22. Kraken
Na początek chcę poprosić o zostawienie gwiazdeczki, bo to jest dla mnie sygnał, że historia się podoba i mam ją pisać dalej. Z góry dziękuję :)
__________________________
~Callum~
Obudziły mnie szarpnięcie statkiem i czyiś krzyk.
Nie słyszałem takiego jeszcze ani razu od początku naszej podróży morskiej, która trwała już cztery dni. Rayla większość tego czasu albo śpi, albo siedzi pod masztem. Do jedzenia jej nawet nie zmuszam, bo i tak wszystko chwilę później ląduje za burtą.
Teraz zaczął się podróży dzień piąty.
Wyszedłem na zewnątrz, i już wiedziałem kto krzyknął.
Tak, to była ona...
Statek zaatakowało gigantyczne stworzenie. Jedno z tych, o których rodzice opowiadają ci przy kominku, ale ty w nie nie wierzysz bo są zbyt nierealne.
A jednak to istniało.
- To KRAKEN! - krzyknął spanikowany kapitan - NIE DAMY MU RADY!
Ale ja już biegłem w kierunku potwora. Dlaczego?
Bo trzymał swoją macką Raylę i musiałem jej pomóc.
Dziewczyna mogła ruszyć rękami, ale nie miała przy sobie swoich noży. Były wbite w pokład.
Wyjąłem je z niego.
- Rayla! - zwróciłem na siebie jej uwagę.
Użyłem aspiro żeby miecze trafiły do rąk ich właścicielki. Teraz miała się przynajmniej czym bronić.
Nie patrzyłem na nią, tylko zabrałem się za pomoc.
Źródło oceanu odpadało jako że był to potwór wodny, więc musiałem korzystać z tego co miałem.
Wziąłem nóż i kaleczyłem potwora po mackach. Było to w tym momencie najlepsze co mi przychodziło do głowy. Nie powiem, że był to zły pomysł, bo na swój sposób pomagał.
Krakena to złościło, co znaczy że tego nie lubił.
- BIERZCIE NOŻE I DŹGAJCIE POTWORA! - krzyknąłem tak na prawdę do wszystkich, ale niemal nikt mnie nie posłuchał.
Spojrzałem pytająco na kapitana.
Poskutkowało.
- SŁUCHAĆ CO MÓWI CHŁOPAK!
Elfy posłuchały kapitana, a ja miałem chwilę czasu żeby zastanowić się co lepszego mogę zrobić...
Iluzja mi nie pomoże...
Ziemi tu nie mam...
Powietrze... No właśnie!
Skupiłem się na tyle, na ile pozwalało mi otoczenie.
Wiedziałem co mi się przyda. Potrzebowałem zaklęcia którego użył Virren na rodziców Rayli. Widziałem je wtedy, ale nie umiałem sobie go przypomnieć.
Normalnie miałem dobrą pamięć. Pokój z kostką - nie ma sprawy, zaklęcie pokazujące historię - no problemo. Słowa pozwalające latać - bułeczka z masełkiem.
Tyle że w każdej z tych sytuacji miałem względny spokój, albo przynajmniej powtarzałem sobie zaklęcie kilka razy na spokojnie, jak to było w przypadku skrzydeł, a tutaj jestem na łodzi zaatakowanej przez Krakena, moja dziewczyna jest w jego obrzydliwej macce a ja widziałem to zaklęcie tylko jako zwidę i niematerialny głos przywołane zaklęciem.
Nie miałem czasu się dłużej zastanawiać, więc zrobiłem to, co mogłem. Narysowałem runę.
- Aspiro
Atak Krakena na chwilę osłabł, i przez chwilę myślałem że potwór sobie odpuści.
- No, bez jaj...
Kraken nie tylko nie odpuścił, ale zamachnął się z taką siłą że złamał maszt.
W ostatniej chwili ponownie użyłem aspiro żeby nie spadł na dwa niczemu niewinne elfy.

~Rayla~
Wstałam rano wcześniej od Calluma, bo niedobrze mi było pod pokładem, i potrzebowałam świeżego powietrza. Zajęłam moje ulubione miejsce przy grotmaszcie, bo tam czułam się na całym statku najlepiej.
Przez cztery dni podróży zdążyłam nauczyć się nazw znacznej ilości części statku, a nawet rozpracować jak niektóre części działają.
Odkryłam które liny są niezbędne żeby statek pływał, a które są dodatkowym zabezpieczeniem. Znajomość statku sprawia, że poniekąd mniej się boję nim podróżować.
Patrzyłam na niebo, które było ciągle zachmurzone, ale mimo to wiedziałam, że słońce wzeszło już wysoko, a Callum nadal spał.
Wstałam, bo chciałam iść go obudzić, gdy statkiem coś szarpnęło, a mnie złapało za nogę i podniosło do góry.
Krzyknęłam głośno. Wystraszyłam się że to coś mnie puści i wpadnę do morza. Nie umiem pływać, więc bym utonęła...
Spod pokładu wybiegł Callum. Nasze spojrzenia się przecięły.
Miałam wolne ręce, ale miecze były wbite w pokład, bo tak je zostawiłam gdy usiadłam przy maszcie. Nigdy więcej ich nie odłożę ani na chwilę.
Callum to zauważył. Krzyknął do mnie i rzucił mi moją własność. Wiedział co robi, bo użył aspiro żeby trafiły do moich rąk.
Zaczęłam ciąć potwora. Chciałam go zranić na tyle, żeby mnie puścił, ale nie zwalniał uścisku.
Jego macki były takie grube, że nie miałam jak ich odciąć.
Callum dźgał potwora nożem kuchennym. Powiedziałabym, że żałosne, ale nic lepszego nie mógł zrobić. Zobaczył że potwora to denerwuje i krzyknął do Elfów żeby robiły to samo, a kapitan go poparł.
Później Callum chwilę nic nie robił. Pewnie miał plan, ale po chwili użył zwykłego aspiro.
Myślałam, że się uduszę powietrzem. Dosłownie.
Kraken na chwilę osłabł, ale przez to że mnie trzymał czułam jak się ledwie wyczuwalnie trzęsie. Domyślam się że to ze złości.
Nie pomyliłam się. Kraken złamał maszt. W tym momencie straciłam na chwilę Calluma z oczu.
Cięłam potwora jeszcze raz. I jeszcze. I jeszcze.
Tak go poraniłam, że cała jego macka była pokryta zielonym glutem, który lał się z jego ran.
Ale uścisk nie słabł.
Znowu zobaczyłam Calluma.
Znowu myślał.
Patrzył na mnie pytająco. Już wiem, dlaczego nie zrobił tego co miał zamiar. Nie chciał mnie skrzywdzić.
- JAKIKOLWIEK MASZ PLAN ZRÓB COŚ!
- NIE MOGĘ! TO NIEBEZPIECZNE!
- DLATEGO TO ZRÓB!
Callumowi zabrakło argumentów. Widziałam jak rysuje runę.
Chwilę potem leciałam w dół.
Kraken mnie puścił.
Tak jak się obawiałam spadłam do wody.
Pamiętam tylko, jak zaczynało brakować mi powietrza.
A potem zrobiło się ciemno.
~Callum~
Potwór nie słabł. Zacząłem myśleć znowu. Szukałem tej runy we wspomnieniach. Słowa już znałem.
Zacząłem sobie przypominać wszystko co zobaczyłem w leżu.
Uciekające elfy...
Rodzice Rayli...
Virren...
Ojciec Rayli bez głosu...
Matka Rayli próbująca walczyć...
Znalazłem!
Ale to jest wielkie ryzyko. Potwór nadal trzyma Raylę. Mogę jej coś zrobić. Spojrzałem na nią. Nasze spojrzenia się przecięły.
Zrozumiała co mam na myśli.
- JAKIKOLWIEK MASZ PLAN ZRÓB COŚ!
- NIE MOGĘ! TO NIEBEZPIECZNE! - nie mogę jej stracić.
- DLATEGO TO ZRÓB! - w jej głosie słychać było strach.
Spojrzałem na mackę, która trzymała Raylę. Była cała w glucie. Rayla walczyła jak mogła, i ja powinienem zrobić to samo.
Zacząłem rysować runę.
- Aspiro Frigis
Czas w tym momencie jakby zwolnił.
Spadająca Rayla,
Zamarzający potwór,
Krzyk radości Elfów,
Ja skaczący do morza...
Płynąłem w dół coraz głębiej i głębiej. Złapałem elfkę za talię. Była nieprzytomna. Użyłem magii oceanu aby wydostać się jak najszybciej na powierzchnię.
Poczułem jak czyjeś silne ramię wyciąga mnie z wody.
To był Ibis który użył skrzydeł.
Postawił mnie na pokładzie, a ja położyłem na nim Raylę.
Przyłożyłem nóż no jej ust i patrzyłem na jej klatkę piersiową.
Nie zaparował, a ona się nie ruszała.
Z moich oczu popłynęły łzy...
Nie mogę jej stracić...

Położyłem dłoń na jej piersi - serce nadal biło. Tylko z każdym uderzeniem coraz słabiej.
Poczułem też wodę. Nadmiar wody. Domyśliłem się, że to zbędna woda w płucach, i ją usunąłem. Nie było z tym problemu.
Nadal nie oddychała, więc zrobiłem dwa sztuczne wdechy.
Patrzyłem na nią. Już nic więcej nie mogłem zrobić.
Nie ruszała się, ani nie zaczęła oddychać.
Złapałem ją za zupełnie lodowatą dłoń, a z moich oczu popłynął kolejny potok łez.
Straciłem ją. Po tym wszystkim co razem przeszliśmy jednak odeszła...
Byłem gotów za nią skoczyć w przepaść, oddać własne życie...
A to ona je straciła.
To jest niesprawiedliwe! To powinienem być ja!
- To powinienem być ja... - powiedziałem ledwie słyszalnie.
Poczułem jak ściska moją dłoń.
Pewnie mi się wydawało, ale na wszelki wypadek przyłożyłem nóż jeszcze raz.
Ledwo zaparował. Ale jednak...
- Przynieście koce!
Sam wziąłem ją na ręce. Znowu wydawała się być nieco cięższa niż ostatnio, mimo że była nieprzytomna.
Poszedłem do kajuty medyka, i położyłem ją na jedynym normalnym posłaniu na statku.
Medyk ją obejrzał.
- Wyjdzie z tego. Jest przemarznięta i niemal nie oddycha, ale to jedynie kwestia czasu aż dojdzie do siebie.
Ulżyło mi jak usłyszałem te słowa. Przysunąłem sobie krzesło, usiadłem na nim i złapałem Elfkę za rękę.
- Słyszysz mnie? Wyjdziesz z tego. Wyjdziemy razem. Będę tutaj przy tobie siedział. Nie zostawię cię. Nie mogę... - głupio się czułem mówiąc do niej nieprzytomnej, ale miałem wrażenie że mnie słyszy.
Spojrzałem na jej twarz. Rzadko kiedy była taka spokojna.
____________________
Jeszcze raz proszę o gwiazdeczkę. Jest to również miłe wynagrodzenie za moją pracę 🙂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro