Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝐼𝓃 𝓁𝑜𝑜𝓀𝒾𝓃𝑔 𝒻𝑜𝓇 𝒻𝓇𝑒𝑒𝒹𝑜𝓂

- Już prawie jesteśmy! - powiedziała Devika.
Po jakimś czasie, byliśmy przed wejściem do hangaru. Na nasze szczęście, było pusto.
- Ruchy! - krzyknąłem i pobiegliśmy.
- Nie tak szybko! - rozległ się głos.
Odwróciliśmy się prędko. Okazało się, ze tym kimś był Kylo Ren. Stał z bardzo złym uśmiechem i odpalonym mieczem świetlnym.
- Czego ty od nas chcesz?! - spytałem w furii.
Kylo zaśmiał się podle.
- Chcę waszej śmierci! - ryknął i pstryknął placami.
Za jego plecami pojawiły się całe bataliony szturmowców.
- No to po nas... - powiedziała Devika zrezygnowana.
- Nie trać nadziei... - odparłem. - Zawsze jest wyjście.
- Masz plan? - spytała mnie.
- Spróbować ich pobić? - rzuciłem niepewnie.
- No, dobra. Spróbować zawsze można. - wzruszyła ramionami Devika i wyciągnęła swój karabin blasterowy.
Ja wyciągnąłem swój blaster. Ren tylko się zaśmiał.
- Wy serio wierzycie, ze zrobicie mi jakąś  krzywdę tymi waszymi pistolecikami? - spytał, nie przestając się śmiać i wyłączył swój miecz.
- Spróbować nie zaszkodzi! - krzyknęła Devika i zaczęła strzelać w Kylo.
Zrobiłem to samo.
Po kilku seriach strzałów, w miejscu Kylo było pełno dymu.
- Trafiliśmy go? - spytałem.
- Tak myśle... - powiedziała i zniżyła lufę.
Po chwili, w dymie zauważyłem czerwone światło, podobne do emitowanego przez miecz świetlny Kylo.
- On dalej żyje! - krzyknąłem i uniosłem mój pistolet.
Z dymu wyszedł Kylo.
- Możecie się próbować ile chcecie, ale ta strategia nie zadziała! - ryknął.
- Trzeba zmienić plan... - powiedziała Devika i podała mi swój karabin. - Weź go.
- A ty? - spytałem i wziąłem posłusznie broń.
- Poradze sobie. W końcu nie bez powodu jestem skrytobojczynią. - powiedziała i wyciągnęła dwa żółte miecze świetlne. - Chcesz pojedynku, Ren?! To go dostaniesz!!
- Devika nie! To samobójstwo! - krzyknąłem.
- Luzik, walczyłam z gorszymi. - powiedziała i dała mi amunicję. - Na wszelki wypadek. Ja zajmę Rena, ty zabijesz szturmowców i spróbujesz otrzymać dostęp do tych myśliwców TIE.
- Tylko uważaj... - powiedziałem.
- Ja zawsze uważam! - krzyknęła Devika i rzuciła się na Kylo.
Zacząłem zabijać szturmowców, jednego za drugim. Czułem się z tym trochę źle, nie lubię pozbawiać innych życia.
Nagle usłyszałem krzyk Deviki.
Odwróciłem prędko głowę. Kylo dusił ją Mocą w powietrzu.
- Tego... ruchu... nie przewidziałam.... - powiedziała i trzymała się za gardło.
- Tak! W końcu poznasz swoje przeznaczenie! - krzyknął Ren i zaczął się śmiać podle.
Stałem teraz całkowicie zdezorientowany. Miałem zabić do końca wszystkich szturmowców, których zostało nie wiele, czy uratować Devike, i ryzykować własnym życiem?
Po chwili zastanawiania, podjąłem decyzje.
- Trzymaj się, Devika! - krzyknąłem i odpiąłem z paska miecz Rey.
Aktywowałem go i zadałem Renowi cios w ramię.
Devika upadła na ziemie z hukiem. Kylo trzymał się rękę i patrzył na mnie z furią.
Trzymałem miecz tuż przy jego sercu.
- To koniec. - powiedziałem grobowo.
- Ty nawet nie wiesz, ze twoi rodzice nie byli bohaterami Rebelii i ze przed tobą jest zupełnie inna ścieżka. - powiedział Ren i uśmiechnął się podle.
Ta wiadomość trafiła mnie bardzo boleśnie.
- Ze... że co?! - krzyknąłem i nieznacznie odsunąłem miecz.
- Tak! - nagle krzyknął Hux - Mój ojciec znał ich osobiście.
- Poe, nie słuchaj ich! - krzyknęła Devika i do mnie podeszła. - Oni chcą cię tylko sprowokować! To wszystko kłamstwa!
- Ty nie jesteś bohaterem, tylko mordercą, jak my... - powiedział Hux i uśmiechnął się szyderczo.
Wyłączyłem mój miecz i w oczach miałem łzy.
- Jestem... potworem... - powiedziałem. - Miałem racje, Devika...
- I ty nagle chcesz się ich słuchać?! - krzyknęła dziewczyna i podeszła do mnie bliżej - Poe, ty nie jesteś potworem. To, że jesteś wampirem nic nie znaczy. Każdy kroczy własną ścieżką, którą sam tworzy. Sami decydujemy o tym, kim jesteśmy.
Wyciągnąłem mój blaster ustawiony na ogłuszanie i strzeliłem w Rena i Hux'a.
- Nie ma czasu! Szybko! - powiedziała Devika i skierowała się szybko w stronę myśliwców TIE.
Poszedłem za nią również szybkim krokiem.
- Dobra, wiesz jak tym czymś kierować? - spytała mnie skrytobojczynia, jak udało nam się wsiąść do myśliwca.
- No dobrze, ta sama zasada: Po lewej masz spust, po prawej wybierasz pocisk, kierowanie ogniem masz pośrodku. Ty strzelasz, ja kieruje.
- Dobrze, brzmi jasno. - odparła wesoło. - A wiesz może, gdzie konkretnie polecimy?
- Może polecimy na Yavina 4? Moja rodzimą planetę? - spytałem, chodź spodziewałem się już odpowiedzi.
- Czemu nie? Zawsze chciałam tam poleciec. - powiedziała potwierdzająco.
Wystartowaliśmy. Nikt do nie strzelał.
- Narazie jest względny spokój... - powiedziałem. - Możesz się zrelaksować.
Po dłuższym czasie, wylądowaliśmy na Yavinie 4.
- Akurat mamy szczęście. - powiedziałem i pokazałem na stary dom, stojący nieopodal. - To mój dawny dom...
- Wow, to ty tutaj mieszkałeś? - spytała mnie - Pewnie miałeś super dzieciństwo.
- Tak.... - powiedziałem niezbyt wesoło.
- Coś nie tak? - spytała i położyła mi rękę na ramieniu.
- Straciłem moich rodziców dość wcześnie... - zacząłem - Wiec moje dzieciństwo skończyło się stanowczo za szybko....
- Ojć... - powiedziała Devika - Współczuje ci... Dobra, zmieńmy temat. Wprowadzamy się do twojego starego domu?
- Myśle, że tak... - powiedziałem i uśmiechnąłem się nieznacznie. - Chodź, pójdziemy i zobaczymy w jakim stanie jest.
Skierowaliśmy się do mojego dawnego domu. Drzwi otworzyły się z lekkim trudem.
„Moja mocy... tyle wspomnień znajduje się w tych ścianach...."
- Nie jest chyba aż tak krytycznie... - zaczęła Devika.
- Nie jest. Wystarczy tylko trochę posprzątać. - powiedziałem.
- No to do roboty! - powiedziała dziewczyna.
Po jakimś dłuższym czasie, dom był czysty i schludny.
- Okej. To tak czysto teoretycznie, gdzie będzie spać każdy z nas? - spytała mnie Devika. - Ty napewno w pokoju rodziców. Ja mogę spać na kanapie.
- Nie. Moi rodzice mieli osobne pokoje. - odparłem.
- Aha... - powiedziała i podrapała się po głowie.
- Ja będę spać w pokoju mojego ojca, a ty w pokoju mojej matki. Może tak być? - zapytałem.
- Może, ja się zgadzam. - odpowiedziała - Pokażesz mi gdzie jest?
- Oczywiście. - powiedziałem.
Szliśmy opustoszałym korytarzem mojego dawnego mieszkania.
- Mogłem co nieco pozapominać, wiec mi wybacz... - powiedziałem i podszedłem do najbliższych drzwi.
Otworzyły się z lekkim trudem. Stanąłem jak wryty.
- Coś nie tak? - spytała mnie Devika.
- To... mój pokój.... kiedy byłem nastolatkiem.... - zacząłem i wszedłem głębiej do pokoju.
- Wow, czyli tutaj spałeś, bawiłeś się, i tak dalej? - spytała mnie dziewczyna.
- Tak... - powiedziałem, z trudem powstrzymując emocje. - W tych ścianach jest tyle wspomnień... moja mocy...
- Miałeś ładny pokój. - wyznała Devika - Ja go nie miałam, musiałam spać na ziemi.
- Naprawdę?  - spojrzałem na nią.
- Ja bym nie kłamała. - powiedziała i wzruszyła ramionami. - Poza tym, nic nie jadłam, byłam po prostu traktowana jak śmieć.
- I jakoś się z tym trzymałaś? Podziwiam to. - powiedziałem i położyłem jej rękę na ramieniu.
- Ja podziwiam to, ze ty trzymasz się po tych wszystkich torturach.... - powiedziała i zarumieniła się nieznacznie.
Staliśmy przez chwile w kompletnej ciszy.
- Okej! - powiedziała Devika i zdjęła moja rękę z jej ramienia. - To pokażesz mi, gdzie ten pokój?
- A, tak. Jasne. Chodź za mną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro