Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. "W Jednym Rytmie"

Wylądował na pogrążonej w ciemności ulicy, kilka przecznic od jej domu. Serce waliło mu jak oszalałe, mimo to od razu ruszył przed siebie. Wciąż miał w głowie obraz jej zapłakanej twarzy, wciąż słyszał echo jej słów..

"Dziękuję ci... I... Kocham cię."

 Mimo chłodu późnojesiennej nocy, czuł że wzbiera w nim ogień. Wątpił, by kiedykolwiek czuł się w podobny sposób. Żadne z wcześniejszych doświadczeń nie mogło się z tym równać. Wiedział też, że wszystko co dotychczas przeżył, było naznaczone cierpieniem, strachem i złem. Jednak teraz było inaczej. Pomimo przeszkód, pomimo różnic i dzielących ich barier, zaczęło się rodzić między nimi coś dobrego. Coś, co mógłby nazwać szlachetnym. Nigdy nie pomyślałby, że to właśnie ona, Hermiona Granger, nauczy go inaczej patrzeć na świat. Nauczy go poświęcenia, oraz walki o drugą osobę. 

Nagle Draco przystanął przed skrętem w ulicę, prowadzącą do willi Hermiony. Ogarnęło go dziwne, niezrozumiałe uczucie. 

"Czy to naprawdę zaczęło się właśnie teraz?", pomyślał i przypomniał sobie dzień, w którym po raz pierwszy ją zobaczył. Trzynaście lat temu, podczas Ceremonii Przydziału w Wielkiej Sali. Jej długie, falowane włosy błysnęły mu przed oczami, gdy przechodziła obok. Pachniała świeżo wypraną szatą i pergaminem. Najwidoczniej już w Hogwart Express'ie, musiała czytać książki. Zaintrygowała go od pierwszej chwili. Jej uśmiech, nieidealny zgryz i burza brązowych włosów, tak różna od jego platynowych kosmyków. Jednak szybko okazało się, że jest córką mugoli, a to zmieniło wszystko. Na domiar złego zaprzyjaźniła się z Weasley'em, tym zdrajcą krwi, jak mawiał swego czasu jego ojciec, oraz Potter'em, którego Lucjusz nie potrafił ścierpieć. Obwiniał zielonookiego za wszystkie swoje niepowodzenia, a każdego kto darzył Pottera cieplejszym uczuciem, uważał za wroga. 

Draco znów ruszył przed siebie pewnym krokiem. Wtedy nic nie mógł na to poradzić. Był chłopcem, który w przeciwieństwie do Wybrańca, nie miał wyboru. Jednak tamte czasy minęły. Odeszły w zapomnienie, wraz ze śmiercią Voldemorta. Mroczny Znak, wciąż wypalony na jego lewym przedramieniu, powoli blakł. Żywił więc nadzieję, że pewnego dnia zniknie całkowicie i nie zostanie już po nim nawet wspomnienie. Silny tą wiarą ufał, że teraz może zacząć od nowa. Już nic nikomu nie musiał udowadniać. Nie musiał udawać, ani kręcić by cokolwiek osiągnąć. Przecież ona pokochała go takiego jakim był, a on sam dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że do ideału było mu daleko. Za co więc obdarzyła go takim uczuciem? Czym sobie na to zasłużył? Chciał ją zobaczyć i zapytać o tak wiele rzeczy. Chciał znów być obok. 

Po chwili doszedł na miejsce, stanął przed bramą i zadzwonił na domofon. Nie minęła nawet minuta, jak po drugiej stronie zauważył zbliżającego się Emmetta, ochroniarza pilnującego posiadłości. Wysoki brunet otworzył furtkę z uśmiechem. Draco zrozumiał, że i on zapewne widział specjalny odcinek programu. 

~

Mały, puchaty piesek biegał dookoła salonu, goniąc rozbawioną opiekunkę, która uciekała trzymając w ręku piszczącą zabawkę. Hermiona, siedząc w jednym z foteli, przyglądała się harcom Pana Kuleczki i Charlotty. Rudowłosa kobieta po chwili oddała psu zabawkę i poprawiła fartuszek. 

- Ileż ten pies ma energii! - powiedziała i chwyciła się pod boki. Uspokoiwszy oddech, spojrzała na milczącą pracodawczynię. 

- Proszę się nie martwić, on na pewno przyjdzie - powiedziała po chwili, zabierając ze stolika pustą szklankę. Hermiona drgnęła, jakby dotychczas była kompletnie nieobecna duchem. 

- Och, nie myślę o tym - odparła poprawiwszy długie, proste włosy. Charlotta jednak nie dała się zwieść. Usiadła obok kasztanowłosej i łagodnym tonem powiedziała..

- Oglądałam ten odcinek, widziałam jak pan Malfoy panią uratował. 

- To jego praca - wtrąciła szybko Hermiona. Charlotta przytaknęła. 

- To prawda, ale z tego co wiem, do jego obowiązków nie należała cała reszta. 

- Cała reszta? - zdziwiła się Hermiona i spojrzała w twarz kobiety. Poczuła irracjonalną panikę na myśl o tym, że jej służąca jakimś cudem dowiedziała się, co zaszło w dżungli między nią, a Malfoyem.

- Mówię o tych wszystkich drobnych gestach - odparła Charlotta. - To jak on na panią patrzył, jak trzymał pani dłoń, jak desperacko próbował panią ochronić... 

- Byliśmy w środku dżungli Charlotto, kierowały nami emocje, nie zdrowy rozsądek. Zaczynam żałować że dopuściłam, by tamto nagranie znalazło się w odcinku - powiedziała Hermiona wstając. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Charlotta, z wyrazem triumfu na twarzy, ruszyła otworzyć gościowi, jednak uśmiech znikł z ust rudowłosej pokojówki, gdy w progu stanął Ronald Weasley. 

- Ron... - Hermiona nie kryła zaskoczenia, na widok byłego chłopaka. 

- Witaj Hermiono - przywitał się Weasley i ściągnął płaszcz. - Chciałbym z tobą porozmawiać -  dodał i spojrzał na małego pieska, który zaczął ujadać w niebo głosy. 

~

Wspomnienia zalały ją niczym pędząca fala. Ich wspólnych lat, chwil, pocałunków, łez, śmiechu, wyniszczającej walki, nocy i dni. Po rozstaniu pragnęła znaleźć wspólny język, lecz wojna i jej pokłosie sprawiły, że nie potrafili już ze sobą rozmawiać. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek tak naprawdę rozmawiali. Czy w ogóle umieli się porozumieć, bez awantur i emocji? Znała odpowiedź na to pytanie, więc gdy tylko chłopak otworzył usta by zacząć rozmowę, poczuła jak coś nieprzyjemnie ściska ją w dołku. 

- Widziałem cię w telewizji - powiedział Ron siadając na kanapie. Hermiona zajęła miejsce w fotelu, a słysząc wypowiedziane przez rudzielca słowa, spojrzała na niego lekko zaskoczona. 

- Przecież nie masz w domu telewizora... Z tego co wiem - odparła. 

- Ale Harry ma. Ginny chciała, byśmy obejrzeli ten program wspólnie. 

- No tak... 

Ron przez chwilę milczał, wpatrując się w twarz kasztanowłosej. 

- I jak wrażenia? - zapytała Hermiona przełamując ciszę. 

- Cóż, Ginny cały czas ryczała. 

Hermiona lekko się skrzywiła. Przypomniała sobie ich ostatnią kłótnię, której tematem przewodnim było właśnie doprowadzenie Ginny do płaczu. Tym bardziej teraz, kiedy spodziewa się dziecka. Dziewczyna była przekonana, że właśnie po to Ron ją odwiedził, by znowu na nią nawrzeszczeć, albo co gorsza, zakazać jakichkolwiek kontaktów ze swoją siostrą. Kasztanowłosa całkowicie rozumiała pretensje Rona, jednak gdyby i tym razem chłopak kazałby jej zerwać znajomość z przyjaciółką, nie odpuściłaby tak łatwo. Ginny była dorosła i sama mogła decydować o tym, z kim się przyjaźni i co ogląda. Hermiona już chciała głośno o tym zakomunikować, lecz Ron ją uprzedził.

- Na początku myślałem, żeby dać sobie spokój - zaczął wstając z kanapy. Podszedł do przeszklonego wyjścia na taras i spojrzał na pogrążony w mroku ogród. Tylko gdzieniegdzie świeciły się lampki, zasilane energią słoneczną. - Ale później, gdy zobaczyłem cię leżącą na trawie bez życia... Pomyślałem, że... - przerwał na chwilę i odwrócił się w jej stronę. - Pomyślałem, że to ja powinienem był cię wtedy uratować. 

Hermiona siedziała w fotelu oniemiała. Spodziewała się kolejnej awantury, tymczasem mina i ton Rona świadczyły o tym, że cierpi. Chłopak podchodził do niej wolnym krokiem, z każdą chwilą będąc coraz bliżej. 

- Zrozumiałem, że wciąż cię kocham, Mionka... Tak bardzo żałuję, że to wszystko się wydarzyło. Wojna, śmierć Freda, depresja matki... Teraz wiem, że zacząłem cię zaniedbywać, skupiłem się tylko na własnym bólu i cierpieniu. Odepchnąłem cię... Zawsze taki byłem, prawda? Harry przez lata mnie na to uczulał. 

Hermionę przeszedł nagły dreszcz. Gdy usłyszała swoje przezwisko, którego Ron zawsze wobec niej używał w intymnych momentach, bała się, że dłużej nie wytrzyma. Zanim chłopak zdążył do niej podejść, wstała z fotela i podeszła do kominka. W jego wnętrzu nie płonął ogień. Nagle pokój wydał jej się niezwykle zimny. Wiedziała, że taka szansa się już nie powtórzy. Szansa na to, by odzyskać straconą przyjaźń i odnowić zerwane więzi, jednak byłaby nieuczciwa wobec niego i samej siebie, gdyby pozwoliła na coś więcej. Zacisnąwszy palce, odwróciła się w jego stronę i powiedziała..

- Przepraszam Ron, ale ja już cię nie kocham... A przynajmniej, nie tak jak kiedyś. 

Ron zatrzymał się w miejscu i po chwili wbił wzrok w biały dywan. 

- To Malfoy, prawda? - odparł prawie szepcząc. 

Nie chciała odpowiadać, jednak wiedziała że milczenie i tak nie pomoże. 

- Nie wiem co mam ci powiedzieć, Ron... Nie wiem jak to się stało, po prostu go pokochałam. Tak samo jak ciebie. 

- Nie porównuj mnie do niego! - uniósł się Weasley, lecz po chwili postarał się uspokoić i wziął głębszy wdech. 

- Wiesz co ma na lewym przedramieniu, prawda? - zapytał Hermionę, patrząc jej prosto w oczy. 

- Wiem - odparła wyprostowawszy się. 

- Pamiętasz, jak nazwał cię szla... Szlamą? Pamiętasz jak chciał wykończyć Hardodzioba, tylko po to, by zrobić Harry'emu na złość? 

- Pamiętam - powiedziała Hermiona, lecz głos lekko jej zadrżał. 

 - Pamiętasz, ile przysporzył nam problemów w szkole?Jak donosił, jak kombinował na Hagrida, moją, Harry'ego i twoją niekorzyść? 

- Pamiętam... - w oczach Hermiony zalśniły łzy, jednak Ron był nieugięty. 

- I co najważniejsze, chyba pamiętasz jak dałem mu w gębę podczas bitwy o Hogwart, po tym, gdy ogłuszyłem jakiegoś Śmierciożercę, którego błagał na kolanach, by go nie zabijał?   

Po policzkach Hermiony spływały już strugi łez. 

- Pamiętam - odparła, czując jak wzbiera w niej złość i żal. Doskonale pamiętała wszystkie grzechy byłego Ślizgona. Nigdy nie zapomniała o jego obelgach, wyniosłości i pysze, jednak wiedziała, że były one spowodowane jadem, który wlewał w serce Dracona jego ojciec. Chciała w to wierzyć, a ostatnie wydarzenia ją w tym utwierdziły. Jednak, gdy Ron zaczął wymieniać wszystkie negatywne cechy arystokraty, poczuła jak wielki zaczęła dźwigać ciężar. Miłość do Dracona, nie miała należeć do łatwej. 

Ron nagle głośno westchnął. Chciał móc ją przekonać suchymi faktami z przeszłości. Nakierować na własny tok myślenia i spostrzegania osoby Malfoya, jednak widząc zapłakaną twarz dziewczyny zrozumiał, że w tej chwili ból nie zadaje jej już były Ślizgon, lecz on sam. Czy wciąż może winić znienawidzonego syna Lucjusza za to, że wkradł się do serca Hermiony? W przeciwieństwie do niego, blondyn był przy niej pomimo wcześniejszej niechęci. Skoro zaskarbił sobie uczucie tak potężnej i inteligentnej czarownicy, to musiało coś oznaczać. Podejrzewał, że nie chodziło jedynie o kilkukrotne uratowanie życia, chociaż już za sam ten fakt, Ron nie potrafił darzyć go jedynie pogardą. Malfoy powoli stawał się tym, kim on już nie potrafił i mimo iż okropnie raniło to jego ego, czuł że musi ją puścić. Pomimo tęsknoty, jaką za nią odczuwał...

W końcu podszedł do niej i położył jej dłoń na czubku głowy. Po chwili milczenia, powiedział tonem spokojnym i zarazem twardym jak stal..

- Pamiętaj więc, że jeżeli kiedykolwiek cię skrzywdzi, przyłożę mu raz jeszcze. 

Hermiona nie mogąc uwierzyć własnym uszom, szybko podniosła zapłakaną twarz i spojrzała wprost w niebieskie oczy chłopaka. 

- I nie płacz, twoje łzy wciąż mnie ranią - dodał łagodnie i pocałował ją w policzek. 

Jak na złość, Hermiona po chwili wybuchła niekontrolowanym szlochem. Wtuliła się w ramiona rudzielca i szepnęła..

- Dziękuję... 

Ron objął ją ciaśniej. 

- Odpuszczam, Hermiono. Tym razem, naprawdę odpuszczam...

Trzymała go mocno, tak jakby bała się, że gdy go puści, to znów zamienią się we wrogów i nie będą potrafili na powrót odnaleźć drogi do swojej przyjaźni. Przyjaźni cenniejszej niż jakiekolwiek nagrody, pieniądze, czy zaszczyty. Przyjaźni zrodzonej w hogwarckiej łazience dziewczyn, gdy pamiętnego dnia Harry i Ron, uratowali ją przed śmiercią z rąk górskiego trolla. 

~

Zapukał do drzwi, mimo iż miał ochotę wejść od razu, nie siląc się na żadne uprzejmości. Słyszał jak po drugiej stronie wściekle ujada pies. Zadzwonił na domofon i gdy w końcu drzwi się otworzyły stanął jak wryty. Spodziewał się Hermiony, bądź Charlotty, tymczasem stanął twarzą w twarz z Ronem Weasley'em, który poprawiwszy płaszcz wyszedł z domu i zamknął za sobą drzwi. 

Weasley jak i Draco, przez chwilę stali obok siebie w milczeniu, po czym, ku zdziwieniu blondyna, rudzielec wyciągnął z kieszeni płaszcza paczkę mugolskich papierosów. Przez chwilę przeszukiwał kieszenie i gdy już miał schować papierosa z powrotem do paczki, z pomocą przyszedł mu Malfoy. 

- Trzymaj - powiedział podając Ronowi zapalniczkę. 

Weasley zawahał się przez moment, jednak potrzeba zapalenia okazała się być silniejsza. Sięgnął po zapalniczkę i odpalił papierosa. 

- Nie wiedziałem że palisz - powiedział Ron zwracając zapalniczkę. 

- Niedawno rzuciłem - odparł Draco. 

- No tak, w dżungli nie mógłbyś sobie na to pozwolić. Z resztą, ona też tego nie znosi - dodał spojrzawszy na willę Hermiony. 

Draco już chciał chwycić za klamkę, gdy znowu usłyszał głos Weasley'a. Odwrócił się więc w jego kierunku. 

- Dbaj o nią. Inaczej trafisz tam, gdzie powinieneś za pierwszym razem - powiedział Ron postawiwszy kołnierz płaszcza i pozbywając się papierosa zaklęciem. - W Azkabanie wciąż jest wiele wolnych cel - dodał, po czym okręcił się w miejscu i znikł. 

Draco przez chwilę wpatrywał się w miejsce, w którym Ron dokonał teleportacji. Kiedyś zapewne wpadłby w szał, lecz teraz jedyne co czuł, to ulgę. Wiedział, że Weasley jako Auror, gdyby tylko chciał, mógłby wsadzić go do więzienia. Mimo to, dał mu zielone światło. Kolejny raz... 

Arystokrata zawahał się. Nie był już pewny, czy powinien wejść do środka, jednak nagle drzwi wejściowe otworzyły się szeroko, a uśmiechnięta twarz Charlotty zapraszała go serdecznie. Postanowił iść za ciosem. Wiedział, że ma teraz szansę na zmianę całego swojego życia. Ona i jej dobroć zaczęły go zmieniać już pierwszego dnia, jednak zrozumiał to dopiero teraz. Przekroczył próg i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu Hermiony. Zamiast niej, w korytarzu przywitał go mały, rozemocjonowany piesek. Draco kucnął by móc go pogłaskać. 

- Już na mnie nie szczekasz? - powiedział do psa i podrapał go za uchem. Szpic miniaturowy radośnie zamerdał puszystym ogonem. - Panie Kuleczko, gdzie jest pańska właścicielka? - zapytał wstając. Pomeranian szczeknął i pobiegł schodami na górne piętro. Draco nie czekał dłużej. Idąc śladem pupila, stanął przed drzwiami prowadzącymi do sypialni dziewczyny. 

- Pora na szczotkowanie - powiedziała Charlotta, która nagle znalazła się tuż za blondynem.  Wzięła niezadowolonego psa na ręce i zeszła na dół, zostawiając Dracona samego.

"Po prostu to zrób", pomyślał arystokrata i zapukał. Po chwili usłyszał ciche zaproszenie. 

Sypialnia kasztanowłosej, nie różniła się praktycznie niczym sprzed ich wyjazdu do Brazylii. Była tak samo jasna, duża i elegancka. Jednak, na wielkim łożu oprócz białej pościeli, leżało jeszcze coś. Pojedyncze kartki, wyglądające na wcześniej wyrwane z jakiejś księgi. Draco, nigdzie nie mogąc dostrzec Hermiony, podszedł do łóżka. Już chciał bliżej przyjrzeć się kartkom, gdy nagle drgnął.  

- Kiedyś to był mój pamiętnik - usłyszał i spojrzał przed siebie.  

Kasztanowłosa zamknęła drzwi do garderoby i skończyła przewiązywać delikatny pas jedwabnego szlafroka. Draco utkwił w niej swoje spojrzenie. Po jej telewizyjnym wyznaniu i zaakceptowaniu własnych, tak bardzo skomplikowanych uczuć, po raz pierwszy poczuł się w jej obecności zakłopotany. 

- Pisałam go przez prawie wszystkie lata uczęszczania do Hogwartu - powiedziała Hermiona stanąwszy naprzeciwko chłopaka. - Nie przestałam nawet podczas wojny... Dwa dni temu, po tak długim czasie, przejrzałam go ponownie. Wszystkie kartki które tutaj leżą, są stronami na których zapisałam twoje imię, Draco. Jest ich dokładnie sto pięćdziesiąt jeden - powiedziała i spojrzała mu w oczy. W błękitnoszarych tęczówkach zalśniło światło świec, stojących obok łóżka. Coś w jego spojrzeniu się zmieniło i była w stanie to dostrzec. Omiotła wzrokiem milczącą twarz chłopaka, jego jasne, niemal białe włosy i chociaż zapragnęła go dotknąć, powstrzymała się czując w sercu dziwny ból. 

Chwila, która zdawała się być wiecznością, w istocie była jedynie sekundą. Gdy jego dłonie przyciągnęły ją mocno do siebie, poddała się ich sile. Usta jasnowłosego chłopaka odnalazły jej malinowe wargi, palce wtopiły się w długie włosy. Nie potrzebował już słów. Nie chciał już niczego słyszeć. Nie dbał o wyznania, zapewnienia, przysięgi. Wszystko co było ważne, miało jej kształt i zapach. Było jej skórą, spojrzeniem pełnym blasku, cichym szeptem. Odkupienie miało dźwięk jej głosu.. 

- Draco... - szepnęła, lekko upadając na szeleszczące kartki. Dotknęła jego twarzy i przytrzymała go na chwilę, by móc znowu spojrzeć mu w oczy. Milczący i pełen napięcia wpatrywał się w jej twarz. - Kocham cię - powiedziała roznamiętniona i chociaż czuła jak serce puchnie jej ze szczęścia, w kącikach oczu zalśniły łzy. 

Draco przybliżył się do niej, oparłszy się łokciami o miękką pościel i wyszeptał, po raz pierwszy w swoim życiu.. 

- Też cię kocham. 

Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, po czym objęli się mocno i znów połączyli w namiętnym pocałunku. 

Wszystkie drogi którymi mieli iść, w końcu znalazły swój przecinający się punkt. Wszystko co przeżyli i zostawili za sobą, w końcu okazało się mieć konkretny powód. Nie do końca jasny i oczywisty, jednak pełen pasji, przebaczenia i poznawania samego siebie na nowo. 

W tamtej chwili uwierzyli, że najlepsze dopiero nadejdzie. 

*

Dolina Godryka, mała mugolsko - magiczna miejscowość, znajdująca się w West Country spowita była ciszą i mgłą. Nagle, między uliczkami rozległ się cichy dźwięk teleportacji, a obok pomnika "Magicznej Rodziny" stanął Ron Weasley. Poprawiwszy poły płaszcza, ruszył przed siebie i minął niewielki kościółek. Szedł powolnym krokiem i nawet chłód nocy nie zmusił go do przyspieszenia kroku. Po chwili stanął naprzeciwko zrujnowanego domu i dotknął zniszczonej bramy. Jak na zawołanie, z ziemi wyrosła niewielka tabliczka, upamiętniająca wydarzenia sprzed dwudziestu trzech lat. 

W tym miejscu, nocą 31 października 1981 roku, stracili życie Lily i James Potterowie. Ich syn, Harry, jest jedynym czarodziejem, który przeżył Mordercze Zaklęcie. Ten dom, niewidzialny dla mugoli, pozostawiono w ruinach jako pomnik pamięci po Potterach i aby przypominał o przemocy, która rozdarła ich rodzinę."

Nie wiedział dlaczego, ale zawsze gdy przychodził odwiedzić przyjaciela, mieszkającego teraz na końcu tej samej ulicy, zatrzymywał się przed ruinami i dotykał bramy, by móc jeszcze raz przeczytać tak dobrze znane sobie słowa. W pracy Aurora każdy jego dzień był niewiadomą, zawsze mógł już po prostu nie wrócić, jednak gdy przypominał sobie o losie i poświęceniu rodziców Harry'ego, wiedział że to co robi ma sens. Spojrzał jeszcze raz na zniszczony budynek, po czym skierował się w dół ulicy. 

Ledwo zapukał, gdy drzwi otworzyła mu Ginny. Rudowłosa kobieta widząc minę swojego brata, mocno objęła go za szyję. Westchnął zrezygnowany. Poklepał ją po plecach i objął najdelikatniej jak potrafił. Ginny nie często raczyła go siostrzaną czułością, więc postanowił skorzystać z okazji, mimo iż nie czuł rozpaczy. 

- Myślałem że będziesz płakać. 

Ron spojrzał na Harry'ego, który wyszedł z salonu. Brunet uśmiechnął się smutno i podszedł do przyjaciela, który oswobodził się już z uścisku siostry. 

- Ja nie płakałem, za to Hermiona wyła jak bóbr - odparł Ron po tym, jak Harry poklepał go po ramieniu. 

- Jak się czuje? - zapytała Ginny z przejęciem. Ron kątem oka zauważył, że dziewczyna delikatnie chwyta się za sporych rozmiarów brzuch. 

- Chyba dobrze. Malfoy z nią jest - odparł zdejmując płaszcz. 

Ginny i Harry spojrzeli po sobie. 

- Czyli to prawda? Hermiona naprawdę kocha Malfoya? - Ginny, mimo wszystko, nie potrafiła w to uwierzyć. 

- Widziałaś odcinek i to, co się między nimi działo... - powiedział Ron przechodząc do salonu siostry. Usiadł ciężko w fotelu i odchylił głowę do tyłu. - Jestem wykończony. 

- Zrobić ci jakąś kolację? - zaproponowała Ginny. 

- Nie dziękuję, ale nie pogardziłbym kremowym piwem - odparł Ron i gdy po chwili Harry wrócił z dwiema butelkami piwa, nagle w salonowym kominku zapłonął zielony ogień. 

- Połączenie z Ministerstwem - powiedział Harry odkładając alkohol na stół. 

W szmaragdowych płomieniach pojawiła się głowa mężczyzny po czterdziestce, który rozejrzał się po salonie i z góry przeprosił Ginny za kłopot. Był to Anthony Lloyd, szef biura Aurorów. 

- Co się stało Lloyd? - zapytał Harry podchodząc do kominka. Ron wstał z fotela i również przybliżył się do głowy szefa. 

- Potter, Weasley, macie natychmiast stawić się w Ministerstwie, pewna sprawa wymaga naszej natychmiastowej interwencji - odparł Anthony, po czym życzył pani domu dobrej nocy i zniknął. 

- Idź - powiedziała Ginny głosem pełnym zrozumienia i chwyciła obie butelki, by z powrotem wstawić je do lodówki. 

~

O tej godzinie gmach Ministerstwa Magii zionął pustkami. Jedyną obecną osobą w budynku, był czarodziej pełniący funkcję nocnej straży. Harry i Ron minęli go szybkim krokiem i skierowali się w stronę wind, by dotrzeć na drugie piętro, gdzie mieściło się biuro Aurorów. Zanim jednak do nich doszli, Anthony Lloyd zawołał ich w stronę ministerialnych kominków. 

- Lecimy od razu, wszyscy są? 

Harry i Ron rozejrzeli się po holu. Oprócz pozostałych członków swojego wydziału, dostrzegli również pracowników z Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. 

- Czy tylko mi coś tutaj nie gra? - szepnął Ron do Harry'ego. Brunet zmarszczył brwi. Po raz pierwszy spotkał się z takim połączeniem sił. Czarodzieje z DPPC byli swego rodzaju "magiczną policją". Dokonywali aresztowań, ścigali drobnych przestępców, pilnowali magicznego porządku. Jednak Aurorzy, w przeciwieństwie do nich, stanowili wyjątkową, wyszkoloną jednostkę specjalizującą się w walce z czarnoksiężnikami, Śmierciożercami, dementorami i innymi niebezpiecznymi osobnikami, z którymi czarodzieje z Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, raczej nie daliby sobie rady. Skoro do akcji powołano oba biura, oznaczało to coś niezwykle poważnego. 

Po kilku minutach, cała grupa stanęła w dużym salonie, jednego z mieszkań starej kamienicy. Posłusznie ruszyli za Anthony'm i w końcu dotarli na miejsce, gdzie czekał już na nich szef DPPC, pięćdziesięcioletni Benjamin Hunt. 

- Mógłbym powiedzieć dobry wieczór, ale wątpię by taki był - zaczął Hunt zbliżając się do grupy, Anthony stanął zaraz obok Benjamina. - Jak wiecie, w mugolskiej policji mamy kilkoro swoich ludzi, i to właśnie dzięki nim, dowiedzieliśmy się o tym strasznym morderstwie. Zaraz skierujemy się na miejsce zbrodni, jednak zanim tam pójdziemy przekażę wam kilka faktów o których już wiemy. Reszta to domysły - powiedział mężczyzna i zaklęciem rozesłał w ręce pozostałych kartki, na których widniało zdjęcie ofiary wraz z jej danymi. 

- Dzisiaj, w późnych godzinach wieczornych, została zamordowana Eufemia Rowle, zapewne wielu z was kojarzy jej syna, Thorfinn'a Rowle, który niedawno został złapany i obecnie odsiaduje wyrok w Azkabanie. Z początku na miejsce zbrodni przybyły mugolskie jednostki porządkowe. Podejrzewano wybuch gazu, lecz szybko okazało się, że w tej starej kamienicy nie było żadnych instalacji gazowych, lub elektrycznych. Pamięć policjantów zmodyfikowano, a sprawę przejął mój wydział - powiedział Hunt i ruszył schodami na dół. Wszyscy ruszyli za nim. - Budynek należy do Baltazara Humphrey'a, którego na czas dochodzenia przeniesiono w inne, bezpieczne miejsce. Pan Humphrey jest czarodziejem i jedynym świadkiem który był na miejscu podczas zdarzenia, jednak twierdzi że nic nie słyszał ani nie widział, do momentu "wybuchu" - kontynuował. - Twierdzi, że zamordowana mieszkała sama i nigdy nie widział u niej żadnych gości. Dodał, że jedyne na co narzekał, to na wrzaski Lelka Wróżebnika, którego Eufemia hodowała, jednak zwłok ptaka nie odnaleziono w ruinach mieszkania - powiedział, po czym wyszedł z budynku i stanął naprzeciwko zawalonej ściany kamienicy. 

Oczom wszystkich ukazał się niecodzienny widok. Wyglądało to tak, jakby rzeczywiście, coś wybuchło od środka. 

- Zapewne zastanawiacie się, dlaczego wezwałem oba wydziały - zaczął po chwili Benjamin Hunt. - W miejscu zbrodni wykryto magię, która jak wiecie, zawsze zostawia po sobie ślad. I to jest faktem, Eufemię Rowle zabiła magia. 

- Czy w takim razie, ta sprawa nie podlega jedynie pod Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów? - zapytał Ron, robiąc krok do przodu. 

Z odpowiedzią pospieszył mu Anthony Lloyd. 

- To prawda, panie Weasley. Sprawami morderstw z pomocą użycia magii, przeważnie zajmuje się wydział DPPC, jednak gdy w grę wchodzi czarna magia, do śledztwa włączamy się my, Aurorzy. 

Przez grupę czarodziejów przeszedł cichy szmer. Już od kilku lat nie słyszano o tym, by ktokolwiek odważył się użyć zakazanych zaklęć. W chwili, gdy ciało Voldemorta spalono, a jego prochy pochowano w najgłębszym i najlepiej strzeżonym sejfie Ministerstwa, wierzono, że już nigdy nie zdarzy się nic podobnego. Ufano, że zło odeszło na zawsze. Pojęcie "Czarnej Magii" pojawiało się już tylko w Hogwarcie, na lekcjach samoobrony. 

- Proszę tutaj podejść - zakomenderował Anthony i skierował grupę za duży, biały parawan. 

Ron spojrzał na idącego obok Harry'go. Widział ten wyraz twarzy setki razy, w czasach szkoły. Coś znowu zaczęło dręczyć zielonookiego czarodzieja. 

Na wyczarowanym wcześniej blacie, leżała martwa kobieta, cała pokryta krwią i pyłem z zawalonego budynku. Widok zmasakrowanego ciała, przyprawił parę osób o mdłości. Harry wpatrywał się w zwłoki i bezwiednie dotknął swojej blizny. Poczuł coś, czego nie czuł już od lat. 

"To niemożliwe", pomyślał. "Sam widziałem, jak go spopielają". 

Z zamyślenia wyrwał go głos Lloyd'a. 

- Jak widzicie, na pierwszy rzut oka ciało nie wygląda na takie, z którego życie wydarłoby zaklęcie. Jednak, są pewne sposoby na to, by udowodnić obecność magii podczas dokonywania zabójstwa - powiedział, po czym rzucił na ciało niezwykle trudne zaklęcie, składające się z aż dziesięciu słów. Po skończonej inkantacji, z martwego ciała zaczął unosić się czarny dym, który z czasem przemienił się w niewielki kłąb ciemnej materii. Anthony, nie czekając dłużej, unicestwił zjawę. 

- Eufemia Rowle, zginęła z rąk Obskurodziciela - powiedział Anthony opuszczając różdżkę. To co przed chwilą zobaczyliście, było jakby jego echem, podpisem który zostawił po sobie morderca. 

- To niemożliwe... - szepnął któryś z Aurorów, jednak na twarzach czarodziejów z Departamentu Przestrzegania Prawa, malowało się jedynie głębokie niezrozumienie. 

- Niestety - przytaknął Lloyd. - Ostatni atak na terenie Wielkiej Brytanii z pomocą Obskurusa, zanotowano w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Obskurodzicielem był niejaki Credence Barebone*, który zginął z rąk Gellerta Grindelwalda. Niestety, o samej sprawie Credence'a wiemy niewiele, akta tej sprawy zaginęły, a wszyscy świadkowie tamtych wydarzeń niestety nie żyją, w tym były dyrektor Hogwartu, Albus Dumbledore.  

Ron spojrzał na Harry'ego, który wpatrywał się w ciało tak intensywnie, jakby żywił nadzieję na to, że zwłoki w końcu do niego przemówią. Gdy Benjamin wraz z Anthonym omawiali poszczególne rany i ślady, brunet w końcu przemówił. 

- Ron, pamiętasz historię Ariany Dumbledore? - zapytał ściszając głos do szeptu. Rudzielec zmarszczył brwi.

- Siostrę Dumbledore'a, którą całe życie trzymano w piwnicy? 

- Tak - przytaknął mu Harry. 

- Co z nią? 

Brunet w końcu oderwał wzrok od ciała i spojrzał w niebieskie oczy Rona. 

- Lata temu, Hermiona podsunęła mi co do niej pewną teorię i chyba właśnie znalazłem na to potwierdzenie. 

- Hermiona? - zdziwił się Ron i już chciał zapytać, co dokładnie zasugerowała Harry'emu kasztanowłosa, jednak w tym samym momencie podszedł do nich szef. 

- Potter, Weasley, jest jeszcze coś - powiedział Anthony i podał obu mężczyznom kilka brudnych, zakurzonych  i zakrwawionych dokumentów. - To akta, które kilka miesięcy temu wykradziono z Ministerstwa. Znaleziono je w gruzach. 

Harry i Ron spojrzeli na podniszczone teczki, zawierające dane, oraz historię Voldemorta, Belltarix Lestrange, wszystkich członków rodziny Malfoy, ich samych, oraz Hermiony Granger. Przeglądając papiery, zauważyli brak zdjęcia Lucjusza, Narcyzy i Dracona. 

____________________________________________________

SŁOWO OD AUTORKI: 

Kochani! Tym oto rozdziałem, wkroczyliśmy w ostatni etap opowiadania. Całkowicie nowy Arc :D Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał. Komentujcie i dawajcie mi znać co sądzicie o całej tej historii. Już niewiele zostało do jej zakończenia! (No, może nie znowu aż tak niewiele ;) ) 

Na moim profilu pojawiło się nowe Dramione, zatytułowane "ŚWIT". Jest już dostępna informacja wstępna, oraz strona "Bohaterowie". Opowiadanie wystartuje zaraz po zakończeniu "Smoka i Gwiazdy", więc jeszcze przed wakacjami, może nawet przed czerwcem, kto wie. 

Dziękuję za wszystkie głosy i komentarze. Buziaki i WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKIEJ NOCY! :* 

P.S. Jak widać, rozdział pojawił się szybciej, właśnie przez nadchodzące święta. Kolejny powinnam opublikować już normalnie, czyli w weekend, lub pod jego koniec. Buziaki! :* 

*Credence Barebone - postać z filmów "Fantastyczne Zwierzęta I Jak Je Znaleźć". Jest Obskurodzicielem i najprawdopodobniej zaginionym bratem Albusa Dumbledore'a. Historia wciąż jest ekranizowana, więc jeżeli na końcu okaże się, że naprawdę zginie z rąk Grindelwalda, lecę zagrać w Totka! :d :D ;) 






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro