𝐼𝓃 𝓁𝑜𝑜𝓀𝒾𝓃𝑔 𝒻𝑜𝓇 𝒻𝓇𝑒𝑒𝒹𝑜𝓂
- Już prawie jesteśmy! - powiedziała Devika.
Po jakimś czasie, byliśmy przed wejściem do hangaru. Na nasze szczęście, było pusto.
- Ruchy! - krzyknąłem i pobiegliśmy.
- Nie tak szybko! - rozległ się głos.
Odwróciliśmy się prędko. Okazało się, ze tym kimś był Kylo Ren. Stał z bardzo złym uśmiechem i odpalonym mieczem świetlnym.
- Czego ty od nas chcesz?! - spytałem w furii.
Kylo zaśmiał się podle.
- Chcę waszej śmierci! - ryknął i pstryknął placami.
Za jego plecami pojawiły się całe bataliony szturmowców.
- No to po nas... - powiedziała Devika zrezygnowana.
- Nie trać nadziei... - odparłem. - Zawsze jest wyjście.
- Masz plan? - spytała mnie.
- Spróbować ich pobić? - rzuciłem niepewnie.
- No, dobra. Spróbować zawsze można. - wzruszyła ramionami Devika i wyciągnęła swój karabin blasterowy.
Ja wyciągnąłem swój blaster. Ren tylko się zaśmiał.
- Wy serio wierzycie, ze zrobicie mi jakąś krzywdę tymi waszymi pistolecikami? - spytał, nie przestając się śmiać i wyłączył swój miecz.
- Spróbować nie zaszkodzi! - krzyknęła Devika i zaczęła strzelać w Kylo.
Zrobiłem to samo.
Po kilku seriach strzałów, w miejscu Kylo było pełno dymu.
- Trafiliśmy go? - spytałem.
- Tak myśle... - powiedziała i zniżyła lufę.
Po chwili, w dymie zauważyłem czerwone światło, podobne do emitowanego przez miecz świetlny Kylo.
- On dalej żyje! - krzyknąłem i uniosłem mój pistolet.
Z dymu wyszedł Kylo.
- Możecie się próbować ile chcecie, ale ta strategia nie zadziała! - ryknął.
- Trzeba zmienić plan... - powiedziała Devika i podała mi swój karabin. - Weź go.
- A ty? - spytałem i wziąłem posłusznie broń.
- Poradze sobie. W końcu nie bez powodu jestem skrytobojczynią. - powiedziała i wyciągnęła dwa żółte miecze świetlne. - Chcesz pojedynku, Ren?! To go dostaniesz!!
- Devika nie! To samobójstwo! - krzyknąłem.
- Luzik, walczyłam z gorszymi. - powiedziała i dała mi amunicję. - Na wszelki wypadek. Ja zajmę Rena, ty zabijesz szturmowców i spróbujesz otrzymać dostęp do tych myśliwców TIE.
- Tylko uważaj... - powiedziałem.
- Ja zawsze uważam! - krzyknęła Devika i rzuciła się na Kylo.
Zacząłem zabijać szturmowców, jednego za drugim. Czułem się z tym trochę źle, nie lubię pozbawiać innych życia.
Nagle usłyszałem krzyk Deviki.
Odwróciłem prędko głowę. Kylo dusił ją Mocą w powietrzu.
- Tego... ruchu... nie przewidziałam.... - powiedziała i trzymała się za gardło.
- Tak! W końcu poznasz swoje przeznaczenie! - krzyknął Ren i zaczął się śmiać podle.
Stałem teraz całkowicie zdezorientowany. Miałem zabić do końca wszystkich szturmowców, których zostało nie wiele, czy uratować Devike, i ryzykować własnym życiem?
Po chwili zastanawiania, podjąłem decyzje.
- Trzymaj się, Devika! - krzyknąłem i odpiąłem z paska miecz Rey.
Aktywowałem go i zadałem Renowi cios w ramię.
Devika upadła na ziemie z hukiem. Kylo trzymał się rękę i patrzył na mnie z furią.
Trzymałem miecz tuż przy jego sercu.
- To koniec. - powiedziałem grobowo.
- Ty nawet nie wiesz, ze twoi rodzice nie byli bohaterami Rebelii i ze przed tobą jest zupełnie inna ścieżka. - powiedział Ren i uśmiechnął się podle.
Ta wiadomość trafiła mnie bardzo boleśnie.
- Ze... że co?! - krzyknąłem i nieznacznie odsunąłem miecz.
- Tak! - nagle krzyknął Hux - Mój ojciec znał ich osobiście.
- Poe, nie słuchaj ich! - krzyknęła Devika i do mnie podeszła. - Oni chcą cię tylko sprowokować! To wszystko kłamstwa!
- Ty nie jesteś bohaterem, tylko mordercą, jak my... - powiedział Hux i uśmiechnął się szyderczo.
Wyłączyłem mój miecz i w oczach miałem łzy.
- Jestem... potworem... - powiedziałem. - Miałem racje, Devika...
- I ty nagle chcesz się ich słuchać?! - krzyknęła dziewczyna i podeszła do mnie bliżej - Poe, ty nie jesteś potworem. To, że jesteś wampirem nic nie znaczy. Każdy kroczy własną ścieżką, którą sam tworzy. Sami decydujemy o tym, kim jesteśmy.
Wyciągnąłem mój blaster ustawiony na ogłuszanie i strzeliłem w Rena i Hux'a.
- Nie ma czasu! Szybko! - powiedziała Devika i skierowała się szybko w stronę myśliwców TIE.
Poszedłem za nią również szybkim krokiem.
- Dobra, wiesz jak tym czymś kierować? - spytała mnie skrytobojczynia, jak udało nam się wsiąść do myśliwca.
- No dobrze, ta sama zasada: Po lewej masz spust, po prawej wybierasz pocisk, kierowanie ogniem masz pośrodku. Ty strzelasz, ja kieruje.
- Dobrze, brzmi jasno. - odparła wesoło. - A wiesz może, gdzie konkretnie polecimy?
- Może polecimy na Yavina 4? Moja rodzimą planetę? - spytałem, chodź spodziewałem się już odpowiedzi.
- Czemu nie? Zawsze chciałam tam poleciec. - powiedziała potwierdzająco.
Wystartowaliśmy. Nikt do nie strzelał.
- Narazie jest względny spokój... - powiedziałem. - Możesz się zrelaksować.
Po dłuższym czasie, wylądowaliśmy na Yavinie 4.
- Akurat mamy szczęście. - powiedziałem i pokazałem na stary dom, stojący nieopodal. - To mój dawny dom...
- Wow, to ty tutaj mieszkałeś? - spytała mnie - Pewnie miałeś super dzieciństwo.
- Tak.... - powiedziałem niezbyt wesoło.
- Coś nie tak? - spytała i położyła mi rękę na ramieniu.
- Straciłem moich rodziców dość wcześnie... - zacząłem - Wiec moje dzieciństwo skończyło się stanowczo za szybko....
- Ojć... - powiedziała Devika - Współczuje ci... Dobra, zmieńmy temat. Wprowadzamy się do twojego starego domu?
- Myśle, że tak... - powiedziałem i uśmiechnąłem się nieznacznie. - Chodź, pójdziemy i zobaczymy w jakim stanie jest.
Skierowaliśmy się do mojego dawnego domu. Drzwi otworzyły się z lekkim trudem.
„Moja mocy... tyle wspomnień znajduje się w tych ścianach...."
- Nie jest chyba aż tak krytycznie... - zaczęła Devika.
- Nie jest. Wystarczy tylko trochę posprzątać. - powiedziałem.
- No to do roboty! - powiedziała dziewczyna.
Po jakimś dłuższym czasie, dom był czysty i schludny.
- Okej. To tak czysto teoretycznie, gdzie będzie spać każdy z nas? - spytała mnie Devika. - Ty napewno w pokoju rodziców. Ja mogę spać na kanapie.
- Nie. Moi rodzice mieli osobne pokoje. - odparłem.
- Aha... - powiedziała i podrapała się po głowie.
- Ja będę spać w pokoju mojego ojca, a ty w pokoju mojej matki. Może tak być? - zapytałem.
- Może, ja się zgadzam. - odpowiedziała - Pokażesz mi gdzie jest?
- Oczywiście. - powiedziałem.
Szliśmy opustoszałym korytarzem mojego dawnego mieszkania.
- Mogłem co nieco pozapominać, wiec mi wybacz... - powiedziałem i podszedłem do najbliższych drzwi.
Otworzyły się z lekkim trudem. Stanąłem jak wryty.
- Coś nie tak? - spytała mnie Devika.
- To... mój pokój.... kiedy byłem nastolatkiem.... - zacząłem i wszedłem głębiej do pokoju.
- Wow, czyli tutaj spałeś, bawiłeś się, i tak dalej? - spytała mnie dziewczyna.
- Tak... - powiedziałem, z trudem powstrzymując emocje. - W tych ścianach jest tyle wspomnień... moja mocy...
- Miałeś ładny pokój. - wyznała Devika - Ja go nie miałam, musiałam spać na ziemi.
- Naprawdę? - spojrzałem na nią.
- Ja bym nie kłamała. - powiedziała i wzruszyła ramionami. - Poza tym, nic nie jadłam, byłam po prostu traktowana jak śmieć.
- I jakoś się z tym trzymałaś? Podziwiam to. - powiedziałem i położyłem jej rękę na ramieniu.
- Ja podziwiam to, ze ty trzymasz się po tych wszystkich torturach.... - powiedziała i zarumieniła się nieznacznie.
Staliśmy przez chwile w kompletnej ciszy.
- Okej! - powiedziała Devika i zdjęła moja rękę z jej ramienia. - To pokażesz mi, gdzie ten pokój?
- A, tak. Jasne. Chodź za mną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro