17. Do Celu
~Rayla~
Kierowaliśmy się do najbliższego splotu, ale zależało nam na pominięciu wielkiego jeziora.
Nienawidzę transportu wodnego, więc musimy przez to nadłożyć nieco drogi. Prawdopodobnie tylko dzień lub dwa, więc nie jest źle.
Musimy iść lasem aby nie mijać się z innymi ludźmi. Część z nich w tych okolicach szczególnie nienawidziła Xadyiskich stworzeń ze względu na to że rzekomo tworzyły trzęsienia ziemi które były tak intensywne, że niszczyły ludziom budynki.
I rzeczywiście czuliśmy te trzęsienia, jednak były one na tyle delikatne, że nie byłyby w stanie niczego zniszczyć, poza domkiem z kart.
Ale ludzie nie mieszkają w domkach z kart i ta perspektywa nas wszystkich śmieszyła.
Mimo że w nocy szliśmy lasem to w nocy wyszliśmy z niego i podeszliśmy nad brzeg jeziora.
Od dawna się nie kupiliśmy, więc Callum postanowił to zrobić, podczas gdy Ibis zaoferował że rozpali ognisko i wypierze nasze ubrania. Ja nie miałam na oba ochoty.
Callum zdjął koszulkę oraz spodnie i został w samej bieliźnie. Trzeba przyznać, że jego ciało bardzo dobrze wygląda, nawet jeżeli nie jest niesamowicie wyspirtowany.
Wszedł do wody na tyle głęboko że wystawała mu tylko głowa.
- RAYLA! MUSISZ TEŻ SPRÓBOWAĆ! NAPRAWDĘ JEST BARDZO PRZYJEMNIE I CIEPŁO! - Krzyknął do mnie siedzącej na brzegu
- NIE, DZIĘKI! JA TU RACZEJ Zostanę! - otrzymał w odpowiedzi
- Nie to nie - mruknął Callum pod nosem, po czym użył swoich umiejętności tworząc większą falę która mnie ochlapała
- EJJJJJJJ!!!! TERAZ JESTEM CAŁA MOKRA!!! - zaczęłam zdejmować mokre ubrania, żeby się znowu nie przeziębić.
- NIE MA ZA CO! - krzyknął Callum śmiejąc się - CHODŹ DO WODY. JEST NAPRAWDĘ PRZYJEMNIE!
Położyłam ubrania na kocu obok rozpalonego ognia i zanurzyłam stopę.
Rzeczywiście nie było tak źle. Woda była zaskakująco nieobrzydliwa i ciepła.
Weszłam do wody do pasa.
Rzeczywiście było nawet przyjemnie.
Podszedł do mnie chłopak.
- I jak?
- Całkiem... Znośnie...
- A nie mówiłem? Woda jest niesamowita!
Chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
- Kocham Cię - szepnął - Nie proponowałbym Ci niczego niebezpiecznego.
Pocałowaliśmy się. Wokół nas zaczęły gromadzić się najróżniejsze ryby, jakby wiedząc co do siebie czujemy.
Callum ciągnął mnie coraz głębiej i głębiej na wodę. W pewnym momencie sponad wody wystawały nam tylko głowy, a my nadal trwaliśmy w pocałunku.
~Ibis~
Przyglądałem się tej scenie z brzegu. Aż czułem wyrzuty sumienia, że tej parze nie będzie dane żyć szczęśliwie.
Byli zbyt wmieszani w sprawę.
- HEEEJ!!! WRACAJCIE JUŻ! - krzyknąłem.
Zakochana para mnie usłyszała i zaczęła się zbliżać. Wyszli na brzeg trzymając się za ręce.
Callum podniósł wełniany ręcznik, który wziąłem od Lujanne wraz z innymi mogącymi się przydać rzeczami i wytarł Raylę po czym siebie.
Wyprane przeze mnie ubrania nie zdążyły jeszcze wyschnąć, więc oboje położyli się spać obok siebie niemal nadzy.
W międzyczasie kiedy oni zasypiali i jeszcze rozmawiali o jutrzejszych planach sam również poszedłem wziąć kąpiel.
Gdy wrócił na brzeg oni już spali jak zwykle się przytulając.
Przykryłem ich kocem, który zaczął z nich spadać i poszedłem do lasu na kolejne spotkanie z tajemniczą postacią.
Nie musiałem iść daleko. Postać już czekała w ustalonym miejscu na polanie.
- Masz? Zdążyłeś?
Mag pokazałem kwiat. Był czerwony. Calutki razem z łodygą.
- Doskonale. Gdzie teraz się kierujecie?
- Jutro będziemy iść na północ.
Kierujemy się zgodnie z radą Lujanne do kolejnego splotu...
- Doskonale. Ja go zatrzymam, i mam w tym wypadku dla ciebie kolejne zadanie. Tym razem musisz zdążyć przed najbliższą pełnią. To już za tydzień. Wtedy znajdź krzew. Ludzie nazywają go Folkus. Ma liście ciemnozielone z jasnozieloną obwódką, oraz malutkie różowe kwiatuszki. Zerwij jedną gałązkę i mi ją przynieś.
Postać odwróciła się i zniknęła. Wróciłem do obozu.
Dziewczyna i chłopak spali w dziwny, ale słodki sposób do siebie przytuleni. Dorzuciłem drewna do ognia i położyłem się spać.
Rano obudziła nas wszystkich mżawka. Ognisko zdążyło już zasnąć. Callum obudził się i osłonił nas przed nią.
Oboje z Raylą zaczęli się ubierać, po czym zjedli szybkie śniadanie.
Wyruszyliśmy w dalszą drogę nadal pod osłoną Calluma, ponieważ poranna mżawka teraz przeszła już w ulewę.
~Rayla~
Dzisiaj po południu Callum ma mieć trening z Ibisem. Będą doskonalić dotychczasowe umiejętności Calluma.
Mag mu to zapowiedział i kazał się przygotować z wypożyczonej księgi, w związku z czym Callum szedł z nosem w książce.
- Uważaj! - krzyknęłam na niego gdy prawie rozdeptał biedną żabę.
- Oh, wybacz...
- Uważaj jak idziesz bo sobie coś zrobisz - powiedziałam wyrywając mu książkę z ręki.
- Ej, oddaj mi to - powiedział próbując mi odebrać zgubę ale trzymałam ją tak, że nie mógł dosięgnąć. - Tak się nie robi... Oddaj mi to...
- Nie - zaśmiałam się
- Tak się chcesz bawić?
Callum użył aspiro i przewrócił mnie. Instynktownie wyciągnęłam ręce do Calluma żeby się go złapać, i wtedy zabrał mi książkę.
- Callum - 1; Rayla - 0
~Callum~
Po pięciu dniach wyczerpującej drogi dotarliśmy do miejsca wskazanego na mapie. Była to zwykła polana w środku lasu.
- To tyle? Na pewno jesteśmy w odpowiednim miejscu? - Ibis nie krył zdziwienia.
Całą trójka weszliśmy na polanę, i wtedy stało się coś dziwnego.
Ziemia nas wessała
Trafiliśmy do wielkiej groty wysadzanej kamieniami szlachetnymi, z której dochodziły liczne korytarze.
Z jednego wyszedł elf taki jak w moim śnie - brązowy w przepasce na biodrach.
-Ty jesteś Bloem? - zapytałem
Elf wyglądał na zdziwionego.
- Cz-człowiek? C-co tu r-robi cz-człowiek? - elf się jąkał - j-jas-skinia wciąga t-tylko mag-giczne istot-ty...
- Ten człowiek włada arkanami nieba, księżyca i oceanu - powiedziała Rayla - a ty jeszcze nie odpowiedziałeś na jego pytanie. Czy ty jesteś Bloem?
- T-tak to j-ja. S-skąd znac-cie moje im-mię?
Opowiedzieliśmy mu o Lujanne, i o tym jak Callum wszedł do swojego umysłu i zobaczył Lujanne która kazała znaleźć mu w umyśle trzech elfów, a potem powiedziała że ci opiekunowie splotów pomogą mu opanować pozostałe żywioły.
- T-tak, B-bloem to jest-tem ja. M-mogę Ci pom-móc, a-a-ale pod-dejrzew-wam że jesteście zmęcz-czen-ni po p-podróży. Dzi-dzi-dzisiaj oprow-wadze w-w-was po splocie, a jut-t-tro zaczniemy n-naukę. - elf był całkiem sympatyczny i zaczął się uśmiechać zwracając się w ich stronę - Z-z-zacznijmy od te-te-tego że aby wyjść w-wystarczy s-s-stanąć na środku tej ko-ko-komnaty i wyciągnąć re-re-ręce do góry. W-wchodzenie do środ-dka już chyba opa-panowaliście. Więk-kszość ko-ko-komnat w splocie jest tak-ka sama. Więc b-b-będę wam opowiadać o nim w d-d-drodze do wasz-szej. - strażnik splotu poszedł przed siebie i zaczął mówić dalej - cała m-moc splotu bierze się z ka-ka-kamieni szlachet-tnych i nie-nie-nie-nieszlachetnych które nas ot-taczają. Są tu w-wszystkie rodzaje skał i z-z-ziemi. O-od ziem gó-gó-górskich przez r-r-rędziny do cz-czarnoziemów. Od piask-ku przez wap-pienie po diam-menty.
Szliśmy za magiem a on mówił. Cały czas jąkał się coraz mniej, aż w końcu przestał zupełnie.
Widocznie stresowaliśmy go jako nowi przybysze do których się na szczęście szybko przyzwyczaił.
- Jesteśmy. Chcecie trzy osobne pokoje czy może jeden?
- Poprosimy dwa. Ja z Raylą śpimy razem. - powiedziałem
- A zatem proszę. Dwa pokoje. Diamentowy dla człowieka i elfki oraz górski dla elfa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro