1
Pomysł wziął się podczas pisania One Shota o nazwie tak długiej, której nie umiem przepisać XD
🕸
Czy można być szczęśliwym umierając w miłości? Myśląc ciągle o tej osobie, rozmawiając z nią. Czy można być szczęśliwym wiedząc, że ta osoba wie o twoich uczuciach, ale nic nie robi? Czujesz się bezużytecznie, jakby już nigdy nie miało cię nic dobrego spotkać. Cierpisz i nie możesz przestać, ale boisz się swoich uczuć i reakcji drugiej osoby. Boisz się, że odniesiesz porażkę.
Gerard Way był dosyć niespotykanym człowiekiem. Nie dość, że był gejem, to miał dziewczynę, a wisienką na torcie było to, że kochał swojego przyjaciela - Franka. Ale i tak żył w tej iluzji, wspaniałej chrześcijańskiej rodzinki, z piękną kobietą u boku, bo bał się porażki, bał się stracić to wszystko i zostać samemu.
—Gerard, niedługo kończysz liceum, myślałeś o tym co będzie dalej?—Zapytał ojciec, czytając gazetę.
—Myślałem może o jakiś studiach artystycznych. —Podziękowałem matce za obiad i zacząłem jeść.
—Synu, to nie da ci żadnej przyszłości.
—Chce robić to, co kocham. —Mruknąłem.
—Gerard, słońce. —Matka usiadła na przeciwko mnie i spojrzała na mnie. —Fajnie jest robić to, co się kocha, ale musisz myśleć o tym jak zarobić na przyszłość, na utrzymanie ciebie i Lindsey.
Przytaknąłem delikatnie, a ojciec zaatakował pytaniami teraz Mikey'a. Pytał się kiedy przyprowadzi dziewczynę do domu, jak mu idzie w szkole i różne inne pierdoły, ale nie słuchałem, zajadałem się właśnie moją marchewką z groszkiem, której nie lubiłem, ale musiałem zjeść, bo nie chciałem aby matce było przykro.
Po obiedzie jak zawsze wyszedłem na spacer, przy okazji spotykając Franka, który szedł do sklepu. Matko, wyglądał dzisiaj tak pięknie...
—Cześć, Gerard! —Pomachał mi, a ja mu odmachałem i poszedłem w jego stronę.
—Jak tam? —Pogłaskałem psa, który siedział obok niego.
—Po staremu, a u ciebie?
—Stary mówi, że mam iść na studia, które dadzą przyszłość mi i Lindsey...
—A na jakie studia chcesz ty iść?
—Artystyczne. —Powiedziałem, tak jakbym musiał się tego wstydzić. Na niczym nie zależało mi tak bardzo, jak na jego opinii.
—Myśle, że pasowałoby to do ciebie. Masz talent. —Wygiął usta w uśmiechu i zostawił mnie na chwile, mówiąc, że musi iść do sklepu. Przykucnąłem obok jego psa i go pogłaskałem, rozmyślając nad jego słowami. Mam talent? Dla mnie to, co tworze nie jest niczym wielkim, ot zwykłe rysunki.
Później poszedłem z Frankiem i Loisem na spacer, rozmawialiśmy, żartowaliśmy, paliliśmy papierosy i umówiliśmy się na wieczór filmowy, po czym udałem się w stronę domu Lindsey. Była moją dziewczyną, której nie kochałem inaczej niż przyjaciółkę, ale musiałem z nią być, nie chciałbym aby rodzice wiedzieli o mojej orientacji, bo znając ojca, najpierw by mnie pobił, a później wywalił z domu. Wszyscy by się ode mnie odwrócili, a ja bym się załamał.
Nie mogłem na to pozwolić, nie dałbym sobie rady sam.
—Cześć. —Powiedziałem gdy blondynka otworzyła mi drzwi i pocałowałem ją na przywitanie.
—Hej. —Zaprosiła mnie do środka i poszliśmy do kuchni, zrobić kawy. Lynz wiedziała, że kocham ten napój i zawsze jak przychodziłem do niej, lub ona do mnie, to ją robiliśmy.
Siedząc u niej w pokoju, gapiłem się na jej bas i rozmyślałem nad słowami Franka oraz mojego ojca.
—Lindsey... —Przerwałem jej, opowiadała jakąś historie, która szczerze mnie nie interesowała. Spojrzała na mnie pytająco, a ja poprawiłem się na jej łóżku. —Myślisz, że nadawałbym się na studia plastyczne?
—Tak, ale Gerard, czy aby na pewno jest to opłacalne?
—Co masz na myśli? — Zapytałem, odkładając kubek.
—Chodzi mi o to, czy będziesz miał z tego duże zarobki.
—Według mnie jest lepiej robić coś, co się kocha i nie patrzeć tylko na pieniądze.
—Ale musisz z czegoś żyć.
—Jesteś dokładnie taka jak mój ojciec. —Powiedziałem i zabrałem kurtkę z oparcia krzesła, chcąc wyjść, ale zatrzymała mnie jej ręka w zgięciu mojego łokcia.
—Przepraszam, nie chciałam. —Podeszła do mnie i oparła dłonie na moich ramionach, a ja swoje o jej biodra. Pocałowałem ją i resztę nocy spędziłem u niej.
Następnego dnia, z rana jak zawsze poszedłem do kościoła, a później prosto do domu. Niedziela od wielu lat była dniem, który spędzałem z rodziną. Jedliśmy wspólny obiad, opowiadaliśmy sobie o planach na nadchodzący tydzień, później sprzątaliśmy pokoje, lub oglądaliśmy film. Wieczorem miałem wreszcie chwile dla siebie, którą wykorzystywałem różnie - albo wychodziłem na spacer, albo czytałem z Mikey'em komiksy, albo robiłem różne inne rzeczy.
—Gerard, wiesz już co chciałbyś dostać na urodziny? —Matka postawiła garnek z ziemniakami obok łososia i zaczęła nakładać nam wszystkim obiad.
—Nie, nie myślałem o tym. —Podziękowałem za jedzenie i wspólnie się wszyscy pomodliliśmy.
—To twoje dziewiętnaste urodziny, więc nie będziemy się bawić w kupowanie prezentów, a najlepiej będzie jak damy ci po prostu pieniądze. —Powiedział ojciec.
—Może być. —Mruknąłem, zaczynając jeść. Nigdy nie zależało mi na pieniądzach, chociaż miałem ich pod dostatkiem. Rodzice bardzo dobrze zarabiali. —Mamo, mógłbym iść do Franka?
—Kochanie, jest niedziela, nie wypada chodzić w gości.
—Musimy zrobić projekt na Francuski. —Wymyśliłem coś na poczekaniu, a kobieta spojrzała na ojca.
—Dobrze, idź. —Powiedział ojciec, a ja się uśmiechnąłem i podziękowałem za obiad. Ubrałem kurtkę, glany i wyszedłem. Dziś był dzień Mikey'a na sprzątanie.
Po dziesięciu minutach szybkiego spaceru, stałem pod drzwiami domu przyjaciela i zapukałem w nie.
—Gerard? —Nie spodziewał się mnie, ale i tak się uśmiechnął.
—Przepraszam, że przychodzę, ale mam dość siedzenia w domu. —Wszedłem do środka i skierowałem się do pokoju Iero.
—Spoko, jesteś tu mile widziany każdego dnia o każdej porze, ale jak udało ci się wyjść z domu? —Zapytał idąc za mną, a ja powiedziałem mu o moim małym kłamstewku, z którego będę musiał się później wyspowiadać. Chłopak się zaśmiał i resztę wieczoru zajęliśmy się czytaniem komiksów oraz paleniem papierosów.
🕸
***
Pozmieniałam i to sporo, ale mam nadzieje, że i tak wam się podoba.
6.04.2020
[słów: 948]
Nie skończyłam tej książki całej, ale będę co jakiś czas publikować rozdziały, bo potrzebuje jakiejś motywacji hehe
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro