Halloween [specjalny]
31 października /Runaan, rodzice Rayli i reszta assasynów żyją, Rayla urodziła, Virren i Claudia w lochach (co nie znaczy że w podstawowej części książki tak będzie)
~Callum~
Obudziłem się obok Rayli w naszej komnacie. Za oknem była gęsta mgła dosłownie koloru mleka. Wydawałoby się żemożna ją ciąć nożem.
- Mgielko, pora wstawać - Rayla ziewła i usiadła na łóżku
- Co? Dlaczego mgiełko?
- No świata poza Tobą nie widzę - pocałowałem ją prosto w usta a ona odwdzięczyła mój gest
Dzieciak w łóżeczku zaczął płakać.
- Trzeba by mu zmienić pieluchę - powiedziała Rayla wydając z łóżka.
- Dzisiaj ludzie obchodzą Halloween.
- Co to takiego?
- Przed pokojem między ludźmi a Xadią dzieci przebierały się za elfy smoki i inne rzeczy i w takich kostiumach chodziły od domu do domu zbierając cukierki a tym co nie dali robiło się psikusy. - przypomniałem sobie kilka udanych i aż musiałem się uśmiechnąć. To były czasy.
Teraz jestem już dorosły i mam swoje dziecko więc nie ma mowy żeby wrócić do tych czasów dobrej zabawy.
- A teraz? - zapytała Rayla
- Nie wiem
- Niezbyt miłe święto mi się wydaje.
- Mi też, ale takie były czasy. Uważaliśmy was po prostu za potwory a wy nas za ogólnie złą rasę.
~Rayla~
Ubierałam właśnie malutką gdy rozległo się pukanie do drzwi i ta zaczęła płakać.
- Cukierek albo psikus - zozległ się głos Sorrena
- Wejdź - powiedział Callum
- Dzisiaj na zamku będzie impreza Halloweenowa. Obowiązkowe przebranie za elfa, smoka czy coś w tym rodzaju.
- To znaczy coś w rodzaju elfów, coś w rodzaju smoków czy coś w rodzaju Xadii? - zapytałam
- Xadii. Będziecie? Będą fajne zabawy, jedzonko i inne takie.
- Tak, raczej się pojawimy - powiedział za nas oboje Callum
- Tak chyba tak.
- To świetnie. Zaczynamy o zmroku na dziedzińcu.
Sorren wyszedł i uszłyszeliśmy tylko oddalające się kroki i pukanie do komnaty obok.
-Ciekawe czy przyjadą Runaan i Ethari?
- I Lujanne i Nyx?
- I moi rodzice?
Mała się odezwała według mnie próbując powiedzieć 'tak'
- Tak babcia i dziadek przyjdą? - zapytałam biorąc ją na ręce. - Tak?
***O zmierzchu***
~Callum~
Wyszliśmy z komnaty razem z Etharim, Runaanem, Tiadrin i Lain i kilkoma innymi assasynami elfów księżyca. Wszyscy ubrani w ubrania assasynów i z założonymi ludzkimi płaszczami takimi jakiego Rayla używała do przebrania się za człowieka prawie dwa lata temu.
Szliśmy dwójkami jeden za drugim ze mną i Raylą na przedzie. Wszyscy mieliśmy ten sam krok zupełnie jakbyśmy byli żołnierzami, więc ludzie którzy nas nie znali albo nie poznali patrzyli na nas zdumieni.
Zdumiała mnie ilość prawdziwych elfów na korytarzach zamku. Poznałem wśród nich Ibisa, Lujanne, Nyx, Janai i jeszcze kilka innych które brały udział w bitwie przy iglicy a potem w transportowaniu Ezrana do Katolis.
Gdy dotarliśmy na dziedziniec zgodnie z tym jak się rano umówiłem z Ezranem na środku był już pusty plac bez ludzi. Zatrzymaliśmy się z Raylą ze słyszalnym przytupem lewą nogą i każda dwójka za nami zatrzymując się też tupała. Jako że dwójek było sześć to uszłyszeliśmy sześć osobnych tupnięć.
Po szóstym tupnięciu ustawiliśmy się w koło plecami do siebie.
Narysowałem runę przypominającą skreślone słońce
- tenebris - powiedziałam i wszystkie światła na zamku pogasły a księżyc zasnuły czarne chmury. Ostatecznie jeśli nie było się elfem albo pół-elfem jak ja to nie było nic widać i wokół rozszedł się szum niezadowolenia i wpadających na siebie ludzi.
Narysowałem kolejne dwie runy
- splendida ligonem rutrum calceamenta ensisque - powiedziałem a nasze magiczne symbole, rogi, oczy buty i broń zaczęły świecić każdemu innym kolorem. Zwróciłem tylko uwagę że Rayla świeciła kolorem fiołkowym jak jej piękne oczy.
Zrzuciliśmy kaptury z idealną synchronizacją.
Wszyscy bez wyjątku zarówno Ci co stali na dziedzińcu jak i osoby w oknach patrzyli na nas.
Odeszliśmy każdy pięć kroków do przodu żeby zrobić więcej miejsca w środku koła i do środka weszli pierwsi dwaj assasyni.
Szczerze muszę powiedzieć że mimo że ich nie znam muszę stwierdzić że ich pojedynek był niesamowity. Walka była na tak wyrównanym poziomie że gdyby komuś z balkonu nie spadła szklanka rozpraszając jednego elfa to stalibyśmy do rana. Przy kolejnych dwóch walkach to samo.
Przy walce rodziców Rayli na pierwszym miejscu nie stała rywalizacja jak przy pozostałych. To wyglądało raczej jak dobrze wyćwiczony taniec. Tempo ani na chwilę nie zwalniało, aż do samego końca, kiedy Lain nie związała męża łańcuchem, przyciągnęła do siebie i ostatecznie rozbroiła go pocałunkiem.
Widownia wokół zaczęła klaskać a ja kątem oka zobaczyłem mieniącą się na policzku Rayli łzę. Pewnie też zaczęlibyśmy klaskać gdyby nie to że ustaliliśmy że poza walką się nie ruszamy.
Została przedostatnia walka przed naszą i zacząłem się już lekko stresować. Oboje zrobiliśmy ostatnio wielkie postępy i nasze pojedynki były nie tylko jak to opisał Ethari gdy byliśmy w wiosce księżycowych elfów "ciekawe, intrygujące, nieprzewidywalne i pełne pasji" ale też niebezpieczne choćbyśmy się nie wiem jak starali żeby było dobrze.
Runaan podciął Ethariego i przyszpilił go do ziemi wygrywając pojedynek.
Kolej moja i Rayli.
Narysowałem runę tak żeby nikt nie zauwaźył
- defenat
~Rayla~
Stałam naprzeciwko Calluma i znowu zaczęłam się bać. Jego postępy były tak gigantyczne że jeśli chodzi o walkę wyrównaliśmy poziom i nigdy nie jest wiadomo już które z nas wygra.
Narysowałam runę tak żeby nikt nie zauważył
- defenat
Ruszyłam pierwsza. Walka po ciemku dla elfów nie jest niemożliwa ale nadal jest pewnym utrudnieniem.
Skoczyłam z zamiarem zrobienia rundaka w powietrzu i wylądowania za Callumem ale nie zdążyłam.
~Callum~
Wystawiłem do góry miecze zaznaczając nimi o te Rayli zmieniając trajektorię jej lotu tak że zamiast rundaka do którego się szykowała przeleciała tylko nas moją głową.
~Rayla~
Wylądowałabym na rękach więc użyłam swojej prędkości żeby zrobić przejście w przód, obróciłam się i pobiegłam znowu na Calluma.
~Callum~
Nasze miecze się ze sobą spotkały i rozległ się przyjemy dźwięk uderzenia stali o stal.
- Już zmęczona? - zapytałem widząc jak jej klatka piersiowa unosi się wysoko w górę i w dół.
- Nie gadaj tylko walcz
~Rayla~
Kucnęłam szybko przeszłamna bok Calluma i podcięłam to tak że poleciał do tyłu.
~Callum~
Zrobiłem przejście w tył i tym razem ja pobiegłem na Raylę jawnie atakując mieczami.
~Rayla~
Sparowałam wszystkie wymyślne ciosy Calluma coraz bardziej się cofając. W końcu zrobiłam podwójny piruet usuwając się z toru ataku chłopaka i kopnęłam go tak, że poleciał do przodu.
~Callum~
Ugiąłem ręce, zrobiłem na rękojeściach mieczy piruet obracając się nogami w stronę Rayli i wyskoczyłem z wykopem.
~Rayla~
Nie zdążyłam się uchylić i poleciałam na plecy. O dziwo nie poczułam siły uderzenia co mnie zdziwiło mimo zaklęcia ochronnego. Odturlałam się na bok i wstałam zaczynając kolejny atak.
~Callum~
Zrobiłem przewrót w przód, wstałem, odwróciłem się i pobiegłem na Raylę.
Nasze miecze na zmianę wyprowadzały i parowały ciosy szybciej niż można by za tym nadążyć wzrokiem. Nasze ciała reagowały po prostu automatycznie.
~Rayla~
W jednym momencie odskoczyliśmy od siebie tworząc między sobą dystans.
Jak w każdym naszym pojedynku zaczęliśmy powoli krążyć wokół siebie szukając luki w obronie drugiego którą możnaby było wykorzystać. Skorzystałam z tego że Callum patrzył akurat prosto w moją twarz i narysowałam palcem runę.
- ductu - powiedziałam i pobiegłam na Calluma razem z rojem moich kopii.
~Callum~
Zacząłem po kolei odpierać ataki wszystkich Rayli co zaczynało sprawiać mi coraz więcej kłopotów.
Narysowałem szybką runę
- rogu aqua
Zacząłem pluć ostrym strumieniem wody. Kilka trafionych kopii rozpłynęło się w obłoczkach dymu ale jedna Rayla wycofała się znacznie na tył.
Pobiegłem na nią rozcinając po drodze te pozostałe.
~Rayla~
Narysowałam kolejną runę
- retardatione
Callum bardzo zwolnił ruchy ale dzielił mnie od niego duży dystans więc zaczęłam na niego biec.
~Callum~
Narysowałem kolejną runę tak szybko jak tylko mogłem.
- release simulase
Mogłem już się normalnie poruszać ale Rayla nadal widziała moje ruchy jako spowolnione.
Gdy dobiegła do mnie podstawiłem jej nogę, popchałem ją do przodu i unieruchomiłem wygrywając pojedynek.
~Rayla~
Wszystko wydarzyło się tak szybko że nie zdążyłam nawet mrugnąć nie mówiąc już o jakiejkolwiek reakcji.
Osoby które wygrały swoje pojedynki wyszły na środek a reszta to znaczy przegrani stanęli za nimi.
Zobaczyłam jak Callum rysuje kilka run.
- Fundatur demissione igni simulata - powiedział i fragment ziemi z dziedzińca utworzył wzniesienie w którym zrobiło się zagłębienie nad którym zaczął unosić się dziwny ogień.
Dosłownie się unosił nie dotykając podestu i nie biło od niego zadne ciepło co od razu wskazywało na to że jest magiczny.
- HALLOWEEN CZAS ZACZĄĆ - usłyszałam jak krzyczy Ezran z balkonu.
Założyliśmy na powrót kaptury i ustawiliśmy się w niewielką kolumnę.
Callum narysował kolejne runy.
- claritas meridiem finem - powiedział i wróciło wokół światło a nasze rogi buty miecze i tak dalej przestały świecić.
A szkoda bo to nawet ładne było.
~Callum~
Z przytupem na lewą nogę ruszyliśmy z powrotem do komnaty. Tym razem kierowane na nas spojrzenia były po prostu pełne podziwu którym się dziecinnie cieszyłem.
Gdy weszliśmy do komnaty mojej i Rayli odetchnęliśmy spokojnie i zaczęliśmy się przebierać w ubrania niespocone po walce.
Dyskusja krążyła tylko wokół tematów minionych walk i jakie to niesamowite były poszczególne ruchy i tak dalej.
Do pomieszczenia bez pukania weszła Lujanne.
- Wybaczcie że przeszkadzam, ale oddaję dziecko i zmykam się bawić - powiedziała i zanim zdążyliśmy zrozumieć co się właśnie stało już jej nie było a mała leżała w łóżeczku.
- My też już nie przeszkadzamy - powiedziała mama Rayli i assasyni wyszli zostawiając w komnacie naszą małą rodzinkę.
- Idziemy się bawić? - zapytałem
- Poczekaj chwilę, wezmę tylko dziecko - powiedziała zakładając na brzuch nosidełko do którego wsadziłem malutką.
- Możemy iść powiedziała
- Jeszcze płaszcze weźmy bo może być już chłodno - powiedziałem podając jej płaszcz po czym założyłem swój i wyszliśmy.
Na zewnątrz było słychać muzykę którą zawsze muzycy grali tylko na Halloween z powodu swojego smutno-strasznego brzmienia.
Poszliśmy prosto na dziedziniec który jest centrum dzisiejszej imprezy.
- Pokażę Ci jak się bawimy w Halloween - powiedziałem do żony.
Podeszliśmy do stoiska pierwszej zabawy gdzie wisiały jabłka na sznurkach. Stało tam kilka osób ze związanymi rękami próbujące zjeść te wiszące jabłka co wyglądało z grubsza komicznie.
- To pierwsze zadanie.
- Ale to łatwe
- Jeszcze zobaczysz.
Podeszliśmy do opiekuna stoiska żeby związał nam ręce po czym przeszliśmy do dwóch jabłek.
- Ścigamy się kto pierwszy ok?
- Zgoda.
- Start - powiedział, a raczej krzyknął opiekun
Ledwo zacząłem i już miałem cały policzek w lepkim karmelu. Nie tak to miało wyglądać. Tym czasem Rayla radziła sobie nawet całkiem nieźle.
Narysowałam palcem runę tak żeby nikt nie patrzył.
- sonum immobilization -szepnąłem i dmuchnąłem lekko na jabłko tym samym je unieruchomiając.
Jabłko przestało mi uciekać i tym samym mogłem je jeść je szybciej z większą swobodą.
~Rayla~
Pierwsze zadanie rzeczywiście nie było zbyt łatwe, ale wystarczyło przytrzymać chwilkę jabłko ustami i dopiero wtedy je ugryźć żeby nie uciekało.
Callumowi nie szło tak dobrze i już na początku ubrudził sobie cały policzek karmelem.
Wróciłam uwagą do mojego jabłka przestając się przejmować Callumem. Trzeba powiedzieć że takie karmelowe jabłka są całkiem dobre. Zjadłam już trochę ponad połowę gdy usłyszałam tuż za swoim uchem Calluma.
- Jak Ci idzie? - zapytał - Ja już skończyłem - uśmiechnął się tak szeroko że aż wrednie.
- Ale...? Jak Ty to...?
- Mam swój 'magiczny' sposób - powiedział z naciskiem na 'magiczny' i już wiedziałam.
- Ty oszuście - powiedziałam uderzając go w ramię
- Jaki oszuście?! W zasadach nie ma nic o pierwotnej magii
- To nie znaczy że musisz jej używać
- Chodźmy do następnej zabawy a nie kłućmy się
- Ale tym razem nie używasz magii
- Ehh... No zgoda...
- Na mały paluszek? - zapytałam wystawiając mały paluszek
- Na mały paluszek - zgodził się Callum
Podeszliśmy do miejsca gdzie zgromadziło się dużo osób.
- ZAPRASZAMY! POLOWANIE NA SŁODYCZE! - wrzeczał człowiek na podeście
- O! To jest coś co lubię! - powiedział Callum chwytając mnie za rękę i ciągnąc przez tłum
- Poproszę dwie torebki - powiedział do kogoś przy stoisku
- Wszystko co znajdziecie jest wasze - powiedział dając Callumowi dwie papierowe torebki
Mąż odwrócił się w moją stronę.
- Można szukać po calutkim zamku. Każdy słodycz który zobaczysz bierzesz i chowasz w torebce. Spotykamy się za pół godziny przy wielkim ogniu zgoda?
- No dobra - powiedziałam i się rozdzieliliśmy
Poszłam w stronę komnaty mojej i Calluma nic jednak po drodze nie znalazłam. Pomyślałam że skoro on może używać magii to ja też mogę i narysowałam runę.
- vultus dulcibus - powiedziałam i na ziemi pojawiły się widoczne tylko dla mnie błękitne linie idące ode mnie do słodyczy. W ten sposób zapełniłam całą torebkę i mogłam wracać już do miejsca spotkania.
~Callum~
Nie umiem szukać niczego. Do tej pory udało mi się znaleźć dwa cukierki na krzyż. Rayla na pewno radzi sobie znacznie lepiej ode mnie.
- O hej Callum! - usłyszałem za sobą głos brata i się odwróciłem.
- O! Hej... Co Ty tu...?
- Szukam słodyczy - powiedział wystawiając przed siebie pełną torbę Jelly Tatrt.
- COO?!?!? GDZIE TY TO ZNALAZŁEŚ?!!?
- Przy piekarni. Piekarz co chwilę dzieli się z szukającymi z okazji Halloween.
- Wielkie dzięki! Spadam!
- Czekaj Callum! Chciałem podziękować wam za stworzenie nowej, pięknej tradycji Halloweenowej. Mam nadzieję że będziesz ją kontynuował.
- Yy... Noo... Chyba tak... Ja ten... Trochę się spieszę... - odpowiedziałem bratu przestępując niecierpliwie z nogi na nogę
- Ja w sumie też
- PA! - powiedzialem szybko od niego odbiegłem zanim zdążył znaleźć nowy temat do rozmów.
Dobiegłem do piekarni na 10 minut przed umówionym spotkaniem z Raylą.
Na moje szczęście piekarz właśnie wystawił na zewnątrz tacę pełną Tart.
- invisibilia - powiedziałem ratując uprzednio runę i ciastka zniknęły z pola widzenia innych osób i na spokojnie zgarnąłem pełną tacę. Ciastka zapełniły całą torebkę ale nie mogłem powstrzymać się przed spróbowaniem kilku ciastek i gdy dotarłem na ustalone z Raylą miejsce zostało mi już tylko połowa z tego co znalazłem.
Chwilę po mnie przyszła moja żona z córeczką w nosidełku i pełnioną torebką słodyczy w ręce
- COO?!?!? GDZIE TY TO ZNALAZŁAŚ?!!
- Na zamku - odpowiedziała spokojnie Rayla
- Jak szukałem to niczego nie było! -nie mogłem wyjść z podziwu
- Widocznie nie patrzyłeś tam gdzie trzeba
- Dobra wygrałaś - poddałem się bo nie było sensu się kłócić. Pewnie użyła magii ale ja użyłem w pierwszej konkurencji więc jakby na to nie patrzeć było to sprawiedliwe.
~Rayla~
Zrobiło mi się chłodno mimo płaszcza.
- Myślę że powinniśmy wrócić do komnaty bo się jeszcze dziecko przeziębi.
- Mogę ją ogrzać magią. Ty w sumie też.
- Nie, powinniśmy wszyscy odpocząć czego się nie da w tym hałasie.
Gdybyśmy nie byli elfami to żeby się z Callumem na dziedzińcu usłyszeć musielibyśmy krzyczeć tak jak wszyscy wokół.
- Dobra, chodźmy - zgodził się mój mąż i ruszyliśmy powoli we właściwym kierunku.
Miło się patrzyło na biegające w przebraniach szczęśliwe dzieci i na szukających słodyczy dorosłych. Wydawałoby się że na ten jeden dzień wszyscy zapomnieli o swoim codziennym życiu i postanowili się tylko dobrze bawić.
- Jeszcze jedno chcę zrobić, chodź - powiedziałam i pociągnęłam Calluma za rękę
- Co...? Gdzie idziemy? Po co?
- Zobaczysz
Poszłam w kierunku piekarni gdzie miałam nadzieję znaleźć Ezrana i się nie przeliczyłam. Faktycznie tam to zastaliśmy.
- Hej Ezran.
- O cześć! - powiedział do nas obu
- Mam pytanie. Możesz wchodzić do lochów zawsze kiedy tylko chcesz?
- Tak, a co?
- Mógłbyś nas tam zabrać?
- Rayla, co Ty...? - zapytał zdekoncentrowany Callum
- Nie wiem po co ale dobra, ufam Ci.
Ezran poszedł z nami w dobrze mi znane już miejsce.
Ezran tylko podszedł i strażnicy się rozstąpili wpuszczając nas do środka.
Podeszłam do pierwszej celi w której był jakiś więzień, wzięłam z mojej torebki garść słodyczy i włożyłam je przez kartę do środka.
- Wesołego Halloween - powiedziałam patrząc na rosnące zdziwienie w oczach więźnia
- Wesołego Halloween - powiedział Ezran wkładając do środka Jelly Tartę. To samo zrobił Callum.
Powtórzyliśmy to przy każdym więźniu i każdy reagował rosnącym zdumieniem. Nie pominęliśmy nawet cel Virrena i Claudii chociaż najchętniej właśnie to bym zrobiła.
Wracając do wyjścia mieliśmy już puste torebki, ale naprawdę byłam szczęśliwa.
- Wesołego Halloween - powiedział zajadając z uśmiechem słodycze pierwszy więzień którego odwiedziliśmy i naprawdę zrobiło mi się ciepło na serduszku.
- Teraz naprawdę Halloween jest wesołe dla wszystkich - powiedziałam jak już wyszliśmy
- To było naprawdę miłe - powiedział Ezran - Nie pomyślałbym sam o tym.
- Jak Ci się podoba Halloween? - zapytał mnie Callum
- Jest niesamowite - odpowiedziałam i wróciliśmy do komnaty w towarzystwie miłej rozmowy
_____________________
_____________________
Jako słodycz ode mnie macie kilka bezczelnie ukradzionych z internetu artów. Nie robić mi psikusów :P
W każdym razie życzę wszystkim Wesołego Halloween
Smacznych słodyczy
I czego tam sobie wymyślicie ^^
Drzewne pozdrowienia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro