Rozdział 5
Tuż po treningu Khloe postanowiła postanowiła wypuścić karego na pastwisko. Gdy tylko nacisk karabińczyka uwiązu ustąpił ogier przekłusował paręnaście metrów i zatrzymał się. Wytężył wzrok. Dostrzegł w rogu padoku, pod drzewem, cztery aparycje- dwie na części ogierów i dwie na klaczy.
Od razu rozpoznał Silver Pharoah i Winter Flame'a. Dłuższą chwilę później zauważył Lady's Tapit oraz... Royal Song. Niestety, było za późno na wycofanie się- cała czwórka również go zobaczyła i gestem łba zachęcała do przyjścia.
Westchnął, po czym zerwał się do galopu by po kilkunastu sekundach stanąć obok siwka.
- Emm... Cześć.- rzucił na powitanie.
- Hej.- parsknęły klacze.
- Jak po treningu?- odezwał się Pharoah.
- Ee, całkiem dobrze.
- Słyszeliście, że we wrześniu ma przyjechać nowa klacz?- parsknęła Lady, tak jak Royal i Flame, strzygąc uszami.
Snowflake był przekonany, że w głowie Winter'a już zrodził się nowy, "genialny" pomysł zeswatania, tym razem, Silver'a z nową klaczą i chodzenie na potrójne randki. Natomiast wcześniej wspomniany nie wykazywał najmniejszego zainteresowania tematem, słuchając tylko jednym uchem.
- Skąd wiecie? Pochodzenie, maść, imię?- siwy oczywiście nie mógł sobie tego darować.
- Torres rozmawiał o niej z trenerem, akurat przechodzili obok mojego boksu. Podobno jest po Unique Belli i Curlinie. No i tyle.- córka Tapita potrząsnęła grzywą.
Na chwilę zapadła cisza. Nikt się nie odzywał, więc Flame postanowił podtrzymać rozmowę:
- A ty co powiesz, Pharoah?- gniadosz stał ze wzrokiem tępo wbitym w płot.
- Że zjadłbym musli. Najlepiej z ananasem.- po czym jakby się "ocknął", gdy klacze parsknęły śmiechem. Potrząsnął głową i dodał- A co mam powiedzieć? Za chwilę muszę iść na trening...
- Silver! Silver Pharoah!- wołał dżokej ogiera.
- No widzisz już muszę iść. Do zobaczenia w stajni!- rzucił na odchodne i pokłusował w kierunku furtki.
Po chwili do jeźdźca gniadosza dołączyła się również dżokejka Lady.
- Ugh, też muszę iść?- stęknęła i leniwym stępem poczłapała w kierunku dziewczyny.
Snowflake, Winter i Royal. Zostali sami. Teraz natomiast zaczęła Song.
- A u ciebie co tam, Snow?- zapytała przecinając ogonem powietrze.
Kary momentalnie wyrwał się z zamyślenia. Spojrzał na klacz i w jednej chwili odebrało mu mowę.
- Ja? Co? Eee... yyy... no ten... ee... znaczy się... Zostawiłem derkę na drugim końcu padoku! Tak! Właśnie! No to... ee... Pa!- obrócił się na zadzie i wystrzelił przed siebie. Miał ochotę spalić się ze wstydu.
Song posłała siwkowi pytające spojrzenie i najchętniej uniosłaby jedną z brwi do góry, gdyby konie tak potrafiły. Syn Arrogate przeprosił ją i pognał za przyjacielem.
***
394 słowa.
Uff... Wreszcie się zebrałam i to dokończyłam xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro