𝐏𝐑𝐎𝐋𝐎𝐆𝐔𝐄
⌜ 𝐆𝐑𝐀𝐏𝐇𝐈𝐂 𝐃𝐄𝐒𝐈𝐆𝐍 ⌟
➥ cover:
。ZafiraMorgan.
➥ banner:
。ZafiraMorgan.
⌜ 𝐂𝐎𝐑𝐑𝐄𝐂𝐓𝐎𝐑 ⌟
➥ corrector:
。Paulina Żydek.
꧁____________________________꧂
⌜ 𝐏𝐑𝐎𝐋𝐎𝐆𝐔𝐄 ⌟
꧁____________________________꧂
Tego ranka niemiłosiernie bolała mnie głowa. Podejrzewałem, że winna temu była długa wieczorna rozmowa z Tobiem. Próbował mnie czegokolwiek nauczyć na jakieś egzaminy, jednak ostatecznie pamiętałem tylko jedno – że można latać na smoku bez sprzętu, ale odpowiednio układając ciało. Nie przykładałem większej uwagi do lekcji, przez co wiele razy lądowałem na dywaniku u nauczycieli. Na moim kierunku traktowano uczniów wyjątkowo surowo, bo ze względu na jego specyfikę zagrożone było zdrowie i życie innych.
Mogło się to wydawać zabawne, ale mimo dostania się na najtrudniejszy kierunek, olewałem naukę i wiedzę teoretyczną, pochodzącą z jakichś ekskluzywnych podręczników. Dwa pierwsze lata były po prostu nudne. W końcu za samą teorią nikt nie przepadał. Większość wolała trzeci rok, na którym uczył profesor, który przyprowadzał na zajęcia własnego chowańca. Przekazywał nam wiedzę, bazując na własnym doświadczeniu i wnioskach, a nie marnej książce. Niedługo po tym, jak jego metody nauczania wyszły na jaw, został zwolniony z powodu rzekomego narażania naszego życia. Gdy wszystko wróciło do swojego regulaminowego status quo, znów pojawiła się nuda. Na czwartym, a jednocześnie ostatnim roku, nie uczyliśmy się wiele więcej niż wcześniej.
To nie tak, że się tym nie przejmowałem. Naprawdę zależało mi na wiedzy o smokach, ale znałem lepsze sposoby jej przyswajania. O wiele częściej niż na lekcjach bywałem w bibliotece, co skutkowało niską frekwencją.
Tobio wielokrotnie powtarzał mi, jaki to głupi jestem, omijając różne zaliczenia i ignorując uwagi nauczycieli. Nie przyznawałem mu się do swojego zainteresowania kulturą i zachowaniem wielkich gadów. Nie chciałem, by on również zaczął wymagać ode mnie więcej. Bo tak jest, prawda? Kiedy poświęcasz jakiejś rzeczy szczególną uwagę, ludzie zauważają to i chcą cię wykorzystać aż do granic możliwości. Trochę tak jakbyś był maszyną. Nie wiedział on też o mojej potrzebie zdobywania wiedzy przez obserwację. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że uważa mnie za cichego i spokojnego chłopaka. Ten wniosek trochę mijał się z prawdą, ponieważ w towarzystwie bardziej skupiam się na analizowaniu ludzi, niż odpowiadaniu na ich śmieszne pytania. Lubiłem taki styl bycia. Wiedziałem sporo więcej niż inni, a to dawało mi poczucie dominacji.
Podniosłem się z łóżka i sięgnąłem po półlitrową butelkę wody, którą wypiłem jednym haustem. Po nocy byłem wyjątkowo spragniony, a mój organizm dość szybko się odwadniał, musiałem o tym stale pamiętać. Po drodze do łazienki wyrzuciłem pustą butelkę do małego śmietnika, a potem przystąpiłem do porannej rutyny.
Przemyłem twarz i zabrałem się za mycie zębów, aby następnie spakować zeszyt do torby. Miałem tylko jeden i przeważnie nawet go nie wyjmowałem, ale ze względu na wczorajsze wymagania korepetytora musiałem w nim notować. Stanąłem ponownie przy umywalce i poprawiłem niebieskie, o ile mogłem je jeszcze tak określić, włosy. Miałem spory czarny odrost, długie kosmyki zachodziły niemal za ucho, i nie czułem się w tym za dobrze. Byłem już umówiony do fryzjera, a dokładniej to do młodszej koleżanki z kierunku trolloznawstwa. Za kilka dni musiałem się u niej stawić, o czym przypominała mi żółta karteczka na białej ramie lustra. Nie byłem też zaskoczony podkrążonymi oczami, nawet podobałem się sobie w nich. Pasowały do mojej urody, a przynajmniej ja tak uważałem. Ubrałem się w coś luźnego i na sam koniec założyłem soczewki kontaktowe. Musiałem ich używać przez wadę wzroku. Co prawda nie była ona zbyt duża, ale jednak. Okulary nie były dla mnie dobrym rozwiązaniem. Zawsze je gdzieś gubiłem lub niszczyłem przypadkiem.
Gotowy wyszedłem na korytarz, i poprawiając bagaż na moim ramieniu, rozejrzałem się w obie strony. Zastanawiałem się, czy by się nie spóźnić na pierwszą lekcję. Od początku czwartego roku chodziłem w pewne miejsce, z którego miałem dobry widok na coś na kształt stajni. Znajdowały się w niej zwierzęta w rodzaju głupkowatych trolli, oswojonych smoków oraz niewielkich rozmiarów dinozaurów. Podobno były również jakieś wyjątki, ale o nich nie miałem pojęcia. Nigdy w niej nie byłem, więc nie wiedziałem, jak to wyglądało od środka. Obiekt był ogromny, podobnie zresztą jak wszystkie inne budynki na terenie szkoły.
W akademii znajdowała się czteroletnia szkoła i roczne studia. Na pierwszym stopniu uczyliśmy się o danym zwierzęciu, chociaż mieliśmy również dwie godziny tygodniowo o pozostałych stworzeniach. Jeśli chodzi o drugi etap nauki – studia, to jedyne, z czego się cieszyłem to możliwość kształcenia się w tej samej placówce. Z opowieści wynikało, że studia to niemal sama praktyka, ale to wymagało własnego stworzenia, dlatego organizowano specjalnie wydarzenia, podczas których można było znaleźć swoją bratnią duszę. Najwięcej osób było na dinoznawstwie, ale z tego, co słyszałem, to smoki też ich interesowały. Przeważnie były to osoby, którym nie udało się dostać na kierunek o latających gadach.
Te stworzenia były wyjątkowo rzadkie, dlatego rekrutacja, która tutaj odbywała się co dwa lata, była wyjątkowo trudna. Najpierw pisało się długi test, a potem odbywał się trening z oswojonym przez dyrektora smokiem. Liczył się głównie ten drugi etap. Ale jeśli chodzi o mnie, to podszedłem do tego na spokojnie, choć bardziej pasowałoby stwierdzenie, że poszedłem na żywioł. Nie przygotowywałem się jakoś specjalnie, więc kiedy otrzymałem list z pozytywnym rozpatrzeniem mojej kandydatury i potwierdzeniem przyjęcia do szkoły, bardzo się zdziwiłem. Nikt się tego nie spodziewał, a już w szczególności nie ja.
Populacja smoków wciąż malała. I mimo dużych inwestycji poczynionych przez akademię, nie dało się tego stanu rzeczy poprawić. Mieliśmy jedynie pewność, że te gady całkowicie nie wyginą. A jako że było ich coraz mniej, to również mniej osób dopuszczano do rytuału przyjęcia.
Od początku wątpiłem, czy jakikolwiek smok zostanie przeznaczony właśnie mnie. Kiedy zacząłem się opuszczać w nauce, nie próbowałem nawet myśleć o bratniej duszy. Rytuał przyjęcia to szczególna ceremonia, która potrzebna była do odnalezienia się ze swoim zwierzęciem. A o tym, kto do niego podchodził, decydowały oceny i opinie nauczycieli. Nie starałem się przez prawie cztery lata i nie spodziewałem się dobrych słów na mój temat, dlatego nie cieszyłem się na myśl o końcu szkoły. Szczerze mówiąc, zmarnowałem kawał swojego życie w tym budynku. Nie zamierzałem się starać i kombinować, aby przekupić tych ważniejszych nauczycieli. Nie widziałem sensu, poza tym tak było mi po prostu wygodniej. Podczas gdy inni będą musieli okiełznać nieznaną siłę i charakter podopiecznego, ja będę siedział i się z nich śmiał. Dość komfortowy układ.
Wreszcie doszedłem do drzwi na końcu korytarza, po drodze zauważyłem nowy wygląd ścian. Przynajmniej raz w miesiącu malunki niemalże niezauważalnie przekształcały się w inne, co najmniej równie piękne jak poprzednie. Nie było to legalne, ale kogo to obchodziło? W internacie nauczyciele nas nie kontrolowali, choć według regulaminu powinni. Przydzielono do tego jedną profesorkę, ale przez swoją nienawiść do kontaktów towarzyskich, nie zaglądała tu często. Prawie nigdy.
Na moim roku mieliśmy kilka artystycznych dusz, które korzystały z tej możliwości i rysowały przeróżne rzeczy na ścianach. Tym razem był to motyw wody, czyli przeważały barwy zimne, odcienie niebieskiego i fioletu. Malowidła tworzyły historię, którą z łatwością odczytałem. Dwoje elfów wybrało się w podróż zgodnie z życzeniem ich króla. Opowieść urywała się w momencie, gdy jedno zostało porwane przez jakiegoś wodnego demona. Trochę dziwny motyw, ale postanowiłem nie wnikać. W każdym razie białowłosa elfka zniknęła w odmętach mrocznej topieli.
Szkoła była miejscem, które cieszyło oczy i to nie tylko z zewnątrz. Każdy lubił przesiadywać w salach lekcyjnych, a nauczyciele na to pozwalali, dlatego akademia cieszyła się dobrą opinią. Reputacja w tym przypadku była wyjątkowo ważna, w końcu nie każdy chciał mieć do czynienia z najniebezpieczniejszymi zwierzętami: smokami, trollami, dinozaurami.
Na drugim roku nauki, kiedy uciekałem przed Tobiem, wbiegłem do jakiegoś pomieszczenia. Gwoli ścisłości – nie był to pierwszy raz. Wielokrotnie byliśmy łapani przez opiekunów i upominani. Dopiero po pewnym czasie zajrzeliśmy tam ponownie i odkryliśmy, że to tak naprawdę ukryty stary pokój pod głównymi schodami. Posprzątaliśmy go i nikomu nie wspomnieliśmy o jego istnieniu, a po kilku miesiącach stał się moją kryjówką. Tobio raczej tu nie zaglądał, ale wiedział, że zawsze może mnie tu znaleźć.
To tylko mała, skromna sala, ale liczba książek, którą potrafiła zmieścić, była zaskakująco duża. Zawsze się o nie potykałem i tym razem nie było inaczej. Z ulgą przewróciłem się na przyniesioną tu kiedyś pufę i ułożyłem się wygodnie, wyglądając przez okno. Nie bez powodu lubiłem tu przesiadywać. Codziennie rano przychodziłem tutaj, aby obserwować zjawiskowo śliczną smoczycę... Wiedziałem, że mam na jej punkcie delikatną obsesję, ale jej oczy są niezwykle hipnotyzujące. Przyciągają mnie.
Nie czekałem długo. Po chwili przyleciała moja nagroda za wczesne wstawanie i spóźnianie się na lekcje.
Ponownie się jej przyjrzałem i znowu mnie urzekła. Była piękna... Przysiadła na polanie, na chwilę rozpościerając skrzydła, aby je wygodnie ułożyć przy ciele. W najjaśniejszych miejscach była w kolorze miętowym, jednak większość łusek mieniła się turkusem. Ogon i pas na grzbiecie przypominały dużo ciemniejszy odcień niebieskiego. Trudno określić te barwy, ale wraz ze złotymi oczami wyglądały niesamowicie. Długie rzęsy podkreślały jej płeć, a wysokość, sięgająca około jedenastu metrów, stanowiła jej siłę. Na pewno należała do najstarszych smoków w akademii. Ułożyła się do snu, a wrodzony szyk i opanowanie nadal od niej biły. Właściciel smoczycy miał wielkie szczęście, trafiając na tak piękny okaz w tych czasach, ale zastanawiałem się nad jednym: czy jej zachowanie było tak samo fantastyczne? A może sprawiała problemy? Nawet jeśli, nie zmieniło to faktu, że skradła moje serce.
Niedługo potem przybiegł niski chłopak o umięśnionej sylwetce i szerokim uśmiechu. Pomachał do niej i zaczął coś mówić, na co ta podniosła powieki. Nie wyróżniał się, był zwykły i szary. Zastanawiałem się: jakim cudem tak piękna istota nadal przy nim była i co w nim widziała? Nie miała lepszych facetów?
Nie chciałem dłużej patrzeć, jak brunet marnował potencjał tego pięknego stworzenia, więc podniosłem się powoli i zdecydowałem, że czas pójść do sali. Lekcja trwała już dobre pięć minut, a mnie nie chciało się dłużej siedzieć samemu. Z rękami w kieszeniach i obojętnym wyrazem twarzy skierowałem się do klasy. Koledzy na moje wejście zareagowali burzą gromkich oklasków. Wspólnie z nauczycielem oczywiście.
— Co tu się dzieje? — Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na nauczyciela, który podał mi jakąś kartkę. Hiszpański zdecydowanie nie należał do moich ulubionych zajęć – delikatnie mówiąc. A jego uśmiech był tak samo przerażający jak przedmiot, którego uczył. — Hę?
— Gratulacje. Nikt się nie spodziewał, że ktoś taki jak ty, będzie mógł przystąpić do jakiegokolwiek rytuału przyjęcia — powiedział, a ja szybko przeskanowałem wzrokiem treść kartki. — Troll odpowiada twojej głupocie, Kai.
— Najlepsze w tym wszystkim jest to, panie profesorze, że nie jestem tak głupi, jak się wam zdaje. — Przewróciłem oczami i udałem się na koniec sali, aby zająć swoje miejsce.
Czułem się urażony, ale w sumie to nie powinienem się temu dziwić. W końcu na ich miejscu również bym siebie tak postrzegał. Byłem zły i zirytowany, choć nie okazywałem tego. Na twarzy wciąż byłem obojętny.
Rytuał z trollem podobno bardzo różnił się od tego ze smokiem i nie miałem pojęcia, jak on wygląda. Nie słuchałem na lekcjach o tych stworzeniach. Po prostu były nudne i dotąd nie uważałem ich za jakkolwiek przydatne. Może faktycznie to było moim przeznaczeniem? Nie piękny smok, tylko głupi troll... Nie próbowałem dłużej tego roztrząsać. Chciałem podejść do tego rytuału i sprawdzić, co się wydarzy.
Przecież wiele osób już próbowało związać się z którymś ze zwierzaków i czasami nie było to żadne ze stworzeń z możliwej trójki. Ich powołaniem było coś innego i musieli to w jakiś sposób odkryć. Choć nic nie dawało gwarancji, że to było właśnie to.
Na moje szczęście wszystko miało się odbyć dopiero w wakacje, czyli w przerwie między liceum a studiami. Koniec szkoły był za kilka miesięcy, więc miałem czas na przemyślenia. Ewentualnie poprawę ocen i wpłynięcie na opinie nauczycieli. Ale czy ja naprawdę tego chciałem? Nie. Nie czułem, żeby mi zależało. Zadowolę się tym, co los mi przyniesie. Nieważne, czy był to troll czy dinozaur.
— Stary, nie przejmuj się. — Tobio szturchnął mnie. — Dobra, nic już nie mówię! — Podniósł ręce w akcie kapitulacji, nadal głupio się szczerząc. Odsunął się, odwrócił głowę w stronę tablicy i zaczął coś notować.
Naprawdę go podziwiałem. Zawsze się starał, czego by nie robił i dzięki temu osiągał bardzo dobre wyniki. Nie mogłem tego ukrywać, ale był naprawdę genialnym przyjacielem i miałem duże szczęście, mogąc się z nim przyjaźnić. Wiedziałem, że bez względu na godzinę czy dzień on zawsze służył mi ramieniem. A ta świadomość dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Tobio pomógł mi, kiedy szukałem swojej tożsamości, kiedy potrzebowałem zrozumienia, którego sam dla siebie nie miałem. Każdy przeżywał taki czas, gdy czuł się zagubiony przez zmiany, jakie w nim zachodziły. W moim przypadku to właśnie on mnie zaakceptował i zrozumiał.
꧁____________________________꧂
⌜ 𝐑𝐄𝐀𝐃𝐘 𝐓𝐎 𝐂𝐎𝐍𝐓𝐈𝐍𝐔𝐄? ⌟
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro