6
🕸
Siedziałem trzęsąc się z zimna, cały zalany łzami. Policzek pulsował bólem, tak samo jak głowa, a ja patrzyłem się na jezioro przede mną.
Chciałbym aby Frank był teraz przy mnie, chciałbym go przytulić... Boże ja go tak strasznie kocham, dlaczego to tak strasznie boli.
Kolejna fala szlochu mną wstrząsnęła, a ja próbując się uspokoić, zacząłem brać głębokie wdechy i wydechy. Policzyłem do dziesięciu i wstałem, na chwiejnych nogach kierując się w stronę domu Franka.
Drzwi otworzyła mi pani Iero i widząc mój stan, o nic nie pytając zaprosiła mnie do środka. Posadziła mnie w kuchni i zrobiła herbaty, wołając Franka.
—Gerard, Boże co ci się stało? —Powiedział Frank gdy mnie zobaczył. Spojrzałem na niego oczami mokrymi od łez, a on mnie przytulił. Pachniał swoimi charakterystycznymi perfumami, zmieszanymi z dymem papierosowym. Ten zapach mnie delikatnie uspokoił.
—Zostawię was samych. —Linda położyła kubek z herbatą obok mnie, a ja jej podziękowałem.
Frank powtórzył pytanie, a ja zacząłem mu o wszystkim mówić. W międzyczasie przenieśliśmy się do jego pokoju.
—Tak mi przykro... —Powiedział przykładając lód do mojego opuchniętego policzka. —Zostanie spory siniak.
—Przepraszam za kłopot... —Powiedziałem.
—Hej. —Odłożył woreczek z lodem obok i przysunął mnie do siebie. —Nie jesteś kłopotem. Nigdy nim nie byłeś. —Oparłem twarz o jego ramie i się w niego wtuliłem. Głaskał mnie kojąco po plecach, a ja czułem jak wszystkie emocje ze mnie schodzą i jak oczy mi się zamykają.
Lindo, jeżeli mi coś dosypałaś do tej herbaty, to...-
Obudziłem się, czując jak niesamowicie mnie nakurwia łeb. Pierwsze co zakodowałem, to to, że nie byłem w swoim łóżku i było ciemno. Stawiam, że pewnie było już po północy. Okręciłem się delikatnie na plecy i zobaczyłem Franka leżącego obok mnie. Na zegarku na jego szafce była godzina za dziesięć czwarta. Przeklnąłem cicho i chciałem wstać, ale zrezygnowałem, nie chcąc budzić Bruneta. Wyglądał bardzo spokojnie i uroczo. Położyłem się na boku, twarzą w jego stronę i obserwowałem go. Cholera, brzmię jakbym był jakimś psychopatą...
Wyglądał prześlicznie w delikatnym świetle księżyca, usta miał uchylone, policzek przyciśnięty do poduszki i włosy roztrzepane we wszystkie strony. Uśmiechnąłem się delikatnie i odgarnąłem kosmyk z jego twarzy, a on się poruszył i po chwili otworzył oczy.
—Już nie śpisz? Która godzina? —Usiadł i się przeciągnął. Na twarzy miał odbite ślady poduszki, przez co wyglądał jeszcze bardziej uroczo. Zaśmiałem się cicho, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
—Dochodzi czwarta. Powinienem wracać do domu. —Chciałem wstać, ale zatrzymał mnie, trzymając dłoń na moim kolanie.
—Pojebało cię jeśli myślisz, że puszczę cię o tej godzinie do domu. Idę się umyć, a ty weź sobie jakieś ciuchy z mojej szafy i też pójdziesz się myć. —Wstał, a ja pokiwałem głową, zgadzając się.
Po kilkudziesięciu minutach leżeliśmy już obok siebie i próbowaliśmy zasnąć, ale jak na złość sen nie chciał przyjść.
—Frank, ja pamietam co się stało. —Słyszałem jak gwałtownie wciągnął powietrze, ale nic nie odpowiedział. Nie wiem dlaczego poruszyłem ten temat, ale czułem potrzebę wyjaśnienia tego.
Podobno noce są od mówienia rzeczy, których normalnie byśmy nie powiedzieli.
—To znaczy?
—Wiem, że cię pocałowałem i przepraszam za to, co później powiedziałem. —Spojrzałem mu w oczy. Leżeliśmy znowu bardzo blisko siebie.
—Dlaczego kłamałeś? —Zmarszczył brwi, a ja odwróciłem się na plecy.
—Nie chciałem abyś mnie odrzucił, nie chciałem cię stracić.
—Gerard... —Usiadł i spojrzał mi w oczy. —Nie odrzuciłbym cię. Szczerze, to chciałem tego od jakiegoś czasu, ale ty masz dziewczynę i no... —Powiedział zakłopotany, a ja spojrzałem na niego zdziwiony. Również podniosłem się do siadu i obserwowałem go chwile.
—Też... Też tego chciałem... od dawna.—Wymamrotałem, a on spojrzał na mnie zdziwiony. Wyglądał jakby się chwile nad czymś zastanawiał i znowu się do mnie zbliżył, delikatnie łącząc nasze usta. Był taki nieśmiały w swoich ruchach, a za razem pewny tego co robi. Jego usta były niesamowicie miękkie i pragnąłem nigdy się od nich nie odsuwać, lecz po chwili musieliśmy to zrobić. Uśmiechnąłem się nieśmiało i położyłem się, a on bok mnie.
—Dobranoc, Gerard.
—Dobranoc, Frankie.
🕸
***
Huhu zaczyna się dziać XD
8.04.2020
[słów: 662]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro