𝒰𝓃𝒷𝑒𝒶𝓇𝒶𝒷𝓁𝑒 𝒫𝒶𝒾𝓃
Posłusznie usiadłem na fotelu przesłuchań. Nie chciałem robić kłopotów, jeszcze bym oberwał zbyt wcześnie. Kylo przykuł mnie do fotela i przygotowywał sesje tortur.
- To zaczynamy delikatnie, czy jedziemy ostro od razu? - spytał mnie.
Nic nie powiedziałem, siedziałem tylko z poważnym wyrazem twarzy, żeby wyglądało, jakbym nie stracił swojej pewności siebie. Chociaż... po co? Skoro i tak on doskonale wie, ze wystarczy wspomnieć o przesłuchaniu, będę się zachowywał jak przerażony przedszkolak.
- Wnioskuje, ze ostro. - odparł Ren i zaczął się śmiać.
Wziął strzykawkę i małą buteleczkę z jakąś substancją.
- Ren, ty masz swoje zadania - do pokoju przesłuchań wszedł nagle Hux. - Ja się nim zajmę.
- Dobrze. - odparł Ren zły i wyszedł. Wychodząc, przekazał Armitagowi strzykawkę i buteleczkę.
- Hmm.... No to nieźle. Tak mocno? Na sam początek? - powiedział sam do siebie Hux, patrząc na buteleczkę z substancją.
- Jeśli masz zamiar gadać, to mów do mnie, mam swoją godność. - prychnąłem.
- Ciekawe gdzie, podludziu. - zaszydził ze mnie i zaczął się śmiać.
Poczułem, ze straciłem swój honor już z kretesem. Kiedyś najlepszy pilot w galaktyce, a teraz...? Zwykły śmieć.
- Co jest w tej strzykawce?! - ryknąłem nagle nieopanowany.
- Heroina. - odparł Hux z bardzo dziwnym spokojem i dalej majstrował coś przy strzykawce. - I to bardzo mocno skoncentrowana.
Zacząłem się miotać w tym fotelu.
- Wypuście mnie! Na pomoc! - zacząłem krzyczeć i w oczach miałem łzy. - Proszę!
- Nikt nie usłyszy twojego skowytu, więc nie wiem, po co się starasz. - prychnął Hux i odłożył buteleczkę na stolik.
Zaczął podchodzić do mnie coraz bliżej z przerażająco spokojnym uśmiechem.
- Odsuń się ode mnie! - krzyknąłem gniewnie.
- Bo co mi zrobisz? - fuknął Hux.
Zabrakło mi argumentów w tym momencie. Czułem narastająca w sobie złość i agresje. Chciałem się wyżyć za to wszystko co ci dwaj mi zrobili. Ten ból, trauma, poniżanie, szydzenie...
- Nie będzie bolało... aż tak bardzo. - powiedział Hux i zaczął przybliżać igle do mojej ręki. - Lepiej zapnij pasy, bo czeka cię ostra jazda. Dziś mam humor by być brutalny.
- Zabieraj to ode mnie! - warknąłem wściekle.
Jednak igła strzykawki wbiła się w moja rękę i poczułem, jak do moich żył dostaje się substancja ze strzykawki.
Po kilku minutach, poczułem straszliwy ból w mojej klatce piersiowej.
Krzyknąłem w niebogłosy. Hux tylko rozkoszował się moim cierpieniem z uśmiechem satysfakcji na twarzy.
- Dobrze, idziemy dalej. - powiedział Hux i podszedł do fotela do przesłuchań. - Co powiesz na małą sesje elektrowstrząsów?
- Nie... zgadzam.... się... - ledwo co mogłem wypowiedzieć te słowa, bo czułem, ze zaczyna mi się robić słabo.
- Trudno, ja tu teraz rządze, Dameron! Rozumiemy się?
- Tak... - powiedziałem, powoli odchodząc od logicznego myślenia.
- Świetnie. - uśmiechnął się Hux szyderczo. - No to ustawiam moc wstrząsów na maks! Spróbuj to przeżyć.
Po jakiejś chwili, poczułem wstrząsy elektryczne przechodzące przez moje całe ciało. Strasznie bolało. Krzyczałem z bólu, z każdym wstrząsem.
Nagle w drzwiach stanęła postać dziewczyny, skrytobójczyni.
- Oh! Devika, wreszcie przyszłaś! - powiedział Hux wyraźnie zmieszany i wyłączył generator wstrząsów. - Nie wiedziałem, ze zamierzasz przeprowadzić egzekucje już dziś.
- Nie. - powiedziała Devika, choć jej głos wydawał się dość znajomy - Egzekucja będzie dopiero za pięć dni.
- Rozumiem. - odparł Hux. - Ten tutaj delikwent jest cały twój, rób z nim co chcesz.
- Dzięki. - odparła dziewczyna chłodno.
Hux wyszedł i zamknął drzwi.
Devika podeszła do mnie bliżej i zaczęła mi się przyglądać.
- Jeśli chcesz mnie zabić, to to zrób i tyle. - powiedziałem i w oczach zebrały mi się łzy.
- Co?! Nie, nie. Nie po to tutaj jestem. - odpowiedziała mi. - Chce ci pomóc!
- Nie jestem już dzieckiem. - prychnąłem - Nie dam się nabrać.
- Proszę, uwierz mi! - powiedziała głosem, jakby miała się zaraz rozpłakać.
- Nie i koniec. - odparłem i odwróciłem głowę.
- A chciałam cię wziąć na detoksykację, żebyś mógł dojść do siebie. - powiedziała i odwrocila się na pięcie. - Niby najlepszy pilot, a zachowanie jak u zwykłego gnoja.
- Słucham, co?! - krzyknąłem zdziwiony.
- To co słyszałeś. - odparła.
- Zabierz mnie stąd, proszę! Może być nawet detoksykacja, może być nawet moja cela! Po prostu mnie stąd zabierz! - krzyknąłem błagalnie.
- No dobrze. - powiedziała, odwróciła się i odpięła mnie z fotela. - Dasz radę iść?
- Niezbyt.... - mruknąłem.
- W porządku, w takim razie zabiorę cię do twojej celi i wtedy poproszę kogoś z detoksykacji o pomoc. - powiedziała i pomogła mi wstać.
Pomogła mi ostrożnie dojść do mojej celi i położyła mnie na pryczy.
- Za jakiś moment będę z powrotem, obiecuje! - krzyknęła i pobiegła.
Ja leżałem na łóżku, i czułem, ze chce mi się spać. W końcu, mimowolnie odpłynąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro