48. Powrót
Callum
Gdy dotarliśmy na szczyt Góry Kalik już dawno było ciemno. Po długiej i męczącej wspinaczce byłem cały spięty co na pewno nie ułatwia czarowania. Zwłaszcza przy tak złożonych i skomplikowanych zaklęciach jak te, którego właśnie będę używał.
Usiadłem na brzegu góry, na dosyć stabilnej skałce i zamknąłem oczy. Wziąłem głęboki wdech i wydech żeby się rozluźnić.
Otworzyłem umysł na otaczający mnie świat, i niemal namacalnie poczułem wszystko co nas otacza.
Poczułem skały budujące górę, mrówki na drzewie rosnącym na zboczu, robaczka we włosach Rayli.
- Masz robaka we włosach - powiedziałem
- Co? Skąd wiesz? - zapytała i poczułem że go szuka
- Za prawym rogiem - sprecyzowałem i znalazła go prawie od razu
- Wow, nieźle...
Usłyszałem szelest drzew u podnóża góry i poczułem wynoszącą się w powietrze sowę.
Czułem nawet księżyc i gwiazdy odległe od nas o tysiące, a może nawet o miliony mil.
Wszystko co miało w sobie chociaż krztynę magii znalazło się w zasięgu mojego czucia.
Poczułem się wobec tego taki mały że zamknąłem umysł żeby od tego nie oszaleć. Mógłbym w ten sposób znaleźć Virrena i Claudię, ale wydało mi się to zbyt skomplikowane.
Nie wiem czy byłbym w stanie po samej naturze magii w nich będącej stwierdzić, że to są oni, więc od razu zrezygnowałem z tego pomysłu, wstałem i otworzyłem oczy.
Narysowałem szereg skomplikowanych run, i położyłem przed sobą skrawek szaty znaleziony w sekretnej komnacie pod zamkiem.
- Monstrant Viam Occultatum - powiedziałem i zobaczyłem widoczną tylko dla mnie błękitną linię prowadzącą prosto do poszukiwanych magów.
- Znalazłeś ich? - zapytała Rayla
- Tak, są w tamtą stronę - pokazałem na północny wschód i zorientowałem się gdzie pokazuję...
- O nie... - powiedziała Rayla - Tam jest Iglica...
- I Zym...
Rayla
- Szybko, przytul się do mnie - powiedział Callum zdejmując kurtkę żeby schowac ją do torby i już wiedziałam o co mu chodzi
- Nie mogłeś sobie o tym wcześniej? - zapytałam wieszając się mu na szyi i oplatając go nogami
- Mogłaś mi przypomnieć - powiedział - Manus Pluma Volantis
Wzbiliśmy się w powietrze szybciej niż kiedykolwiek. W końcu musimy dolecieć na miejsce szybciej niż Virren, a do tego Zymowi grozi niebezpieczeństwo.
Nawet nie chcę myśleć co może się stać, jeżeli Virren będzie szybciej niż my.
- Jak powiem 'teraz' to weź głęboki wdech, bo nie będzie czasu na użycie Ventus Spiralis, jasne?
- Ile nam zajmie dotarcie na miejsce?
- W tym tempie jakieś piętnaście minut
Rzeczywiście lecieliśmy szybciej niż kiedykolwiek indziej. Najprawdopodobniej dzięki adrenalinie oraz elfiemu ciału jest to teraz możliwe.
Po dziesięciu minutach znaleźliśmy się nad pustynią przez którą kiedyś podróżowaliśmy z Nyx.
- Teraz - powiedział Callum i wzięłam najgłębszy wdech jaki tylko potrafiłam. Callum zrobił to samo.
Trzy minuty później wylądowaliśmy na szczycie iglicy.
Resztkami sił Callum narysował runę.
- Ventus Spiralis - wyszeptał resztą powietrza i oboje zaczęliśmy łapczywie łapać powietrze.
Z iglicy wybiegły elfy ubrane w zbroję Smoczej Straży, w tym moja stara przyjaciółka Rotlea.
- Co się dzieje - zapytała - Rayla...? To Ty...?
- Nie to nie ja...
- Sarkastyczna jak zawsze - powiedziała i podeszła się do mnie przytulić po przyjacielsku - A ten to kto?
- Callum. To ten połamany człowiek co przez jakiś czas leżał u nas we wiosce
- Ej... Słyszałem to... - powiedział Callum leżący na ziemi
- Serio!? To on!??
- Trochę się zmienił z wyglądu, ale to ten sam Callum
- Możecie odłożyć te rozmowy na później? - powiedział Melereon który prawdopodobnie teraz jest dowódcą - Przypuszczam że po coś tu przyszliście?
- Tak - powiedział Callum siadając - Zym jest w niebezpieczeństwie. W naszą stronę zmierzają Claudia i Virren odpowiedzialni za wojnę która miała miejsce między ludźmi a Xadią.
- Nie wiemy na ile są niebezpieczni, ani czy na pewno idą właśnie po Zyma ale takie jest nasze przypuszczenie,
- Bo właśnie o niego chodziło mu w trakcie wojny.
- Myślimy że będziemy w stanie ich pokonać, dlatego tu przybyliśmy
- Żeby ochronić Smoczą Królową - powiedział Callum
- I Smoczego Księcia - zakończyłam
To już nie pierwszy raz kiedy mówiliśmy razem kończąc po sobie zdania.
- Uważacie że nie damy rady sami obronić Królowej? - wyskoczyła na nas Rotlea impulsywna jak zawsze
- Spokojnie. - uspokoiłam przyjaciółkę - Całkiem możliwe że nie dacie rady. Ostatnio Virren pokonał moich rodziców i ukradł Smocze jajo
- A reszta Strażników uciekła zanim wogóle Virren dotarł na iglicę - znowu Callum za mnie dokończył
- Teraz miał tyle czasu ...
- ... że spokojnie miał czas się przygotować...
- ... na walkę z wrogiem...
- ... mającym przewagę licze...
- Przestańcie tak robić - powiedział Melereon - Nic nie rozumiem kiedy mówicie przez siebie. Niech jedno z Was mówi.
- Chcemy wam powiedzieć że bez odpowiednio silnej obrony zarówno magicznej i zbrojnej Królowa i Książę będą w poważnym niebezpieczeństwie, a my chcemy wam pomóc. - powiedział Callum
- Pozwólcie nam pomóc Królowej. Ja jestem teraz prawdopodobnie lepszą wojowniczką niż Wy a Callum jest doskonałym magiem. Opanował wszystkie arkany i...
- Wszystkie...? - przerwał mi wyglądający na maga elf który dopiero teraz wyszedł z Iglicy
- Tak - potwierdził Callum
- Myślę że możecie nam w takim razie pomóc - powiedział
- Panie Merlinie, jest Pan pewien? - zapytał Melereon oficjalnie, co zdarzało się tylko gdy mówił do wysoko postawionych osób
- Absolutnie pewien Melereonie. Zadbaj proszę o naszych gości i przekaż im wszystkie niezbędne informacje.
- Tak Panie
Tajemniczy mag podszedł do Calluma i wystawił mu rękę pomagając mu wstać na równe nogi.
- Ymm... Dzięki - powiedział Callum
- Chodź ze mną proszę...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro