Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝐼 𝓀𝓃𝑜𝓌 𝓌𝒽𝓎 𝓉𝒽𝑒 𝒸𝒶𝑔𝑒𝒹 𝑔𝓊𝓎 𝑔𝑜𝑒𝓈 𝒾𝓃𝓈𝒶𝓃𝑒.....

Devika pov.;
Czuje, że Poe starsznie cierpi. Nie raz po ostatnich nocach słyszałam, jak wymiotował. Za każdym razem, jak to zrobił w nocy , rano dawali mu lanie, ze narobił im roboty. I jeszcze wliczyć to, co przeżył na przesłuchaniu... Okropności. Podziwiam go za to, że jeszcze się jakoś trzyma. To wszystko odbije się przecież na psychice człowieka, cichszym lub głośniejszym echem. Ja na jego miejscu dawno bym się rozleciała psychicznie. Czuje się źle z tym, że to ja mam przeprowadzić egzekucje na nim. Ja... chyba zaczynam coś do niego czuć.... A nie powinnam, miłość czy związki tylko rozpraszają. On po prostu... Ja czuje ze on potrzebuje kogoś, kto by go wspierał. Myśle, że to ja jestem tym kimś. Umiem współczuć innym, i ich rozumiem, jeśli mają jakiś problem, nieważne jaki by był.
Postanowiłam, że przełożę datę egzekucji. Miała ona być już dziś. Ja po prostu... nie mogę znieść mysli, ze Poe będzie cierpiał jeszcze bardziej... i to przeze mnie.
Poszłam szybko na mostek i zauważyłam Hux'a.
„Ugh... największy psychopata w całej galaktyce.... Ten facet mnie przeraża....„
- Hej, Hux. - powiedziałam jednak przymilnie i podeszłam do niego.
- Oh, witaj, Devika. - powiedział. - Gotowa na dzisiejszą egzekucje?
- Ja właśnie w tej sprawie. - odparłam.
- O co chodzi? - spytał mnie zbity z tropu rudzielec.
- Nie mogę jej dziś przeprowadzić. Moi żołnierze nie dostarczyli mi broni, a nie chce i umiem za bardzo posługiwać się waszą - skłamałam. Umiem kłamać jak z nut. Moje kłamstwa są bardzo wiarygodne. Heh, mam tylko nadzieje, ze teraz tez mi się uda.
- Hmm... no dobrze... - odparł mi. - A kiedy byś mogła?
- Myśle ze za pare tygodni.... - powiedziałam.
- Jasna cholera. - zaklął Hux. - No dobra. Jak coś, to mi zakomunikuj. Wiesz gdzie mnie zawsze szukać.
- Jasne. - powiedziałam, zasalutowałam niedbale i wyszłam z mostka.
Poprawiłam szybko kaptur mojej peleryny. Nikt, nigdy nie może się dowiedzieć kim naprawdę jestem. A tym bardziej Hux. Zapewne, jak najprędzej kazałby mnie zabić. Dlatego, muszę się kryć pod kapturem i podawać moje przybrane imię. To w ramach bezpieczeństwa.
Podeszłam do celi Poego.
- Hej, Poe! - przywitałam się radośnie - Co u ciebie?
Poe siedział tylko w kącie celi, trzęsąc się i szepcząc różne słowa.
- P-Poe? - wyjąkałam - Wszystko okej?
- A jak myślisz?! - powiedział z agresją w głosie- Zamknęli mnie tu i muszę tylko cierpieć za to ze żyje. Nie zniosę tego ani chwili dłużej!
- Ale... to nie twoja wina.... wiesz o tym?
Otworzyłam drzwi do jego celi i weszłam do niej. Oczywiście, zamknęłam za sobą drzwi. Poczułam delikatny zapach krwi. Zaczęłam czuć niepokój. Tylko żeby on mi tu nie wykorkował... Błagam...
- Poe.... czemu ja czuje zapach krwi? - spytałam i zaczęłam się denerwować.
Podeszłam do niego bliżej. Okazało, że w ręku miał żyletkę i się ciął. Zapach krwi wynikał z tego, ze krew z jego żył splamiła jego ubranie, podłogę i żyletkę.
- Poe!!! Oddaj mi to, w tej chwili! - krzyknęłam. - Proszę, bo zrobisz sobie jeszcze większa krzywdę! - próbowałam zabrać mu tą żyletkę.
- NIGDY! - krzyknął wściekły i cisnął ostrzem na drugi koniec celi. - Ja chce umrzeć! Nie chce tu być ani chwili więcej! Chyba zaczynam tutaj wariować! Bo słyszę różne głosy, oprócz twojego.
- Ale... sam mówiłeś, że boisz się śmierci... - przypomniałam mu - A jeśli potrzebujesz pomocy psychologa, to możemy pójść od razu.
- Tak, proszę! - powiedział i rzucił mi się w ramiona. - Weź mnie do psychologa. Proszę.
- No to chodź. Weź żyletkę, pokażemy to jako dowód.
- Jaki dowód?
- Ze jest z tobą coś nie tak.
Po chwili marszu, byliśmy już w gabinecie psychologicznym.
Poe leżał na kosztecte oraz mówił lekarzowi o tym, jak się czuje i czemu chciał się zabić. Ja słuchałam tego wszystkiego z niedowierzaniem. Że on, taki silny chłop, ma swoje słabości, obawy, mysli samobójcze.... Nie mogłam tego zrozumieć. Chociaż, co się dziwić. Po tym, co on tu przeżył, to ja w ogóle wątpię ze on wróci do normalnego życia. To juz imperialne przesłuchania były łagodniejsze. Dameron, po dłuższej chwili niepewności, pokazał żyletkę na dowód tego, że się ciął. Powiedział tez, że słyszy raz po raz różne głosy i się boi, że to jakaś poważna choroba. W sumie, mnie tez nieźle tym nastraszył. Martwiłam się o niego jak o nikogo w całym swoim życiu.
- Na szczęście, to nic poważnego - powiedział psycholog i coś zanotował. - To po prostu trauma, którą doznałeś po torturach. Nic ci nie będzie, ale na wszelki wypadek przepisze ci odpowiednie leki, a Devika dopilnuje żebyś je brał. Za jakiś czas przyjdź jeszcze raz i zdecyduje czy dalej będziesz musiał je brać.
Odetchnęłam z ulgą. Kamień z serca. Poe wstał z koszetki i podszedł do mnie. Lekarz przekazał mi receptę. Czytając nazwy leków, zamarłam.
„Jasna cholera! Gdzie ja je zdobędę?! To są najdroższe i najtrudniej dostępne leki w całej galaktyce!!"
- Dobrze, dziękuje za pomoc. - wstałam i skierowałam się w stronę drzwi gabinetu.
Poe szedł tuż za mną. Szlam obok w niego milczeniu, zastanawiając się jak mam zdobyć jego leki.
- Wyglądasz na zakłopotaną, powiesz co się dzieje? - spytał mnie.
- Martwię się po prostu gdzie zdobędę te leki.... - wyznałam mu od razu. - Są strasznie drogie i trudno je znaleść.
- A może doktor Rugor by jakieś miał? - spytał. - Pewnie ma u kogoś wtyki. Plus zapewne maja tu jakiś wypasiony skład leków.
„Czemu o tym nie pomyślałam?!"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro