Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝒞𝓊𝓇𝑒 𝒶𝓃𝒹 𝓉𝓇𝓊𝓉𝒽 𝓂𝒾𝑔𝒽𝓉 𝒷𝑒 𝒸𝓁𝑜𝓈𝑒

Devika pov.;
Zaprowadziłam Poego do celi i pobiegłam prędko do centrum medycznego. Weszłam do środka niepewnie. Doktor Rugor siedział akurat na recepcji i sprawdzał akta lekarskie. Poprawiłam szybko kaptur i podeszłam do lady.
- Witam pana ponownie. - przywitałam się.
- O, Devika! Miło mi cię znów widzieć. - powiedział zadowolony - W czym mogę ci pomóc?
- Potrzebuje pańskiej pomocy. - powiedziałam - Muszę znaleść pewne leki, ale jest problem, że są trudne do znalezenia i drogie.
- Jak się nazywają? - spytał mnie lekarz.
Podałam mu bez słowa receptę. Na jego twarzy widać było zaskoczenie i wyraz lekkiego niezadowolenia.
- Hmm... mogę porozmawiać ze znajomą mi aptekarką, bo chyba ma te leki, i zapewne da ci pewnien upust.  - powiedział i oddał mi receptę.
- Wspaniałe- ucieszyłam się - Kiedy bym mogła przyjść po te lekarstwa?
- Możemy pójść po nie od razu. - powiedział doktor Rugor i wstał. - Chodź za mną.
Lekarz szedł, a ja próbowałam mu dotrzymać kroku. Po jakimś czasie, doszliśmy do apteki.
- Witaj, Meikime. - powiedział doktor, spoglądając na starsza kobietę stojącą za ladą.
- O, dzień dobry. - przywitała sie Meikime -W czym mogę pomóc?
Podeszłam do lady i dałam aptekarce receptę.
- Dobrze, rozumiem. - powiedziała po chwili i zaczęła szukać leków po szufladkach.
Zajmowało to już dłuższą chwile. Zaczęłam się martwić, że nie ma tych leków.
- Przepraszam. - powiedziałam niepewnie. - Czy pani napewno ma te leki?
- Tak, moje dziecko, mam je... - odparła Meikime - Muszę je tylko znaleść. Tylko nie pamietam dokładnie gdzie je położyłam. Pójdę poszukać na zapleczu.
Aptekarka poszła na zaplecze. Minęło już kilkanaście dobrych minut. Z nudów, zaczęłam bawić się moimi włosami.
Po dłuższym momencie, aptekarka wróciła kilkoma opakowaniami w rękach. Położyła je na ladzie i posprawdzała czy wszystkie są.
- Mam je wszystkie. - powiedziała Meikime. - Ale łącznie to wyjdzie dość duża suma...
Doktor Rugor poszedł do lady i coś do niej wyszeptał.
- No dobrze... - powiedziała aptekarka.- Opuszczę ci troszkę.... poproszę 208 kredytów.
Wyjęłam sakwe z moimi kredytami. Zaczęłam powoli liczyć, i miałam nadzieje, że starczyło mi na te lekarstwa. Zależy mi na tym by pomóc Poemu.
Na szczęście, starczyło mi kredytów. Jako egzekutorka dużo zarabiam. Położyłam sumę na ladzie i Meikime upewniła się czy dobrze zapłaciłam.
- Tak, wszystko się zgadza. - odparła aptekarka i zabrała kredyty. - Proszę bardzo, i życzę miłego dnia.
Wzięłam opakowania na ręce, a niektóre schowałam w kieszeniach mojej peleryny.
- Dziękuje, panie Rugor.  - podziękowałam.
- Nie masz za co. - odparł mi lekarz i poklepał mnie po ramieniu. - Leć już do tego twojego kochasia.
- Przepraszam, ale Poe to pod żadnym wypadkiem nie mój kochaś. - poprawiłam doktora - Nie chce być w związku, to tylko rozprasza człowieka.
- Okej, rozumiem. -odpowiedział pan Rugor - Tak czy siak, do widzienia.
- Żegnam.- powiedziałam i wyszłam. Zanim poszłam do celi pilota, skierowałam się jeszcze do kantyny po szklankę wody, by miał czym popić te lekarstwa.
Podeszłam pod cele Poego.
- O, jesteś. - powiedział i wstał z pryczy - Co tak długo?
- Długo by gadać - powiedziałam i weszłam do celi. - Dobrze, chodź, wezmiesz te leki.
Wyjęłam prędko receptę by sprawdzic dawkowanie lekarstw.
Po jakimś czasie, miałam na dłoni kilka różnych tabletek. Położyłam je na dłoni Poego.
- Matko moja, i ja mam to wszystko wziąć? - spytał i spojrzał na mnie.
- Tak, niestety - odparłam - ale wtedy będziesz zdrowy.
Podałam mu szklankę wody.
- Dasz radę - pocieszyłam go.
Poe szybkim ruchem wsadził sobie tabletki do ust, po czym prędko popił wodą. Po chwili, popatrzył z obrzydzeniem.
- Strasznie gorzkie te lekarstwa. - powiedział i potrząsnął głową.
- Ale dałeś radę. - powiedziałam i usiadłam obok niego.
- No to fakt, dzięki za wsparcie. - odparł i się uśmiechnął.
Siedzieliśmy w chwili kompletnej ciszy. Poe zaczął sięgać koło mojego kaptura.
- Poe, co... co ty robisz? - spytałam i się odsunęłam.
- Zdejmij ten kaptur, niepotrzebny ci. - powiedział.
- Ale... ja nie mogę...
- Chce ujrzeć twoją twarz, musze wiedzieć jak wyglada moja wybawicielka. - powiedział Poe, w naprawdę piękny i poetycki sposób.
- Nikt nie może wiedzieć kim jestem naprawdę. - odparłam - Muszę ci się do czegoś przyznać....
- O co chodzi? - spytał.
- Słyszałeś, jak Hux mówił o egzekucji, kiedy weszłam do pokoju przesłuchań, a ty akurat byłeś torturowany?
- Ja z tego prawie nic nie pamiętam. Mam zaledwie tylko urywki w pamięci, od czasu kiedy Hux podał mi ten narkotyk. Pamietam jednak doskonale od kiedy zaczęłaś mnie uspokajać, a doktor Rugor miał dać mi lek.
- Yhm, rozumiem... Dobrze, przejdę do rzeczy.... ma mieć miejsce egzekucja, i nie wiesz zapewnie kto będzie ją wykonywał, ani kto będzie ofiarą tej egzekucji....
- Dawaj, wal śmiało.
- No... ja mam przeprowadzić te egzekucje, a ofiarą.... masz być ty...
W tym momencie poczułam że z oczu zaczynają mi lecieć łzy.
- Ty... płaczesz? - zdziwił się Poe i do mnie podszedł.
- Nawet skrytobójcy mają swoje momenty słabości... - powiedziałam i otarłam łzy.
Poe bez słowa mnie przytulił. O mój... Jaki to był magiczny moment! Czułam doskonale jego bicie serca, głowę miałam schowaną w jego wyćwiczonej klacie, a sam był cieplutki wiec czułam się jak w objęciach Chewie'go. Po chwili jednak się odsunęłam i próbowałam powstrzymać rumieńca, który zaczął mimowolnie wkradać się na moje policzki.
- No, ja już muszę iść. - powiedziałam skołowana - Narazie.
I wybiegłam prędko z celi, by Poe nie zobaczył jak naprawdę wyglądam pod kapturem, bo już chciałam go zdejmować. Weszłam prędko do mojego tymczasowego pokoju w bazie Najwyższego Porządku i zakluczyłam drzwi. Zdjęłam mój kaptur, oparłam się o ścianę i zaczęłam płakać, nie wiem nawet czemu....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro