49. Znowu
Callum
- Chodź ze mną proszę... - powiedział Merlin i poszedł schodami na sam czubek Iglicy, z którego Rayla skonczyła żeby zabić Virrena, a ja za nią żeby ją uratować.
Gdyby ktoś mnie zapytał jakiej rasy jest Merlin to miałbym problem z odpowiedzią na to pytanie. Jego skóra, symbole, rogi i sposób zachowania łączyły się spośród charakterystycznych cech wszystkich ras elfów.
- Po co tam idziemy? - zapytałem gdy zaczęliśmy się niebezpiecznie zbliżać do krawędzi iglicy.
- Chcę Ci pokazać coś, co tylko mag wszystkich arkanów da radę zobaczyć
- Skoro tak mówisz...
Zacząłem coś podejrzewać ale narazie nie miałem na co tego ukierunkować.
Stanęliśmy na krawędzi przepaści patrząc poza nią, ale nie widziałem żeby cokolwiek się zmieniło... Wszystko według mnie wyglądało tak samo jak ostatnio.
Poczułem jak Merlin łapie mnie w żelazny uścisk, i chwilę później oboje spadaliśmy w dół Iglicy.
- Co ty robisz? - zapytałem pżerażony
Wszystko stało się tak szybko że nie miałem czasu jakkolwiek zareagować
- Nie pozwolę Ci stanąć Claudii na przeszkodzie
- Oboje przez Ciebie zginiemy!
- Ja zostanę wskrzeszony. Nie dbam o to.
- Jak możesz nie dbać o własne życie?! I dlaczego służysz Claudii, a nie Virrenowi?
- Chwilę będziemy spadać więc Ci powiem dla zabicia czasu. To właśnie dzięki niej mogę korzystać z wszystkich arkanów...
Przestałem słuchać co czarodziej ma do powiedzenia i zacząłem się szarpać żeby się wyrwać z jego uścisku
- Nic Ci to nie da, jestem od Ciebie silniejszy
Prawdopodobnie mag miał rację więc przestałem bez sensu marnować energię i pomyślałem co w tym momencie mogę zrobić.
Otworzyłem umysł tak jak zrobiłem to ledwo godzinę temu i poczułem coś strasznego.
Mag wcale nie był połączony z żadnym konkretnym źródłem pierwotnym, tylko został w nim zgromadzony dziki kłębek różnych rodzajów magii.
Został z niego zrobiony żywy kamień pierwotny. To nie była jego prawdziwa, wyuczona zdolność.
Głupi myślałem o tym co jest zgromadzone w magu fałszywce, podczas gdy ziemia była coraz bliżej.
Szybko przewertowałem w pamięci wszystko co znalazłem o czarnej magii, ale jedyne co znalazłem przydatne w tej chwili to zaklęcie pozwalające zabić drugą osobę.
Czarna magia w tym momencie była lepsza od naturalnej dlatego, że do rzucenia w niej zaklęcia potrzebna jest esencja magiczna ze stworzenia, ale nie trzeba rysować żadnych run. Wystarczy powiedzieć opowiednie słowa.
Skoro mam połączenie ze wszystkimi arkanami, to możliwe że wystarczy że wypowiem odpowiednie słowo.
Wolałbym nikogo nie zabijać, ale czy mam jakieś wyjście? W moich dłoniach w tym momencie leżą losy świata.
- Jibaz eindelgzwzeb - powiedziałam kierując swoje intencje w kierunku elfa oplatającego moje ciało
Zakręciło mi się w głowie, tak jak przy ostatnim użyciu czrnej magii, ale uścisk elfa zelżał. Ziemia była niebezpiecznie coraz bliżej.
Wyrwałem się z objęć maga i wystawiłem ręce na boki.
- Manus Pluma Volantis - powiedziałem, ale nic się nie stało.
Moje ręce nadal wyglądały normalnie, a Ziemia była już widocznie coraz bliżej.
Wszystko działo się za szybko żeby znaleźć jeszcze czas na racjonalne myślenie.
- Manus Pluma Volantis - powtórzyłem, ale dalej nic się nie stało.
- Kedapu jinlowops - powiedziałem pierwsze co mi przyszło na szybko do głowy, i to było ostatnie co zapamiętałem.
Rayla
Usiadłam z Rotleą na schodach w środku Iglicy. To pierwszy raz kiedy mamy okazję ze sobą porozmawiać od czasu mojego ostatniego pobytu w wiosce prawie pół roku temu.
Nigdy bym nie powiedziała że minęło tylko tyle czasu.
Odpowiedziałam jej o wszystkim co od tamtej pory się wydarzyło, tak jak ledwo tygodzień temu opowiadałam to wszystko ezranowi.
O wycieczce po wszystkich splotach, o tym jak zaszłam w ciąże, o tym jak niemal nie utonęłam, o małżeństwie, wejściu w magiczną pustkę, ratowaniu Calluma z komnaty Aaravosa, o tym jak wróciliśmy do zamku i mieliśmy znowu czas dla siebie, o kontynuacji naszej misji i ucieczce z zamku pod przykrywką gry.
Nie pominęłam żadnych pikantnych szczegółów, chociaż miejscami może troszkę podkolorowałam swoją historię. W końcu to moja najlepsza przyjaciółka.
- Zazdroszczę Ci - powiedziała Rotlea na koniec - Myślisz że gdybym wzięła tą misję zamiast Ciebie, to ja bym przeżyła te wszystkie przygody?
- Z twoim charakterem... Szczerze wątpię
- Dlaczego?
- Powiedzmy... Że Callumowi mógłby nie przypaść do gustu
- A w którym miesiącu ciąży jesteś? Będę mogła wymyślić dziecku imię? Albo być jego opiekunką? Na pewno przyda Ci się opiekunka...
Zaczęła się sławna lawina pytań Rotlei, co zawsze najlepiej jest ignorować. Zobaczyłam na wyjście i zauważyłam że jest już całkiem jasno.
- Widziałaś żeby Callum wracał? - zapytałam przyjaciółkę przerywając jej słowotok
- Chyba nie, ale jeśli poszedł z Merlinem to powinni być na Iglicy.
- Idę to sprawdzić - zostań tutaj
- O nie kochana... Dzisiaj idę z tobą. A nuż spotka Cię kolejna przygoda...
- A kto będzie pilnował Zyma i Królowej?
- Nie jestem tutaj jedynym strażnikiem. Oboje będą bezpieczni...
- No dobra, chodź - ustąpiłam wiedząc że nigdy nie udało mi się wygrać kłótni z Rotleą...
Wyszłyśmy z głównej części Iglicy, i skierowałyśmy się do schodów prowadzących na sam szczyt.
Mijając się z Melereonem, Rotlea dała mu znać że idzie ze mną na górę i za chwilę wraca.
Jakoś się nie zdziwiłam kiedy nie spotkałam magów na szczycie, ale też nie wydawało mi się żeby sobie tak po prostu odlecieli.
Przypomniałam sobie o tym że mogę znaleźć Calluma w każdej chwili dzięki temu że jesteśmy małżeństwem.
Pomyślałam o tym jak zasilam magią wstążke na moim nadgarstku. Najwyraźniej zadziałało, bo zobaczyłam niemal przezroczystą linię prowadzącą na dół iglicy. Dodatkowo sama wstążka wydawała mi się coś za luźna.
- No pięknie... - powiedziałam sarkastycznie
- Co, znalazłaś go?
- Tak, ale jest na dole i musimy się tam szybko dostać.
Zawróciłam w stronę schodów ale Rotlea złapała mnie za rękę i zatrzymała.
- Jest szybsza droga, ale nie możesz nikomu powiedzieć że Ci ją zdradziłam bo jest ona przeznaczona tylko dla członków Smoczej Straży
- Jasne, prowadź, byle szybko.
Rotlea usiadła na ziemi i narysowała kilka run, ewidentnie czerpiących energię z księżyca, bo poczułam jak niechcący pożycza energii ode mnie.
- Złap mnie za rękę - powiedziała co bezzwłocznie zrobiłam - descendit
Grunt na którym stałyśmy zniknął, i poleciałyśmy szybko w dół.
- Przygotuj się na lądowanie, tak żebyś sobie nic nie połamała - powiedziała przyjaciółka - wpadniemy do dość głębokiego jeziora które jest pod iglicą.
- NIE MOGŁAŚ WCZEŚNIEJ POWIEDZIEĆ?!! - krzyknęłam, a raczej wrzasnęłam przerażona
- Nigdy byś się na to nie zgodziła, a musimy uratować Twojego Calluma!
- Oczywiście że bym się nie zgodziła! Przecież wiesz jak się BOJĘ WODY! Już wolałabym pobiec po schodach!
- I byłabyś na dole za pół godziny, a tak będziesz w pięć minut
- NAWET NIE WIESZ JAK CI SIĘ ZA TO OBERWIE!
- Uwaga, bo prawie jesteśmy!
Wyprostowałam się w pionie z rękami wystawionymi do góry, żeby jak najbardziej zminimalizować opór wody.
Nabrałam powietrza i wpadłam do wody z zawrotną predkością. Chwilę zajęło aż zwolniłam, i poczułam dno od którego mogłam się odbić.
Dopłynęłam do brzegu i szybko wyszłam z wody. Rotlea nie tak sprawna fizycznie jak ja, więc dołączyła do mnie dopiero chwilę później.
- Chodź - powiedziała - wyjście jest ukryte za skałami, więc nikt z zewnątrz nas nie zauważy jak wychodzimy.
Na zewnątrz jeszcze raz wpłynęłam magią na swoją bransoletkę.
Przezroczysta nić prowadząca do Calluma poprowadziła nas w lewo od wyjścia, i w tamtą stronę poszłyśmy.
Rotlea
Rayla pobiegła szybko do przodu. Dopiero chwilę po niej zauważyłam Calluma.
Wisiał bezwładnie na uschniętym drzewie, obok którego leżał też bezwładnie Merlin.
- Zajmij się Merlinem - krzyknęła Rayla biegnąc do Calluma.
Podeszłam do czarodzieja i nawet nie musiałam go dotykać żeby zobaczyć, że wszystko ma połamane i roztrzaskane a miejscami nawet zmiażdżone. Nikt w tym stanie nie mógłby przeżyć.
- Nie żyje! - krzyknęłam do przyjaciółki
- To go zostaw i chodź mi pomóc z Callumem
Współpracując zdjęłyśmy go z drzewa i położyłyśmy delikatnie na ziemi. Na pierwszy rzut oka nie miał nic złamanego, ani nie miał też żadnych widocznych ran.
- Jestem pewna że żyje - powiedziała Rayla - Bransoletka jest poluzowana ale się trzyma. Pewnie zrobił coś głupiego, ale znając go to szybko się z tego wyliże.
- To drugi raz w moim życiu kiedy widzę go ledwo żywego, na wszystkie trzy kiedy go widziałam.
- Taki już jest - powiedziała Rayla wieszając go sobie na ramieniu
- Nie myśl sobie że pozwolę Ci go sama dźwigać - powiedziałam biorąc go również na swoje ramię - uznaj to jako rekompensatę za ten skok do wody.
- Nie myśl sobie że dzięki temu Ci się nie oberwie.
- Tak, tak, wiem...
Trzymając go tak - jedna pod jedno, druga pod drugie ramię - udało nam się dojść z nim na szczyt Iglicy
______________________
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Liczę na dużo gwiazdeczek i komentarzy jak wam się podoba rozdział ☆♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro