Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. "Cień Przeszłości"

Gdy patrzył jak kasztanowłosa dziewczyna kolejny raz daje z siebie wszystko na scenie, wydawało mu się, że zaczął ją rozumieć. Kiedyś uważał że jest denerwująca. Z tą całą swoją wiedzą, wyniosłością i mugolską krwią, która tak naprawdę nic go nie obchodziła. Wciąż pamiętał dzień, w którym nazwał Granger szlamą. Wtedy zabrakło mu argumentów, więc sięgnął po obrazę. Nie od razu zrozumiał dlaczego dziewczyna nie zareagowała na obelgę, ale w końcu to do niego dotarło. Była pewna siebie i swoich możliwości. Uparcie parła do przodu i nigdy się nie poddawała. Chciała udowodnić nie tylko sobie, ale także innym, że to co robi ma sens. W pierwszej kolejności rodzicom, którzy nie widzieli w magii żadnej przyszłości. Niestety, los w swej przewrotności i okrutnej naturze, jak zwykle, nie pozwolił by było za dobrze. 

Zastanawiał się, co musi teraz czuć, odcięta od przeszłości. Dawnym życiem byli rodzice, Hogwart, przyjaciele, wojna. Teraz, stojąc przed tłumem ludzi śpiewającym te same piosenki co ona, była Mioną. Ale przeszłość zawsze lubi o sobie przypominać. I wraca, za każdym razem, gdy ma się wrażenie, że zniknęła na dobre. 

*

Część azjatyckiej trasy koncertowej mijała intensywnie, lecz bez większych komplikacji. Raz czy dwa, spędzili na lotnisku kilka godzin więcej niż to było zamierzone, jednak plan uwzględniał takie okoliczności. Koncerty w Dżakarcie, Tokio, Seulu, oraz Hanoi były również dla Dracona wielkim przeżyciem. Stolice azjatyckich państw wydawały mu się większe od europejskich, a z pewnością bardziej zatłoczone i głośniejsze. Tętniły własnym życiem i nawet późno w nocy nie kładły się do snu. 

Od rozmowy w Madrycie minęło kilka tygodni, i chociaż była Gryfonka owego dnia tak bardzo się przed nim otworzyła, nie wyglądało na to, by zmieniło to coś w ich stosunkach. Tak jak przedtem witali się uprzejmym "Dzień dobry", od czasu do czasu Hermiona wysyłała w jego kierunku delikatny uśmiech, przeważnie podczas koncertów, lecz nie odbyli ze sobą już podobnej rozmowy. Podejrzewał, że dziewczyna ma do niego jakieś pytania. Wiedział, że pomimo zrezygnowania z magii, tak jak on posiada ciekawską naturę i zapewne z przyjemnością wysłuchałaby teraz jego opowieści o swoim życiu. Nie wiedział jednak, czy byłoby o czym opowiadać. 

Bo o czym mógłby jej opowiedzieć? 

O nienawiści, którą wpajano mu od najmłodszego? O tych latach, podczas których czuł się samotny i całkowicie bezsilny? A może o porażce i wstydzie, którego doświadczał za każdym razem, gdy przekraczał próg Ministerstwa Magii? Cokolwiek by nie powiedział, wydawało mu się być żałosnym. Jednak dotychczas był przekonany, że jest osamotniony w tym cierpieniu. Przecież historii nie piszą przegrani. O takich jak on mówi się "wyrzutek", przed takimi jak on ostrzega się dzieci, by były grzeczne, w przeciwnym razie skończą jako margines społeczeństwa. 

Wtedy przypomniała mu się zapłakana twarz kasztanowłosej, jej zaciśnięte dłonie i drżące usta, mówiące o tym, jak bardzo złą jest osobą. Co z tego że w magicznym świecie każdy znał jej imię, a dzieciom stawiano ją za wzór, skoro ona sama była przekonana o swoim grzechu? Bo przecież walcząc u boku Harry'ego Potter'a, postawiła wszystko na niego. Zapomniana babcia, oszukani rodzice... Widziała na swojej twarzy tak wiele rys, że postanowiła całkowicie się jej pozbyć. Hermiona Granger przestała istnieć, a w raz z nią jej dobre i złe strony. Teraz, przed falującym tłumem stała Miona. Uśmiechnięta jak nigdy wcześniej, wypełniona magnetyzującą energią, tajemnicza. 

Gdy rozbrzmiały ostatnie nuty finałowego utworu, wrzask stłoczonych w hali ludzi, znów na moment go ogłuszył. 

~

- Za dwa dni wylatujemy do Nowego Jorku, więc jeśli macie jakieś listy, pocztówki, czy upominki dla rodziny, to dajcie mi je teraz - powiedział Vincent Harvey wchodząc do salonu, w którym przesiadywał cały zespół. 

Dopiero teraz dotarło do Dracona, jak utrudniony będzie miał kontakt z matką. O to, czy raporty dotrą do jego szefa na czas czy nie, nie dbał, jednak świadomość coraz bardziej wydłużonego czasu oczekiwania na listy, nieco go niepokoiła. Sowy pocztowe już miały nie lada problem, by dotrzeć do niego z wiadomością od Narcyzy. Teraz, gdy zacznie ich dzielić cały ocean, podejrzewał że zdoła napisać góra dwa listy. Poczuł na sobie spojrzenie brązowych oczu Hermiony, która szybko odwróciła wzrok, przyłapana na gapieniu. 

- Nowy Jork! - zacierał ręce Cyryl. Jego długie, jasne dredy opadały mu na twarz. 

- Trasa amerykańska z pewnością nie będzie należała do najłatwiejszych - przyznał Edwin, lecz zaraz potem dodał. - Ale za to ten klimat! Nie do podrobienia. 

- Klimat, czy dziewczyny? - zaśmiał się Cyryl i gdy dwoje przyjaciół zaczęło się przekomarzać, siedzący obok nich Takashi wstał i podszedł do Hermiony. Szepnął coś szatynce do ucha, po czym oboje skierowali się do wyjścia. 

- Dobranoc wam - powiedziała dziewczyna wychodząc. Draco również opuścił salon. Zauważył jak Aizawa znika za drzwiami sypialni Hermiony i zaczął się zastanawiać, czy rzeczywiście jest tak jak mówiła Hermiona. "Jest dla mnie jak brat" przypomniał sobie jej słowa, jednak zaczął w to wątpić. 

Stał jeszcze przez chwilę na korytarzu, aż w końcu wszedł do swojej sypialni. Przecież to i tak nie była jego sprawa. 

~

Trzymał w ręce zmaltretowanego papierosa. Od kilku minut przymierzał się do zapalenia, jednak jego myśli wciąż krążyły w kilku nieznośnych kierunkach. Spojrzał na samego siebie, odbijającego się od wielkiej szklanej powierzchni okna. Wysokie, luksusowe wieżowce zaczęły go powoli męczyć. Miał wrażenie, że wszystkie są do siebie podobne. Wysokie, zimne i zniewalające. Niemożność otwarcia okna powoli rodziła w nim klaustrofobię. 

W końcu zapalił i wypuścił z płuc szary dym. W tym samym momencie usłyszał dźwięk, jakiego nigdy by się w mugolskim hotelu nie spodziewał. Odwrócił się na pięcie i spojrzał w twarz Pansy Parkinson. 

~

Ostatni raz widział ją cztery lata temu, w dniu jej pożal się Salazarze, ślubu. Wychodząc za Borysa McAvoy'a, weszła do szanowanej, czystokrwistej szkockiej rodziny, której nazwisko nie zostało zbrukane Śmierciożerstwem. Dawniej McAvoy'owie byli bliskimi wspólnikami Malfoyów, lecz ten czas już przeminął. Jedynym dowodem na ich dawną zażyłość był fakt, że syn starego McAvoy'a zaprosił Dracona na ślub. Tego dnia, Draco po raz pierwszy zobaczył na twarzy Pansy łzy, ale nie był pewny, czy były to łzy wzruszenia. 

Nie był w stanie stwierdzić czy bardzo się zmieniła przez te lata. Chociaż... Była szczuplejsza, a w jej oczach nie dostrzegał dawnej iskry zadziorności. Dwa pasma czarnych, jedwabistych włosów spięła ozdobną klamrą. Ubrana w koktajlową suknię wyglądała elegancko, jak żona prawdziwego arystokraty.  

- Draco - odezwała się pierwsza i zrobiła w kierunku blondyna dwa nieśmiałe kroki. - Wybacz, że nachodzę cię bez uprzedzenia...

- W porządku - odparł i zgasił niedopalonego papierosa. - Dawno się nie widzieliśmy - dodał. 

Była inna, wyczuł to od razu. Nieśmiała, zagubiona, wystraszona. I cierpiała, to też potrafił wyczuć. Wiedział, jakim uczuciem darzyła go w przeszłości, praktycznie przez wszystkie lata szkoły, jednak on nigdy nie potrafił przyjrzeć się jej wystarczająco dobrze. Może gdyby zamiast tamtych wojennych potyczek wybrał ją, to teraz byłby szczęśliwy... Wiedział jednak, że jej ojciec nigdy nie pozwoliłby na ich ślub, nawet gdyby on kiedyś tego zapragnął. Było, nie ma. 

- Pewnie zastanawiasz się, skąd wiedziałam gdzie cię szukać - zaczęła podnosząc na niego swój wzrok. - Cóż, skontaktowałam się z Blaise'm, on zapytał twoją mamę, i tak jakoś... 

- Napijesz się czegoś? - zaproponował Draco podchodząc do barku. Mimo iż Pansy odmówiła, nalał dwa kieliszki wina.  - Siadaj - wskazał dziewczynie miejsce na wygodnej sofie i sam usiadł w fotelu. - Coś się stało? - zapytał biorąc pierwszy łyk. - Czy to taka niespodziewana wizyta po latach? Jak tam Borys? 

Na twarzy dziewczyny zauważył lekki grymas. 

- Dobrze, ale nie po to tutaj przyszłam - odparła nieco bardziej uparcie. - Przed dwoma dniami, z gmachu Ministerstwa Magii, zniknęło kilka ważnych dokumentów. Sprawa jest dziwna, więc nic na razie nie przedostało się do prasy. 

- W takim razie skąd ty o tym wiesz? - zapytał Draco biorąc kolejny łyk. - I co to ma wspólnego ze mną?

- Jak wiesz, mój mąż od paru lat jest jednym z sędziów Wizengamotu. Dogląda też ważnych dokumentów, sprawuje pieczę nad wydziałem przestrzegania prawa. Ma podwładnych odpowiedzialnych za archiwa, więc jeśli coś znika, on za to odpowiada. 

- Co dokładnie zniknęło? 

- Kilka akt dotyczących Drugiej Wojny Czarodziejów, w tym prywatne akta kilku osób, w tym Hermiony Granger. 

Draco zmarszczył brwi. 

- Tak mi się właśnie wydawało, że to może cię zainteresować - powiedziała Pansy. - Jakiś czas temu, Borys dowiedział się od twojego szefa, że zostałeś oddelegowany do ochrony pewnej mugolskiej gwiazdy muzyki. Wybacz że to mówię, ale... To były... 

- Wykpiwające rozmowy podczas obiadu na wysokim szczeblu, prawda? - Draco oczami wyobraźni widział jak Borys McAvoy, wraz z jego szefem Nathan'em Carter'em, stroją sobie z niego żarty, nad pieczonym indykiem i tłuczonymi ziemniakami. Pansy przytaknęła. Znów dostrzegł ból w jej ciemnych źrenicach. - I co było dalej? 

Pansy kontynuowała, choć widać było że robi to niechętnie. 

- Skontaktowałam się z Blaise'm. Chciałam się upewnić, czy to prawda. Odpowiedział że tak i dodał że tą gwiazdą jest Hermiona Granger. Nie mogłam w to uwierzyć! Granger gwiazdą estrady... - zamilkła na chwilę. - A później pomyślałam, że przecież każdy z nas wybrał jakąś drogę, więc i ona mogła wybrać własną - znów zamilkła na moment. - W każdym razie, dwa dni temu zniknęło kilka akt, niby nic ważnego, a jednak znajdywały się tam dane paru osób, krótki opis ich przeszłości i tego czym zajmują się dzisiaj. Zapytałam Borysa, czy w akta zostało wpisane, że Granger aktualnie przebywa w świecie mugoli. Odparł ze tak i że jest to informacja niejawna. Dlatego właśnie tak bardzo przejął się tą sprawą.

- Są jakieś podejrzenia co do tego, kto mógł wykraść te akta? - zapytał Draco. Pansy pokręciła głową. 

- Nie i to jest najdziwniejsze. Archiwum strzeże dwóch strażników. Oboje są przekonani, że nie pamiętają, by przez ostatnie dni ktokolwiek wchodził do środka. Skoro nie pamiętają, to oznacza że ktoś wymazał im pamięć. Za zgodą Ministra podano im Veritaserum, ale nie przyniosło to nic nowego. Ciemna plama. Co więcej, oprócz strażników i mojego męża, bez oficjalnej zgody nikt do środka nie wejdzie. 

- Więc może ktoś włamał się w nocy? - zastanawiał się blondyn. 

- To też odpada. Pamiętasz jak na piątym roku Potter, wraz ze swoją bandą urządzili w Ministerstwie poligon? Od tamtego czasu już nikt w godzinach wieczornych nie może od tak, sobie tam wejść. Gdyby ktoś się włamał, włączyłby się alarm - odparła Pansy. - Ktokolwiek to był, musiał zrobić to za dnia. Wejść do Ministerstwa, rzucić zaklęcie na strażników by sami przynieśli mu odpowiedni akta, potem wyczyścił im pamięć i zniknął. 

Draco wstał z fotela. Nie miał pojęcia kto mógłby zrobić coś takiego i w jakim celu. Fakt faktem na wolności pozostawał Rowle'y i Dołohow, ale oni prędzej wyrzekliby się magii, niż dobrowolnie weszli do Ministerstwa, w poszukiwaniu papierów o Granger. Nie wiedział kogo powinien podejrzewać i czy było to coś, co faktycznie zagrażało bezpieczeństwu kasztanowłosej. Drażnił go jednak fakt, że Carter nie dał mu znać w żaden sposób. W końcu skradziono akta dziewczyny którą ochraniał, gdyby nie Pansy, byłby mniej czujny. 

- Czyje akta jeszcze skradziono? - zapytał odwracając się od dziewczyny. Zaklęciem usunął oba kieliszki.

- Pottera, Vol... Voldemorta, twojej ciotki...

- Mojej ciotki? - zdziwił się Draco, znów wpatrując się w brunetkę. 

- Siostry twojej matki, Bellatrix. 

Draco znów się zamyślił, jednak tym razem nie trwało to długo. Nagle poczuł, jak szczupłe palce Pansy zaciskają się na jego koszuli. 

- Draco... - zaczęła nieśmiało dziewczyna. - Ja... Ja... 

- Borys wie, że tu jesteś? - zapytał ją blondyn nie odwróciwszy się. 

- Nie - odparła po chwili. - Ja go nie kocham, Draco... Ja dłużej tak nie mogę... - dodała niemal szeptem. Arystokrata poczuł jak przyśpiesza mu puls. - Zawsze kiedy na niego patrzę, ogarnia mnie pragnienie, że to z tobą chcę się zobaczyć... A przecież to on jest moim mężem. Gdyby nie tamta przeklęta wojna... Gdyby nie mój ojciec... - po policzkach dziewczyny spłynęły pojedyncze łzy. 

Draco odwrócił się i objął ją delikatnie. Patrzył na jej zapłakane oczy, na znajome, czarne źrenice, w których tak często widział swoje odbicie. Chciał wierzyć że jeszcze nic nie jest stracone, że nic nie minęło i tak naprawdę wszystko jeszcze można naprawić, nadgonić, cofnąć, niczym wskazówki zegara i tym samym oszukać teraźniejszość. Wiedział jednak, że to niemożliwe. 

- Dziękuję że przyszłaś mi to powiedzieć - zaczął. - Jak zawsze, mogę na ciebie liczyć. 

Pansy wpatrywała się w jego szarobłękitne oczy. Walczyła z napadem szlochu, który ostatnio przydarzał jej się coraz częściej. 

- Zawsze - odparła i dotknęła dłonią jego policzka. 

Nagle do drzwi rozległo się pukanie. 

- Będę się zbierać - powiedziała i cofnęła się do tyłu. - Uważaj na siebie - dodała ze smutnym uśmiechem, po czym w pokoju znów rozległ się odgłos teleportacji. 

~

- Przeszkadzam? - zapytała Hermiona wchodząc do pokoju Dracona. 

- Nie - odparł blondyn biorąc głębszy wdech. 

- Wydawało mi się, że z kimś wcześniej rozmawiałeś. 

- Dokładnie, Granger, wydawało ci się - powiedział bardziej szorstko niż zamierzał. 

- Jeśli przyszłam w złym momencie, to mogę... 

Draco westchnął. 

- O co chodzi? - zapytał siląc się na spokój. Wiedział, że będzie musiał powiedzieć dziewczynie o tym, co wydarzyło się w Ministerstwie, jednak chciał najpierw sam wszystko przemyśleć. 

Hermiona podeszła do niego i wyciągnęła w jego stronę dłonie, w których trzymała małe, czerwone pudełko, ozdobione czarną, satynową wstążką. 

- Co to jest? - zapytał zdziwiony. 

- Prezent - odparła Hermiona radośnie. Draco uniósł brwi. 

- Dla mnie? 

- A widzisz tutaj jakiegoś innego Dracona Malfoya? 

- Bardzo śmieszne Granger - odparł chłopak, po czym wyminął dziewczynę i usiadł na kanapie. - Wielkie dzięki za fatygę, ale za tę robotę mi płacą, nie musisz dawać mi prezentów. 

Hermiona nie dała się zbyć. 

- Dwa miesiące temu miałeś urodziny, niech to będzie spóźniony prezent od nas wszystkich. 

Draco spojrzał na pudełko, postawione przez Hermionę na stoliku. 

- Skoro chcesz - odparł w końcu. 

- Otworzysz? 

- Teraz? 

Szatynka przytaknęła. Draco powoli ściągnął kokardę i otworzył pudełko. Jego zawartość nic mu nie mówiła. 

- Co to jest? - zapytał. 

- Telefon komórkowy - odparła Hermiona i wzięła w ręce niewielki przedmiot. - Dzięki niemu nie będziesz musiał wysyłać sów za ocean - zachichotała. - Taki sam wysłałam twojej mamie. Poprosiłam Emmett'a by pokazał jej co i jak - dodała odkładając telefon na miejsce. 

Draconowi zabrakło słów. Wyobraził sobie ochroniarza Hermiony, jak wyjaśnia jego matce zasady działania telefonu komórkowego i nie mógł w to uwierzyć. Utkwił wzrok w niewielkim, mugolskim urządzeniu. 

- Dlaczego? - zapytał. Była to pierwsza myśl, jaka pojawiła się w jego głowie. 

Hermiona wzruszyła ramionami. 

- Wiem że kominki w hotelach nie są podłączone do sieci Fiuu. Podejrzewałam, że coraz trudniej skontaktować ci się z rodzicami, a skoro za dwa dni lecimy do Stanów... Twoja mama zapewne chciałaby móc się z tobą skontaktować w każdej chwili - dodała i utkwiła wzrok w swoich dłoniach. 

Draco poczuł coś, czego nie potrafił opisać. Wiedział jak ciężkim tematem są dla kasztanowłosej rodzice. Wiedział jak musi cierpieć, będąc odrzuconą przez własnych. Wiedział jak bardzo ją to złamało, a mimo to myślała o innych. O tym, by nie dzielili jej cierpienia i tęsknoty. Pierwszy raz w życiu poczuł wzruszenie i nie do końca wiedział jak sobie z tym poradzić. 

- Dziękuję - odparł i chwycił za telefon. - Może... Może chciałabyś mi pomóc to ogarnąć? 

Na twarzy Hermiony pojawił się szeroki uśmiech. W nieco lepszym nastroju usiadła obok Dracona i powoli wyjaśniała mu zasady działania urządzenia. Draco przyjrzał się jej rozpromienionej twarzy i lekko iskrzącym oczom. 

- O co chodzi? - zapytała nagle szatynka. 

- O nic - odparł szybko lekko zmieszany. 

- Więc może teraz spróbujesz zadzwonić? W książce z kontaktami masz numer mamy... i mój - dodała lekko się zarumieniwszy. Draco w ogóle nie wiedział o co jej chodzi. Skąd ten nagły pąs? 

Wybrał kontakt podpisany jako "Mama" i nacisnął guzik z zieloną słuchawką. Po kilku sygnałach, w końcu po drugiej stronie usłyszał znajomy głos. 

"Halo? Halo? To ty Draco? Słyszysz mnie? Udało mi się odebrać za pierwszym razem!". Narcyza brzmiała na wielce podekscytowaną. 

- Dobranoc - szepnęła Hermiona i uśmiechnęła się do Dracona. Gdy wychodziła usłyszała odpowiedź chłopaka. 

"To ja, mamo" 

*

Nowy Jork przywitał ich zgiełkiem, tłumem na ulicach i deszczem. Pierwszy zaplanowany koncert miał odbyć się jutro, a ona czuła, że coś niedobrego zaczyna się z nią dziać. 

Znała to uczucie. 

Mąciło jej w głowie, zaprzątało myśli. Od czasu do czasu nie pozwalało zasnąć, lub zjeść obiadu. Zaczynało rosnąć z każdym dniem, samo nie chciało odejść. Było niczym natrętny poltergeist, który pojawiając się, robił w życiu zamieszanie. Tłukł się po głowie, sercu i myślach. Zmuszał do patrzenia w jego stronę i analizowania własnych uczuć. 

"To Malfoy, to Malfoy, to Malfoy", powtarzała sobie leżąc w wannie, po brzegi wypełnionej wodą. "Pamiętasz jaki był w szkole? Skończony bufon, egoista i drań... Ale zaraz, zaraz.  Pamiętasz też jego wzrok, gdy torturowała cię Lestrange? Albo to zdjęcie, które dał ci Nathan Carter, gdy zdecydowałaś że to właśnie on będzie twoim ochroniarzem? Smutne, pozbawione nadziei oczy, takie jak twoje kiedyś. Pamiętasz?"

"To nie ma nic do rzeczy"

"Czyżby?"

"To Malfoy"

"A co to niby znaczy?"

"Jest czystokrwisty, a ja..."

"Phi! Też mi arystokrata. Gdyby nie ty, Carter wywaliłby go z Ministerstwa na zbity pysk. Ale nie powiesz mu tego, prawda? Nie chcesz go ranić"

"To nie tak"

"A niby jak?"

"On... Jest inny, niż myślałam"

"Pewnie. Bardzo podobny do ciebie"

"No nie wiem..."

"Lubisz z nim przebywać"

"Lubię"

"Nie jest głupi. Swoje przeszedł i wciąż przechodzi. No i te szarobłękitne oczy..."

"Cicho! Nieważne! Nie chcę o tym myśleć!"

"Ale i tak go lubisz?"

...

"Lubię", odparła do własnych myśli, po czym zanurzyła głowę w ciepłej wodzie. 

~

"Miona! Miona! Miona!" 

Tłum skandował jej imię. Madison Square Garden pękało w szwach. Hala była olbrzymia, aż nie mogła uwierzyć, że udało się zapełnić ją całą. Takashi uśmiechnął się do niej z drugiego końca garderoby. Reszta chłopaków również wydawała się być wyluzowana, jednak ona znała ich za dobrze, by nie wiedzieć, że tak naprawdę wszyscy próbują ukryć zdenerwowanie. Pierwszy występ w Ameryce, pierwszy koncert w Nowym Jorku. Pracowała na to latami. Poświęciła całą swoją przeszłość i starą tożsamość, by móc być tym, kim jest teraz. Zamiast różdżki, w ręku trzymała mikrofon. Dłoń lekko jej drżała, jednak po kilku głębszych wdechach, udało jej się uspokoić ciało. Przez chwilę zastanowiła się nad swoimi wczorajszymi przemyśleniami. Draco Malfoy... 

Również on należał do jej przeszłości i tam powinien pozostać. Tak będzie dla niej lepiej. Nie powinna się z nim spoufalać. Przecież gdy tylko skończy się ich kontrakt, najwyżej za rok, oboje się pożegnają. Każdy rozejdzie się w swoją stronę i nie obejrzy się za siebie, tak jak zawsze. Nie chciała kolejnych dramatów i rozczarowań. Nie po to tyrała jak wół. 

Wyprostowała się i przyjrzała swojemu lustrzanemu odbiciu. Stała się silniejsza, pewniejsza samej siebie, gotowa na każde wyzwanie. Nic nie mogło jej teraz złamać. Z tym przekonaniem wstała i na odpowiedni znak, stanęła na ruchomej zapadni, która już po chwili miała unieść ją na scenę. Budynek zadrżał od ryku fanów. Właśnie tak wyglądało teraz jej życie. Pełne ludzi, muzyki i ciągle w ruchu. Śpiewała, tworzyła, żyła na pełnych obrotach, nie zwalniała. Już nic nie mogło jej zatrzymać. Lecz gdy śpiewając ostatnią piosenkę poczuła silne pchnięcie, nie wiedziała co się stało. Wszystko działo się za szybko. Upadając usłyszała wystrzał, który sprawił że na hali zapanowała cisza, a później rozszedł się wrzask przerażonych ludzi. Ciężar ciała chłopaka przygniótł ją do sceny, jednak po chwili zdołała uklęknąć przy chłopaku, z którego obficie leciała krew. Był jeszcze bledszy niż zazwyczaj, a szarość tęczówek zasnuła mgła. 

- Draco... - jej zakrwawione dłonie drżały. - Draco!!! -wrzasnęła z przerażeniem na całe gardło. 


___________________________________________

SŁOWO OD AUTORKI:

Dziękuję Wam kochani, za cotygodniową dawkę wsparcia i motywacji! Za każdy komentarz i głos! Kolejny rozdział już wkrótce :) 

P.S. Na moim profilu Wattpadowym pojawiło się nowe opowiadanie "Centoria". Wystartuję z nim po zakończeniu obecnego, ale napiszcie, czy opis Was choć trochę zachęcił. Buziaki! :* 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro