Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Podróż i...

~Callum~

Obudziłem się przed Raylą. Słońce jeszcze nie wzbiło się nad chmury, ale widać było że jest już ranek po ich kolorze.

Nadal byłem nieco zkołowany po wczorajszym wieczorze. Idąc na ceremonię nie spodziewałem się, że Święty Wiatr wskaże mnie jako najpotężniejszego maga. Mam szczęście że nie muszę zostać tutaj jako opiekun splotu. Rzuciłbym się chyba z radości ze szczytu rozpaczy.

Jestem ciekaw co o mnie myślą teraz inni magowie, którzy latami szkolili swoje umiejętności w oczekiwaniu na wczorajszy dzień. Ja sam uważam że to niesprawiedliwe.

Z rozmyślań wyrwały mnie kroki kogoś wychodzącego z pokoju obok. Nie słyszałem ich, ale je czułem. W pokoju obok spał Ibis, więc przygotowałem się na to że wejdzie do mnie i Rayli, ale on poszedł dalej, a potem odleciał.

Bardzo mnie to zainteresowało, bo co on może iść robić o tak wczesnej porze? Przypomniałem sobie, jak Rayla mi opowiadała o postaci z którą mag rzekomo rozmawiał. Szpiegowała go wtedy, bo dziwnie się zachowywał.

Teraz była moja kolej.

Poleciałem za nim. Latanie jest dla mnie zawsze czymś przyjemnym. Pewnie bałbym się podjąć naukę gdybym nie skoczył z Burzowej Iglicy za Raylą.

Musiałem wtedy za nią skoczyć, i jeżeli trzeba by było skoczyłbym znowu. Kocham ją.

To właśnie miłość do niej, i chęć żeby żyła sprawiły że nauczyłem się latać.

Ibis nie leciał w dół czego się po nim spodziewałem, tylko leciał wokół góry. Nie chciałem się mu jeszcze pokazywać, bo nie zobaczyłbym wtedy co ma zamiar zrobić. To co zobaczyłem nie było tym, czego się spodziewałem. Ibis zatrzymał się i najzwyczajniej w świecie zerwał zębami kwiatek, który rósł na zboczu.

Wtedy mnie zobaczył.

- Witaj Callumie. Widzę że również wyszedłeś rozciągnąć skrzydła.

- Tak - powiedziałem niezgodnie z prawdą - po co Ci ten kwiatek?

- Pomyślałem, że będzie dobrą pamiątką po tym miejscu. Wiedziałeś że ten rodzaj kwiatka rośnie tylko na tych wysokościach, a w kontakcie z bawełną zmienia kolor na jednolity? O ile się nie mylę masz koszulę z bawełny. Możemy to sprawdzić.

Zgodziłem się. Wróciliśmy do korytarza od którego wychodziły pokoje. Ibis wziął kwiatek do ręki, która już nie była skrzydłem i dotknął nim mojej koszuli. Rzeczywiście kwiatek zmienił kolor.

- Jak to się stało?

- To czysta magia. Teraz ten kwiatek będzie tym bardziej niezwykłą pamiątką.
Ibis wrócił do swojego pokoju, a ja wróciłem do swojego.

~Rayla~

Obudziłam się i odwróciłam się do Calluma, ale jego tam nie było. Zmartwiłam się ale szybko odrzuciłam od siebie ponure myśli. Jest potężnym magiem i nic mu nie będzie. Nie mniej budzić się bez niego obok siebie to nie to samo niż budzić się z nim. Jego człowiecze czułości są niezwykle miłe, i brakuje mi ich gdy się budzę bez niego.

Drzwi klamki się poruszyły. Pewnie to Callum.

- Cześć Rayla.

- Gdzie byłeś?

- Poszedłem się przelecieć.

- Co cię tak wzięło na latanie?

- Czułem jak Ibis wychodzi z pokoju i odlatuje, i chciałem zobaczyć co zrobi.

Rozumiałam go. Sama śledziłam dwa razy tego elfa. Za pierwszym razem miałam wrażenie że z kimś rozmawia, ale nikogo nie znalazłam. Za drugim razem wyraźnie widziałam jak z kimś rozmawia, ale nie słyszałam do końca o czym. Callum jeszcze o tym nie wiedział i wolałam zostawić to na razie w tajemnicy.

- Nie powinieneś latać o takiej porze. - Powiedziałam na głos - jest zimno i jeszcze się przeziębisz.

- Powiedziała ta, co mokła w deszczu i nie miała zamiaru wejść pod koc po czym zamiast siedzieć przy ogniu patrzyła w niebo, bo tęskniła za księżycem.

Trafna uwaga. To było głupie z mojej strony. Nie myślałam wtedy o tym jak moje zdrowie ma wpływ na naszą wyprawę, i siedzieliśmy wtedy cały dzień aż trochę ozdrowiałam.

- To że ja zrobiłam głupio nie znaczy, że ty też musisz.

- Dobra, dobra. - Podszedł do mnie i mnie pocałował. Na to od kiedy wstałam czekałam.

- Wiesz kiedy ma być śniadanie? - Zapytałam zmieniając temat, bo zaczynało mi już burczeć w brzuchu.

Wtedy w drzwiach pokazał się Ibis oraz opiekun i zaprosili nas na śniadanie.

~Callum~

Na śniadaniu kazano mi usiąść na zaszczytnym miejscu przy końcu stołu. Obok mnie usiadła Rayla.

Śniadanie składało się z sałatki warzywnej, chleba, sera i innych tym podobnych. Bolał mnie brak mięsa. Nie jestem może mięśniakiem który je żeby mieć na czym budować mięśnie, ale lubię sam smak polędwicy czy kiełbasy.

Rayla też nie wyglądała na zadowoloną brakiem mięsa. Brała kolejne plastry pomidora i ogórka z niesmakiem. Widać było po niej że je nie dlatego że chce, tylko dlatego że musi.

- Jak stąd pójdziemy, to koniecznie musisz zapolować.

- Z wielką rozkoszą - nie wiem czy tylko mi się wydawało, czy zobaczyłem dziki błysk w jej oku, ale zignorowałem to i zabrałem się za jedzenie.

Po śniadaniu wróciliśmy razem z Rayla do pokoju po rzeczy. Niemal każdy elf z którym się mijaliśmy przepraszał mnie za wczorajsze komentarze i gratulował zaszczytu, ale mam wrażenie że robili to tylko po to, żebym choć na chwilę zwrócił na nich uwagę.

Wzięliśmy nasze rzeczy z komnaty i wyszliśmy na korytarz. Ibis i opiekun już na nas czekali na szczycie. Dostaliśmy torby z jedzeniem, ale ustaliliśmy, że narazie będzie je niósł Ibis. Ja mam nieść jak zwykle Raylę, i jestem z tego zadowolony.

~Ibis~

Polecieliśmy. Kwiatek miałem w torbie. Całe szczęście że Callum rano poleciał za mną, a potem uwierzył mi w to co mówię. Ułatwiło mi to znacznie sprawę.

Lecimy teraz na północ nad morze. Uznaliśmy, że transport morski będzie najszybszy i najlepszy, mimo że Rayli się to nie spodobało.

Mnie nie interesuje wygoda tej dwójki. Interesuje mnie tylko tempo podróży, postępy chłopaka na które nie mogę narzekać oraz moje życie. Gdyby nie obawa o te ostatnie nie wiem czy pomagałbym tej dziewczynie. Niestety znam ją już na tyle dobrze, że wierzę jej w każdą groźbę i wolę nie ryzykować.

Lot ma trwać niedługo, więc nie zatrzymywaliśmy się zbyt wiele. Ostatecznie drogą powietrzną lot nad morze zajął nam jedynie cztery godziny.

Był tam Xadyjski port, więc nie musieliśmy się ukrywać przed żadnymi ludźmi. Wsiedliśmy na pierwszy statek płynący tam gdzie zamierzaliśmy i odbiliśmy od brzegu.

Na pokładzie jest niewiele elfów. Ja, Rayla, Callum i jeszcze kilka innych oraz oczywiście kapitan i cztery sztuki załogi do obsługi żagli i tym podobnych.

Podróż jest zaplanowana na dwa tygodnie z jednym przystankiem na uzupełnienie zapasów.

W końcu będę miał mnóstwo czasu aby czytać. Czytanie to moje hobby. Zawsze byłem najbardziej oczytany wśród rówieśników. Z tego powodu nie mam przyjaciół, ale tego nie żałuję.

Wyciągnąłem książkę i zatopiłem się w lekturze

~Rayla~

Niechętnie, ale się zgodziłam. Dla dobra sprawy jakoś to przecierpię. Jest ze mną Callum, więc nic mi się nie stanie.

A przynajmniej taką mam nadzieję.

Gdy tylko weszliśmy na pokład usiadłam obok masztu. Podczas ostatniej podróży odkryłam, że w tym miejscu statek najmniej kołysze. Podczas gdy rufa i dziób statku podskakiwały na falach środek zostawał w niemal tym samym miejscu.

Obok mnie usiadł z kocem w ręku Callum. Siedzieliśmy tak razem, i patrzyliśmy na błyskające w oddali chmury zapowiadające zbliżającą się burzę.

Gdy tylko zaczęło padać Callum wstał a ja z nim i poszliśmy pod pokład. Jest pora na sen. On na pewno jest zmęczony bardziej niż ja. Niósł mnie prawie bez odpoczynku przez cztery godziny, a ja musiałam się go tylko trzymać. Przez najbliższe dwa tygodnie nie będziemy spać razem, bo tutaj do dyspozycji mamy jedynie hamaki, a spanie na wilgotnych deskach raczej nie należałoby do przyjemnych.

Miałam rację. Chwilę po tym jak się położyliśmy słyszałam już jak Callum chrapie co robił zawsze gdy spaliśmy w zamkniętych pomieszczeniach.

Mi zaśnięcie zajęło nieco wiecej czasu. Za każdym razem, gdy okręt podskakiwał na falach serce zaczynało walić mi jak młot a żołądek podchodził mi do gardła, jednak w końcu i ja zasnęłam

~Callum~

Gdy tylko odbiliśmy od brzegu miałem wrażenie że straciłem cząstkę siebie. Ostatnio tak nie miałem. Ale od tamtej pory minęło już kilka miesięcy, a ja stworzyłem połączenia z już czterema arkanami.

Do tego dołączyła jeszczr brzydka pogoda i zapowiadająca się burza...

Podeszł do mnie kapitan, który rozdawał koce.

- Poproszę jeszcze jeden dla tamtej elfki - wskazałem dłonią na Raylę która właśnie siadała obok masztu, a Kapitan dał mi drugi koc - dziękuję.

Usiadłem obok Rayli. Patrzyliśmy razem na błyskające w oddali chmury. Powieki ciążyły mi, a oczy same się kleiły. Mimo to chciałem tę chwilę spędzić z Raylą, zwłaszcza, że najbliższe dwa tygodnie nie będziemy spać razem.

Gdy tylko zaczęło padać wstałem i poszedłem pod pokład. Teraz już nie wiem nawet, czy dałem koc Rayli, czy sama sobie wzięła, bo jak tylko zamknąłem oczy odpłynąłem w objęcia snu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro