Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. "W Sercu Amazońskiej Puszczy"

Nie mogła zasnąć. Gorące, brazylijskie powietrze wdzierało się do jej pokoju i ciepłym oddechem owiewało ciało. By choć trochę sobie ulżyć, długie, brązowe włosy zaplotła w gruby warkocz i spięła wysoko. W zwiewnej, białej koszulce nocnej stanęła na balkonie i podziwiała miasto, utulone do snu przez szum oceanu. Otarła pot z czoła. Nagle, na sąsiednim balkonie pojawiła się wysoka postać. Jego jasne włosy odbijały blask księżycowych promieni. A więc i on nie mógł spać. 

- Ciężko zasnąć w taką duchotę - powiedziała zerknąwszy na niego przelotnie. 

Draco odwzajemnił spojrzenie. 

- Skoro teraz nie możesz spać, to co będzie w dżungli? - zapytał unosząc pytająco brwi. 

Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. 

- To samo tyczy się ciebie - odparła z przekąsem. 

Draco lekko zmarszczył brwi na wspomnienie ich pierwszego dnia, w brazylijskiej siedzibie stacji telewizyjnej, która organizowała całe reality show. 

- Nie pytałem cię o to wcześniej, ale dlaczego zdecydowałaś się na uczestnictwo w tym programie? - zapytał po chwili. 

- Nie wiem - odparła bez zastanowienia i znów na niego spojrzała. - Może po prostu chcę się przekonać, czy dam sobie radę - dodała. 

Myśli Dracona popędziły ku złamanej różdżce Hermiony. Wyzwanie jakie sobie rzuciła, z pewnością było próbą jej własnego charakteru. Skoro nie była już czarownicą i nie należała do magicznego świata, zapewne chciała udowodnić przed samą sobą, że wciąż ma wiele do zaoferowania światu mugoli. Od chwili w której pogodziła się z Potter'em, wydawała się Draconowi bardziej radosna i mniej pochmurna, mimo to na jej twarzy wciąż majaczył cień przygnębienia. 

- Dobranoc - powiedziała po chwili kasztanowłosa i zniknęła za balkonowymi drzwiami.

- Dobranoc - odparł Draco i odprowadził ją wzrokiem. 

*

Wciąż nie mógł uwierzyć, że dał się w to wciągnąć. Jechał wraz z Hermioną, Takashim i Vincentem dużym, terenowym samochodem do miejsca, z którego miał zacząć się pierwszy odcinek programu. W rękach ściskał mapę, kupioną poprzedniego dnia w hotelowym sklepiku, lecz przypuszczał, że i tak na nic mu się nie przyda. Gdy dzień po przylocie do Brazylii, organizator kazał wszystkim stawić się w studiu, nie podejrzewał, że sam stanie się jednym z uczestników.

W głównym budynku stacji roiło się od ludzi. Ochrona, po ich dokładnym sprawdzeniu, wręczyła im identyfikatory i wskazała windę, którą mieli pojechać na sam szczyt przeszklonego wieżowca. Jak się kazało, przybyli jako ostatni. W przestronnym, eleganckim holu siedzieli już pozostali uczestnicy. Draco potrafił rozpoznać poszczególne twarze, gdyż jeszcze przed wyjazdem Hermiona pokazała mu listę uczestników i wyjaśniła kto jest kim i czym się zajmuje. Był więc tam George Hill, wysoki, barczysty mężczyzna o ciemnej karnacji. Mimo swej aparycji miał dopiero dwadzieścia dwa lata, ale już zdobył tytuł najlepszego miotacza w Stanach Zjednoczonych i gwiazdy baseball'u. Towarzyszył mu agent i starszy, chuderlawy brat Thomas. Obok nich siedziała modelka, Swietłana Fidorow, smukła, wysoka i piękna blondynka, której nazwisko liczyło się nie tylko w świecie mody, ale także i polityki, dzięki wpływowemu ojcu, który towarzyszył córce, tak samo jak jej chłopak, Iwanow, również model. Naprzeciwko Swietłany, stał chłopak niewiele wyższy od Hermiony. Pochodził z Irlandii i aparycją przypominał jednego z Weasley'ów. Był rudy i piegowaty, a w jego źrenicach można było dostrzec iskierki radości. Osiemnastoletni, irlandzki aktor Donnan Murphy, znany jako "Don" głośno żartował z towarzyszącym mu agentem i przyjacielem, ciemnoskórym Chris'em. Draconowi wciąż ciężko było uwierzyć, że ten rudowłosy kurdupel był idolem wśród nastolatek. 

Ostatnim uczestnikiem programu, był trzydziestopięcioletni, wysoki brunet, nijaki Dorian Watson, słynny poszukiwacz przygód, który najczęściej w pojedynkę udawał się do odległych i niedostępnych miejsc, by później je sfilmować i zgarnąć za to niezłą kasę. Wydawał się być najbardziej opanowany z całej piątki uczestników i w przeciwieństwie do pozostałych, przyszedł sam. Palił w kącie papierosa i gdy jedna z hostess poprosiła go o zaprzestanie palenia, zrobił to niechętnie. 

- Takashi! Takashi! - szepnęła Hermiona w stronę przyjaciela. - Widzisz? Mówiłam że też tutaj będzie! 

Draco spojrzał na Aizawę, którego wzrok powędrował ku jasnowłosej Rosjance. Blondyn prychnął pod nosem i nachylił się nad kasztanowłosą. 

- Ona ma faceta Granger, Aizawa nie ma szans. 

- Przestań! To nie tak! - ofuknęła go Hermiona. - Takashi i Swietłana się znają. Dzięki Takashi'emu Swietłana wystąpiła w jednym z naszych teledysków - dodała z dumą szatynka i jakby na potwierdzenie jej słów, nagle zwiewna blondynka wstała z wygodnej sofy i ruszyła w ich stronę. 

- Takashi, Miona - przywitała się, całując znajomych w oba policzki. - Dobrze was widzieć. Ciebie również Vincencie - dodała wymieniając uściski. - A to... 

- Draco Malfoy, mój ochroniarz - odparła szybko Hermiona. 

- Och! To ty obroniłeś Mionę na koncercie własnym ciałem! - oczy Swietłany rozbłysły w szczerym uznaniu. - Miło mi poznać. 

- Dziękuję - odparł Draco nieco zmieszany. 

- Długo już czekacie? - zapytał Vincent zerknąwszy na zegarek. 

- Dziesięć minut. Kazali nam tutaj siedzieć i czekać, nie wiadomo na co, ale przynajmniej jest klimatyzacja... 

Nagle dwuskrzydłowe drzwi, prowadzące do sali konferencyjnej, zostały otwarte przez dwie hostessy. W przejściu stanął ten sam człowiek, który zaproponował Hermionie udział w reality show. Organizator i właściciel stacji telewizyjnej, Alfred Baker. 

~

- Witam was serdecznie! - zaczął Alfred, rozłożywszy ramiona w geście powitania. - Zapraszam do gabinetu, przed rozpoczęciem programu jest kilka istotnych kwestii, o których musimy porozmawiać. 

- Myślałem, że wszystko zostało zawarte w kontrakcie - ojciec Swietłany nagle zrobił się podejrzliwy. 

Hermiona dobrze znała treść umowy i wiedziała na co się pisze. Na wieść o "nowych, istotnych kwestiach" nieco ją zmroziło. Wiedziała bowiem, że jeżeli będzie to coś na co się nie zgodzi, przyjdzie jej zapłacić ogromną karę, a to może odbić się nie tylko na niej, ale i na całym zespole. Nieco zdenerwowana ruszyła więc za Baker'em i wraz z pozostałymi zajęła miejsce przy olbrzymim, okrągłym stole. 

Alfred Baker sprawiał wrażenie sympatycznego, jednak było coś w jego postawie, co nie pozostawiało wątpliwości co do tego, że kochał pieniądze. Kremowy garnitur leżał na nim idealnie. Złoty zegarek wystający spod rękawa, mienił się w blasku popołudniowego słońca. Gdy zaczął mówić na jego twarzy wciąż majaczył sympatyczny uśmiech, jednak w oczach można było dostrzec determinację. 

- Chodzi o niewielkie zmiany, proszę Państwa - zaczął i podszedł do białej mapy, na której rzutnik po włączeniu przez hostessę, zaczął wyświetlać obrazy. - Jak wiecie z kontraktu i wcześniejszych rozmów, wasza przygoda zacznie się w okolicy ujścia rzeki Rio Negro do Amazonki. Już od wyjścia z hotelu będą wam towarzyszyć kamerzyści. Do czasu dotarcia na miejsce eskortować was mogą przyjaciele, lecz, tak jak zawiera umowa, później wkraczacie do puszczy jedynie z kamerzystami i miejscowymi przewodnikami. Po pewnej sugestii zarządu stwierdziłem, że całe przedsięwzięcie będzie bardziej ciekawsze, gdy towarzyszyć wam będzie ktoś bliski. Nie będę ukrywał, że taka forma programu po prostu lepiej się przyjmie i zagwarantuje wyższe zyski. Oczywiście, wasze wynagrodzenie również wzrośnie. Mają państwo tydzień na przemyślenie tej opcji i ewentualne sprowadzenie do Brazylii nowego uczestnika gry, na mój koszt. Oto nowe umowy, gdybyście zmienili zdanie. 

Milczące hostessy rozdały wszystkim kopie nowych kontraktów, lecz tylko Dorian Watson podziękował i gestem odmówił przyjęcia dokumentów. Nikogo to nie zdziwiło. Mężczyzna zawsze grał solo, co często zaznaczał w swoich wpisach na popularnym blogu.  

Hermiona utkwiła wzrok w trzymanych papierach. Zastanawiała się czy ich nie zwrócić, lecz wtedy Vincent wyjął kontrakt z jej rąk i zaczął go przeglądać. 

Już w drodze do hotelu czuła dziwne napięcie. Takashi i Draco unikali się wzrokiem. Vincent, wciąż pochłonięty lekturą umowy, nie zwracał na nich uwagi. Dopiero gdy znaleźli się w hotelowym lobby, zwrócił się w ich stronę. 

- Takashi, Draco, pozwólcie ze mną. Hermiono, idź do swojego pokoju i zaczekaj tam na nas. 

Nic nie odpowiedziała. Kiwnęła jedynie głową na znak zgody i ruszyła w kierunku wind. Wiedziała, że Vincent z pewnością wybierze któregoś z nich na jej towarzysza. Ogarnęło ją przeczucie, że tą osobą okaże się jasnowłosy arystokrata. 

~

Gdy po godzinie do jej apartamentu wszedł Draco z kontraktem w dłoni, westchnęła. 

- Nie musisz tego robić - powiedziała, utkwiwszy wzrok w krajobrazie rozciągającym się za oknem. 

- Chyba jednak muszę - odparł. 

- Co masz przez to na myśli? - odwróciła się w jego stronę i zmarszczyła brwi. 

- Nie powiem, żeby uśmiechało mi się włóczenie po puszczy w towarzystwie kamer - powiedział Draco kładąc umowę na stoliku. - Czuję też, że to będzie gorsze niż kary starego Filch'a, ale przypominam ci Granger, że już raz ktoś próbował cię zastrzelić. Poza tym, wciąż nie wiemy kto wykradł akta z Ministerstwa. 

- Naprawdę sądzisz, że ktoś będzie próbował zrobić mi krzywdę w dżungli? Niby komu chciałoby się wlec za mną aż tutaj? To śmieszne. 

- Czyżby? 

Twarz Dracona nie zdradzała za wiele. Wpatrywał się w Hermionę błękitnoszarymi oczami w milczeniu. 

- Aizawa bardzo chciał mnie zastąpić - odezwał się nagle przerywając ciszę. -  Ale przegrał z jednym, silnym argumentem. 

- Jakim? - zdziwiła się Hermiona. 

- Aizawa, w przeciwieństwie do mnie, nie ma tego - powiedział i wyciągnął z kieszeni spodni swoją różdżkę. 

Hermiona nagle się ożywiła. 

- Nie ma mowy, Malfoy! Podczas trwania programu nie wolno ci używać magii. To ma być uczciwa gra! 

Draco wpatrywał się w jej twarz oniemiały. Miał wrażenie, że stoi przed nim dawna Hermiona Granger i znów go beszta, jak za dawnych, Hogwarckich lat. 

- Chyba... Chyba żartujesz - wydukał w końcu. 

Mina byłej Gryfonki, nie zostawiła mu żadnych złudzeń. 

*

Jechali do miejsca zbiórki już dwie godziny. Draco wciąż nie mógł uwierzyć, że na najbliższe dni, a nawet tygodnie, dobrowolnie pozbawił się możliwości korzystania z różdżki. Nie miał jednak zamiaru całkowicie dostosować się do słów kasztanowłosej. Magiczny artefakt zawinął w bandaże i upchnął na sam spód plecaka, który zabrał ze sobą wychodząc z hotelu. W razie niebezpieczeństwa nie będzie mógł szybko jej wyciągnąć, ale uspokajał go sam fakt, że różdżka znajduje się w plecaku. Zanim wyjechali zadzwonił do matki, która w imieniu swoim i ojca, życzyła mu powodzenia i obiecała oglądać każdy odcinek. Gdy tylko się rozłączył, poczuł w sercu ciężar. Wciąż nie potrafił normalnie porozmawiać z ojcem. Sam Lucjusz nie wydawał się skory do rozmów. Draco zaczynał wątpić, by problem stanowiła jedynie przegrana wojna Voldemorta i pobyt w Azkabanie. Czuł, gdzieś wewnątrz siebie, że problem jego ojca jest bardziej złożony i sięga jeszcze głębiej. Nie wiedział jednak jak ma się za to zabrać i podejrzewał, że i tak koniec końców, nic nie potrafiłby na to poradzić. 

- Jesteśmy na miejscu! 

Z zamyślenia wyrwał go głos kierowcy, który po chwili ostro zahamował. 

Gdy wyszedł z klimatyzowanego samochodu, pierwsze co poczuł, to to że zaczął się pocić. Wilgotność powietrza była niemal nie do wytrzymania. Spojrzał na stojącą obok niego Granger. Dziewczyna spięła długie, gęste włosy w wysoki kucyk i ubrała najlżejszą sukienkę jaką miała. Mimo to, na jej czole dostrzegł kropelki potu. 

- Tutaj, tutaj! - zawołała z oddali producentka programu, Mary Binns. Wszyscy poznali ją na dzień przed wyjazdem, gdy przyszła odebrać podpisane kontrakty. 

Mary była niską, niebieskooką blondynką, ściętą na pazia. Tryskała energią i ciągle szczerzyła w uśmiechu swoje białe, równe zęby. 

- Pod parasole, pod parasole! - wrzeszczała do pozostałych uczestników i gdy już wszyscy się zebrali, przedstawiła się jeszcze raz. - Nazywam się Mary Binns i jestem producentką tego show. Jak widzicie, nie tylko ja będę czuwać nad wami, ale pozwólcie że nie przedstawię wam reszty ekipy, gdyż spędzilibyśmy tutaj kolejne dwie godziny - dodała. - Rzecz pierwsza i najważniejsza, czy wszyscy przeszliście zalecane badania oraz szczepienia, zanim przylecieliście do Brazylii? 

Wszyscy potwierdzająco kiwnęli głowami, nawet Draco, który na wspomnienie szczepień nieco się wzdrygnął. Nie uszło to uwadze Hermiony, która zachichotała pod nosem. 

- Rzecz druga! - kontynuowała Mary. - Od czasu do czasu, nad waszymi głowami, będą przelatywać helikoptery. Gdybyście byli w niebezpieczeństwie, albo gdyby cokolwiek zagrażało waszemu życiu, w ekwipunku znajdziecie kolorowe race, które możecie wystrzelić, w razie potrzeby. Jednak, uwaga! Wystrzelenie racy powoduje wyeliminowanie z gry.  

Cichy pomruk przeszedł wśród zebranych, mimo to blondynka kontynuowała. 

- Czas przedstawić członków waszych drużyn! - Mary klasnęła w dłonie i podeszła do Hermiony. 

- Miono, Draconie, oto Carlos i Diego, wasi przewodnicy. 

Kasztanowłosa uśmiechnęła się do dwóch mężczyzn w wieku trzydziestu lat, a Draco wymienił z nimi uścisk dłoni. 

- Gerarda i Harolda już znacie, prawda? 

Hermiona przytaknęła. Kamerzystę i dźwiękowca poznała jeszcze w hotelu, gdy mieli za zadanie nagrać jej pierwsze słowa przed wyjściem. Dwóch mężczyzn w wieku Vincenta, zrobiło na niej dobre wrażenie. 

- Świetnie, w takim razie Swietłana, ty wchodzisz do puszczy z...

Kasztanowłosa rozejrzała się po uczestnikach. George Hill miał rozpocząć grę u boku swojego brata, Thomas'a. Swietłanie towarzyszył jej chłopak Iwanow, Don'owi przyjaciel Chris, a Dorian Watson był sam. Spojrzała na stojącego obok niej Dracona. W programie miała go przedstawiać jako ochroniarza i przyjaciela, więc mimowolnie zaczęła się nad tym zastanawiać. 

Kim, na dzień dzisiejszy, był dla niej Draco? 

Wiedziała, że już dawno przestał być "znajomym z Hogwartu". Od pierwszego dnia, gdy tylko stanął w jej drzwiach, czuła że już nic nie będzie takie samo. Z początku była tylko ciekawa. Gdzieś wewnątrz niej żyło przekonanie, że Malfoy to po prostu Malfoy. Zadufany w sobie, przekonany o swojej wyższości chłopak, z wcale nie tak dobrego domu, jak mogłoby się wydawać. Jednak z czasem zaczęła odkrywać go na nowo. Był tak samo zagubiony jak ona, tak samo samotny i co najbardziej ją zdziwiło, mimo wszystko zdolny do poświęceń. Odtrącony przez magiczną społeczność, zepchnięty na najniższy szczebel nie tylko społecznej, ale i ministerialnej hierarchii, wciąż się nie poddawał. W przeciwieństwie do niej...

To, że znalazła się w tym właśnie miejscu, było dowodem na to, że wciąż ucieka. Przed przeszłością, przed swoim bólem, przed sobą samą. Śpiewanie na scenie dawało jej namiastkę normalnego życia, bycia jednością z kimkolwiek. Myślała że te uczucia znikną, gdy jej relacje z Harry'm i Ginny powrócą do normalności. Przekonała się jednak, że tak się nie stało. 

Nie chciała już o tym myśleć. Znów skupiła swoją uwagę na Mary i gdy ta rozdawała im mapy, spojrzała po chwili na trzymany w ręku kawałek zalaminowanego papieru. 

- Tutaj są wasze plecaki - powiedziała blondynka, a jej asystenci rozdali ekwipunki. Kamerzyści odpalili sprzęty, więc Hermiona szybko poprawiła włosy, zauważyła że Swietłana zrobiła to samo. Uśmiechnęła się do modelki porozumiewawczo. 

- Baby... - mruknął Draco. Hermiona posłała mu lekkiego kuksańca. 

- Moi drodzy! - nagle zza Mary wyszła prowadząca program, wysoka brunetka. Gwiazda swojej  stacji, wielokrotna uczestniczka reality show, Katy Minns. - Witajcie w Amazonii! 

Wszyscy wrzasnęli z zachwytem i zaczęli klaskać. Draco powstrzymał się od okrzyków radości i jedynie niemrawo zaklaskał w dłonie. 

- Waszym pierwszym zadaniem, jest odnalezienie Świątyni Światła i zdobycie Złotego Jaja. Pomogą wam w tym mapy, które przed chwilą dostaliście. Macie na to tylko siedem dni. W Złotym Jaju została ukryta wskazówka do następnego zadania, więc para która odnajdzie Świątynię jako ostatnia, odpada - powiedziała prowadząca z uśmiechem. Uczestnikom gry nie było do śmiechu. Hermiona spojrzała na mapę. Nic nie potrafiła z niej odczytać, więc poczuła nagły przypływ irytacji. 

- To nie eliksiry, co? - szepnął jej do ucha Malfoy. Hermiona zmroziła go wzrokiem, lecz szybko się opamiętała, przypomniawszy sobie o kamerach celujących w ich twarze. 

- Rozpoczęcie zadania zaczyna się za pięć minut - poinformowała zgromadzonych Katy. -  Po tym czasie, musicie wraz ze swoją ekipą, wejść do zacumowanych przy brzegu rzeki łodzi. 

Hermiona szybko podbiegła do Takashi'ego i Vincenta. Wtuliła się w ramiona czarnowłosego chłopaka i obiecała swojemu menadżerowi uważać na to co robi. 

- Dam z siebie wszystko! - powiedziała uśmiechając się szeroko. 

Draco obserwował ich z pewnej odległości. Nagle jego wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem Aizaw'y. Blondyn kiwnął głową na znak, że pamięta o złożonej wcześniej obietnicy. Obietnicy, która stała się warunkiem jego uczestnictwa w tej grze. 

~

Słońce paliło ich w karki, a kapoki parzyły nawet przez ubranie. Od godziny wszystkie łodzie płynęły obok siebie, po wielkiej, mętnej rzece, która przerażała i jednocześnie wprawiała w zachwyt. Mimo iż pokonali pewną odległość, to wciąż znajdowali się, w tak zwanym, lesie zalewowym. System korzeni podporowych, budził w uczestnikach nienazwany lęk. 

Carlos i Diego sterowali łodzią Hermiony i Dracona. Mówili dosyć płynnie po angielsku, więc nie było problemu z obustronną komunikacją. Wyglądali na zadowolonych i zrelaksowanych. Gerard wciąż kręcił otaczające ich widoki, a Harold, nie musząc na razie skupiać się na poprawnym dźwięku, utkwił wzrok w ścianie lasu. 

- Czy obraz z kamery jest wysyłany wprost do studia? - zapytała nagle Hermiona. Gerard drgnął, tak samo jak Harold, który spojrzał na nią odrywając oczy od drzew. 

- Tak - odparł kamerzysta. To cacko jest także wodoodporne. W plecakach mamy zapasowe sprzęty, ale lepiej żebyśmy nie musieli ich używać. 

- Dlaczego? 

- Cóż, tylko ta kamera jest wodoodporna. Jeśli będziemy zmuszeni kręcić podczas deszczu innym sprzętem, to równie dobrze możemy od razu odpalić racę i odpaść z gry. 

Hermiona już chciała zadać kolejne pytanie, gdy nagle łódź się zatrzęsła. 

- Co się dzieje? - w głosie Dracona słychać było nutę zdenerwowania. 

- Kamienie! Rzeka w tym miejscu robi się płytsza! - zawołał Carlos. 

- Nic się nie martw! - zawołał w  kierunku Dracona Diego. 

Jednak z twarzy blondyna nie schodziło zdenerwowanie. Przepakowawszy rzeczy ze swojego plecaka, do plecaka który wręczyła im Mary, założył go na plecy i wziął głęboki wdech. Hermiona spojrzała za siebie. Co jakiś czas pozostałe łodzie również kołysały się niebezpiecznie. 

Przez kolejne dziesięć minut płynęli spokojnie, lecz w pewnym momencie, kilkanaście metrów przed nimi, na spokojnej i gładkiej dotychczas rzece, wyrosły ostre i gęsto rozsiane skały. Hermiona w panice spojrzała na mapę. 

- Carlos! Na rzece którą mieliśmy płynąć nie widzę żadnych skał! 

Diego podszedł do Hermiony i wyrwał jej mapę z reki. Ciemne oczy chłopaka otworzyły się szeroko i po chwili zaczął wykrzykiwać coś do Carlosa po portugalsku. 

- Co jest? O co chodzi?! - wrzasnął Draco. Z odpowiedzią pośpieszyła mu Hermiona. 

- Pomylili rzeki. Pół godziny temu mijaliśmy rozwidlenie, wpłynęliśmy nie w tę odnogę Amazonki co trzeba! 

Draco zaniemówił. W pierwszej chwili miał ochotę rzucić się na mężczyzn, jednak w tej sytuacji i tak nic by to nie zmieniło. 

- Niech zawrócą łódź! - wrzasnął. 

- Nie da rady, prąd jest zbyt silny! - W oczach Hermiony jawiło się prawdziwe przerażenie. Tylko Gerard i Harold zdawali się zachować zimną krew. Chwyciwszy za sprzęt, schowali drogocenną kamerę i wyciągnęli aparaty zastępcze. Hermiona miała ochotę warknąć. Że też w takim momencie muszą ją nagrywać! Wiedziała, że podobne sytuacje mogą zdarzyć się jeszcze nie raz, i choć była przyzwyczajona do kamer, sytuacja nie sprzyjała profesjonalizmowi godnemu międzynarodowej gwiazdy muzyki. 

Hermiona znów spojrzała za siebie. Trzy z czterech łodzi, które płynęły nieco dalej, zdążyły zawrócić. Jedynie oni, oraz łódź Swietłany, gnali na złamanie karków. 

- Przygotujcie się, dalej jest wodospad! - krzyknął Carlos. 

- Co?!

- Wodospad?! - tym razem opanowanie opuściło także Gerarda i Harolda. 

- Granger - Draco przybliżył twarz do ucha Hermiony. -  W plecaku mam różdżkę. Jeśli użyję magii... 

- Jednak mnie nie posłuchałeś! - oburzyła się kasztanowłosa, lecz zważywszy na to w jakiej aktualnie znajdowali się sytuacji, westchnęła. - Możesz ją złamać, nie ryzykuj - dodała smutno. 

Draco, po krótkim zastanowieniu, przyznał jej rację. 

- Trzymajcie się! - wrzasnął Diego. 

Ku zaskoczeniu Hermiony, Draco objął ją ramionami i mocno zacisnął palce na jej kapoku.

- Obejmij mnie mocno - powiedział. Strach w jego głosie sprawił, że dziewczyna przywarła do niego niczym małe dziecko. 

Miała ochotę krzyczeć, miała ochotę uciec, jednak wiedziała, że nic jej teraz nie uratuje. Trzymając się Dracona z całych sił, poczuła jak nurt rzeki i ostre, olbrzymie kamienie rozrywają ich łódź na kawałki. Poczuła także, jak jej dłonie ześlizgują się z kamizelki chłopaka, a ją samą porywa rwąca masa mętnej wody. 


____________________________________________

SŁOWO OD AUTORKI

Kolejny rozdział za nami! Jak zawsze, dziękuję za komentarze i głosy! Moja największa motywacja, to Wy! <3 "Do napisania" za tydzień ;) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro