'~52~'
Szedłem właśnie do pracy. Czułem się okropnie.. Dlaczego? Czeka mnie naprawdę długa rozmowa z moim ojcem. W końcu muszę mu wyjaśnić, dlaczego olałem sprawę w Paulem i nie przyszedłem do pracy. Ciekawa jaka czeka mnie kara..
Wszedłem do swojego gabinetu i mocno się zdziwiłem widząc na moim miejscu Paula. Kiedy tylko zorientował się, że stoję w drzwiach, pokazał swój uśmiech.
- Co tam słychać, kolego? - spytał, podchodząc do mnie.
- D-Dobrze.. - odpowiedziałem zmieszany. - Co tu robisz?
- Aa, przyszedłem podziękować za dokumenty, które dla mnie zrobiłeś - odpowiedział radośnie. - Naprawdę, dziękuję ci za to.
- Drobiazg - podrapałem się nerwowo po karku. - W końcu to moja praca.. Panie Cooper.
- Kiedy mówisz do mnie 'Panie Cooper' czuję się jak jakiś starzec.. Co z tego, że mam już ponad.. 30 lat - powiedział podśmiewając. - Za dobrą robotę może gdzieś wyskoczymy po pracy? Chyba, że masz już jakieś plany..
- Nie, nie mam, ale myślę, że jednak sobie daruję - odpowiedziałem, lekko się uśmiechając.
- Ale dlaczego? - jakby posmutniał. - Słyszałem, że trzeba brać co się daje, więc przyjmij moje zaproszenie.
- Ale naprawdę, ja--
- No proszę, Luke, to moje podziękowanie za ciężką pracę - nalegał.
- No.. dobrze, niech będzie - powiedziałem, wypuszczając powietrze z płuc.
- Cieszy mnie twoja odpowiedź - na jego twarzy ponownie zawitał uśmiech, po czym zbliżył się na niebezpieczną odległość. - Twoja krew pewnie będzie wyśmienita..
- C-Co? - spytałem wystraszony.
- No co ty! - odsunął się, chichotając. - Żartowałem.
- Aa.. o-okey - powiedziałem zmieszany, również zaczynając się śmiać.
- To widzimy się po pracy? - kiwnąłem głową potwierdzająco. - To super! Przyjdę po ciebie.
Wyszedł i wtedy poczułem wielką ulgę.. Nie przejmowałem się za bardzo jego słowami tylko wziąłem się do roboty..
~~~~~~
Właśnie zamykałem na klucz swój gabinet. Nadchodziła godzina 19, a ja jeszcze muszę spotkać się z Paulem.. Strasznie mi się nie chcę, szczególnie po rozmowie z ojcem.. Za to, że nie przyszedłem do pracy, będę musiał odrobić stracone godziny, nie ważne czy było to powiązane z Aurelie czy też i nie..
Przy wyjściu zauważyłem Paula. Opierał się o ścianę i przeglądał coś w telefonie, był w tej chwili bardzo skupiony. Podszedłem do mężczyzny, a ten, nie odrywając wzroku od urządzenia, uśmiechnął się.
- Cieszę się, że zgodziłeś się ze mną wyjść, Luke - powiedział szczęśliwy, chowając telefon do tylnej kieszeni spodni.
- Dokąd idziemy? - spytałem z lekkim uśmiechem.
- Do baru! - wyprostował się. - Otworzyli jakiś nowy niedaleko, chciałem zobaczyć, jak tam jest i jakie dobre piwo sprzedają.
- No dobrze, to chodźmy - powiedziałem, a ten kiwnął głową i ruszyliśmy.
Szliśmy w kompletnej ciszy, którą przerywały jedynie przejeżdżające samochody i rozmowy osób wokoło, które akurat mijaliśmy. Nie wiedziałem, o czym mogliśmy porozmawiać, dlatego nie odzywałem się. Ta cisza mi wystarczała.
- Słyszałem o tym, co się stało twojej siostrze, Luke - odezwał się w końcu Paul, a ja mocno się zdziwiłem.
- J-Jak to? - zatrzymałem się, mężczyzna obok mnie również.
- Mam swoje sposoby - wzruszył ramionami. - Rozejrzyj się, Luke.
Posłuchałem go i rozejrzałem się. Nikogo nie było, pusta miejska uliczka, nic poza tym. Spojrzałem się ponownie na mężczyznę, a ten uśmiechał się szeroko.
- Widzisz? - spytał. - Nie ma tu nikogo.. Nikt cię nie usłyszy..
- O-O co ci chodzi, Paul? - spytałem, odsuwając się od niego.
- Nie domyślasz się? - prychnął. - Zaraz dołączysz do Piekła, do swojej siostrzyczki, Luke..
Uderzyłem plecami o ścianę, a Paul zbliżył się do mnie aż za blisko.. Gdy otworzył usta zobaczyłem parę kłów.. Wampir.. Zacząłem czuć jego oddech na swojej szyi.
- Tak długo na to czekałem--
- Zostaw go - usłyszałem dziewczęcy głos.. znany mi głos..
- Nicole, psujesz chwilę - powiedział Paul, odwracając się. - Wybacz, poprawię się.. Psujesz chwilę, Wasza Wysokość.
- Nie spodziewałam się, że to ty będziesz ostatnim wampirem, którego będę musiała zabić..
____________________________
Głosujcie i komentujcie
- to motywuje!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro