21
🕸
Przez ostatnie kilka tygodni miałem wrażenie jakby Frank się ode mnie odsuwał. Mniej rozmawialiśmy, czuliśmy się niezręcznie w swoim towarzystwie, nawet się już nie kochaliśmy. Martwiło mnie to trochę, czy to moja wina? Na pewno to moja wina, nie chciałem go tak mocno zranić... Co ja gadam, w ogóle nie chciałem go zranić!
Była godzina dziesiąta wieczorem, siedziałem na łóżku i czytałem książkę, pijąc herbatę. Po chwili do pokoju wszedł Frank i nie patrząc się na mnie, szybko wsunął pod kołdrę i odwrócił plecami do mnie.
—Dobranoc. Jak skończysz czytać, to proszę zgaś lampkę. —Powiedział i się skulił.
—Dobranoc. —Mruknąłem i dokończyłem rozdział. Włożyłem zakładkę między strony i odłożyłem książkę na półkę, gasząc światło. Położyłem się i nakryłem kołdrą, również odwracając plecami do chłopaka. Od naszej kłótni spaliśmy w taki sposób, co było dosyć przykre. Brakowało mi Franka. Był przy mnie, ale jednocześnie go nie było.
Chciałem zasnąć, ale jak na złość nie mogłem tego zrobić. Leżałem z zamkniętymi oczami już chyba godzinę i kiedy wreszcie poczułem, że zasypiam, usłyszałem ciche pociągnięcie nosem za mną. Przesłyszałem się?
Nie, nie przesłyszałem, a upewniło mnie to, że usłyszałem kolejne pociągnięcie nosem i szybkie wciągniecie powietrza. To spędziło mi totalnie sen z powiek. Frank płakał? Dlaczego?
Cichy szloch wydarł się z jego ust, ale ja bałem się odwrócić, przytulić go, zapytać co się dzieje. Po prostu leżałem jak sparaliżowany, wsłuchując się w jego łkanie, które łamało moje serce. Dlaczego? Dlaczego to się dzieje? Dlaczego on płacze?
Minęło sporo czasu, a głos za mną się uciszył i słyszałem tylko jego równy oddech, co świadczyło o tym, że zasnął. Położyłem się na plecy i patrzyłem w sufit, myśląc o tym co miało miejsce, o tym co się działo przez ostatnie kilka tygodni. W końcu jednak zamknąłem oczy i oddałem się w objęcia morfeusza.
Obudziłem się dosyć wcześnie, Frank jeszcze spał. Dokładnie pamietam co się działo w nocy i niepokoiło mnie to coraz bardziej. Czy to się stało pierwszy raz? Co jeśli on płacze co noc? Jestem okropnym chłopakiem. Muszę z nim o tym pogadać.
Westchnąłem cicho i wstałem, idąc od razu do kuchni. Wstawiłem wody na kawę i wyjąłem dwa kubki, wsypując do niej dwie i pół łyżeczki kawy, po czym zalałem je wrzątkiem. Teraz tylko czekać na Franka, który po niedługim czasie również zjawił się w pomieszczeniu.
—Oo, to dla mnie? Dziękuje. —Uśmiechnął się, biorąc kubek.
—Tak, dla ciebie. Jak się spało? —Zapytałem.
—A dobrze, a tobie?
—Też... —Mruknąłem. Znowu zrobiło się niezręcznie. Dopiłem szybko mój napój i poszedłem do łazienki. Umyłem zęby i uczesałem włosy, które pilnie potrzebowały strzyżenia oraz odnowienia koloru, po czym poszedłem do pokoju przebrać się w normalne ciuchy. Spakowałem szybko książki i zniosłem plecak na dół. Mieliśmy jeszcze jakieś dziesięć minut do wyjścia, wiec poszedłem do salonu i usiadłem na wersalce.
—Frank? —Zawołałem go.
—Co jest? —Spojrzał na mnie uśmiechnięty, ale jego oczy dalej były takie same. Nie uśmiechał się szczerze.
—Dzisiaj otwierają tą nową kawiarnie, przejdziesz się ze mną? —Zapytałem podchodząc do niego.
—Wiesz, Gerard, umówiłem się dzisiaj, że pomogę Jamii z matematyką, ale może następnym razem... —Zmarszczył brwi i odwrócił ode mnie wzrok.
—Oh... No okej. —Powiedziałem zawiedziony i poszedłem po plecak, po czym wyszedłem z domu. Szedłem wpatrując się w ziemie, przypadkowo kilka razy prawie wchodząc pod rozpędzony samochód, ale cudem doszedłem do szkoły. Może lepiej by było gdyby mnie potrącił? Frank mnie już chyba nie kocha.
Pierwsza była chemia, Oh, jak ja nienawidziłem tej starej jędzy, która postanowiła nam zrobić kartkówkę. Nie przygotowałem się, nie umiałem się skupić na lekcjach, summa summarum dostałem jedynkę. Ten dzień zapowiadał się coraz lepiej... Na przerwie na lunch, Frank nie usiadł z nami, poszedł gdzieś z Jamią.
—Gerard, żyjesz? —Brendon pomachał mi ręką przed twarzą.
—Niestety. —Mruknąłem i przeleciałem wzrokiem po twarzach wszystkich osób, które z nami siedziały. Każdy patrzył się na mnie, było to niesamowicie irytujące. Wstałem i odszedłem w stronę toalet.
Oparłem się o umywalkę i zacząłem myśleć o tym co się dzieje między mną, a Frankiem. Dlaczego ja o tym tak dużo myśle? Kurwa. Muszę z nim o tym dzisiaj pogadać, koniecznie.
Gdy wszystkie lekcje dobiegły końca, to ja zamiast iść do domu, poszedłem nad jezioro. Była dzisiaj naprawdę śliczna pogoda, bezchmurne niebo, słońce grzało. Aż chciało się żyć, prawda?
Nie.
Usiadłem na deskach i wyjąłem paczkę cameli, widząc, że zostało mi ich jeszcze trzy. Odpaliłem papierosa i włączyłem jakąś piosenkę w telefonie. Tak się wsłuchałem w tekst, że nie zauważyłem nawet jak obok mnie pojawiła się postać.
—Przepraszam. —Powiedział Frank. Spojrzałem na niego zdziwiony, ale on patrzył się w jezioro. —Jestem dupkiem.
—Nie sądzę tak. —Powiedziałem po chwili. Brunet spojrzał na mnie zdziwiony i coś mruknął. —To ja jestem dupkiem.
—Nie. Odsunąłem cię od siebie, sam to widzisz.
—Owszem, widzę, ale nie robię nic aby to naprawić.
—Wydaje mi się... —Nabrał głęboko powietrza, jakby był niepewny swoich słów. Chciał coś powiedzieć, ale bał się. Widziałem to. —Wydaje mi się, że musimy na jakiś czas się rozejść...
Moje serce się zatrzymało. Czy on ze mną zrywa? Nie, nie, nie, błagam, nie, Frank, nie chcesz tego.
—A-ale-
—Gerard, tak będzie najlepiej. Muszę wszystko przemyśleć. —Wstał i wyciągnął do mnie rękę, ale nie skorzystałem z jego pomocy. —Proszę, nie złość się na mnie. To tylko kilka dni.
—W takim razie spakuje swoje rzeczy... I się wynoszę.—Wstałem i poszedłem w stronę wyjścia. Słyszałem jak brunet szedł za mną, a mi się chciało płakać.
Zerwał ze mną.
🕸
***
Nie chciałam aby tak było, przysięgam.
26.04.2020
[słów: 908]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro