Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16

🕸

Czy ja jeszcze żyje? Miałem zamknięte oczy, ale ból jaki odczuwałem na twarzy i wszystkich innych członkach mojego ciała, sprawiał, że miałem ochotę wstać się zajebać. Czułem leciutką rękę Franka, obejmującą mnie w pasie oraz jego oddech na moim karku. Obróciłem się na plecy i otworzyłem oczy, a światło, które się do nich dostało, spowodowało mocniejszy ból głowy. Spojrzałem na chłopaka leżącego obok mnie i obróciłem się w jego stronę. Delikatnie odgarnąłem włosy z jego twarzy i się uśmiechnąłem. Otworzył delikatnie oczy i coś mruknął, ale po chwili znów je zamknął i obrócił się na drugi bok.

Westchnąłem cicho i wstałem, próbując go nie zbudzić, po czym poszedłem do łazienki. Rozebrałem się do naga i odkręciłem wodę w prysznicu, aby się nagrzała i spojrzałem w lustro. Ręce, klatka piersiowa, brzuch i twarz były strasznie posiniaczone. Na wardze i brwi było małe rozcięcie, a policzek był spuchnięty. Przeczesałem dłonią włosy i wszedłem pod prysznic, myjąc się bardzo męskim żelem Franka, o zapachu kwiatów. Umyłem też włosy i wyszedłem, po czym ubrałem się we wczorajsze ciuchy, które dalej były ubrudzone krwią.

Poszedłem do kuchni, w której Linda już coś robiła i się z nią przywitałem. To była cudowna kobieta, dałbym wszystko aby mieć taką matkę.

—Dzień dobry. —Powiedziałem, przytulając ją.

—Dzień dobry, Gerard. Jak się spało? Boli cię bardzo? Chcesz coś przeciwbólowego? —Złapała moją twarz w swoje malutkie dłonie i obejrzała z każdej strony.—Zaraz będzie śniadanie, woda na kawę się już gotuje. Jeśli Frank się zaraz nie obudzi, to będzie musiał sam sobie gotować. —Zaśmiała się.

—Dziękuje, trochę boli, ale przeżyje. Lepiej pójdę go obudzić. —Powiedziałem.

—Dobrze, Aha i przebież się, nie paraduj tak w tej krwi.

—Dobrze, dobrze. —Uśmiechnąłem się i wróciłem do pokoju Franka.  Zdjąłem z siebie zakrwawiony tiszert i szukałem w szafie bruneta bluzy, którą kiedyś u niego zostawiłem.

—No z takim widokiem mógłbym się budzić codziennie. —Usłyszałem za sobą cichy głos Franka i obróciłem się do niego przodem.

—Z tymi siniakami wyglądam obrzydliwie. Już bez nich jest źle, ale teraz? —Założyłem na siebie bluzę Slipknot i podszedłem do niego.

—Hej, nie mów tak. Dla mnie zawsze będziesz piękny, czy z obitą mordą, czy nie. —Usiadł i się przeciągnął, po czym mnie przytulił.

—Jeśli chcesz, żeby coś dla ciebie zostało, to wstawaj, bo Linda robi śniadanie. —Pocałowałem go i wróciłem do kuchni, siadając przy stole. Po chwili Frank zjawił się obok mnie i podziękowaliśmy jego matce za jedzenie. Zjedliśmy w trójkę, w ciszy.

—Zostańcie dzisiaj w domu, ja idę do pracy, tylko nie narozrabiajcie. —Powiedziała i nas przytuliła na pożegnanie. —Aha, Frank, daj Gerardowi coś przeciwbólowego. —Wyszła, a Frank spojrzał się na mnie.

—Boli cię? —Zapytał.

—Trochę, ale to nic takiego. —Powiedziałem i wziąłem brudne naczynia, wkładając je do zlewu.

—Gerard... —Frank zatrzymał mnie i położył ręce na moich ramionach.

—Frank, to naprawdę nic takiego. —Uśmiechnąłem się i pocałowałem go w policzek, po czym poszedłem do salonu, włączając telewizor. Akurat zaczynał lecieć jeden z moich ulubionych seriali.

—Okej, ale jak będzie cię mocniej boleć, to masz mi powiedzieć, tak? —Brunet wziął koc i usiadł obok mnie, przykrywając nas nim.

—Dobrze mamo. —Przytuliłem go do siebie.

—Tato. —Poprawił mnie.

—Chociaż raz nie bądź zboczony...

—I tak mnie kochasz. —Uśmiechnął się łobuzersko.

—I tak cię kocham. —Uśmiechnąłem się i zaczęliśmy oglądać.

Gdy dochodziła godzina druga po południu, postanowiliśmy zrobić coś bardziej pożytecznego, niżeli leżenie i obściskiwanie się. Wpadłem na pomysł, aby trochę posprzątać w domu, w podziękowaniu Lindzie, za to jaką cudowną jest kobietą i, że traktuje mnie jak swoje własne dziecko. Oczywiście Frank jak to Frank - zaczął marudzić, ale udało mi się zmusić go do wstania.

Odkurzyliśmy, wytarliśmy kurze, pozmywaliśmy naczynia, nawet pranie zrobiliśmy! Została nam tylko piwnica do ogarnięcia i mogliśmy iść dalej się przytulać.

—O nie, ja tam nie wejdę. —Powiedział Frank.

—Dlaczego? To tylko piwnica, już się tak nie sraj. —Otworzyłem drzwi i chciałem zejść na dół, ale on mnie zatrzymał.

—Nie byłem tam od śmierci ojca... —W jego oczach zaczęły pojawiać się łzy.

—Hej, Frank, nie płacz kochanie. —Przytuliłem go do siebie i usiedliśmy na wersalce. —Co się stało?

—Gerard, on nie zginął w wypadku... —Przetarł twarz dłońmi, ale na jego policzkach i tak pojawiły się nowe ślady łez.

—Co? Ale...

—On się powiesił. W tej piwnicy. J-ja...

—Hej, spokojnie... —Przytuliłem go do siebie.

—Ja go znalazłem wtedy... —Zaszlochał gorzko, a mi się zrobiło głupio i w myślach przeklinałem siebie.

—Jezu, przepraszam... Tak mi przykro, Frank... —Poczułem jak oczy mnie zaczynają piec. —Nie wiedziałem, nie chce cię zmuszać abyś tam wszedł...

—To nie twoja wina, nie powiedziałem ci, skąd miałbyś wiedzieć. —Jego dłonie ściskały się na materiale mojej bluzy, a ja czułem jak po moich policzkach spływają łzy, zakańczając swoją trasę na włosach Franka.

—I tak cię przepraszam. Nie wejdziemy tam. —Pogłaskałem go po plecach i odsunąłem się do niego, uśmiechając się smutno.

—Dziękuje. I nie płacz. —Przetarł moje policzki kciukiem.

—Na poprawę humoru, zabieram cię na kawę.

—Ooo tak, tak! —Jego twarz znowu się rozpromieniła i wyglądał jakby zapomniał o sytuacji, która przed chwilą miała miejsce.

Właśnie zdałem sobie sprawę jak mało wiem o Franku, myśląc, że wiem o nim wszystko.

🕸
***
We stan Linda

20.04.2020

Dzisiaj wychodzi teledysk Franka, do Medicine Square Garden
Chociaz pewnie publikuje ten rozdział kilka dni później XD

[słów: 877]

Edit. Well, mówiłam XD wyszedł wczoraj

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro