𝐼𝓉'𝓈 𝓃𝑜𝓉 𝑜𝓋𝑒𝓇
Biegłem korytarzem jak najszybciej mogłem. Devika znaczy dla mnie naprawdę wiele.
W końcu, znalazłem sale numer 156. Zapukałem lekko.
- Proszę! - rozległo się za drzwiami.
Niepewnym krokiem wszedłem do sali. Od razu zauważyłem Devike leżąca na szpitalnym łóżku i doktora Kade'a, który monitorował jej oznaki życia. Lekarz odwrócił głowę.
- O, to ty. - powiedział i uśmiechnął się nieznacznie.
- I jak wygląda sytuacja z jej zdrowiem? - spytałem prosto z mostu.
- Eh... - zaczął pan Kade i z jego twarzy znikł uśmiech.
- O co chodzi? - spytałem i zacząłem się lekko denerwować.
- Eh, nie będę cię trzymać w niepewności... - westchnął doktor - Jej sytuacja jest krytyczna. Te trucizny były potwornie mocne, bo jej niektóre żyły i tętnice zostały przerwane, gdyż zostały praktycznie wypalone. Jakimś niewiadomym cudem jeszcze żyje.
Na te informacje, poczułem się jakbym oberwał w splot słoneczny.
- Są... jakiekolwiek szanse, żeby przeżyła? - spytałem, z trudem trzymając emocje na wodzy.
- Jedynym wyjściem byłaby transfuzja krwi i zszycie wszystkich żył z powrotem... - odpowiedział pan Kade - Tylko nie wiemy jaką ma grupę krwi, i czy mamy wystarczającą ilość krwi jakiej ona potrzebuje....
Usiadłem na krześle. Czułem, ze mogłem w każdej chwili się załamać psychicznie.
Po jakiejś chwili ciszy, do sali przyszedł pan Rhys.
- O, tutaj jesteś. - skierował na mnie swój wzrok - Tu są wyniki.
Lekarz przekazał mi kartki z wynikami.
„Hm... erytrocyty, leukocyty i trombocyty w normie... całe szczęście... brak obecności narkotyku... żadnych trucizn... uff, to dobrze... zaraz... a to co?"
Moją uwagę przykuła jakaś dziwna nazwa, która była zapisana na moim wyniku.
- Em, panie Rhys? - zacząłem niepewnie i skierowałem swój krok w stronę lekarza. - Co to ma być to... Apollyon Zillah?
- Ehh... - zaczął doktor- Problem w tym, ze nie wiem. Ale to napewno nic poważnego.
- Ale ja się obawiam, proszę pana... - zacząłem- A jeśli to jakaś trucizna?! Albo jakaś substancja mutagenna?!
- Hmm... musiałbym to zbadać na bardziej zaawansowanym stadium... - zaczął się zastanawiać lekarz. - A to by zajęło potwornie dużo czasu, a mam tez innych pacjentów. Narazie się tym nie przejmuj. Czujesz się, nie wiem, jakoś inaczej?
- Szczerze, to niezbyt.... Częściej tylko mam lekką ochotę próbować krwi... i czuje, ze mam nieco mocniejszy słuch i węch... i to chyba tyle...- wyznałem.
- Krwi?! - przeraził się pan Kade. - Rhys, ja już chyba wiem co to jest....
Doktor Rhys podszedł do doktora Kade'a i coś mu wyszeptał do ucha. Pan Rhys się przestraszył.
- Jak?! Przecież to niemożliwe! - zaczął się buntować lekarz.
- Chciałbym w to wierzyć... - wzruszył ramionami pan Kade. - Ale wiesz, Rugor jest zdolny do wszystkiego, wiec może to mu się też udało.
- Mógł przynajmniej wymyślić odtrutkę. - prychnął pan Rhys.
- Em... mogę wiedzieć.... o co chodzi? - spytałem niepewnie.
- Wiesz co, młody? - zaczął doktor Rhys -Lepiej usiądź. Bo jak powiemy ci prawdę to cię zwali z nóg...
Posłusznie, usiadłem na krześle i zacząłem się denerwować.
- Pamiętaj, nie jesteśmy tego pewni, ale symptomy które opisałeś mogą oznaczać tylko jedno. - powiedział doktor Kade.
- A co konkretnie? - spytałem i poczułem jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej z nerwów.
Pan Rhys westchnął.
- Że... zmieniasz się w wampira.... - powiedział i spuścił w głowę.
Całe moje życie, w praktycznie tym ułamku sekundy, przeleciało mi przed oczami.
- Jak można to zatrzymać?! - spytałem zrozpaczony.
- Tego nie wiemy... - zaczął pan Kade smutno - Ale może w laboratorium Rugora, w piwnicy, jest jakaś odtrutka. Pójdę i sprawdzę, a ty Rhys, sprawdź jaką ta mała ma grupę krwi. Potrzebna będzie transfuzja oraz operacja żył i tętnic. - i skierował się w stronę drzwi.
- Jasna sprawa. - odparł Pan Rhys. - Możesz na mnie liczyć, Kade.
Pan Kade wyszedł, a pan Rhys skierował się w stronę drzwi.
- Muszę skoczyć po potrzebne rzeczy do zrobienia pobierania krwi. - powiedział. - Za dosłownie pięć minut będę z powrotem. Pilnuj jej.
Pan Rhys wybiegł prędko z sali.
Zostałem sam z Deviką. Cały czas myślałem o tym, ze zmieniam się w wampira. Nie chce tego przeżyć znowu. Pamiętam, jak Tracy przeze mnie cierpiała. Nie chce, by to samo stało się Device. Poczułem, ze po moich policzkach spływają łzy.
Po jakimś czasie, wrócił pan Rhys.
- Dobra, mam już wszystko. - rzucił - Nic się z nią nie działo?
- Nie... - powiedziałem smętnie i usiadłem na krześle pod ścianą.
- Nie martw się, to napewno nic strasznego... - pocieszał mnie lekarz.
Nagle usłyszałem głos Kylo.
- No rzesz jasny szlag by to strzelił!!! - był bardzo rozgniewany.
- Przepraszam, muszę na chwilkę wyjsć... - przeprosiłem i wyszedłem z sali.
Próbowałem zlokalizować, w jakiej sali mógłby być Kylo. Po jakiejś chwili, znalazłem ją i podsłuchiwałem przez drzwi.
- Nie wierć się, nie będzie wtedy aż tak bolało. - usłyszałem zza drzwi głos Hux'a.
- To wszystko wina tej małej suczy! - ryknął Kylo i jęknął cicho z bólu.
„Czyżby chodziło o to, jak Devika mnie uratowała kiedy Ren zaciągnął mnie do jego pokoju?"
- Spokojnie, zabijemy ich obu... - powiedział Hux.
Przeraziłem się. Prędkim krokiem, wróciłem z powrotem do sali, gdzie była Devika. Odetchnąłem z ulgą.
Pan Rhys zdołał już pobrać krew Deviki.
- Dziwne... - zaczął i przyglądał się fiolce z jej krwią.
- O co chodzi? - spytałem i podszedłem bliżej.
- Jej krew ma dość nietypowy kolor... - powiedział i pokazał mi fiolkę - Jakby... aryjski błękit... Co to może znaczyć?
- Wow... - patrzyłem z niedowierzaniem - A może to wcale nie jest krew?
- To co w takim razie mogłoby to być? - spytał lekko zły lekarz.
- Ehh... No nie wiem... może... jakaś esencja życia, czy coś takiego? - rzuciłem.
- Hmm... to może być bardzo możliwie! - ożywił się pan Rhys. - Wtedy nie byłaby potrzebna transfuzja! Młody, jesteś geniuszem! Ale żeby się jeszcze upewnić...
Doktor Rhys podszedł do mikroskopu, który stał na końcu sali. Włożył do niego fiolkę i zaczął się przyglądać.
- Tak! - uradował się lekarz - Twoja teoria to prawda! To jest esencja życia! Z resztą, chodź, sam zobacz!
Podszedłem bliżej i przyjrzałem się tej esencji przez mikroskop. Nie przypominała typowej budowy krwi czyli erytrocytów, leukocytów i trombocytów. Widziałem tam tylko małe drobne drobinki które raz po raz ocierały się o siebie i widać było małe iskierki.
- Z tego co wiem, esencja życia będzie za wszelką cenę starała się wytępić jakiekolwiek zatrucie lub zagoić jakąkolwiek ranę. - zaczął tłumaczyć pan Rhys - Z racji tego, że Devika otrzymała trzy najmocniejsze trucizny znane dotąd człowiekowi, jej „krew" po prostu stara się je osłabić! A rany, nawet przerwane żyły, zagoją się dzięki tej esencji same!
- Czyli to znaczy...! - podniosłem głowę i spojrzałem na lekarza.
- Ze Devika będzie żyć, po prostu musi się jakby wykurować! - skwitował pan Rhys.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro