Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

53. Szach...

~Claudia~

- Rzeczywiście się nabrali tato - powiedziałam, kiedy moje fałszywki zostały zabite

Wspinaliśmy się po iglicy od środka. Odkryłam to przejście przypadkiem w jednej z książek z czasów powstania Iglicy. Jakiś nieuważny elf wspomniał o tym miejscu w trakcie tworzenia opisu jej powstania.

Pierwotnie to było przejście służące jedynie dla rodziny królewskiej do ewentualnej ucieczki przed silniejszym wrogiem, żeby smoki czystej krwi królewskiej nigdy nie wyginęły.

Jak na ironię to przejście będzie ich zgubą.

Pod Iglicą jest też wielka grota z głębokim jeziorem służąca Smoczej Straży do szybkiego schodzenia na dół iglicy.

Niektóre elfy są naprawdę głupie, albo zbyt łatwowierne że wspominają o takich miejscach w książkach dostępnych dla wszystkich osób postronnych.

Co prawda zostały one napisane za czasów wszechobecnego pokoju, ale można czasami przewidzieć, że czasy urodzaju nie będą trwać wiecznie.

- Nie tak szybko Claudio - powiedział tata

- Przepraszam

Zapomniałam, że od czasu upadku z Iglicy tata ma problemy z przemieszczaniem, i nie powinien w ogóle wchodzić po schodach, nie mówiąc już o tak szybkiej wspinaczce.

- Może tutaj zostaniesz? - zapytałam - Sama wszystko załatwię.

- Nie ma mowy, idę z Tobą. To moja zemsta i chcę mieć w niej swój udział.

- Ale ty jesteś uparty...

Dotarliśmy już ponad do połowy wysokości Iglicy i zaczynałam tracić powietrze. Zatrzymałam się, zgniotłam w ręce skrzela ryby i wypowiedziałam słowa w czarnej magii.

- hceddo pałz - powiedziałam i ilość powietrza dokoła jakby wróciła do normy

Tata zrobił to samo co ja i mogliśmy kontynuować naszą wspinaczkę.

Wyszliśmy z tunelu prosto do legowiska królowej. Wyjście było dokładnie za leżem, więc przed wzrokiem elfów zasłaniała nas sama królowa. Musimy zaczekać, aż mały Smok sam do nas podejdzie, porwać go do korytarza i zablokować za sobą przejście.

Wycofaliśmy się kawałek w głąb korytarza ukrywając się za z naszej perspektywy niewidzialną ścianą, wtapiającą się w tło w grocie leża. Dawało nam to gwarancję że nie zostaniemy zauważeni, ale mimo wszystko mogliśmy czekać na odpowiedni moment.

Czytałam, że małe Smoki lubią jeść zdechłe szczury, więc wyjęłam jednego z torby i położyłam obok swoich nóg w korytarzu. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to poczuje zapach i znajdzie wejście tutaj bez naszej pomocy.

Na szczęście dorosłe Smoki nie mają już tak wyczulonego zmysłu węchu jak małe osobniki, więc Królowa nie powinna poczuć szczura, co zrujnowałoby nasz plan. A przynajmniej taką mam nadzieję, bo w żadnej książce nie znalazłam dokładnie jak bardzo wyczulony węch mają dorosłe osobniki. Tym bardziej pochodzące z rodziny królewskiej.

~Rayla~

Czułam się okropnie. Znowu zawiodłam, i straciłam zaufanie przedstawicieli mojego ludu. Jak byłam mała zawsze sądziłam, że będę dobrym Assasynem. Potem myślałam, że może przynajmniej uda mi się wypełnić misję zabicia Virrena i Claudii.

Mimo to okazałam się słaba. Nie mogę po prostu zabić bezbronnej osoby. Nawet jeżeli mam ku temu wyraźny powód.

Podjęłam się zadania obchodu legowiska. Przynajmniej jeżeli dojdzie do czego, to legowisko jest ostatnią linią obrony. Jeżeli ktoś dojdzie aż tutaj, to nie może być bezbronny. Obym nie miała wtedy żadnych skrupułów.

Ledwo weszłam do legowiska, gdy poczułam okropny fetor. Coś jakby zdechły gryzoń.

Przypomniałam sobie, że Smoki do drugiego roku życia lubią jeść zdechłe szczury, więc postanowiłam znaleźć co tak śmierdzi. Jeżeli to szczur to przynajmniej dam go Zymowi. Będzie miał miłą niespodziankę jak się obudzi.

~Claudia~

Przed wejściem pojawiła się elfka, którą pierwszy raz spotkałam w Księżycowym Splocie. Chyba nigdy jeszcze mi tak serce nie biło. Serio ma tak dobry węch, że z drugiej strony leża poczuła zdechłego szczura? Jeżeli tak, to dlaczego nie poczuł go Smok?

Nie ma go w leżu? Przecież by go nie wypuścili skoro wiedzą że jesteśmy w pobliżu... Chyba że po zabiciu fałszywek poczuli się na tyle pewnie, żeby przestać przejmować się tak bardzo bezpieczeństwem.

Nie, to niemożliwe. Nie trzymaliby wtedy straży w legowisku. Musieli odkryć, że przysłaliśmy fałszywki i jeszcze bardziej wzmocnić bezpieczeństwo. Jeżeli tak jest, to powinnam zachować ostrożność.

Kiedy tylko elfka się odwróciła ostrożnie wyjęłam szczura na zewnątrz korytarza, żeby znalazła go bez odkrywania naszej kryjówki.

Pokazałam tacie palcem że musimy być bardzo cicho na co on przytaknął głową.

~Rayla~

Znalazłam w końcu szczura, co tak śmierdział, ale coś mi tu nie pasowało. Jestem pewna, że chwilę wcześniej go tam nie było.

Stanęłam odwrócona w stronę ściany przy której leżał szczur.

- Wiem, że gdzieś tam jesteście - powiedziałam - Wyłaźcie, albo sama Was znajdę.

Czekałam dłuższą chwilę, aż w końcu ze ściany wyszła białowłosa Claudia trzymając w rękach kilka stworzeń, prawdopodobnie potrzebnych jej do użycia czarnej magii.

- O Boże, dziewczyno, co Ci się stało? Zmień szampon może? - powiedziałam sarkastycznie sięgając po miecze

- Nie bądź taka do przodu bo Cię z tyłu zabraknie - odpowiedziała mi z grobową miną, ale po chwili zmieniła ją na raczej zawiedzioną - W głowie to brzmiało znacznie lepiej...

- Gdzie jest Virren? - zapytałam

- Tata został w kryjówce, nie taszczyłabym go po tylu schodach...

- Czyli nikogo tam nie będzie jak sprawdzę?

- Nikogo

Schowałam jeden miecz na plecach i narysowałam runę której nauczył mnie Callum.

- area investa - powiedziałam i rzeczywiście nikogo w miejscu z którego przyszła Claudia nie wyczułam.

- Mam nadzieję że się przygotowałaś tak, żeby to była równa walka?

- Oczywiście panienko

~Callum~

Usłyszałem hałasy, a chwilę później z Iglicy wyszły Rayla i Claudia.

- To nasza walka - powiedziała do mnie Ray - Idź do legowiska pilnować Zyma i Królowej. Możecie przejąć walkę tylko jeżeli zginę, jasne? - skierowała swoje ostatnie słowa już do reszty Smoczej Straży która poszła razem z nią na sam szczyt.

Pobiegłem szybko już do środka Iglicy, i zobaczyłem jak Królowa broni swojego Syna przed Virrenem.

- Zostaw ich - powiedziałem zdecydowanie stając między Smokami a Czarodziejem

- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy smarkaczu - powiedział Virren bezceremonialnie odpychając mnie na bok.

Podszedłem do niego i równie bezceremonialnie chwyciłem go za kołnierz podnosząc go bez problemu do góry.

- Powiedziałem zostaw - użyłem jeszcze bardziej stanowczego głosu patrząc mu prosto w oczy i rzucając nim o ścianę. - Odsuńcie się proszę - powiedziałem do rodziny królewskiej po czym jakaś siła odrzuciła mnie na bok i uderzyłem całą siłą w ścianę.

Zobaczyłem kątem oka robiącego coś Virrena, i nie zdążyłem zareagować, zanim samą czarną magią połamał mi chyba wszystkie kości ciele.

Leżąc tak na brzuchu nie mogłem się w żaden sposób ruszyć. Byłem bezbronny. Słaby.

Uważałem się za silnego, ale wobec maga z wieloletnim doświadczeniem nie mogłem nic zrobić.

Virren podszedł do mnie i zadając mi niemały ból podniósł moją głowę tak, żebym widział oba Smoki.

- Będziesz teraz patrzył, jak wyciągam z nich esencję magiczną - powiedział wstając i kierując się w ich stronę.

- Zostaw ich - wyszeptałem wkładając w to całą moją siłę. Poczułem jak połamane kości przebijają moją skórę przy każdej próbie ruchu.

- Zmusisz mnie do tego? - zapytał ironicznie staruch - Chodź, proszę bardzo. Jeżeli mnie pokonasz to ich zostawię.

- Nie tkniesz mojego syna - ryknęła Królowa tak, że się wszyatko zatrzęsło i strosząc skrzydła.

Widziałem jak Virren wystawia ukradzione berło w stronę smoków i rysuje szybko jakąś runę, po czym z obu smoków zaczęła ulatywać do berła ich energia życiowa.

Energia królowej była już nieco bura, ale za to Zyma aż świeciła wszyatkimi kolorami.

Poczułem jak po moim policzku spływają łzy, a w sercu rośnie gniew.

- Zrób im krzywdę... - złapałem oddech, bo coraz trudniej mi się oddychało - TO CIĘ ZABIJĘ!!

Włożyłem w ten krzyk wszystkie swoje uczucia, emocje, strachy i zmartwienia. Zobaczyłem jak niewidzialna siła odrzuca Virrena ode mnie i wytrąca mu berło z ręki przerywając zaklęcie.

Virren na swoje wylądował u stóp Królowej.

- Już nigdy nikogo nie skrzywdzisz - powiedziała po czym zgniotła mu czaszkę jak robaka jedynie na niej stając.

Poczułem się okropnie słabo. Traciłem coraz więcej krwi. Nawet nie miałem siły trzymać otwartych oczu. Powieki same mi się kleiły. Poczułem jak zwalnia mi puls i zrobiło mi się zimno.

Zobaczyłem przed oczami streszczenie całego mojego życia.

Przypomniałem sobie moment, kiedy Ibis i mama patrzyli na mnie z góry uśmiechnięci. Poczułem się szczęśliwy że w końcu zobaczyłem ten moment kiedy cała moja prawdziwa rodzina była w komplecie.

Później zobaczyłem widok mamy biegnącej przez las, jakby przed kimś uciekała. Ja byłem przywiązany do niej chustą. Czułem jej ciepło i bicie jej serca.

Tak ciepło...

Zobaczyłem króla który przyjął nas z mamą do siebie, i dał nam ciepły dom i bezpieczeństwo. A przede wszystkim miłość. Poczułem smak pierwszego mleka, które jadłem w pałacu.

Już zdążyłem zapomnieć ten przepyszny smak...

Wyplułem krew która cofnęła mi się do ust i dalej przeglądałem wesołe wspomnienia dawnych dni.

Czy tak się czuje człowiek który umiera? Już nie będę mógł wrócić do swojego ciała, kiedy będzie po wszystkim?

Przeniosłem się w czasie do przodu. Pierwszy raz usłyszałem głos młodszego braciszka. Płakał gdy mama go przytulała, a król trzymał mnie na rękach pokazując mi Ezrana.
- Dzidziuś płace - powiedziałem i mama się uśmiechnęła
- Małe dzieci tak mają, że płaczą słoneczko - powiedziała schylając się żeby mnie pocałować w czółko...

Później mama umarła. A właściwie poległa ratując życie Virrena. Król opowiedział mi i Ezowi jaką była bohaterką, i że powinniśmy pamiętać o niej aż do śmierci.

Spokojnie, nie zapomnę... Już niedługo...

Następnie wyruszyłem w podróż ze Smoczym Jajem. Przypomniałem sobie dokładnie wszystkie przygody, których było pełno od tamtego czasu.

W szczególności przypomniałem sobie Raylę. Moją Księżycową piękność. Nasz pierwszy niespodziewany pocałunek i wszystkie kolejne.

Czy nasze dziecko nigdy nie będzie miało mnie poznać? Jak wogóle będzie miało na imię?

Już wiem... To będzie Luna...

Poczułem jak z całkiem zimna robi mi się coraz przyjemniej ciepło, gdy tak leżałem we własnej krwi lejącej się z licznych ran...

To było piękne szesnaście lat...

___________________
Nie płacz Natalia... Wszystko się jakoś ułoży... I to wcale nie tak że sama siebie pocieszam...

Zanim się poryczysz zostaw ☆ a jak już wszystko przemyślisz to napisz proszę komentarz... Dziękuję, i idę płakać T^T

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro