𝒞𝓊𝓇𝑒 𝒶𝓃𝒹 𝓉𝓇𝓊𝓉𝒽 𝓂𝒾𝑔𝒽𝓉 𝒷𝑒 𝒸𝓁𝑜𝓈𝑒
Devika pov.;
Zaprowadziłam Poego do celi i pobiegłam prędko do centrum medycznego. Weszłam do środka niepewnie. Doktor Rugor siedział akurat na recepcji i sprawdzał akta lekarskie. Poprawiłam szybko kaptur i podeszłam do lady.
- Witam pana ponownie. - przywitałam się.
- O, Devika! Miło mi cię znów widzieć. - powiedział zadowolony - W czym mogę ci pomóc?
- Potrzebuje pańskiej pomocy. - powiedziałam - Muszę znaleść pewne leki, ale jest problem, że są trudne do znalezenia i drogie.
- Jak się nazywają? - spytał mnie lekarz.
Podałam mu bez słowa receptę. Na jego twarzy widać było zaskoczenie i wyraz lekkiego niezadowolenia.
- Hmm... mogę porozmawiać ze znajomą mi aptekarką, bo chyba ma te leki, i zapewne da ci pewnien upust. - powiedział i oddał mi receptę.
- Wspaniałe- ucieszyłam się - Kiedy bym mogła przyjść po te lekarstwa?
- Możemy pójść po nie od razu. - powiedział doktor Rugor i wstał. - Chodź za mną.
Lekarz szedł, a ja próbowałam mu dotrzymać kroku. Po jakimś czasie, doszliśmy do apteki.
- Witaj, Meikime. - powiedział doktor, spoglądając na starsza kobietę stojącą za ladą.
- O, dzień dobry. - przywitała sie Meikime -W czym mogę pomóc?
Podeszłam do lady i dałam aptekarce receptę.
- Dobrze, rozumiem. - powiedziała po chwili i zaczęła szukać leków po szufladkach.
Zajmowało to już dłuższą chwile. Zaczęłam się martwić, że nie ma tych leków.
- Przepraszam. - powiedziałam niepewnie. - Czy pani napewno ma te leki?
- Tak, moje dziecko, mam je... - odparła Meikime - Muszę je tylko znaleść. Tylko nie pamietam dokładnie gdzie je położyłam. Pójdę poszukać na zapleczu.
Aptekarka poszła na zaplecze. Minęło już kilkanaście dobrych minut. Z nudów, zaczęłam bawić się moimi włosami.
Po dłuższym momencie, aptekarka wróciła kilkoma opakowaniami w rękach. Położyła je na ladzie i posprawdzała czy wszystkie są.
- Mam je wszystkie. - powiedziała Meikime. - Ale łącznie to wyjdzie dość duża suma...
Doktor Rugor poszedł do lady i coś do niej wyszeptał.
- No dobrze... - powiedziała aptekarka.- Opuszczę ci troszkę.... poproszę 208 kredytów.
Wyjęłam sakwe z moimi kredytami. Zaczęłam powoli liczyć, i miałam nadzieje, że starczyło mi na te lekarstwa. Zależy mi na tym by pomóc Poemu.
Na szczęście, starczyło mi kredytów. Jako egzekutorka dużo zarabiam. Położyłam sumę na ladzie i Meikime upewniła się czy dobrze zapłaciłam.
- Tak, wszystko się zgadza. - odparła aptekarka i zabrała kredyty. - Proszę bardzo, i życzę miłego dnia.
Wzięłam opakowania na ręce, a niektóre schowałam w kieszeniach mojej peleryny.
- Dziękuje, panie Rugor. - podziękowałam.
- Nie masz za co. - odparł mi lekarz i poklepał mnie po ramieniu. - Leć już do tego twojego kochasia.
- Przepraszam, ale Poe to pod żadnym wypadkiem nie mój kochaś. - poprawiłam doktora - Nie chce być w związku, to tylko rozprasza człowieka.
- Okej, rozumiem. -odpowiedział pan Rugor - Tak czy siak, do widzienia.
- Żegnam.- powiedziałam i wyszłam. Zanim poszłam do celi pilota, skierowałam się jeszcze do kantyny po szklankę wody, by miał czym popić te lekarstwa.
Podeszłam pod cele Poego.
- O, jesteś. - powiedział i wstał z pryczy - Co tak długo?
- Długo by gadać - powiedziałam i weszłam do celi. - Dobrze, chodź, wezmiesz te leki.
Wyjęłam prędko receptę by sprawdzic dawkowanie lekarstw.
Po jakimś czasie, miałam na dłoni kilka różnych tabletek. Położyłam je na dłoni Poego.
- Matko moja, i ja mam to wszystko wziąć? - spytał i spojrzał na mnie.
- Tak, niestety - odparłam - ale wtedy będziesz zdrowy.
Podałam mu szklankę wody.
- Dasz radę - pocieszyłam go.
Poe szybkim ruchem wsadził sobie tabletki do ust, po czym prędko popił wodą. Po chwili, popatrzył z obrzydzeniem.
- Strasznie gorzkie te lekarstwa. - powiedział i potrząsnął głową.
- Ale dałeś radę. - powiedziałam i usiadłam obok niego.
- No to fakt, dzięki za wsparcie. - odparł i się uśmiechnął.
Siedzieliśmy w chwili kompletnej ciszy. Poe zaczął sięgać koło mojego kaptura.
- Poe, co... co ty robisz? - spytałam i się odsunęłam.
- Zdejmij ten kaptur, niepotrzebny ci. - powiedział.
- Ale... ja nie mogę...
- Chce ujrzeć twoją twarz, musze wiedzieć jak wyglada moja wybawicielka. - powiedział Poe, w naprawdę piękny i poetycki sposób.
- Nikt nie może wiedzieć kim jestem naprawdę. - odparłam - Muszę ci się do czegoś przyznać....
- O co chodzi? - spytał.
- Słyszałeś, jak Hux mówił o egzekucji, kiedy weszłam do pokoju przesłuchań, a ty akurat byłeś torturowany?
- Ja z tego prawie nic nie pamiętam. Mam zaledwie tylko urywki w pamięci, od czasu kiedy Hux podał mi ten narkotyk. Pamietam jednak doskonale od kiedy zaczęłaś mnie uspokajać, a doktor Rugor miał dać mi lek.
- Yhm, rozumiem... Dobrze, przejdę do rzeczy.... ma mieć miejsce egzekucja, i nie wiesz zapewnie kto będzie ją wykonywał, ani kto będzie ofiarą tej egzekucji....
- Dawaj, wal śmiało.
- No... ja mam przeprowadzić te egzekucje, a ofiarą.... masz być ty...
W tym momencie poczułam że z oczu zaczynają mi lecieć łzy.
- Ty... płaczesz? - zdziwił się Poe i do mnie podszedł.
- Nawet skrytobójcy mają swoje momenty słabości... - powiedziałam i otarłam łzy.
Poe bez słowa mnie przytulił. O mój... Jaki to był magiczny moment! Czułam doskonale jego bicie serca, głowę miałam schowaną w jego wyćwiczonej klacie, a sam był cieplutki wiec czułam się jak w objęciach Chewie'go. Po chwili jednak się odsunęłam i próbowałam powstrzymać rumieńca, który zaczął mimowolnie wkradać się na moje policzki.
- No, ja już muszę iść. - powiedziałam skołowana - Narazie.
I wybiegłam prędko z celi, by Poe nie zobaczył jak naprawdę wyglądam pod kapturem, bo już chciałam go zdejmować. Weszłam prędko do mojego tymczasowego pokoju w bazie Najwyższego Porządku i zakluczyłam drzwi. Zdjęłam mój kaptur, oparłam się o ścianę i zaczęłam płakać, nie wiem nawet czemu....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro