11
🕸
Minęło trochę czasu, od tego, co stało się między mną a Frankiem. Nie rozmawialiśmy o tym. Dalej czułem jak rumieńce pojawiają się na mojej twarzy, gdy przypominam sobie jego uchylone usta i czoło pokryte kropelkami potu, gdy dochodził. Może to głupie, ale był to dla mnie piękny widok i z chęcią chciałbym go zobaczyć jeszcze raz, ale może tym razem spróbować czegoś więcej.
Niestety, ale zrobił mi wtedy malinkę, w dosyć widocznym miejscu, przez co musiałem nosić makijaż w tym miejscu, a i tak nie zakrywało tego całkowicie.
To nie tak, że nie lubię malinek, po prostu gdyby Lindsey je zobaczyła, to miałbym problem. I to spory.
Ostatnio wydawała się bardzo smutna, nie wiem czy to przez to, co stało się u Brendona (w co w sumie wątpię), czy przez coś innego, ale nie chciałem jej dokładać problemów.
Stałem właśnie przy szafkach w szkole, kiedy podszedł do mnie Frank i się przywitał. Uśmiechnąłem się do niego i kiedy miałem mu odpowiedzieć, zobaczyłem Lindsey, całą zapłakaną, wychodzącą z łazienki.
—Lynz, co się stało? —Zapytałem, a ona uderzyła mnie z otwartej dłoni w policzek i odeszła. Byłem zdezorientowany, ale się nie poddałem i poszedłem za nią, w stronę nieużywanego budynku szkoły.
—Odpowiesz mi?
—Pytasz się kurwa co się stało? A kto ci zrobił malinke? Gerard, kurwa nie jestem głupia, wiem, że masz inną na boku! —Krzyknęła. Na szczęście nikt nas nie słyszał, bo wszyscy już byli w klasach, za chwile miał być dzwonek.
—Słucham?
—Gerard, ja wszystko widzę, zacząłeś się ode mnie odsuwać, teraz masz malinke na szyi, której na pewno ja ci nie zrobiłam, poza tym wtedy u Brendona... Ja widzę, że mnie nie kochasz, ale dlaczego dalej w tym trwasz? —Odpaliła drżącą ręką papierosa, a ja nie wiedziałem co powiedzieć. Nie miałem żadnej innej, miałem Franka, ale teoretycznie dalej byliśmy przyjaciółmi.
—Lindsey, to nie tak...
—A jak?!
—Nie mam innej, to... —Bałem się jej powiedzieć, ale musiałem. —Jestem gejem.
Spojrzała na mnie zszokowana.
—Co.
—Jestem gejem, Lindsey. —Objąłem rękoma brzuch, czując jak robi mi się niedobrze.
—Czyli... Masz innego?
—Powiedzmy. —Powiedziałem tak cicho, że prawie szeptem.
—Oh...
—Przepraszam, nie wiem nawet kiedy to się stało, ja...
Przytuliła mnie. Tak po prostu mnie przytuliła. Czułem się naprawdę zdezorientowany, o co tu chodzi?!
—Rozumiem. Ktoś jeszcze wie?
—Nie i nie chce aby wiedzieli, proszę, nie mów nic nikomu. —Wręcz ją błagałem.
—Dobrze, nie powiem nic nikomu, ale kto to jest?
—Nie ważne. Ale Lindsey, czy moglibyśmy... Być dalej razem, albo chociaż udawać? Przynajmniej przy moich rodzicach... —Źle się czułem prosząc ją o takie coś, ale musiałem.
—Jeżeli powiesz mi kto to.—Skrzyżowała ręce na piersiach, a ja patrzyłem na nią zdziwiony, przeklinając wszystkimi możliwymi przekleństwami, jakie znajdują się w moim słowniku. Nawet tymi w innym języku. Co za szantażystka!
—Frank.
—Cholibka. —Powiedziała, a ja się zaśmiałem. Zawsze tak mówiła. —Okej, mogę udawać przy rodzinie twoją dziewczyne. No i gratuluje wam, czy coś.
—Dziękuje. —Przytuliłem ją i poszedłem do klasy matematycznej, spóźniony już jakieś dziesięć minut.
Zapukałem w drzwi i przeprosiłem za spóźnienie, idąc szybko do ławki, w której siedział Frank.
—Musimy później pogadać. —Powiedziałem do niego, wyciągając książki.
—Wszystko okej? —Położył rękę na moim kolanie, a ja uśmiechnąłem się do niego, przytakując.
—Gerard, nie dość, że się spóźniasz, to jeszcze rozmawiasz. —Powiedziała nauczycielka.
—Przepraszam.
—Chodź do tablicy. —Wywróciłem oczami i wstałem z miejsca, aby rozwiązać to banalne działanie.
Po lekcjach, szedłem do Franka. Mieliśmy się uczyć na sprawdzian, który miał być z biologii, a przy okazji zapytam się go tak oficjalnie, czy zostanie moim chłopakiem. Stresowałem się, strasznie, ale wątpiłem żeby mi odmówił. To znaczy, nie żebym był jakiś zadufany w sobie, no ale zachowujemy się jak para, więc dlaczego miałby nie chcieć ze mną być.
—Okej, więc o co chodzi? —Zapytał gdy staliśmy przed jego domem.
—Tak jakby powiedziałem Lindsey o nas.
—O nas? —Wyglądał na zdziwionego i szczęśliwego.
—No o tym, że jestem gejem...
—Jak zareagowała?
—Przytuliła mnie. —Poszliśmy do kuchni i zrobiliśmy kawy. —I Frank, czy my jesteśmy razem?
—Oh... —Patrzył się w jeden punkt i nie odzywał przez chwile. Zacząłem się bać, że to była tylko chwilowa przygoda dla niego, a ja zrobiłem sobie nadzieje... chciało mi się płakać.
—F-Frank?
—Wydaje mi się, że tak. —Spojrzał mi w oczy, a ja się uśmiechnąłem. — To wszystko co się dzieje...
—Cieszę się. Kurwa, strasznie się cieszę. —Przytuliłem go.
—Ja też, Gerard. Ja też.
🕸
***
Shit
13.04.2020
[słów: 728]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro