóż brzemienna Królowa Hyun-ah wydała na świat swojego pierwszego potomka; następce królewskiego tronu; nową głowę państwa; pierworodnego syna, na którego kiedyś spadnie ogół obowiązków z jakimi ma się sprostać przyszły jak i obecny monarcha.

Mały chłopczyk o cerze białej jak śnieg, ustach czerwonych jak krew i włosach czarnych jak heban wywołał w sercach swoich rodziców nieposkromiony zachwyt. Nie odstępowali go na krok, bojąc się że w każdej chwili tej małej istotce może stać się krzywda, bo przecież królewski potomek z góry skazany jest zamachy wykonywane w jego kierunku, przez wrogów ustroju.

Dlatego też aby tego uniknąć - król postanowił niemal od razu zakazać swojemu pierworodnemu jakichkolwiek kontaktów z osobami z zewnątrz. Mógł jedynie bawić się na obszarze zamku, przeważnie sam tudzież z wyznaczonymi ku temu ludźmi.

Matka chłopca oczywiście zgodziła się ze swoim małżonkiem, ponieważ również bała się o swojego syna, o którego tak długo się starali.

Jednak na wprowadzenie owego zakazu musieli jeszcze zaczekać. Nowo narodzony miał zaledwie kilka godzin, w ciągu których leżał w ramionach swojej uśmiechniętej matki,  a jego ojciec siedział nieopodal i spoglądał z rozczuleniem na ten uroczy obrazek.

- Jak damy mu na imię? - spytała królowa z uśmiechem i zaśmiała się dźwięcznie, w chwili gdy jej syn złapał w dłoń jej palec wskazujący i posłał jej grymas na kształt pierwszego uśmiechu, roztapiając tym samym jej serce.

- Nazwijmy go Yoongi - monarcha podszedł do swojej żony i po zniżeniu się do jej poziomu - pocałował ją w skroń, chcąc wyrazić w ten sposób wdzięczność za urodzenie tak pięknego, zdrowego i silnego chłopca.

***

Siedemnaście lat później

Nad całym królestwem wisiały burzowe chmury, a królewskie fanfary ponownie zabrzmiały, wygrywając tym razem marsz pogrzebowy. Stało się to czego wszyscy się obawiali. Mianowicie aktualny władca, nieco już w podeszłym wieku, odszedł z tego świata osieracając przy tym swojego jedynego syna oraz zostawiając owdowiałą, najukochańszą małżonkę samą. Odszedł w nocy na swoim łożu, trzymając swoją ukochaną w ramionach, która niczego nieświadoma śniła o ich wspólnej przyszłości.

Zostawił ich wszystkich bez władcy, bo niepełnoletni Yoongi jeszcze nie mógł objąć tronu, a matka chłopca nie miała do tego uprawnień. Zostawił im wszystko, ale czuli się jakby nie zostawił im nic. Żadnych praw, jedynie obowiązek jakim jest małżeństwo polityczne obecnej królowej z monarchą sąsiedniego królestwa aby zachować podpisany lata wcześniej sojusz. Sejm Walny zadecydował o tym sam, nie pytając nikogo o zgodę. Chciał postawić członków rodziny królewskiej przed faktem dokonanym. 

Ale to miało nastąpić później...

Kościelna kaplica była wypełniona nie tylko rodziną królewską, ale i wszystkimi poddanymi. Cała populacja zebrała się tu aby w godny sposób pożegnać swojego władce oraz oddać mu należyty szacunek. W całym pomieszczeniu przeważała czerń,  a jedyny żywy kolor który można było tu zauważyć, to biel kwiatów na ołtarzu oraz płomienie świec.

Jedyny dźwięk jaki można było usłyszeć, to ciche modlitwy odbijające się od grubych, ponurych murów jak i prośby o wniebowstąpienie duszy Jego Wysokości na Boski piedestał. Jednak słowa kapłana zagłuszał szloch królowej, a przyszły możnowładca starał się ją uspokoić - szepcząc słowa otuchy.

Yoongi nie chciał dać po sobie poznać jak bardzo zabolała go utrata ojca - jedynego, prawdziwego, życiowego autorytetu. Już nie mógł wprosić się na żadne zebranie dotyczące nowych decyzji wobec królestwa; Już nie mógł siedzieć obok niego na każdej uczcie czy uroczystości; Już nie mógł być dumny z faktu, że jest synem swojego ojca.

Bo tego ojca już nigdy nie ujrzy w świetle dnia; Nie ujrzy go żywego i zapraszającego na wspólne spędzanie czasu podczas gry w krykieta; Już nie będzie mógł słuchać pochwał wypowiadających przez jego usta, kiedy zrobił postępy w nauce etykiety czy też innego przedmiotu.

Wtulił matkę bardziej w swój tors, w chwili gdy wieko trumny zamknęło się z głuchym trzaskiem. Nie mógł w to uwierzyć. Nadal to do niego nie docierało, że zaledwie jeszcze wczoraj podczas kolacji wspólnie żartowali, a od dzisiaj już to nie będzie miało miejsca.

Nic z podobnych rzeczy, nie będzie miało miejsca

Przymknął z żałością oczy i westchnął głośno, ponieważ wiedział że teraz pozostała ostatnia prosta do pochowania swojego rodzica na wieki. Wstał wraz ze swoją rodzicielką i na trzęsących się od natłoku wrażeń nogach, ruszył jako pierwszy w orszaku za najdostojniejszymi i najsilniejszymi rycerzami, którzy jako przyjaciele ale również i wasale chcieli towarzyszyć w ostatniej drodze swojego seniora, niosąc na swoich barkach ciężką, dębową trumnę.

Coraz to głośniejszy szloch przemienił się w skowyt zarzynanego zwierzęcia. Pałacowi medycy zaraz znaleźli się przy popadającej w wariacje królowej i na siłę starali się jej podać leki uspokajające. Pomimo szarpaniny wbili igłę z płynem wprost w odsłoniętą szyję kobiety, ponieważ bufiasty rękaw obszernej sukni zdecydowanie utrudniał wykonanie tej czynności, aby móc wbić szpikulec w ramię.

Po kilku minutach monarchini osunęła się bezwiednie w ramiona swojego syna, który chcąc reprezentować rodzinę królewską - oddał kobietę w ramiona służących, a sam podążył dalej wprost do podziemnego grobowca. Zupełnie zignorował fakt, że jego rodzicielka zaczęła majaczyć. Był jak w amoku. Nie wiedział w którą stronę się udać, ale w końcu postanowił spełnić królewski obowiązek.

Drewniana trumna została złożona do marmurowego sarkofagu, gdzie na jego wieku widniał wyrzeźbiony wizerunek Jego Królewskiej Mości oraz dopisek, który swoim przesłaniem sprawił, że czarnowłosego młodociana aż zakuło z bólu serce.

"Bez żalu więc

Moje non omnis moriar 

Oddaję bardziej potrzebującym

Potrzebującego

Choć to za mało

Za mało

Nie umiem zrobić nic więcej"*

Przyszły król przymknął oczy, czując jak pod powiekami zbierają się piekące łzy. Nie chciał się tutaj rozpłakać. Nie mógł dać ludziom tematu do plotek, że jest słaby i nie da rady w przyszłości nad królestwem; Że nie odziedziczył po ojcu siły i że nie będzie miał twardej ręki oraz da sobie wejść na głowę.

Wypuścił powietrze przez drżące wargi i obrócił się na pięcie, by szybkim krokiem wyjść z grobowca. Obijał się od ścian, idąc po ciemnych korytarzach, starając się nie uronić ani jednej łzy; nie wypuścić z ust chociaż by jednego stęku spowodowanego bólem po utracie tak bliskiej osoby. 

Do drzwi swojej komnaty dopadł niczym strzała, by zaraz potem trzasnąć nimi z głośnym i roznoszącym się echem po obszernych korytarzach, łoskotem. Oparł się swoimi plecami o chłodną ścianę, po której zsunął się w dół, zaraz zanosząc się niepohamowanym płaczem, chcąc wyrazić swoją pogłębiającą się rozpacz.

Przechodząca obok służąca mogła usłyszeć donośny krzyk frustracji dziedzica, ale nic nie mogła z tym faktem zrobić. Wiedziała, że zarówno on jak i królowa muszą to przeżyć na swój własny sposób, ale nie zmieniało to tego, że to właśnie oni odczuli największą stratę. Nie poddani. Nie służący. Tylko właśnie przedstawiciele rodziny królewskiej.

***

Kilka miesięcy potem

Yoongi zawołany przez jedną ze służek musiał przerwać swoją indywidualną naukę języka francuskiego, tylko i wyłącznie z powodu tego, że jego rodzicielka poprosiła go o złożenie wizyty. Wywołało to niemałe zdziwienie u jej syna, ponieważ Królowa raczej unikała towarzystwa ludzi. Akceptowała jedynie swoje służące i przychodzących do niej medyków.  Po szybkiej kalkulacji w myślach, Królewicz obliczył, że ostatnia audiencja jaką złożył u Jej Królewskiej Mości miała miejsce dwa miesiące temu. 

Ta myśl nie dawała mu spokoju. Wiedział, że coś musiało się stać, dlatego teraz pędził niemal biegiem do komnaty w południowym skrzydle - gabinetu należącego niegdyś do jego ojca, w którym teraz non stop przesiadywała jego matka.

Zapukał delikatnie w mahoniowe drzwi, a po głośnym zezwoleniu - wszedł do pomieszczenia. Rozejrzał się szybko po pomieszczeniu, by po chwili mógł stwierdzić, że nic się tam nie zmieniło. Wszystko zostało nie naruszone, za co był wdzięczny. Taki mały gest wiele dla niego znaczył. Według niego był to wyraz szacunku do zmarłej głowy państwa.

Nie myślał jednak na tym długo, ponieważ jego wzrok przykuła średniej wielkości postać. Szarowłosy, dobrze zbudowany mężczyzna siedział obok królowej i przyglądał mu się z sympatycznym uśmiechem. Trwało to zaledwie kilka chwil, ponieważ nieznajomy osobnik zaraz powstał. Dostojnym podszedł do zdziwionego czarnowłosego z uśmiechem na ustach i wyciągnął wypielęgnowaną dłoń w geście przywitania.

- Witaj, Yoongi. Od dzisiaj jestem twoim nowym ojcem.


a/n: Nie umiem w początki, wybaczcie.

*Strofa wiersza napisanego, przez mojego przyjaciela. Oczywiście zgoda jest, więc raczej nie powinien mnie zjeść.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro