Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

- Dobra, Stark, dasz radę. - mruknęła do siebie Stella, chowając się za pewnym budynkiem, w swoim stroju, stroju Snow. Przymknęła powieki, nabrała powietrza do płuc, które po chwili wypuściła nosem. - Tylko trochę w siebie uwierz.

Trzynastolatka skupiła się na wykonywanej przez siebie czynności. Przez pewien czas nic się nie działo, kompletnie nic. Aż w końcu... Poczuła, że nie dotyka już stopami ziemi. Kiedy otworzyła oczy, dostrzegła swój cień, choć teoretycznie nie powinna. Momentalnie dziewczyna spojrzała przez ramię, a wtedy dostrzegła...

- Wow! Dobra, dobra. - powiedziała prędko, nie potrafiąc się nie uśmiechnąć. Przez skrzydła nieco się zachwiała, lecz prędko odzyskała równowagę. - To jest genialne. - stwierdziła entuzjastycznie.

Stella jednak nie zdawała sobie sprawy z konsekwencji, jakie na nią czyhały. Wzbiła się ciut wyżej, ale od razu tego pożałowała. Ból głowy zdawał się nie do zniesienia. Z nosa poleciała strużka krwi. Przed oczami pojawiły się mroczki.

- Kurde. - mruknęła tylko, po czym straciła przytomność.

Stark miała wielkie szczęście, że nie była za wysoko. Opadła na ziemię, nieprzytomna, w miejscu, gdzie praktycznie nikt się nie zapuszczał. Nie miała zbytnio szans, żeby ktoś ją znalazł i pomógł.

A jednak, kilkanaście metrów dalej, znajdowała pewna znana jej kobieta, nieświadoma, że brunetka była nieprzytomna.

Tove szła sobie beztrosko przez ulice Chicago wprost do swojego mieszkania. Zeszła na inny chodnik i podążała dalej. Była dość ciekawska i rozglądała się na boki. I takim też sposobem znalazła Stellę.

Kobieta spojrzała w swoje lewo, akurat w miejsce, gdzie leżała dziewczyna. Uśmiech, który miała, zniknął prędko, a nogi same zaprowadziły ją do zaułka, w którym leżała.

- Ej, młoda, żyjesz? - spytała Tove, kucając przy ciele Stelli. Gdy ta się nie poruszyła, ani nie zareagowała w jakikolwiek sposób, kobieta potrząsnęła ją za ramię, co też zbytnio nie pomogło. - Ej, to nie jest śmieszne. Ocknij się. - powiedziała, potrząsając nią ponownie. Stella wciąż pozostawała nieprzytomna, co zaczęło martwić Tove. - Cholera jasna. - przeklnęła, łapiąc się za nasadę nosa. Nie tak wyobrażała sobie tamten dzień. - Jeszcze tego mi brakowało.

~*~

- Jest pani kimś z rodziny?

Tove po raz kolejny wywróciła oczami na to pytanie. Oczywiście, że nie była kimś z rodziny Stelli, ale gdyby zaprzeczyła, pielęgniarki nie wpuściłyby jej na salę. A ona musiała się spotkać z dziewczyną.

- Tak. - odparła od razu, nerwowo tupiąc nogą o posadzkę. Pielęgniarka kiwnęła głową i wskazała, by ruszyła za nią, co od razu uczyniła. - Co z nią? Żyje? - spytała Tove, spoglądając na kobietę obok siebie. Wierzyła, że Stark nic nie było. Przecież tak szybko jej pomogła.

- Wszystko w porządku z pacjentką. Potrzebuje teraz tylko odpoczynku. - odpowiedziała jej rudowłosa, stając przy odpowiednich drzwiach. Tuż za nimi, na jednym z łóżek, leżała Stella, na szczęście już przytomna.

- Mogę do niej wejść?

Pielęgniarka otworzyła drzwi i wskazała dłonią, by Tove mogła wejść. Uśmiechnęła się nawet delikatnie.

- Jasne. Proszę.

Nie czekając ani chwili dłużej, Tove weszła do sali, dostrzegając leżącą na łóżku Stellę. Kiedy tylko pojawiła się w pomieszczeniu, dziewczyna uniosła wzrok na kobietę, po czym zrozumiała, kim była. Pamiętała ją.

- Hej, młoda. - przywitała się starsza, uśmiechając się na sam widok przytomnej Stark. Ulżyło jej, że żyła.

- To ty. - powiedziała Stella, przyglądając się kobiecie z zaskoczeniem. Nie spodziewała się, że to właśnie ją ujrzy, jako pierwszą. - Co ty tu robisz? - spytała, usadawiając się wygodniej na łóżku. Patrzyła, jak brunetka siada na krześle obok niej.

- Przyniosłam cię tu, bo byłaś nieprzytomna, gdy cię znalazłam. - odparła jej Tove, wzruszając ramionami.

I wtedy Stella przypomniała sobie o bardzo ważnej rzeczy.

- Moja... - zaczęła, macając się po twarzy. Zaraz jednak spojrzała na Tove, która wyciągnęła z kieszeni jej maskę. - Maska. - dokończyła, po czym wręcz wyrwała rzecz z jej dłoni. - Skąd ją masz?

- Musiałam cię przebrać, kochana, by nikt się nie skapnął. Twoje ubrania są u mnie w mieszkaniu. - odpowiedziała jej zgodnie z prawdą Tove, pstrykając w nos. To jednak nie wzruszyło jej, aczkolwiek poczuła pewnego rodzaju ulgę.

- Dzięki. - mruknęła cicho Stella, pełna wdzięczności do kobiety. - Ale nikt nie wie, prawda? - spytała dla upewnienia, nachylając się nieco w jej kierunku.

Tove zaśmiała się cicho, opierając wygodnie o oparcie krzesła, na którym siedziała.

- Prócz mnie, oczywiście. - oznajmiła, wskazując na samą siebie. Stella nieświadomie uśmiechnęła się pod nosem. Właśnie taką ją zapamiętała z dnia swoich urodzin. - Swoją drogą, jesteś świetna.

- Umm... Dzięki?

Obie zaśmiały się głośno, nie zwracając uwagi, że ktoś mógł ich widzieć. Choć były zupełnie różne, pochodziły z innych światów, miały coś ze sobą wspólnego. Obie były za dobre dla tego okrutnego świata.

- No i skoro ja znam Twój sekret, to ty powinnaś znać mój. - powiedziała znikąd Tove, gdy się uspokoiły. Stella spojrzała na nią z delikatnym uśmiechem. Nie chciała, by kobieta mówiła jej swój sekret, nie zależało jej na tym.

- Nie musisz...

Było już jednak za późno.

Kobieta momentalnie przemieniła się w czarnego węża o równie ciemnych oczach. Początkowo Stark nie wiedziała, co wogóle powiedzieć, ani jak zareagować. Siedziała tam, jak sparaliżowana i patrzyła na brunetkę - a bardziej gada - wielkimi oczami.

Tove prędko znów zmieniła się w człowieka i, jak gdyby nigdy nic, przejechała palcami po swoich ciemnych włosach.

- Dobra? Tego to się nie spodziewałam. - wydukała w końcu Stella, nie spuszczając z niej ani na moment wzroku. Nie musiała być geniuszem, by stwierdzić pewne fakty. - Nie jesteś stąd, prawda? - spytała, choć odpowiedź była oczywista.

- Aż tak to widać?

- Nikt normalny nie potrafi zmienić się ot tak w węża. - powiedziała, zakładając kosmyk włosów za ucho.

- Nikt normalny nie potrafi kontrolować wody i ognia. - odgryzła się kobieta, po czym założyła nogę na nogę. Obie patrzyły na siebie przez chwilę. - Jestem z Asgardu.

Stelli nie zdziwił zbytnio ten fakt.

- Ja z Nowego Jorku, z Manhattanu tak dokładnie. - odparła, wzruszając ramionami. Tove nieco zdziwiły te słowa, bo dotąd myślała, że dziewczyna od urodzenia mieszkała w Chicago.

- To, co robisz w Chicago? - spytała zdziwiona, unosząc brew do góry. Stark opadła na poduszki z głośnym westchnieniem.

- Długa historia.

- Ja mam czas. Ty chyba też.

- Nie odpuścisz? - zapytała młodsza dla upewnienia. Na twarzy Larsen pojawił się szeroki uśmiech, który już wtedy dał dziewczynie wystarczającą odpowiedź.

- Jeśli nie dowiem się wszystkiego. - oznajmiła, nachylając się w jej stronę. W jej ciemnych oczach tańczyły wesołe ogniki. - No, dawaj.

Stark zachichotała cicho, po czym zaczęła swoją opowieść.

I siedziały tak, w szpitalnej sali, nie zwracając uwagi na innych, opowiadając nieco o sobie.

Żadna nie wiedziała, jak wiele wydarzy się jeszcze w życiu tej drugiej i jak dużo będą musiały przejść. Żadna nie wiedziała jeszcze wtedy, jak wiele straci w przyszłości.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro