Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

🕸

Siedzieliśmy z Frankiem nad jeziorem i paliliśmy papierosy. Było zimno, ale nie przeszkadzało nam to za bardzo, poza tym wzięliśmy ze sobą koce. Od kiedy sięgam pamięcią, przychodziłem tutaj rysować, siedzieć, palić, cokolwiek. A później zacząłem przyprowadzać tu Franka. Stało się to takim naszym miejscem, nikt tu nie chodził, wiec było idealnie. Stary most wydawał się kruchy, jakby miał się zaraz rozpaść, a my mielibyśmy wpaść w otchłań jeziora, ale jakaś cząstka mojego umysłu wiedziała, że nas utrzyma.

Wziąłem łyk mojego piwa i bardziej otuliłem się kocem, czując spadającą temperaturę. Był początek kwietnia, ale na dworze nadal było zimno, a wieczorami tylko zimniej. Spojrzałem na chłopaka siedzącego obok mnie, obserwowałem jego usta, które delikatnie obejmowały papierosa, oraz nos, z którego wydobywał się dym papierosowy. O ile on zawsze wyglądał pięknie, to podczas palenia jeszcze lepiej. Gdybym mógł, to bym go narysował i powiesił sobie to nad biurkiem.

—Frank... —Zacząłem, przerywając ciszę.
Chłopak spojrzał się na mnie, unosząc delikatnie swoje perfekcyjne brwi, a ja nabrałem głębiej powietrza. —Myślałeś kiedyś nad tym, jak to jest całować się z chłopakiem? —Chyba ostatnie kilka piw nie było najlepszym pomysłem.

Po opuszczeniu słów z moich ust i dotarciu ich do uszu Franka, zauważyłem jak zakrztusił się dymem, a końcówka peta wypadła mu z ręki i przez szparę między deskami, wpadła do jeziora.

—Chyba za dużo wypiłeś, Gerard. —Zaśmiał się, pociągając łyk swojego piwa.

—Być może. —Podkuliłem nogi i objąłem je rękoma. Żałowałem tego pytania, Frank na pewno nigdy o tym nie myślał, w końcu jest hetero mężczyzną, a geje z pewnością go obrzydzają i są dla niego nie do zaakceptowania.

Cisza między nami stawała się coraz bardziej niezręczna i napięta, ale ja nie wiedziałem co zrobić aby ją przerwać i pragnąłem aby to Frank to zrobił. Modliłem się wręcz do każdego istniejącego Boga, aby Frank wreszcie przerwał tą ciszę, która była coraz bardziej przytłaczająca.
Moje modlitwy chyba zostały wysłuchane, bo już po chwili do moich uszu dobiegł uspokajający głos Franka.

—Myślałem. —Zdziwiłem się. —Gerard, nie mówiłem ci tego nigdy, bo nie chciałem abyś mnie odrzucił, ale nie jestem do końca hetero. —Spojrzałem na niego, moje usta w zdziwieniu aż się uchyliły, a brwi gdyby miały skrzydła, to by odleciały.
Patrzyłem na niego w zdziwieniu, nie mogąc wydobyć żadnego dźwięku z mojego gardła.

—Nigdy cię przez to nie odrzucę. —Powiedziałem, gdy moja zdolność mówienia wreszcie powróciła i trochę się ogarnąłem. Wyraźnie widziałem jak odetchnął z ulgą.

—A ty... A ty kiedyś o tym myślałeś? —Zapytał niepewnie.

—Pewnie, że tak. —Zauważyłem jak delikatnie drgnął. Patrzyliśmy sobie w oczy, a ja miałem niesamowitą ochotę go pocałować i gdyby nie odwrócił ode mnie wzroku, to z pewnością bym to zrobił.

Wyjął papierosa i go odpalił, a ja po chwili zrobiłem to samo. Siedzieliśmy znowu w ciszy, tym razem już mniej krępującej i po prostu paliliśmy. Na zegarku była godzina za dziesięć siódma, więc stwierdziłem, że to odpowiednia pora, aby zwijać do domu.

Odprowadziłem go pod drzwi jego domu i jak zawsze pożegnałem się z nim, po czym sam poszedłem do siebie. W domu szybko przejrzałem książki, sprawdzając czy o niczym nie zapomniałem i poszedłem pod prysznic.

Świeży i pachnący usiadłem przy biurku, z ołówkiem w dłoni, nad szkicownikiem i próbowałem przypomnieć sobie obraz palącego Franka. Musiałem go odwzorować najlepiej jak tylko umiałem, co było trudne, bo po pierwsze - rysowałem z pamięci, a po drugie, to był Frank. On jest zbyt perfekcyjny, aby oddać jego urodę na kartce.

Siedziałem tak godzinę, wykonując sam szkic, po czym zrezygnowałem, czując duże zmęczenie.

—Jutro to dokończę.

🕸
***
Krótszy rozdział, ale i tak mam nadzieje, że się wam podobało

6.04.2020

[słów: 598]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro