17
Dla @zagraj_mi_na_basie
🕸
Stojąc przed drzwiami mojego domu, czułem narastający stres. Nie chciałem tam wchodzić, ale nie mogłem kolejnej nocy spędzić u Franka, naprawdę nie chciałem się narzucać. Poza tym matka i Mikey wydzwaniali i wypisywali do mnie pełno wiadomości.
Nacisnąłem delikatnie na klamkę, a drzwi ustąpiły i cicho zaskrzypiały. Wszedłem nic nie mówiąc i odwiesiłem kurtkę na wieszak oraz zdjąłem ubłocone glany. Niestety, ale podczas drogi powrotnej złapał mnie deszcz.
—Gerard? —Mikey zjawił się w przed pokoju i widząc mnie rzucił się na mnie. —Tak się martwiłem o ciebie.
—Hej, spokojnie... —Oplotłem go ramionami i staliśmy tak chwile.
—Gerard, synku... —Mama podeszła do nas, a ja puściłem brata. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na nią, widząc na jej twarzy siniaka, którego nieudolnie próbowała przykryć makijażem.
—Zrobił ci coś?
—Nie ważne. Musimy pogadać. —Złapała mnie za rękę i poszła ze mną do mojego pokoju.
—Więc? —Usiadłem przy biurku, a ona na łóżku, na przeciwko mnie.
—Słuchaj, ojciec powiedział, że możesz zostać, ale pod warunkiem, że będziesz się lepiej zachowywać i nie będziesz pokazywać swojego... zboczenia...
—Przepraszam? Zboczenia? Miłość nazywasz zboczeniem? —Patrzyłem na nią, nie wierząc własnym uszom. Nazwała mnie zboczeńcem?
—Twój ojciec tak to nazwał. Chce tylko żebyś wiedział, że ja nie mam nic przeciwko waszej relacji, ale musisz mi dać jakiś czas na przywyknięcie do tego.
—Gdzie on w ogóle jest?? —Zapytałem.
—Wyjechał na kilka dni. —Wstała i poszła do wyjścia. —Pamiętaj, że cię kocham i zawsze będziesz moim ukochanym synkiem. —Powiedziała odwracając się do mnie. —Zaproś jutro Franka na obiad z nami. —Uśmiechnęła się i wyszła.
Może rzeczywiście nie jest taka zła.
Westchnąłem i napisałem do mojego chłopaka (o Boże, to tak cudownie brzmi), że jest zaproszony na jutrzejszy obiad i takie tam, a potem poszedłem się umyć i usiadłem do książek.
Następnego dnia obudziłem się dosyć wcześnie, bo za dwadzieścia szósta. Nie mogłem dalej zasnąć, więc po prostu leżałem i gapiłem się w sufit. Później postanowiłem zrobić coś bardziej pożytecznego i zacząłem wysyłać Frankowi SMS'y z milionem przeróżnych emotek. Oczywiście mi nie odpisywał, bo słodko sobie błądził w snach, no ale nie miałem nic ciekawszego do roboty. Po jakiś trzydziestu wiadomościach, gdzie połowa z nich składała się z „kocham cie❤️❤️❤️❤️😍😍😍😍😍😍" albo innych, coraz dziwniejszych emotek, wstałem i poszedłem się ogarnąć. Umyłem zęby, rozczesałem blond włosy (które zaczynały się robić żółte), stwierdzając, że trzeba pofarbować odrosty i najlepiej zmienić kolor i poszedłem do kuchni, zrobić kawę. Wyjątkowo postanowiłem nawet zjeść śniadanie, płatki z mlekiem.
Gdy dochodziła siódma, matka przywitała mnie w kuchni, a po chwili zjawił się mój kochany brat.
—Gerard, może spróbujemy zakryć te sińce? —Zapytała matka.
—Nie. Niech dyrektor zobaczy co mi zrobił. —Uśmiechnąłem się chamsko i wyszedłem z domu. Nie chciało mi się tu siedzieć. Poszedłem do Franka, gdzie drzwi otworzyła mi Linda, mówiąc, że on dalej śpi.
Wymieniłem z nią kilka zdań i poszedłem do pokoju Iero.
Leżał rozwalony po całym łóżku, dosłownie. Leżał na brzuchu, kołdra była na ziemi, jedną poduszkę miał pod głową, a drugą w nogach. Jedna noga oparta była o ścianę, a druga swobodnie leżała na materacu. Nie mam pojęcia jak on śpi w takiej pozycji, ale skoro jej nie zmienił, to znaczy, że jest wygodna.
Podszedłem do niego i rzuciłem plecak z głuchym hukiem na dywan, po czym usiadłem okrakiem na jego tyłku.
Mruknął coś i zaczął się wiercić (przy okazji prostując nogi), ale spał dalej.
Uśmiechnąłem się do siebie, a w głowie obmyślałem jak go obudzić. W końcu się nad nim pochyliłem i zacząłem go całować w kark, na co cicho mruknął.
—Gerard...? —Powiedział zaspany, a ja włożyłem moje zimne ręce pod jego bluzkę. —Kurwa mać! —Krzyknął. —Japierdole, jakie ty masz zimne łapska! —Próbował mnie z siebie zrzucić, ale mu się nie udało.
—Dzień dobry kochanie. —Usiadłem obok niego i go pocałowałem.
—Co ty taki dobry humor masz? Jarałeś coś? I się nie podzieliłeś?! —Usiadł śmiejąc się.
—Sam nie wiem dlaczego, jakoś tak wyszło, nie jarałem nic.
—Jeszcze. —Powiedział cicho.
—Że co?
—Mam coś ciekawego w szafce, ale to na później. —Uśmiechnął się i wziął telefon do ręki. —Kurwa mać, Gerard, dlaczego o szóstej rano do mnie pisałeś. Kurwa, trzydzieści wiadomości...
—Pokazują jak bardzo cię kocham. —Zabrałem mu komórkę i rzuciłem na dywan, po czym przewróciłem go na plecy i na nim usiadłem.
—Co ci się dzisiaj dzieje? —Zapytał podejrzliwie.
—Ojca na chacie nie ma, matka zaprasza cię na obiad. Poza tym powiedziała, że mnie akceptuje. —Pocałowałem go. — A teraz się zbieraj, bo za pół godziny mamy lekcje. —Wstałem i usiadłem przy biurku, czekając na niego.
Do szkoły wszedłem z wielkim uśmiechem na twarzy i głową wysoko uniesioną, tak, że każdy mój siniak był widoczny. Oczywiście, wiele osób patrzyło się na mnie, ale moim celem było, aby to dyrektor zobaczył co mi się stało. Nie musiałem w sumie długo czekać, bo akurat przechodziliśmy obok jego gabinetu, kiedy z niego wychodził
Spojrzał na mnie przerażony.
—Gerard...
—Witam pana dyrektora! Mojemu homofobicznemu ojcu niezbyt spodobało się to nagranie. —Powiedziałem sarkastycznie.
—Przepraszam za to co się stało... Jeśli chcesz możesz to zgłosić.
—Hm... chyba podziękuje. —Uśmiechnąłem się szeroko i odszedłem. Nienawidziłem tego człowieka.
—Gerard, jak ty się zachowujesz? Nie poznaje cię... —Powiedział Frank, gdy byliśmy przy klasie.
—Pierdole to. Nie idę na lekcje. —Ścisnąłem mocniej ramie mojego plecaka i rozejrzałem się szybko po korytarzu, upewniając się, że nauczycielki nie ma i poszedłem w stronę tylnego wyjścia. Frank poszedł za mną, próbując nadgonić moje szybkie tempo.
—Co się z tobą kurwa dzieje?
—Nic.
—Jak to n-
—Muszę kupić rozjaśniacz... —Przerwałem mu, po czym poszedłem w stronę jakiejś drogerii. —Co ty na to, abym zrobił sobie czerwone włosy?
—Naprawdę? Czerwone? —Zaśmiał się.
—Mam ochotę zrobić coś szalonego. —Wszedłem do sklepu i zacząłem szukać odpowiednich produktów. —Twojej matki już nie ma, nie?
—Nie.
—To farbujemy u ciebie. —Zapłaciłem odpowiednią sumę i poszliśmy w stronę domu Franka.
Rozjaśnianie poszło szybko, pokój był wypełniony jego chemicznym zapachem, który szybko zmieszał się z dymem papierosowym i zaczęliśmy dalej kombinować z moimi włosami. Po godzinie, były już całe czerwone, wiec pozostało mi tylko wysuszenie ich.
—A może... —Frank mnie zatrzymał jak miałem iść do łazienki. —Może dasz im samym wyschnąć, a my sobie zapalimy? —Wyjął z szafki skręta, a ja się uśmiechnąłem.
—No pewnie. —Powiedziałem. Frank nie wiedział o tym co działo się wtedy nad jeziorem i nie chciałem aby się dowiedział. Niby miałem już nie brać narkotyków, no ale mi przecież nie zaszkodzi, prawda? To tylko jeden skręt.
—Po trzy. —Odpalił i się zaciągnął. Po czasie czuliśmy się odprężeni.
Napisałem mamie szybkiego SMS'a, że Frank jednak dzisiaj nie przyjdzie i rzuciłem gdzieś telefon, po czym usiadłem na Franku, złączając nasze usta.
Później wszystko poszło szybko i zaczęliśmy się kochać.
Powoli i z uczuciem, w sposób jaki nigdy wcześniej. Kochałem uczucie bycia w nim, kochałem słyszeć jego westchnięcia, jęki, albo jak wypowiada moje imię, w ten swój charakterystyczny sposób.
🕸
***
Mam pomysł aby rozkręcić jakoś opko
20.04.2020
Hehe, 420, dzień palaczy marihuany XD
[słów: 1142]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro