23
🕸
Wiecie jak to jest, kiedy chcecie komuś powiedzieć o swoich uczuciach, ale wiecie, że druga osoba tego nie odwzajemnia albo już tego nie czuje? To jest okropne, stresujcie się strasznie, ale chcecie to powiedzieć, bo będzie wam lżej. Ja właśnie tak miałem, idąc do Franka. Było już dosyć późno, nie patrzyłem na zegarek, ale za pewne coś koło godziny dziewiątej wieczorem. W siatce, którą trzymałem miałem swoje wczorajsze zakupy, jedna szklana butelka z każdym moim krokiem uderzała o drugą, co powoli zaczynało mnie irytować, ale musiałem to przeboleć.
Stojąc przed drzwiami jego domu, miałem wrażenie jakbym stracił przez chwile możliwość oddychania, a nasiliło się to kiedy zapukałem w drewnianą powierzchnie. Otworzył mi Frank, w rozciągniętym dresie i poplamioną koszulką, z włosami roztrzepanymi we wszystkie strony.
—Gerard? —Wyglądał zdziwiony moim widokiem. W sumie nie dziwie mu się.
—Hej, możesz wyjść?
—Okej, tylko się ogarnę. —Poszedł zostawiając otwarte drzwi, wiec uznałem to za znak, że mogę wejść do środka. Czekałem chwile, aż w końcu się doczekałem i zobaczyłem go schodzącego ze schodów. Ubrał na siebie czarne dżinsy i bluzkę slipknot.
—Możemy iść. —Uśmiechnął się i ubrał glany.
Szliśmy w ciszy, nie takiej niezręcznej, tylko takiej, w której oboje mogliśmy myśleć na spokojnie. Chyba wiecie o co mi chodzi, prawda?
No więc ja myślałem o słowach, które chce mu powiedzieć, aby to wszystko ładnie zabrzmiało i... i chuj, po prostu powiem bez owijania w bawełnę.
—Okej, więc... —Zacząłem gdy usiedliśmy nad jeziorem. —Kupiłem piwo, chcesz?
—Pytasz, a wiesz. —Zaśmiał się i przejął butelkę.
—Jak sobie radzisz?
—Cóż... Jest ciężko.
—Tak, mi też, bo wiesz... Jakby... Oh, kurwa, Frank, ja cię kocham. —Powiedziałem, a on zakrztusił się napojem.
—Kurwa, Gerard, ja ciebie też, ale to wszystko tak bardzo bolało. —Powiedział po chwili. —Dalej boli.
—Przepraszam, tak bardzo cię kurwa przepraszam.
—Nie wiem czy kiedykolwiek przestanie boleć.
—Zrobie wszystko, abyś mi wybaczył.
—Wszystko?
—Wszyściuteńko. —Patrzyłem mu w oczy, a on wyglądał jakby nad czymś się zastanawiał. W końcu jednak nabrał głęboko powietrza i zbliżył się do mnie, delikatnie łącząc nasze usta. Oh, jak bardzo mi tego brakowało. Kurwa.
—W takim razie możemy zacząć od nowa. —Powiedział, a ja go natychmiastowo przytuliłem, prawie rozlewając piwa.
—Dziękuje, tak bardzo ci dziękuje.
Później opowiadaliśmy sobie, co u nas się działo przez te ostatnie dwa miesiące, całkiem miło spędziliśmy czas. Później wracając, jak zawsze odprowadziłem go pod drzwi jego domu i pocałowałem na pożegnanie. Idąc do siebie szczerzyłem się jak pojebany, no ale mam prawo, prawda?
Następnego dnia, siedząc na którejś lekcji, do klasy przyszedł dyrektor. Powiedział coś nauczycielowi i zabrał mnie ze sobą, do swojego gabinetu.
—Nic tym razem nie zrobiłem, przysięgam. —Powiedziałem siadając na krześle na przeciwko niego.
—Wiem. Chciałem pogadać po prostu.
—O czym?
—Zbliża się koniec twojej nauki, wiesz o tym. Wybrałeś już jakieś studia?
—Nie, jeszcze nie.
—No więc w Nowym Jorku jest pewna szkoła, na którą wydaje mi się, że nadawałbyś się idealnie. School of Visual Arts.
—Nowym Jorku? To daleko...
—Wiem, ale masz talent. Nie zmarnuj go. —Wręczył mi kartkę z tą uczelnią i powiedział, że mam wracać na lekcje. —Przemyśl to.
Pokiwałem głową i wyszedłem. Wróciłem do klasy praktycznie chwile przed końcem lekcji.
—Co chciał? —Zapytał Frank, gdy szliśmy w stronę sali gimnastycznej.
—Powiedział, że mam szanse dostać się do szkoły artystycznej w Nowym Jorku.
—No to gratuluje! —Przytulił mnie. —Hej, co się dzieje? —Powiedział widząc moją smętną minę.
—To daleko... Nie chce cię zostawiać.
—Oh... Nie pomyślałem o tym. —Mruknął i szliśmy dalej w ciszy.
—Może... Może chciałbyś się przeprowadzić tam ze mną? —Zapytałem niepewnie.
—Sam nie wiem... Znaczy wszystko okej, ale to mój ostatni rok tutaj, boje się, że nie dam tam sobie rady.
—Spokojnie, nie wymagam od ciebie odpowiedzi teraz. Przemyśl to. —Uśmiechnąłem się do niego i wszedłem do szatni.
🕸
***
Idziemy w dobrym kierunku XD powoli się naprawia
27.04.2020
[słów: 633]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro