Rozdział 7
Od zabicia mordercy matki Isseia minęły dwa tygodnie. Dziś brunet jak zwykle spokojnie wstał. Dzisiaj wraca do szkoły. Gdy miał już wychodzić jego ciocia stanęła przy nim i wzięła mu kluczyki od samochodu. Bursztynowooki zdziwił się, tym.
- Ja prowadzę. Dziś dzień otwarty.
- Nie ma mowy. Ja pojadę nowym samochodem.
Cesarz Czerwonego Smoka poszedł do garażu, szybko wsiadł do Dodga którego odpalił i szybko wyjechał. Nie jest już małym dzieckiem. Może robić co chce. Dziesięć minut przed dzwonkiem był już w klasie. Jakieś siedem minut później pojawił się nauczyciel a później rodzice uczniów i lekcja się zaczęła. Hyõdõ modlił się, żeby jak najszybciej minął ten dzień. Trzy lekcje później była długa przerwa. Chciał wyjść z głównego budynku. Gdy schodził ze schodów. Zobaczył to co go zszokowało. Jego ciocia spokojnie i z uśmiechem na twarzy rozmawiała z ojcem Rias. A szkarłatnowłosa stała obok nich. Czyżby jego ciocia zgłupiała z wrogiem się trzyma? Jeśli tak, nie jest już jego rodziną. Chłopak spokojnie szedł dalej. Nawet nie reagował na wołanie brunetki. Gdy wyszedł z budynku zaczął iść w kierunku bramy szkoły. Po kilku minutach siedział już w swoim samochodzie. Bez namysłu odjechał. Dziesięć minut później był w swoim pokoju pakował się, koniec tej dobroci. Kiedy skończył zniknął. Pojawił się przed Valim. Cesarz Białego Smoka popatrzył na bruneta i uśmiechnął się, miał podejrzenia.
- Koniec bycia nawet miłym?
- Żebyś wiedział. Będą się nas bać.
- Dobrze to słyszeć. Chodź dam ci jakiś pokój a później wprowadzę w grupę.
- Pokój daj, grupy nie musze znać. Będę pracować sam.
- Jak sobie chcesz.
Cesarze Niebiańskich Smoków poszli. Issei kilka minut później miał już swój mały pokój. Niebieskooki wyjaśnił mu wszystko, to co musiał wiedzieć. Aż do dwudziestej srebrnowłosy tłumaczył. Jak skończył, poszedł do siebie. Hyõdõ wyjął telefon. Było kilka nie odebranych połączeń i jedna wiadomość. O treści " gdzie jesteś? Martwię się" brunet, odpisał krótko i na temat " nie twoja sprawa. Nie jesteś już moja ciocią". Chłopak wyłączył telefon i poszedł spać. Jutro ma trochę do zrobienia. Następnego dnia dnia około 10 rano. Cesarz Czerwonego Smoka był już w Zaświatach. Nie był sam, z nim był Cesarz Białego Smoka. Oboje stworzyli na sobie zbroje. Brunet miał czerwoną z kilkoma zielonymi klejnotami. Dwa na dwóch dłoniach i jeden na klatce piersiowej. Vali miał białą z niebieskimi klejnotami w tym samych miejscach co Issei. Po mału zaczęli iść w kierunku budynku. Bez problemu weszli, do środka. Ochroniarze byli dla nich, słabi. Tylko diabły średniej klasy. Około pięć minut później z buta weszli do gabinetu. Przed nimi siedział sam Lucyfer. Szkarłatnowłosy wstał, był zdziwiony, jednak był gotowy walczyć.
- Nie dziś. Przywódców i ich rodziny zostawimy na koniec.
- Hyõdõ jesteś w Brygadzie Chaosu?! Twoja ciocia się o ciebie martwi!
- Diabły nie są moją rodziną. Jestem i zabije wszystkich z trzech nacji. Nie zostawie żadnego z was.
- Ty zgłupiałeś?! Chcesz zabić wszystkich od tak? Bez powodu?!
- A zabicie mojej matki, śmierć mojego ojca. Są jeszcze powody których nie chce mi się wymieniać! - W głosie chłopaka było słychać tylko gniew i chęć mordu. - Odbiorę wam wszystko.
- Czerwony, musimy iść. Trzeba po mału zaczynać.
- Masz rację. Żegnaj gnido.
Cesarze Niebiańskich Smoków zniknęli. Mieli ważniejsze rzeczy do roboty. Musieli wymyśleć plan. W końcu oboje mają już dosyć być w cieniu. Pokażą im że lepiej Cesarzy zostawić w spokoju. Z resztą za jakiś czas nikt nie będzie mógł zakłócać ich spokoju. Przez kilka godzin myśleli co zrobić. Dopiero w godzinach popołudniowych udało się, wpaść na dobry pomysł. A gdyby uderzyć w jeden z najbardziej czułych punktów Lucyfera? Gdy by rozkochać jego ukochaną siostrę w jednej osobie, następnie złamać jej serce i na koniec ją zabić na oczach starszego brata. Bursztynowooki bardzo chętnie wziął na siebie te zadanie. Nie lubi Gremory, dziewczyna była z dobrego domu. Nic jej nie brakowało, na nic nie musiała pracować. Takie osoby zawsze myślą że wszystko im wolno, że są lepsi od innych i jeszcze trochę tego. Cesarz Czerwonego Smoka poszedł się, spakować musiał wrócić do domu. Plan musi się, udać. Dziesięć minut później był już w swoim domu rodzinnym. Rzucił torbę na łóżko po czym wyszedł z pokoju i zniknął. Pojawił się w biurze niebiesko-zielonookiej. Rias widząc go była zdziwiona. Brunet spokojnie przy pomocy magi przeniósł za siebie krzesło na którym usiadł.
- Spokojnie. Bratu podobało się przedstawienie?
- Groźba wybicia trzech nacji to jest przedstawienie?!
- Uspokuj się, myślisz że Biały od tak komuś zaufa? Że można od tak bez dowodu być w Brygadzie Chaosu?
- Myślisz że jestem taka głupia żeby w to uwierzyć?!
- Gdy bym chciał już byś nie żyła. Nie siedział bym tu spokojnie i nie mówił bym tego. Jesteś mądrą i śliczną dziewczyną, po co miał bym się bawić w okłamywanie?
- Komplementy nic ci nie dadzą! Nie nabiore się, na takie coś!
- Mówię to co myślę i prawde. Teraz za miast z tobą rozmawiać. Mógł bym rzucić twoje martwe ciało, pod nogi twojego brata. Lecz nie chce tego. Jesteś milsza niż myślałem. I potrzebuje pomocy. Sam nie mogę Lucyferowi mówić co się, będzie działo. Chyba chcesz spokojnie żyć i być szczęśliwa?
- Daj mi kilka dni. Muszę to przemyśle dam ci znać.
- Nie ma problemu. - Brunet zniknął. Po chwili był przed swoją ciocia. - Powiem krótko wracaj do Tokio.
- O co ci chodzi? Co się stało?
- Nic, muszę coś zrobić. Nie chcę cię narażać.
Brunetka kiwnela głową i zniknęła. Hyõdõ poszedł wziąść długi gorący prysznic. Nie wiedzieć czemu był zmęczony. Może to po prostu zły dzień dla niego. Po prysznicu poszedł do kuchni zrobić sobie jedzenie w końcu nie miał mu kto gotować. Gdy wszedł do pomieszczenia zobaczył Kibe, chłopak sobie spokojnie gotował.
- Mam jedno pytanie. Co ty kurwa w moim domu robisz?
- O Issei-san. - Blondyn odwrócił się i ukłonił. - Szefowa kazała mi tu przyjść. Chcę żebym cię pilnował aż podejmie decyzję. Robię właśnie obiad.
- Mogła dać Akeno było by chociaż na co popatrzeć. Lecz musiała mi dać do domu geja. Od de mnie trzymaj się minimum 7 metrów z daleka. Rozumiemy się czy siłą muszę wbić ci to do głowy?
- Spokojnie nie jestem gejem. Nie ma problemu.
Bursztynowooki poszedł do swojego pokoju. Teraz się, musi męczyć tylko po to żeby plan się udał. Z wielką chęcią zobaczy jak Lucyfer będzie błagał o litość dla jego siostry.
-----------------------------------------------------------
Sorry za błędy.
Cóż, mały szok dla was,pewnie jest. Że czerwony i biały zaczęli współpracowac.
Do następnego razu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro