3
Media 😍
🕸
Śniłem właśnie o pocałunku z Frankiem, kiedy zostałem brutalnie obudzony przez grzmot za oknem. Znowu burza.
Jęknąłem niezadowolony i wstałem z łóżka, po czym poszedłem do łazienki, umyć zęby i się uczesać. Później przebrałem się w normalne ciuchy i zszedłem na śniadanie. Rodziców jak zwykle już nie było, tylko Mikey siedział i pił kawę, oglądając coś w telewizji. Przywitałem się z nim i posmarowałem dwa naleśniki truskawkowym jogurtem. Czekając na kawę, która przywróci mnie do żywych, rozpocząłem rozmowę z bratem.
—Piszesz coś dzisiaj?
—Sprawdzian z Matmy. —Wyłączył grające pudełko i dosiadł się do mnie przy stoliku. Zacząłem jeść i rozmawialiśmy dalej. Mikey był w klasie niżej, czego mu strasznie współczułem. Musiał się męczyć jeszcze rok dłużej ode mnie.
Wpół do ósmej wyszliśmy z domu i poszliśmy w stronę szkoły, po drodze spotykając Franka, Lindsey i kilka innych osób. Przywitaliśmy się ze wszystkimi i poszliśmy.
Dowiedziałem się od Brendona o imprezie, którą szykuje w sobotę kilka dni po moich urodzinach i nas zaprosił. Imprezy u Urie'go zawsze odbijały się dużym echem w naszym mieście i nie było osoby, która nie chciałaby tam przyjść.
Szkolny dzień jak zawsze był nudny i męczący, wiec jak zwykle po powrocie położyłem się i obserwowałem sufit. Nie chciało mi się dosłownie nic, nawet ruszyć ręki, ale wiedziałem, że musiałem odrobić wszystkie lekcje i się pouczyć. Westchnąłem zrezygnowany i podszedłem do biurka, lecz pierwsze co przykuło moją uwagę, to niedokończony rysunek. Zapomniałem o nim, a teraz miałem ochotę go dokończyć, ale nie mogłem, bo musiałem odrobić wszystkie lekcje, na których jak na złość nie mogłem się skupić, co mnie niesamowicie irytowało.
Siedząc nad kolejnym banalnym zadaniem z matmy, którego nie umiałem rozwiązać, rzuciłem długopisem o książkę i złapałem kartkę z portretem oraz kilka ołówków i wyszedłem z domu. Skierowałem się w stronę jeziora, które na szczęście nie było daleko.
Usiadłem na końcu mostu, opuszczając nogi nad powierzchnie wody i zacząłem rysować. Dziękowałem sobie w tym momencie, że mam tak fotograficzną pamięć i chociaż było trudno przenieść mi piękno Franka na kartkę, to próbowałem. Deski w tym miejscu były bardziej kruche i niestabilne, ale nie przejmowałem się tym, byłem na dziewięćdziesiąt procent pewny, że nic mi nie będzie.
Siedząc tak nawet nie wiem jak długo, usłyszałem charakterystyczne skrzypienie desek, co oznaczało, że ktoś postanowił przyjść. Nie musiałem się obracać, aby wiedzieć kto to.
Już po chwili Frank siedział obok mnie, paląc papierosa.
—To ja? —Zapytał.
—Owszem.
—Nie rysuj mnie, nie jestem dobrym modelem. —Powiedział, a ja spojrzałem na niego zdziwiony. Czy on siebie słyszał? Nie był dobrym modelem? Co on pierdoli, był idealny.
—Nie sądzę tak. —Uśmiechnąłem się i powróciłem do nakładania cieni. Jak na złość, mój ołówek postanowił się w tym momencie złamać, a ja nie miałem nic, czym mógłbym go naostrzyć. Przeklnąłem głośno i schowałem wszystko do kieszeni. W domu dokończę.
—Jak długo tu siedzisz?
—Szczęśliwi czasu nie liczą. —Spojrzałem w niebo, opierając się rękoma o deski za mną. Dzisiaj naprawdę mam jakiś pechowy dzień, bo w chwili zetknięcia się mojej dłoni, z chropowatą powierzchnią, poczułem kłujący ból. Syknąłem i spojrzałem w miejsce gdzie znajdowała się drzazga.
—Ciesz się, że nie wbiła ci się w dupe. —Zaśmiał się, a ja spojrzałem na niego zdenerwowany.
—Pomożesz mi to wyciągnąć, czy dalej będziesz się śmiał? —Powiedziałem zirytowany, a on wyrzucił peta do jeziora i złapał moją dłoń. Nie powiem, było mi miło, czując jego miękką skórę na mojej.
Siłował się chwile z tym gównem w mojej ręce, aż w końcu ją wciągnął. Podziękowałem mu i znowu spojrzałem się w tafle wody. Odbijała właśnie zachodzące słońce i drzewa, które rosły w oddali, a ja zdałem sobie sprawę z tego, która jest godzina. Nie musiałem nawet patrzeć na zegarek, a wiedziałem, że dochodziła siódma wieczorem. Zdenerwowałem się na siebie, przypominając sobie, ile mam zadane na jutro i w pośpiechu wstałem z miejsca.
—A ty co? —Wstał chwile po mnie.
—Nie odrobiłem lekcji! —Złapałem się za swoje blond włosy i zacząłem chodzić w kółko, zdenerwowany.
—Hej, spokojnie. —Zatrzymał mnie, kładąc ręce na moich ramionach. —To nie koniec świata, dam ci jutro przepisać ode mnie.
—Dziękuje. —Przytuliłem go.
Trwaliśmy tak chwile, aż stwierdziłem, że pora się odsunąć. Uśmiechnąłem się nieznacznie i skierowaliśmy się w stronę naszych domów.
🕸
***
Pisanie tego mnie odpręża
7.04.2020
[słów: 703]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro